Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Nie ma co się oszukiwać — życie jako idol z przemysłu K-Popowego miało mnóstwo, naprawdę mnóstwo plusów. Zwłaszcza jeśli dana grupa odnosiła spore sukcesy i to nie tylko w Korei Południowej ale na całym świecie. Byli