Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Pewnie będzie jeszcze sporo takich różnic. — Odpowiedział z delikatnym uśmiechem, zaraz jednak uśmiech ten nieco przygasł, a on dodał: — Mam nadzieję, że nie okażą się zbyt uciążliwe. — Bo co jeśli tak? Co jeśli te różnice kulturowe okażą się za dużym utrudnieniem? Na dobrą sprawę nie mieli czasu by poznać swoje kultury nawzajem, to jak dokładnie zostali wychowani. Czasami różnice wychodziły z czasem, a raczej zaczęły doskwierać w momencie, w którym ta euforia wywołana nowością opadnie, no i były dwie drogi – albo się docierało albo rozchodziło. Chociaż to chyba takie martwienie się na zapas? Zwłaszcza, że Moon nauczył się żyć i poprawnie funkcjonować z siedmioma innymi chłopakami w życiu codziennym i na dobrą sprawę nie darli kotów.
  — Po prostu chciałbym, żebyś mówiła mi o tym, że coś cię poruszyło lub gryzie. Czasami po prostu da się to przedyskutować. — Oznajmił. Wiadomo, że tak było najłatwiej bo większość nieporozumień brało się z braku komunikacji i snuciu domysłów, często nietrafnych. On, kiedy czegoś nie rozumiał to po prostu o to pytał lub mówił, że coś mu nie wyglądało za dobrze. Może dlatego tak dobrze mu się żyło z chłopakami? Miał nadzieję, że w ten sposób będzie to też wyglądało w relacji z Lilith. Życie byłoby prostsze!
  Zajął się przygotowywaniem posiłku dla Lilith, jednak nie chciał dyskutować czy by coś zjadł. Pewnie, że by mógł, cały problem też w tym, że wiedział, że jak zajedzie na próbę to będą akurat zaczynać, a nie ma nic gorszego dla niego niż podskoki i wykopy, oraz inne akrobacje po jedzeniu. Wszystko tam baunsowało razem z nim i nie było to przyjemne uczucie. Temu też chciał się ograniczyć tylko do kawy, z tego tytułu uruchomił ekspres, by faktycznie strzelić sobie to espresso, które podobnież krążyło w jego żyłach. I to podwójne.
  — Ty może nie — odparł, zerkając na nią — ale może ja tak? — Może on umrze z tęsknoty, jak nie uda mu się chociaż chwilę porozmawiać z dziewczyną. Zaraz jednak przypomniał sobie o czymś: — Nie przestrasz się jak będę nazbyt napastliwy. Tutaj zainteresowanie okazuje się byciem w ciągłym kontakcie i możliwe jak najszybszym odpisywaniu. — A on to zawsze robił, jak tylko mógł. Jak nie mógł to pisał, że przez jakiś czas będzie niedostępny. I też za to przepraszał. Wolał nadmienić, żeby nie było że znowu wyszła jakaś różnica. Może powinien też wspomnieć, że większość Koreańczyków jest strasznie zazdrosna. Damon mu jeszcze przytaknie a on nawet Koreańczykiem nie był. Takim modelowym.
  — Jasne, że chcę — odpowiedział z pełnym przekonaniem, a także uśmiechem radosnego szczeniaczka, któremu ktoś właśnie obiecał smakołyk. — Może i widzę cię więcej jak jestem na scenie — bo tam procentowo spędzał większość czasu, nawet jeśli spojrzenia mieli przez występu mieć nieoderwalnie w centralnej kamerze — ale na backstage przynajmniej mogę cię przytulić. — Pocałować to średnio, no bo jeszcze miał przed tym opory, tak przy ekipie odpowiedzialnej za koncert. — Poza tym chłopaki się ucieszą. — Bo lubili Lilith. Kang w szczególności!
  Po podaniu jej kawy i pożyczeniu jej smacznego wraz z tłumaczeniem, odwrócił się by sięgnąć po swój kubek, w którym znajdowało się jego cudowne espresso. Zwrócił się ponownie w stronę dziewczyny i oto ona zamierzała go nakarmić. Odjął kubek od ust i uśmiechnął się ujmująco, grzecznie jednak przechylając się by tego kęsa, bez większej dyskusji, zjeść. Jeden przecież to nic. Choć nie powinien wciskać w siebie nic smażonego przed tym wszystkim. Zaraz potem popił kawką i już miał coś mówić, kiedy to odezwał się jego telefon, ten który ładował w uniwersalnej stacji dokującej na blacie. I co rozbrzmiało? Wspaniała i ulubiona Gashina.
  Moon zerknął na telefon, przeprosił Lilith, a potem odebrał, witając się po koreańsku. Zaraz potem wysłuchał kogoś, a zdało się słyszeć że to Amanda bo głos przebijał się przez słuchawkę, a potem odpowiedział jej po koreańsku i podziękował, automatycznie i bezwiednie się przy tym skłaniając lekko, mimo iż ona tego przecież nie widziała.
  Zaraz potem odezwał się już po angielsku, mówiąc że jest z Lilith i że przełącza się na tryb głośnomówiący. Odłożył telefon na blat i wrócił do opiekowania się tym drugim tostem.
  — Och, cześć Lilith! — No nikt inny jak Amanda. I zobaczcie jak przyjemnie i przyjaźnie brzmiała. Lilith, dlaczego ty jej tak bardzo nie lubisz? Moon zerknął na swoją dziewczynę i uśmiechnął się zachęcająco do niej. On dalej w pamięci miał rozmowę z przyjaciółką, więc chyba właśnie sprawdzał czy są jakieś objawy ze strony Lilith. — Świetne się wczoraj z tobą bawiłam. — O ty mała oszustko. Ale przecież brzmiała tak przyjaźnie i uroczo, no jak Moon mógł jej nie wierzyć? Czy to robiło z niego łatwowiernego? Czy to jednak kwestia, że to Amanda była jakimś wirtuozem manipulacji i zwodzenia. — Widzimy się dzisiaj na backstage’u, nie?
  — Tak, Lilith mówiła, że będzie. — Wtrącił się Moon. — Zaopiekujesz się nią, prawda?
  — Oczywiście! Przypilnuję jej dla ciebie i zadbam o nią, nie martw się! — Aha, no jasne. Jak już ona zadba o Lilith to tej to się żyć odechce. Znaczy co? Kto to napisał?
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Zobaczymy… ale jestem dość ugodowym człowiekiem. - odpowiedziała z ciepłym uśmiechem. Jak widać przez długi czas znosiła nawet Chiarę i jej wymysły, więc jeśli chodziło też o cierpliwość to miała jej spore pokłady. Tylko odnosiło się to głównie do osób, które były jej w jakiś sposób bliskie. A ona… no jakby nie było, przez długi czas była uznawana za przyjaciółkę dopóki coś jej nie odwaliło i się nie wypięła całkowicie. Poza tym, Lilith domyślała się już, że różnice kulturowe będą pewnie dość spore, ale to chyba nic do czego nie da się przywyknąć, nie? A przynajmniej taką miała nadzieję, bo też nie zamierzała robić żadnej afery z tego tytułu, że ten nie mógł spać z nią w jednym łóżku. Akurat to szanowała, więc po prostu teraz będzie wiedzieć na przyszłość, że to nie tak, że z nią jest coś nie tak, ale chodziło o kulturę i tradycje pielęgnowane w Korei. Chciała mieć chłopaka Koreańczyka to należało to zaakceptować, tak samo jak pewnie inne różnice z którymi przyjdzie im się zmierzyć.
Przytaknęła na jego słowa.
- Postaram się. - bo czasami nie przychodziło to tak łatwo, mówienie o tym co cię gryzie, zwłaszcza, że Lilith często robiła wszystko sama i uważała się za taką Zosię Samosię, która wszystko sama dzielnie zniesie i sobie poradzi. Jak już to szła do Echo, która nigdy jej nie oceniała i pytała tylko gdzie ukryją ciało. Jednak skoro już zamierzała zbudować związek z Moonem, to… chyba będzie trzeba się nieco poprzestawiać. A przynajmniej faktycznie się postarać.
No niby fakt, tańczenie z pełnym żołądkiem nie było fajne, ona sama też wolała ograniczyć jedzenie przed treningiem czy zajęciami z tańca, ale jeden kęs mu nie zaszkodzi, a chociaż żołądka nie będzie miał aż tak pustego! Poza tym, rzadko kiedy widziała, aby faktycznie coś jadł, więc się martwiła, zwłaszcza, że miał bardzo aktywny tryb życia!
- Czyżby? - uśmiechnęła się wymownie, słysząc, że mógłby umrzeć od braku kontaktu z nią, a kiedy wyznał, że tu zainteresowanie idzie wraz z ciągłym kontaktem, kąciki ust uniosły się jej jeszcze wyżej. - Och, to akurat miła odmiana. - no bo ostatnio to ona była tym, który wciąż pisał i był dość napastliwy, za co potem jej się obrywało, że ma się uspokoić, bo ktoś ma też swoje życie. A to życie nazywało się Allison. Oczywiście, że na A. Tak więc, trochę się sparzyła kiedy chodziło o ciągłe pisanie do kogoś, ale chociaż wiedziała, że tu nie wyszłaby na kogoś namolnego.
- Przytulenie zawsze wygrywa. - no bo co innego być z przodu, gdzie chociaż prawie cały czas się widzą, to nie mają żadnej interakcji. Z tyłu mogli porozmawiać przez chwilę no i oczywiście się przytulić! A to było o wiele lepsze niż słuchanie jak laski obok wzdychają do twojego faceta, naprawdę! Znaczy, trochę łaskotało ego, bo jednak to ją wybrał spośród milionów zainteresowanych, ale no. Nawet nie mogła o tym głośno mówić i wetrzeć tego komuś w twarz! Chociaż to w jej przypadku lepiej. Przynajmniej teraz. - To zobaczymy się na backstage’u. - dodała. Musiała się przyzwyczajać do tamtych klimatów! No i do obecności Amandy, która wyraźnie za nią nie przepadała… a co gorsza, miała także mocnego crusha na Moonie co wiedzieli chyba wszyscy. Poza samym zainteresowanym.
Dobrze, że się nie sprzeciwiał, kiedy zamierzała go nakarmić! Miał szczęście. Ten jeden kawałek ją wystarczająco zadowolił. Oczywiście wepchnęłaby mu jeszcze więcej, bo przecież o niego dbała i nie chciała, aby nie miał sił na ten swój dzisiejszy koncert i próby, ale wtedy też zadzwonił telefon. Instynktownie zerknęła w jego kierunku, słysząc tą cholerną piosenkę i w myślach wywróciła oczami. Już wiedziała kto dzwoni. Ona sama natomiast wróciła do swojego posiłku, kiedy chłopak zaczął rozmawiać przez telefon z jej ulubienicą. I tak nie rozumiała co mówili, więc po prostu powoli pałaszowała swoje śniadanie, delektując się chrupkością bekonu. Bo była idealna, zwłaszcza w połączeniu z jajkami. Chyba niezbyt przejmowała się tą rozmową, ale kiedy ten rozmawiał to niemo, przy pomocy gestów i wyrazu twarzy dała mu znać, że bekon, który zrobił to niebo w gębie. Tęskniła za bekonem! W sensie mięsem, nie sąsiadem.
Kiedy jednak przełączył się na angielski, brewka jej drgnęła w zaskoczeniu, a zaraz potem spojrzała na telefon z którego odezwała się jej super fałszywa przyjaciółka.
- Cześć, Amanda. - przywitała się grzecznie i równie przyjemnie, po chwili pakując do ust kolejną porcję ciepłego śniadania. Chyba próbowała nie przejmować się tą dziewczyną, przynajmniej teraz, chociaż jej ton był… no. Lekkim zaskoczeniem, ale zaraz sobie przypomniała, że Isaac też jej słucha, więc wszystko już było jasne. Nie komentowała jednak tej zmiany nastawienia, wiedziała skąd pochodzi, a to jedynie utwierdzało Lilith w tym, że dziewczynę jest dwulicową manipulatorką. Cudownie. - Oh, dziękuję. - odpowiedziała na jej fałszywe stwierdzenie jako, że miała się z nią świetnie bawić. Bullshit. Shelby wiedziała, że ta dziewczyna jest, jak to mówią, full of shit. Niespecjalnie jednak przejęta zachowaniem Amandy dalej spokojnie pałaszowała swoje śniadanie. Zerknęła jeszcze tylko na Moona, kiedy powiedział za nią, że będzie na tyłach… i poprosił, aby Amanda się nią zajęła. Oh, cudownie. Nie trzeba było. Naprawdę. Lilith sobie sama świetnie poradzi, wolała unikać jego „przyjaciółki” tak długo jak można było. Opuściła jedynie spojrzenie w dół na swoje jedzenie, nie zamierzając głośno komentować tego pomysłu, chyba trochę obawiając się tego co ją czeka na dzisiejszym koncercie.
Przez resztę rozmowy starała się milczeć, ewentualnie odpowiadać grzecznie i przyjaźnie na poszczególne pytania, które były skierowane do niej. Skupiała się jednak głównie na śniadaniu. No… wycofana była, ale co się dziwić kiedy ktoś ci grozi i obraża na osobności, a przy twoim chłopaku jest najmilszą osobą pod słońcem?
Po zakończonym połączeniu to straciła już apetyt.
- … to było ciekawe. - rzuciła, nawet na niego nie patrząc, dalej mieląc w głowie całą tą rozmowę, która zdecydowanie różniła się od tego co miała wczoraj. Ale kiedy przypomnieć sobie wszystkie czasy, kiedy Lilith miała styczność z dziewczyną sama, a z Moonem, to… wszystko zawsze wyglądało tak samo. - Szkoda, że zawsze nie jest dla mnie taka miła. - mruknęła cicho, grzebiąc w talerzu, mając spojrzenie utkwione w jajecznicy. Jajecznico, jesteś taka cudowna! Niezbyt dobrze się czuła z faktem, że się skarży na jego przyjaciółkę, ale miała mu mówić jak coś ją męczy, nie? Albo ktoś. A to nie był byle kto, tylko najbliższe towarzystwo Isaaca, które jest przy nim… często. Bardzo często.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Różnice kulturowe istniały, nie zawsze dało się je przeskoczyć, ale czasami dało się wypracować całkiem dobry konsensus, ale to tylko wtedy, gdy właśnie mówiło się o rzeczach. Więc jedno sprowadzało się do drugiego, ale skoro Lilith powiedziała mu, że się postara to jemu to wystarczyło. Ufał jej całkowicie. I też liczył, że jeśli to, że on tak „po bożemu” żyje zacznie dla niej być mocno uciążliwe, to jednak powie mu o tym. Razem na pewno by coś wymyślili. Jakby nie było to Moon w żadnym celibacie nie był.
  — Daj mi, proszę, znać jak zrobię się z tym uciążliwy. — Powiedział. Bo nie chciał przeładować Lilith tą atencją, nawet jeśli miała być „miłą odmianą”, cokolwiek to znaczyło. Taka była kultura koreańska. Dużo pisać i, trochę to podchodziło pod kontrolę, wysyłać dużo zdjęć. Takich z czasu teraźniejszego – gdzie się było i z kim się było. Taki całodzienny update, prywatna instastory. Gdyby się nad tym bardziej pochylić to właśnie tak zachowywał się Moon, dzwonił między zajęciami – próbami czy przymiarkami – wysyłał zdjęcia z chłopakami – a to już była oznaka ogromnego zaufania, bo przecież mogła to wszystko wrzucać do netu, na swojego bloga! Gdyby jeszcze jakiegoś miała. Ale tak – robił to wszystko. Mogło się to wydawać dziwne, nieco nietypowe, ale nie dla kogoś, kto mieścił się w koreańskim, heh, kanonie.
  Moon chciał utrzymać tożsamość Lilith jak najdłużej w tajemnicy. Bo wiedział jakie potrafiły być fanki, a one potrafiły być… różne. Od wspierających do tych zawistnych, o tych psychofankach już nawet nie mówiąc. Dlatego chciał tego nie tyle, że się jej w jakikolwiek sposób wstydził czy nie chciał przyznawać publicznie, ale temu by była bezpieczna. Psychicznie i fizycznie. Bo jedno i drugie mogłoby zostać zagrożone, zależnie od tego jaką Traumas mają wenę. A wolałby aby Lilith nie musiała też wszędzie chodzić z prywatnym ochroniarzem, którego na sto procent by jej wciskał, gdyby jednak jej tożsamość wyszła na jaw a Traumas zachowywałyby się podejrzanie. Jakieś groźby na DM i tym podobne. Już nie mówiąc o tym, że wytwórnia pewnie też chciałaby powoli zacząć wywierać wpływ na wizerunek dziewczyny, skoro była w bezpośredni sposób powiązana z ich dojną krówką.
  Dlatego też lepiej ograniczyć się do przytulasów na backstage niż bazować na spojrzeniach ze sceny, bo z kolei Traumas i nawet taką bzdetę jak nadmierne zerkanie w jednym kierunku, potrafiłyby wychwycić i przeprowadzić śledztwo. Wiadomo, że dziewczyny, zwłaszcza zazdrosne, to lepsze są niż takie FBI i CIA razem wzięte.
  A potem zadzwoniła nieodłączna gwiazda. Najwspanialsza i najlepsza, niesamowita przewodnicząca Traumas United, córka szanowanych prawników Amanda! Amanda Moon, jak to czasem ją nazywają Traumas, które shipują ją z Isaaciem. Zadzwoniła po to by złożyć chłopakowi życzenia – tak jakby nie robiła tego kilka godzin wcześniej, ale przecież nie może jej być zbyt mało w życiu chłopaka – a potem miała sobie pogadać z Lilith. Więc popytała tylko co ubiera, a potem nawet rzuciła, że jeśli chce to mogą podejść na kawę do kameralnej kafejki, a wtedy też Moon spojrzał na Lilith, chyba samemu będąc zajaranym tym pomysłem bo oto dziewczyny mogłoby mieć bonding.
W ty m czasie Moon zdołał przełożyć kolejnego tosta na talerz dziewczyny, by zaraz potem zająć się zmywaniem, a gdy Amanda się rozłączyła, on akurat odwracał się do Lilith, wycierając dłonie w ręcznik kuchenny.
  — Ah? — Zdziwił się, jak rasowy Koreańczyk, którzy wszystko wyrażają przez jedno „ah” w milionie różnych odsłon i intonacji. Przechylił nawet lekko głowę, spoglądając na dziewczynę, będąc mocno skonsternowanym. — Co masz na myśli? — dopytał, chyba zdając sobie sprawę, że na nie wszystkich takie „ahanie” może działać tak, jak miało. Zaraz przecież przypomniała mu się rozmowa z Amandą na imprezie, gdzie musiał ją pocieszać bo „Lilith chyba jej nie polubiła”. Oczywiście, że temat zmierzał poruszyć z dziewczyną, może nie teraz, kiedy czasu było mało, ale na pewno chciał porozmawiać i zapytać Lilith o to. Poznać jej stronę, bo przecież nie planował od razu na nią skoczyć z wyrzutem „czemu nie lubisz Amandy, co ona ci zrobiła, bądź miła”. Nie w taki sposób działał. Aczkolwiek widząc, że Lilith troszkę mu przygasła, to chyba zapomniał o tym, że naprawdę się spieszył i powinien był już kierować się do wyjścia. Miast tego obszedł wyspę i przysiadł na hokerze obok dziewczyny.
  — Myślałem, że się dogadujecie? — W zasadzie to tak nie myślał po tym, co powiedziała Amanda, ale nie musiała o tym wiedzieć! Poza tym szczerze liczył na to, że będą się dobrze dogadywały. —Coś się stało?
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Jasne. - odpowiedziała z uśmiechem. Ciekawe kiedy i czy w ogóle zacznie jej to ciążyć, chociaż chyba nie wiedziała co to znaczy koreańska uciążliwość. Ale kto wie, może do niej przywyknie i sama się w nią wkręci? W końcu kto z kim przystaje takim się staje, a jeśli miała z nim spędzać teraz całe dnie na rozmowach, które przez kolejne dwa miesiące będą ich jedyną formą kontaktu, no to pewnie będzie się cieszyła z każdego zdjęcia i wiadomości od niego, nieważne o jakiej godzinie. Poza tym, no właśnie! Miała wgląd do materiałów, które nigdzie nie były publikowane. Do zdjęć, które miała mieć jedynie ona. Fanki by się zabijały o zdjęcia z backstage’u, o których istnieniu nie miały pojęcia. Byłyby jak najcenniejsze polaroidy do albumu z kolekcją zdjęć PTS(D)! Mogłaby je pewnie sprzedać za majątek… gdyby faktycznie była tego typu fanką i pojebaną dziewczyną, która sprzedaje prywatne kolekcje do gazet i dla różnych stron, aby zarobić spore pieniądze. Ale nie była. Pewnie nawet nie pomyślałaby o tym, aby sprzedać fotki, które jej wysyłał. A patrząc na jej galerię w telefonie… zarobiłaby krocie.
Szczerze mówiąc nie ciągnęło jej do tego, aby wyjawić swoją tożsamość wszystkim dookoła. Dobrze jej było, kiedy nikt nie wiedział kim naprawdę była. Dzięki temu mogła brać udział w dziwnych grach dla fanów jako jedna z randomów, a nie dziewczyna Isaaca Moona, bo chociaż nigdy jej nie ciągnęło to bycia sławną i popularną, to miała dziwne wrażenie, że jak ludzie tylko dowiedzą się kim jest, to… straci swoją prywatność. Całkowicie. Już zdołała się zapoznać z fankami na koncertach, a także w internecie i były różne, ale najstraszniejsze były chyba te zaborcze. No i ich zdolność zdobywania informacji o wszystkich. Shelby niby nie miała nic do ukrycia, ale… Amanda na przykład już zdołała jej zagrozić jakimiś dziwnymi rzeczami z przeszłości o których pewnie wolałaby zapomnieć. Nie wiedziała co to miałoby być, ale pewnie na wierzch wypłynąłby syf, taki typowy nastoletni, który był normalny dla tego wieku na całym świecie, ale nie był akceptowalny wśród idoli, bo przecież mieli być nienaganni i perfekcyjni.
Nie ufała Amandzie. W ogóle. Twierdziła, że jest fałszywa i toksyczna, a także jest fantastyczną manipulatorką i aktorką. Już kilka razy to pokazała, a Lilith przecież nie znała jej tak długo. Od początku nie pokazała się z dobrej strony. W zasadzie nigdy tego nie zrobiła. Widziała jednak piękną zmianę nastawienia i zachowania jak pojawiał się obok ktokolwiek inny. No, może poza Abigail. I Chunghą. Wystarczył chociaż jeden z chłopaków i Amanda stawała się najsłodszą osobą pod słońcem… ale kiedy zostawała sama z Lilith, to dopierdalała jej na każdym kroku. I szczerze to Lilith nie bardzo umiała udawać, że wierzy w tą słodką odmianę Sramandy, gdy chciała ją wyciągnąć do kafejki. Bonding sronding. Pewnie po nim jeszcze bardziej odechciałoby się jej żyć, więc odpowiedziała wymijająco, ale grzecznie, że da jej jeszcze znać.
Trochę przygasła. Męczyło ją to dwulicowe zachowanie, bo Isaac nie widział jej drugiej strony. Nie widział to jak ją traktuje, kiedy nikt nie patrzy. W końcu chlopaki przedstawili ją jako swoją protektorkę, przyjaciółkę i świetną dziewczynę, której ufali, bo już nie jedno z nimi przeszła, nie? I co, nagle pojawia się taka Lilith, która mówi, że to całe bycie miłym jest kłamstwem i mają w to uwierzyć? No raczej nie, więc chyba czuła się trochę na straconej pozycji. Amandę znali o wiele dłużej niż ją. Może Lilith po prostu chciała się pozbyć konkurencji i zająć jej miejsce? Patrzcie, wystarczyła jedna rozmowa z Gashiną i już zaczęła w siebie wątpić. Należało przyznać, że miała dziewczyna talent.
- Nic takiego... - odpowiedziała nieco zmieszana, kiedy Isaac zdawał się usłyszeć jej głośne myśli. Mocniej utkwiła spojrzenie w swojej jajecznicy. Nienawidziła się skarżyć, zwłaszcza na bliskich przyjaciół swojego chłopaka, bo była straszną Zosią Samosią, ale musiała się nauczyć dzielić tym co siedziało jej na sercu, nie?
Podniosła na niego spojrzenie, kiedy obszedł wyspę i usiadł obok na hokerze. Otworzyła powoli usta, aby coś powiedzieć, ale… nie powiedziała początkowo nic. Zamknęła je i odwróciła wzrok na świeżo przygotowanego tosta.
- Po prostu… - zająknęła się, szukając słów na to jak ładnie opisać to co miało miejsce poprzedniego wieczora. - jak nie ma cię obok, to już nie jest dla mnie taka miła. I wczoraj bardzo wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie jestem przez nią mile widziana w waszej ekipie. - przyznała, dalej bawiąc się jedzeniem widelcem. Już było chłodne, ale ona i tak straciła apetyt. - I że tu nie pasuję. - dodała nieco ciszej, bo doskonale pamiętała każde słowo, które padło z ust dziewczyny. Uśmiechnęła się zaraz nieco, przenosząc na niego spojrzenie. - Jestem dość twarda, ale mówiła rzeczy, które zabolały… i przez które trochę zaczęłam wątpić. - w samą siebie, w niego, w nich, ale za każdym razem jak wątpliwości się pojawiały, to ganiła samą siebie, że nie powinna tak myśleć, bo te demony, które zakorzeniła w niej Amanda wcale nie miały racji bytu. I gdyby ta się dowiedziała, że jakkolwiek, chociaż w tym małym ułamku wpłynęła na Shelby, to pewnie poczułaby sporą satysfakcję. - Wiem, że się przyjaźnicie, ale my przyjaciółkami raczej nie zostaniemy… a próbowałam. - dodała przepraszająco, bo naprawdę chciała się z dziewczyną dogadać, ale ona wyraźnie tego nie chciała. Wolała zamiast tego się jej pozbyć. I najlepiej zająć jej miejsce.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Moon, wiadomo, nie lubił sporów i najbardziej by chciał, żeby wszyscy się dogadywali. Nie żył jednak w jakimś bajkowym świecie i wiedział, że nie zawsze się to udawało. Niemniej uważał, że konflikty należało rozwiązywać, toteż rozmawiał. Z jedną i z drugą. Wiadomo, że najlepiej by było, gdyby cokolwiek to nie było to same to przegadały, ale już nauczył się na chłopakach, że czasami mediator był potrzebny. Na imprezie Amanda opowiedziała mu jakąś smutną historię, on się tym przejął. Była przy nim bardzo skrzywdzoną sarenką, a jak wiadomo Moon miał bardzo dobre serduszko i przejmował się, taki widok szczególnie go ruszał bo nie chciał by jego bliscy przyjaciele z jakiegoś powodu byli smutni. Jeśli mógł jakoś zadziałać to zawsze to robił.
  To wypowiedziane przez nią „nic takiego” chyba średnio go przekonało. Dlatego też, już zapominając faktycznie o tym, że się spieszył, podszedł do dziewczyny by usiąść obok i spróbować namówić ją do tego, by powiedziała co jej tam leży na sercu. Bo widocznym było, że coś. Poza tym, jeszcze kilkanaście minut temu przecież prosił ją, by mówiła mu o rzeczach. Co prawda głównie chodziło o te rzeczy związane z nimi samymi, z ich relacją, z ewentualnym dyskomfortem, ale no to chyba też należało poruszyć. Tym bardziej, że nieważne jak dobrą osobą by nie był to jednak nie miał rozwiniętej zdolności „domyślania się”. To była umiejętność, która tak naprawdę nie istniała. A jeśli komuś się wydawało, że wie o co chodzi to zwykle też nie trafiał.
  Sięgnął swoją dłonią do jej dłoni, by ująć ją delikatnie, chyba po to by przekazać jej niemo, że on jest z nią i może mu powiedzieć o wszystkim. Cokolwiek by to nie było. A zaraz jednak usłyszał to, co ona miała do powiedzenia i szczerze? Zmarszczył początkowo czoło w wyrazie niezrozumienia. Bo dla kogoś, kto znał Amandę z totalnie innej strony to brzmiało… co najmniej abstrakcyjnie. Z drugiej strony przecież nie miał podstaw by nie wierzyć Lilith. W sensie – dlaczego miałaby kłamać w takim temacie? Po co? Nawet nie miał jej za kłamczuchę, czy kogoś kto zmyśla rzeczy. Podobne miał też z Amandą. No jego to ona nigdy nie okłamała, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zawsze była miła, grzeczna i pomocna. Wszyscy w PTS(D) ją lubili.
  Dodał do tego wszystko to, co powiedziała mu na imprezie Amanda i… wyszło mu wielkie nic.
  Odbiło się to na wyrazie jego twarzy. Głęboka konsternacja. Niezrozumienie. Zagubienie. No i milczał też po tym wszystkim, próbując to sobie jakoś poukładać w głowie. Znaleźć jakieś wyjaśnienie dla tego, co usłyszał. A jedyne co mu przychodziło do głowy to:
  — Myślę, że po prostu to jedno, wielkie nieporozumienie. — Stwierdził w końcu, uśmiechając się przy tym pociesznie. Nieporozumienia się zdarzały. Zwłaszcza jak różne kultury wchodziły z sobą w interakcje, to na pewno to. Zresztą dowód ku temu mieli przecież rano. Lilith zinterpretowała to opacznie, nie tak jak było i stąd też się zrobiło kwaskowato. — Amanda też chyba coś źle zrozumiała, bo powiedziała mi prawie to samo. Że czuje się nieakceptowana przez ciebie i ma wrażenie, że jej nie lubisz, a przecież zależy jej, żebyście się dogadywały. — Dodał, gładząc spokojnie kciukiem skórę na jej dłoni. No a przecież to niemożliwe, żeby obie czuły się nielubiane, gdzie Amandzie podobnież zależało na tym, żeby dogadać się z dziewczyną przyjaciela. Skąd miał wiedzieć, że robi go w bambuko. Naprawdę nigdy nie dawała mu podstaw do kwestionowania jej słów. — Wydaje mi się, że jeśli na spokojnie usiądziecie i to przegadacie, to powinnyście dać radę to rozwiązać. Naprawdę miło by było, gdybyście faktycznie się zaprzyjaźniły. Ona będzie na miejscu, kiedy ja wyjadę. Gdybyś zdecydowała się złożyć papiery tutaj, na studia, na sto procent by ci pomogła. — Albo raczej – na sto procent by zaczęła sabotować próbę przeniesienia się, żeby tylko nie miała możliwości być w Korei i nie zrealizowała tego, na czym jej zależało. Ale gdzie tam – Moon jej o to nie podejrzewał. Ale pamiętał jak Lilith zareagowała na propozycję, bardzo entuzjastyczną, ze strony Amandy na to spotkanie. Nie była zbyt przekonana. I tutaj teoretycznie to ona wychodziła na mniej zaangażowaną! Ale nie skreślał jej przez to, nie przyznawał punktów ujemnych, bo przecież mówiła, że nie czuje się za dobrze w towarzystwie Amandy, więc to chyba naturalny odruch, że nie była zbyt przekonana.
  Ale tak. Na jej zeznania nie zareagował poprzez „A to suka, idę ją opierdolić”. Bardziej starał się wszystko załagodzić i być… bezstronny. Bo i na jednej i na drugiej mu zależało. Nie chciał przecież wybierać, bo też po co? Przecież konflikty dało się rozwiązywać. Prawda? No… nie wszystkie.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Lilith sama nie była pierwsza do konfliktów. Wolała się z ludźmi dogadywać, ale, wiadomo, czasami się nie dawało. Tutaj to Shelby była tą co chciała nawiązać kontakt i była miła. Amanda od początku dała jej w kość i już przy pierwszym spotkaniu wyraźnie dała jej do zrozumienia, że koleżankami nie zostaną. I jak wcześniej mogła pomyśleć, że faktycznie coś źle odebrała, albo to jakieś nieporozumienie, tak po wczorajszych urodzinach Isaaca była święcie przekonana, że dziewczyna zwyczajnie nie chce jej w tym otoczeniu. I to nie tylko dlatego, że „tu nie pasuje” z jakiegoś powodu, ale dlatego, że Lilith miała oficjalną łatkę „dziewczyny Isaaca” przez co Amanda niedługo mogła stracić swoje nazwisko Moona wśród Traumas. Chyba, że JYP postanowi ją przedstawić z jakiegoś powodu jako dziewczynę ich popularnego maknae. W każdym razie Lilith nie wydawało się, że przesadza lub to jakieś nieporozumienie. Może wcześniej faktycznie, ale teraz? Po tym co usłyszała od dziewczyny w twarz? Aż tak naiwna nie była.
Wiedziała za to, że Amanda miała bardzo mocną pozycję wśród idoli. Już Kang jej powiedział, że wszyscy ją lubią, bo jest miła, sympatyczna i pomocna. A przynajmniej dla nich. Chłopaki nie znali jej drugiej strony, bo nigdy im jej pewnie nie pokazywała woląc być tą kochaną, miłą i słodką. Szkoda, że Lilith też nie mogła się z nią zapoznać tylko dlatego, że ta wybrała sobie złego biasa. I chłopaka.
Nie wiedziała co Amanda powiedziała Moonowi. Szczerze mówiąc domyślała się, że rozmawiali o niej z jakiegoś powodu, bo wystarczyło spojrzeć w ich kierunku. I na przybity wyraz twarzy dziewczyny, gdy Lilith patrzyła w jej kierunku. Shelby nie wiedziała tylko, że ta mogłaby nakłamać Isaacowi o tym co faktycznie miało miejsce. Chyba jeszcze nie wiedziała do czego dziewczyna była stanie się posunąć, ale z biegiem czasu dowie się, że Amanda jest zdolna do naprawdę paskudnych rzeczy… szkoda tylko, że na własnej skórze.
- Mówisz? - spytała, bo… no jej to nie wyglądało na nieporozumienie, ale też nie powiedziała Isaacowi co dokładnie miało miejsce na imprezie. Nie chciała się aż tak spowiadać, ale jeśli nie będzie miała wyjścia i uzna to za konieczne, to nie będzie przed nim ukrywać czym tak naprawdę oberwała w mordę. Niech wie jaka jego przyjaciółka jest super.
Brewka jej jednak drgnęła wyżej, kiedy Moon jej powiedział, że… Amanda poczuła się nieakceptowana przez Lilith i ma wrażenie, że jej nie lubi. I hej, miała doskonałe wrażenie, bo tak właśnie było. Ale nie bez powodu. Shelby miała doskonałe argumenty, które stały za tym, aby odsunąć się od Amandy i nie chcieć się z nią „bondingować”.
- Co? - wyrwało jej się, gdy dowiedziała się o jakże smutnych powodach przez które dziewczyna była przybita. No co za mała manipulatorka. Należał jej się oscar za tą grę zranionej sarenki.
Kiedy Moon jej powiedział, że powinny to na spokojnie przegadać i rozwiązać, pokręciła jedynie głową, odwracając od niego spojrzenie gdzieś w bok. Naprawdę wierzył, że były w stanie to naprawić i się zakolegować. I nie zdawał sobie sprawy, że Amanda wcale nie była taka miła na jaką się kreowała.
- Nie wydaje mi się. - mruknęła krótko, wyraźnie nieprzekonana. Nie wierzyła, że Amanda by jej pomogła dostać się tu na studia. Szczerze mówiąc to właśnie miała dziwne wrażenie, że dzięki niej nigdy nie dostałaby się na żadną uczelnię. Ona jej tu nie chciała. Nie chciała jej w tej okolicy, nie chciała jej w pobliżu idoli, nie chciała jej w pobliżu Isaaca. Dlatego miała przeczucie, że z pomocą Amandy to zostałaby już na zawsze w Australii.
Przez chwilę przetwarzała to co powiedział jej Isaac. Zmarszczyła lekko brwi i raz jeszcze zwróciła ku niemu swoje ciemne spojrzenie.
- Isaac, co dokładnie powiedziała ci Amanda? - spytała, bo już wiedziała, że nic co było prawdą, ale chyba było też coś więcej, bo rozmawiali… no dość długo. No i dlaczego niby to ona miała być tą złą i niedobrą, która ma nie akceptować i nielubić przyjaciółki swojego chłopaka? Żeby jeszcze faktycznie coś zrobiła! No ale coraz bardziej zaczynała łapać plan działania Amandy i musiała przyznać, że zaczynał mieć sens. Odgrywanie roli biednej i zranionej mając pełne zaufanie chłopaków. Łatwa rola, aby wygnać kogoś nowego i niewygodnego z ekipy.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Tak mi się wydaje. — Bo naprawdę wydawało mu się, że to jedno, wielkie nieporozumienie. Zła interpretacja racji. Ktoś mógł mieć po prostu niezbyt przystępny wyraz twarzy i już się myślało, że nie za bardzo przepada za kimś, a to wcale nie musiało być tak. Ktoś mógł mieć inne poczucie humoru, inne usposobienie, no i już to wystarczyło.
  Podobną postawę przyjął, gdy rozmawiał z Amandą. Oczywiście, że nie uwierzył jej od razu, że Lilith jest podła i niedobra, bo trochę ją znał i nigdy mu nie pokazała, że może być taka nieprzyjemna. No dobra, może raz – jak zaczęli znajomość, ale to wtedy było skierowane do kogoś innego i w zasadzie miało podstawy. W żaden sposób jej to nie ujmowało.
  Westchnął, widząc zamkniętą postawę Lilith, którą przyjęła na jego słowa dotyczące ewentualnego dojścia do porozumienia i pomocy.
  Z perspektywy Isaaca, który nie miał absolutnie podstaw by nie wierzyć ani jednej, ani drugiej, wyglądało to tak, jakoby Lilith po prostu zamknęła się na Amandę i teraz, kiedy on sugerował aby to przegadały i wyjaśniły sobie to nieporozumienie, które mogło zajść między nimi, była z góry na nie. Nie chciał tutaj przyznawać minusów, ani tym bardziej snuć wniosków na zaś, ale w chwili obecnej to Amanda wychodziła na tę bardziej chętną do tej przyjaźni niż Lilith. Bardziej chętną do wyjaśniania wszelkich konfliktów, bardziej skorą do współpracy. Nie mógł wiedzieć przecież, że to również teraz była część planu, by to ona wypadał z jak najlepszej strony, nawet lepiej niż Shelby. Ale tak to się prezentowało. Dla niego, który nie mógł opowiedzieć się po żadnej ze stron. Dla niego najlepszym rozwiązaniem byłoby faktyczne skonfrontowanie ich racji i możliwe wyjaśnienie, może faktycznie by się dogadały? W to na pewno chciał wierzyć. A trudno było mu zrozumieć, że osoba, którą znał już kilka lat, która wielokrotnie im pomogła – i to nie tak dawno temu nawet – wyhodowała sobie drugie oblicze i teraz nękała jego obecną partnerkę. Dla niego nie trzymało się to kupy i nie było co się dziwić. Jakkolwiek frustrujące dla Shelby by to nie było. Amanda mówiła, że ma mocną pozycję w ekipie i wcale się nie myliła. Lilith też wcale nie miała lekkiej bo jednak Moon z nią się związał i to z nią trzymał, ale… Tak na marginesie mówiąc to dłużej znał Amandę. Nie znaczyło to, że lepiej.
  No, ale przecież na siłę ich nie zaciągnie do dogadania się. Tym bardziej, że Lilith nie wyglądała na przekonaną, ergo też na chętną by spróbować. Stawiało go to w niekomfortowej sytuacji, bo naprawdę nie chciał być pośrodku sporu. Zwłaszcza osób, które były dla niego ważne. Nie chciał też wybierać żadnej ze stron w konflikcie, który – jak na jego zdanie – dało się jednak zażegnać i to bez strat.
  Spojrzał na Lilith, gdy zadała mu pytanie i wyglądał na to, jakby poczuł się bardzo niezręcznie po jego usłyszeniu, bo:
  — Wiesz, nie powinienem powtarzać tobie tego, co mówiła. — Ani też nie zamierzał z Amandą rozmawiać o tym, co mówiła o niej Lilith, bo tak się po prostu nie robiło. — Tak jak mówiłem – tyle, że odniosła wrażenie, jakobyś nie za bardzo lubiła jej towarzystwo — choć Amanda wypowiedziała się nieco dobitniej – że Lilith była zazdrosna i nie chciała jej w pobliżu swoim i Isaaca. Ale zakładał, że było to nacechowane nazbyt emocjonalnie, toteż nie powtarzał tego jota w jotę dziewczynie. Tylko tyle, jakie wrażenie odniosła sama Amanda. I pewnie niesłusznie, bo przecież Lilith była super sympatyczną osobą.
  Przeczesał nerwowo palcami włosy, a następnie podjął:
  — Lilith, cokolwiek tam nie zaszło na tej imprezie, jestem przekonany, że to nie tak jak obie interpretujecie. Naprawdę zależy mi na tym, żebyście się dogadały. Obie jesteście dla mnie ważne, nie chcę wybierać stron i przede wszystkim: nie chcę, żeby w ogóle był jakiś spór. Obie macie naprawdę cudowne charaktery, Amanda jest rozsądna, ty także, więc powinnyście na spokojnie o tym porozmawiać. Już nawet nie będę wymuszać na was abyście się zaprzyjaźniły, choć dla mnie byłoby to naprawdę super, ale… — westchnął — nie czuję się dobrze, kiedy słyszę obustronnie, że nie bardzo chcecie siebie wzajemnie w swoim towarzystwie.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
W zasadzie nie dziwiła się, że Isaac nie był przekonany co do jej słów. I doskonale zdawała sobie sprawę z pozycji Amandy, która jej już mówiła, że… no jest mocna. Jakby nie było, znali się o wiele dłużej, spędzali ze sobą więcej czasu i przeżyli wspólnie więcej. Potem pojawia się jakiś random i nagle każe ci wierzyć, że twoja bliska przyjaciółka jest kimś innym niż faktycznie się podaje. No, to jakby Isaac do niej teraz przyszedł i jej zaczął gadać jakieś rzeczy na Echo, którą zdawała się znać na wylot, a to coś by w ogóle do niej nie pasowało. Tak więc, absolutnie się nie dziwiła, że Isaac wątpił w jej słowa, zwłaszcza, że Amanda zapewne nigdy nie dawała mu podstaw do tego, aby kiedykolwiek podważać jej prawdomówność. A Lilith? Lilith nie miała dowodów na potwierdzenie swoich słów. To było jej słowo przeciwko słowie Amandy, naczelnej Traumas i bliskiej przyjaciółki wszystkich chłopaków. I nie czuła się w pozycji, aby z nią walczyć, ale.. no nie miała innego wyjścia. Jeśli chciała zostać z Isaaciem to musiała się podnieść rękawicę rzuconą przez dziewczynę, bo nie chciała odchodzić. Miała do wyboru albo to, albo zerwanie z Moonem jak sugerowała Amanda. A to drugie nie wchodziło w grę.
Dlatego też nie chciała mu nic mówić, nawet jeśli Kang mówił, że powinna. O ironio.
Domyślała się jak to mogło wyglądać z jego perspektywy, że to ona była tą złą co nie chce się dogadywać i iść na „przyjazną” ścieżkę z dziewczyną, ale po wczoraj naprawdę nie chciała mieć nic wspólnego z Amandą. Im mniej się z nią widziała, tym lepiej dla jej psychiki, bo jak sądziła, że jest silna i wytrwała, tak zaczęła zauważać, że słowa przyjaciółki Isaaca wcale nie spłynęły po niej jak po kaczce, a jednak swoje piętno w jakimś stopniu wywarły. Ona nie była tak dobrą aktorką jak Amanda, nie potrafiła ukrywać, że za nią nie przepada. Że jest słodkim misiaczkiem, który plecie trzy po trzy okręcając sobie wszystkich dookoła palca. Jakim cudem ludzie potrafili udawać całe relacje, kiedy ona nawet nie potrafiła na niektórych spojrzeć bez wymownego uniesienia brwi.
Wiedziała, że postawiła go w niezręcznej sytuacji, ale… naprawdę chciała wiedzieć co ta szlorą mu nagadała, ale wychodziło na to, że nie dowie się za wiele. W zasadzie to nic poza tym, że Amanda poczuła się zraniona i niechciana przez Lilith. Ciekawe czemu.
- Mam do tego mocne podstawy, Isaac. - odpowiedziała mu, nie wdając się jednak w szczegóły. Szczerze mówiąc to teraz miała dziwne wrażenie, że nawet jeśli powiedziałaby co takiego Amanda jej powiedziała, to zwyczajnie by jej nie uwierzył lub powiedział, że na pewno coś źle zinterpretowała, zrozumiała lub usłyszała. Więc… no, czuła się na straconej pozycji i chyba nie bardzo też chciała dalej ciągnąć to „skarżenie się” na jego bliską przyjaciółkę, bo w tej chwili chyba i tak nie osiągnie za wiele.
Wysłuchała jego słów, mając spojrzenie w ich dłoniach na blacie kuchennej wyspy. Rozumiała, że chciał, aby ona jako jego partnerka oraz jego przyjaciółka się dogadywały, ale chociaż Lilith próbowała, to nie mogła nic na to poradzić, że z Amandy była zwykła, bezczelna menda, która wyraźnie nie chciała przyjaźni, a pozbycia się jej. Milczała więc jeszcze jakiś czas po jego wypowiedzi, ale zaraz potem pogładziła ostrożnie kciukiem jego skórę i uśmiechnęła się pociesznie, przerzucając na niego spojrzenie.
- Okay, spotkam się z nią i postaram się na spokojnie wyjaśnić to… - sukowate zachowanie i dziwkarskie zagrywki - nieporozumienie. - powiedziała i chyba naprawdę zamierzała dać dziewczynie ostatnią, trzecią szansę na odkupienie, chociaż szczerze w głębi serca wątpiła, aby cokolwiek to dało. Obawiała się tego spotkania z nią sam na sam. Wczoraj wystarczyło kilkanaście minut, aby Lilith podkopać, więc takie wyjście… mogło się źle skończyć. - Więc przestań się już martwić, hm? - mruknęła, sięgając drugą dłonią do jego policzka, unosząc wyżej kącik ust w przyjaznym smirku. - Postaram się z nią dzisiaj zażegnać ten nasz mały konflikt. - no i nie kłamała, że się postara. Sęk w tym, że Amanda chyba tego nie chciała i jakkolwiek Lilith by się nie starała, to i tak jej próby spełzną na niczym. Ona już to wiedziała, ale dla Isaaca zamierzała spróbować raz jeszcze. Kto wie, może faktycznie sobie w końcu wszystko wyjaśnią? A jeśli tak, to pójdzie to w dwie strony, albo się dogadają, albo ten spór się zaostrzy.
Ucałowała go w czoło w geście „i got this, don’t worry”, po czym odsunęła się, aby ponownie sięgnąć do widelca.
- A teraz zbieraj się, jesteś spóźniony, mistrzu. - powiedziała, wkładając sobie do ust kawałek zimnej już jajecznicy. Martwiła się i stresowała, ale skoro ta próba pojednania miała w pewnym sensie uspokoić Moona, to zamierzała spróbować.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  To było to, że ich relacja dopiero się budowała, nabierała tej mocy, tego przeświadczenia, że jest ponad wszystko. Z czasem dopiero zyskiwało się tę bezwzględną lojalność partnera mimo wszystko i z czasem partner czuł się na tyle dobrze, że nawet gdy nie wypadało to opowiadał co takiego przyjaciel mógł powiedzieć o tej drugiej połowie, zwłaszcza gdy nie był to opis w samych superlatywach. Teraz nie było tak, że Moon czuł się źle czy niepewnie w tej relacji, ale on jeszcze nie nabrał tych cech, które zyskiwało się w związku. On też dopiero się uczył, więc nie można było oczekiwać, że będzie od razu w stu procentach za Lilith, choćby nie wiadomo co, choć i taka postawa nie była zbyt dobra, na dłuższą metę. Bo wtedy partner mógł robić cię jak chciał i nawet jeśli inni próbowali cię o tym uświadomić to ty i tak nie chciałeś tego słuchać. Temu też to było trudne – wyważenie odpowiednio tego kogo słuchać i komu co mówić.
  — Ależ ja nie mówię, że nic takiego nie masz. — Powiedział, nie chcąc żeby myślała, że on z góry uznał, że go robi w bambuko. Nie wiedział o co chodzi, nie słyszał ich rozmowy – może gdyby tak było to potrafiłby coś więcej poradzić czy powiedzieć o zachowaniu jednej i drugiej a tak to działał po omacku. Próbując jednocześnie załagodzić konflikt na płaszczyźnie – przyjaciółka a dziewczyna. To było naprawdę niewygodne dla niego, chciał tego uniknąć, a przynajmniej spróbować to jakoś załagodzić bo jeśli faktycznie nie będzie się dało to… No pewnie zrobi się jeszcze nieprzyjemniej bo i jedna strona i druga będzie coś mówiła, a on mimo wszystko będzie musiał pozostawać neutralny.
  Uśmiechnął się z wdzięcznością, kiedy Lilith zgodziła się jednak na to, by spróbować się z Amandą dogadać i to nieporozumienie, które w jego oczach naprawdę było tylko nieporozumieniem, wyjaśnić. Zaraz potem ujął jej dłoń w swoją i zbliżył do ust by delikatnie ucałować, zaraz potem mówiąc:
  — Dziękuję, Lilith. To dla mnie ważne.
  Bo było ważne. I jedną i drugą bardzo lubił. Jedna była jego wieloletnią przyjaciółką, a druga dziewczyną, którą był mocno zainteresowany i na tyle zaangażowany w relację z nią, by wejść w faktyczny związek.
  Uśmiechnął się, gdy dała mu całusa, a zaraz potem zsunął się z hokera, bo fktycznie musiał już iść. Bo był spóźniony, owszem. Znaczy jeszcze nie był, ale w czasie, o którym dotrze na miejsce, to już będzie. Rzadko to się zdarzało, praktycznie nigdy, więc pewnie nie będzie to omawiane. Albo będzie, właśnie przez to, że jemu takie rzeczy na co dzień się nie przytrafiały.
  — Głowa do góry, aegi-ya. Będzie dobrze. — Bo on wierzył, że będzie. W końcu to tylko nieporozumienie, prawda? A je się łatwo dało wyjaśnić i zażegnać. Pożegnał się więc z nią, a następnie oddelegował w stronę drzwi by zaraz przez nie przejść i zamknąć je za sobą. A potem to już leciał sprintem. Do windy. A w windzie zmolestował przycisk od parteru, jakby to miało pogonić windę.
  Mniej-więcej jakeś trzydzieści sekund potem, jak Moon się ulotnił to rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Prawdopodobne obudził on Charę, jeśli spała, a jeśli nie to pewnie wyciągnie ją zaraz z pokoju, bo tutaj to nikt nie dzwonił. Przecież Moona nikt nie odwiedzał. Więc to było dość nietypowe. Nie mógł to być też Isaac bo on by nie dzwonił – on by zapukał i zaraz potem wszedł. Kamera, bo mieszkania w Korei, zwłaszcza w takich budynkach, wyposażone były w CCTV monitorujące to, co działo się przed drzwiami frontowymi, nie pokazywała obecności nikogo. Może to głupi dowcip?
  Zaledwie parę sekund po tym Lilith otrzymała wiadomość, od nikogo innego jak od Kanga. Jedno, krótkie hasło „dotarło?”. Nie określił co miało dotrzeć, ale podobno coś miało. Tylko co? Zrozumienie? Bomba? Sens życia? Paczka? No gdzie paczka, Kang przecież nie nadawałby paczki. Ale podejrzane było to, że jego pytanie zbiegło się z dzwonkiem do drzwi.
  — Kto to był? — spytała gwiazda tego apartamentu o pięknej i dźwięcznej ksywce „ChiChi”. Swoją drogą dr. Dolittle nazwał tak goryla.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
No właśnie, to prawda, ich relacja się dopiero budowała, więc nie mogła też wymagać od Isaaca tego, aby jej na tym etapie całkowicie uwierzył w to co mówiła, nawet jeśli faktycznie miała podstawy. Tylko nie miała żadnych dowodów, co było najgorsze. Dlatego też początkowo nie chciała się skarżyć, chociaż chyba powinna mu powiedzieć, tyle, że z drugiej strony wychodziło to jak wychodziło, bo Amanda naprawdę miała już wielkie pokłady zaufania u chłopaków dzięki swojemu wieloletniemu zaangażowaniu w ich pracę oraz życie. Dlatego też Shelby czuła, że jest aktualnie na przegranej pozycji i potrzeba było czasu, aby to zmienić. Trochę źle się z tym czuła, bo czuła się sama na placu boju (no, Kang jej jeszcze chyba wierzył, albo starał się wierzyć, widząc co się dzieje na urodzinach), ale chyba i tak nie mogła tego przeskoczyć.
W każdym razie, nie zamierzała się poddać i grzecznie ulec. Zamiast tego obiecała Moonowi, że da dziewczynie jeszcze jedną szansę i raz jeszcze spróbuje się z nią jakoś dogadać, nawet jeśli sama w to wątpiła, bo po tych słowach, które padły dnia poprzedniego była święcie przekonana, że to będzie po prostu wojna. Nie wiedziała do czego zdolna jest dziewczyna, mogła się domyślać po jej akcji z JYP, że do sporych, zwłaszcza, że miała za sobą całą rzeszę oddanych Traumas, które czciły ją jak jakąś cholerną boginię i przewodniczkę. Dla spokoju ducha i aby nie było, że faktycznie była taka anty-Amanda, dała chłopakowi swoje słowo. Ciekawe czy będzie tego żałować.
- Zawsze. - uśmiechnęła się lekko, ale niczego nie obiecywała. Poza tym, że faktycznie się postara, chociaż przeczuwała jak to się skończy. Spotkają się, porozmawiają na podobnych poziomie co ostatnio, Amanda rzuci kilkoma groźbami, obrazi ją tak z kilkanaście razy, każe wracać do siebie ze dwa razy, a potem się rozejdą, aby spotkać się na backstage’u, gdzie trzeba będzie udawać, że spotkanie przebiegło super. Chyba, że przyjaciółka Isaaca wymyśli kolejną smutną historyjkę jaka Shelby była okropna i jej nie akceptuje. Wtedy już całkowicie straci chęci do jakiegokolwiek pojednania. Nawet udawanego.
- Mam nadzieję. - odpowiedziała, ale chyba w to nie wierzyła. Ale nie będzie, że nie próbowała! Uśmiechnęła się do niego jednak ciepło, samą siebie chcąc też tym gestem przekonać, że faktycznie wierzy, że będzie dobrze, a zaraz potem pożegnała go i odprowadziła spojrzeniem do wyjścia. I gdy tylko zniknął za zamkniętymi drzwiami, westchnęła cicho pod nosem, przeczesując palcami włosy w nerwowym geście. W co ty żeś się wpakowała, Lilith.
Nie mogła jednak dalej delektować się posiłkiem. I to nie tylko dlatego, że nagle żołądek jej się ścisnął, ale też dlatego, że nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi, który ją szczerze zaskoczył. Podniosła głowę, aby spojrzeć na wejście i zeszła powoli ze swojego hokera, aby do niego przejść i zerknąć na ekran widoku z kamery, która nie pokazywała nikogo. Widziała wystarczająco dużo filmów, aby wiedzieć, żeby nie otwierać pod żadnym pozorem drzwi! Mordercy tak się do ciebie szybko dobierają. Zanim się zorientujesz. Duchy i demony też. Uniosła wyżej brew, kiedy telefon zawibrował jej w kieszeni. Zerknęła na ekran telefonu i… ale że co.
I wtedy pojawiła się królowa tajmingu. Dwie minuty wcześniej Chiara i spotkałabyś się jeszcze ze swoim ukochanym idolem dla którego opracowywałaś cudowny prezent!
- Uhm, nie wiem. - powiedziała, zerkając na dziewczynę, a zaraz potem na drzwi, wysyłając w tym samym czasie do Kanga wiadomość z zapytaniem „ale co?”. I chociaż filmy uczyły, aby nie otwierać kiedy ktoś dzwoni do drzwi, a nikt przed nimi nie stoi, to jednak raz jeszcze zerknęła na ekran, aby potem otworzyć wejście, co by rozejrzeć się dookoła.
A może to Bekon był takim śmieszkiem?
No nie do końca. Morderców nie było, ale za to na wycieraczce była paczka. Domyślała się, że od Songa. Tylko dlaczego? I co to było? Urodziny już miała! Chyba, że to przesyłka dla Isaaca, ale wtedy bez sensu, aby dostarczać ją do apratamentu, nie? Wzięła paczkę do rąk i wróciła się do kuchni, zamykając za sobą drzwi. Obejrzała ją i wysłała do Kanga „Mam. Z jakiej to okazji?”, a potem zaczęła otwierać przesyłkę będąc ciekawa zawartości. A w środku? Well… Wyciągnęła ubrania z metką Philippa Pleina. Z numerem telefonu. Wyciągnęła je i, damn that’s good! Uśmiechnęła się pod nosem bo styl mocno jej odpowiadał, a potem spojrzała na ten numer telefonu i… uzmysłowiła sobie, że to nie numer. A cena.
- Oh god.
- To chyba jakaś pomyłka, Lilith. To na pewno nie do ciebie. Przecież ciebie na to nie stać. Ta uprząż jest warta więcej niż twój dom. - zamknij mordę, Chiara. Dziewczyna usiadła na hokerku wyraźnie zaciekawiona przesyłką i zaczęła przeglądać kolejne ubrania. - Oh wow, to jest mega. A może jednak możemy sobie zatrzymać…
- Jakie my.
- No przecież nie ty.
- Jest podpisane, Chiara. To dla mnie. - powiedziała, zabierając jej podkoszulek, a zaraz potem wysłać do Kanga „chyba zwariowałeś”. Bo zwariował. No ale co się dziwić, ona przywykła do ciuchów za kilkadziesiąt dolarów maksymalnie, a nie do numeru pesel na metce.
- Od kogo niby. Nie mów, że od Isaaca.
- Nie. I nie twój interes. - rzuciła, bo jakkolwiek była wdzięczna za tą pożyczkę ciuchów, tak nie mogła jej przyjąć. Chyba. Bała się, że coś zaplami, plama nie zejdzie i już chuj, nigdy w życiu się nie wypłaci, a chyba by się zapłakała jakby coś zniszczyła przez przypadek. Dlatego też napisała znowu do Kanga „nie mogę tego przyjąć”, bo… no dla niej to było dużo za dużo. Nie mógł jej kupić lizaka z napisem „powodzenia dzisiaj”? Z tym nie miałaby problemów!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  No cena mogła wyglądać przerażająco, zwłaszcza że była w wonach. A to by znaczyło, że na metce widniały cyfry, składające się w liczbę około trzydziestu milionów wonów. Po przeliczeniu to wcale nie było tak mniej, ale to była i tak cena za cały zestaw – od stóp do głów. I to ze zniżką! Nie to, żeby Kang jakoś specjalnie szukał zniżki, ale jak była to tym bardziej brał bo może i zarobki chłopaków oscylowały przy jakimś ćwierć miliona dolarów, jak głosił Forbes – bo nawet tam ich opisywano, nie tak dawno temu, ale pieniędzmi trzeba było umieć zarzą- No Kang to specjalistą od finansów nie był i nie pilnował aż tak wydatków, ale był zawsze z siebie dumny, kiedy dorywał coś na wyprzedaży.
  Song odpisał, bardzo szybko zresztą, że „prezentów się nie oddaje”, a poza tym napisał, że to coś, co może zamknie mordę Amandzie, przynajmniej dzisiaj. Choć pewnie nie – bo jak się będzie miała przypierdolić do czegoś, to pewnie przypierdoli. Potem tylko napisał, że nie może gadać, a poza tym towar macany należy do macanta, więc ma się nie wydurniać i się dumnie prowadzić w tym, co dostała.
  W międzyczasie przyszedł jeszcze jeden SMS, ale ten już od innego nadawcy, a konkretniej od Isaaca, a w treści wpisany był numer telefonu, który podpisany był, jakoby należał do Amandy. Do tego krótka wiadomość od samego Isaaca, w której jeszcze raz podziękował dziewczynie i smiley emoji! Bo był wdzięczny. Przynajmniej za to, że chciała spróbować. Nie wiedział czy wyjdzie, ale na pewno w to wierzył, więc… No. On nie wiedział jak wyglądał ten konflikt, nie rozumiał go, ale na pewno był zdania, że dziewczyny go rozwiążą. Tym bardziej, że Lilith zadeklarowała się, że to nieporozumienie spróbuje wyjaśnić. Jemu to wystarczyło. I mocno poprawiło humor. Taki prezent na urodziny od dziewczyny dostał – więcej mu potrzeba nie było. Chociaż Kang pewnie dalej był zdania, żeby pokazała mu dupę. Pokaż mu dupę, zanim inna zabierze go na lody.
  — Ale jesteś — powiedziała Chiara, wielce urażonym tonem, kiedy Lilith chciała ją spławić. — Masz sponsora? — zapytała nagle, wpatrując się w Lilith z takim… politowaniem. Jakby właśnie odkryła, że jest prostytutką. Damą do towarzystwa. — To z nim wczoraj byłaś i teraz ci zapłacił? — spytała , przesuwają pudełko po blacie kuchennym w swoją stronę. — To by wiele tłumaczyło czemu tyle znikasz i to bez Echo. Ty nie wychodzisz na „imprezy” bez niej. — Wytknęła, swoimi łapskami kopiąc w pudełku pod ciuchami.
  Odkryła kopertę, ładną, ze złotym połyskiem, na której wykaligrafowane było… „ChiChi”. Otworzyła usta zaskoczona, ale uśmiechnęła jej się nieco morda i zaraz zaczęła otwierać kopertę, wcześniej zerkając na Lilith w tak wymowny sposób, jakby właśnie to ona coś wygrała. Coś. Konkretniej sztywną kartę, z metalicznym połyskiem, na której napisane były, również ładnie wykaligrafowane, cztery wersy
„Na górze róże,
Żywe niczym furia
Nikt Cię nie lubi,
Bo wszystkich wkurwiasz”.
  A pod spodem wyrysowane ładne serduszko, tym samym atramentem.
  I dziewczyna, jak była na początku zajarana tym, że dostała jakiś liścik w pudełku, które rzekomo miałoby być do Lilith, tak teraz… no jej mina bezcenna. Bo ta jej mocno zrzedła. Zaraz potem przedarła kartę na pół ze złością i rzuciła na blat.
  — Bardzo śmieszne, Lilith. Takie na poziomie.— Warknęła zirytowana. — Świetnie się bawicie z Echo?! — Bo teraz już podejrzewała, że skoro był to taki drogi prezent, niby dla Lilith, a z zawartością dla niej i to taką nieprzyjemną, to na pewno się zmówiły z Echo przeciwko niej, bo przecież „Lilith ciebie nie stać na takie rzeczy”. Ale Parkównę już tak, a skoro były to oryginały od projektanta, u którego ubierali się idole – wiedziała bo przecież siedziała mocno w świecie k-popu, to się po prostu wredne prukwy zmówiły na nią by sprawić jej przykrość.
   — Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam ty mnie tak traktujesz! — Powiedziała z oburzeniem, słyszalnym wyrzutem w głosie, jednocześnie w złości popychając pudełko z ciuchami, które wcześniej przyciągnęła do siebie tak, by je zrzucić z blatu i z tą złością godną pięciolatki wstać z miejsca, na hokerze.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Lilith naprawdę myślała, że to numer telefonu, bo jeszcze nigdy nie widziała aż tylu cyferek na metkach, ok? Wiedziała, że oni tutaj liczą inaczej i te sto wonów to tak naprawdę nie za wiele, ale widząc te biliony, to się serialnie przeraziła i szybko sobie przekalkulowała cenę na australijskie dolary, co wychodziło też w cholerę dużo. To byl okres w którym jeszcze nie wiedziała co to za projektant, ale wiedziała, że nie mogła przyjąć czegoś tak piekielnie drogiego. Problem w tym, że Kang nie przyjmował odmowy, chociaż walczyła z nim, aby to wziął, bo przecież to naprawdę było warte tyle, że mogłaby za samą kurtkę kupić pewnie nowy samochód. Więc się z nim kłóciła, on jedno, ona drugie, aż w końcu odpuściła i podziękowała, mając nadzieję, że faktycznie zamknie to mordę Amandzie chociaż na chwilę.
A skoro już o niej mowa.
Kiedy dostała numer telefonu Amandy… westchnęła ciężko pod nosem. Naprawdę bardzo mocno nie chciała tego robić, ale widząc jak jej znowu dziękuje, a także wracając pamięcią do tego jak mu się humor poprawił, kiedy powiedziała, że spróbuje z nią pogadać, to nie mogła mu odmówić. Zwyczajnie nie miała serca, aby w ostatniej chwili zrezygnować, zwłaszcza, że Amanda pewnie i tak by ją wydała, że to ona odwołała spotkanie. Nie pozostało jej nic innego jak mieć nadzieję, że nie będzie tak źle jak przypuszczała. Dlatego kiedy Chiara jej tam jojczyła pod nosem, Lilith z niechęcią na całe szczęście niewyczuwalną przez komórkę wysłała do dziewczyny zapytanie co z tą kawiarnią, bo ona jest chętna na to spotkanie przed koncertem. Chociaż chyba wolałaby wsadzić sobie widelec w oko.
A potem to już musiała się skupić na ChiChi, która nagle wystrzeliła z tym, że Lilith to pewnie ma sponsora. No naprawdę, tyle lat znajomości, a ona sprawiała wrażenie, jakby w ogóle jej nie znała. Albo znała, ale była upierdliwym, małym wrzodem, który chciał jej po prostu dopiec.
- Co? - rzuciła automatycznie, patrząc na nią jakby właśnie powiedziała najgłupszą możliwą rzecz na świecie. Ale żeby Kanga od sponsorów wyzywać? Nieładnie. Pokręciła głową z niedowierzaniem i zrezygnowaniem wypisanym na twarzy. - Ciebie to już naprawdę Bóg opuścił. - mruknęła, wstając z hokera, aby przejść na drugą stronę blatu, co by schować do zmywarki swoje naczynia po skończonym śniadaniu. Żyłka już jej chodziła i powstrzymywała się, aby nie jebnąć jej z plaska w mordę, naprawdę. Powinna dostać złoty medal za cierpliwość. Jak nie do jednej, to do drugiej. - To wyobraź sobie, że nie chciała iść. - rzuciła do niej, nawet na nią nie patrząc. Bo przecież Echo miała się z nią bawić! Ale nie chciała, bo to nie jej klimaty. A byłaby rozchwytywana przez Chanhee, Mingiego i Dante!
Nie przejmowała się za bardzo faktem, że Chiara grzebała przy ciuchach. Jak się jarała, to niech popatrzy, bo i tak nie ona będzie je nosić. Podziwiaj, ChiChi. Nie spodziewała się jednak, że w środku znajdowała się koperta specjalnie dla dziewczyny. Odwróciła się do niej jak już zamknęła zmywarkę, a potem oparła się przedramionami po drugiej stronie wyspy w momencie kiedy dziewczyna czytała zawartość koperty, jednak wraz z kolejnymi przeczytanymi słowami jej mina była coraz bardziej nie do opisania. Cudowna. Lilith to z jakiegoś powodu morda się ucieszyła.
- Co jest tam napisane? - spytała, bo naprawdę nie wiedziała, ale kiedy przedarła kartkę na pół i rzuciła do niej jakiś oskarżycielski tekst, to się trochę zmieszała nie bardzo wiedząc o co chodzi. Ale że co ona znowu zrobiła? I to jeszcze z Echo? Sięgnęła do tych podartych stron, aby je złączyć i przeczytać, a gdy skończyła to parsknęła niekontrolowanie pod nosem wyraźnie rozbawiona. No ją bawiło. Przybiła Kangowi mentalną piąteczkę, kiedy ChiChi ją oskarżała i po niej cisnęła, w tym momencie kompletnie się tym nie przejmując.
- Ejejej, ale z szacunkiem do ubrań! - rzuciła ostrzegawczo, kiedy dziewczyna pchnęła pudełko z ubraniami, nie mogąc się jednak pozbyć tego rozbawionego uśmiechu z mordy. That was funny, ok?
- Co ty niby dla mnie zrobiłaś? - spytała wyraźnie zaciekawiona, krzyżując ręce na piersi. - Zachowujesz się ostatnio jak dziecko, ciągle mnie obrażasz i wyzywasz, a na koncertach udajesz, że mnie nie znasz. - no faktycznie, tyle zrobiłaś ChiChi. Każdy przyjaciel byłby ci wdzięczny! A od Chiary dalej ani grama wdzięczności, bo jakby nie było, to dzięki Lilith dzień w dzień chodziła na koncerty w Seoulu w najlepszych rzędach, bo Isaac załatwiał wejściówki dla bliskich Shelby, nie? Więc gdyby nie jej znajomość z Moonem, to w tej chwili siedziałaby w Australii nigdy nie spotykając się ze swoimi idolami twarzą w twarz. - Naprawdę, Chiara, o co ty masz właściwie do mnie problem? O to, że rozmawiam z Isaaciem? - no raczej, że o to. Chociaż teraz skoro Moon miał tajemniczą dziewczynę ich kontakty na pewno się pogorszą, bo wolny czas na pewno będzie wolał poświęcać jej, a nie jakiemuś randomowi! Heh. Well.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
ODPOWIEDZ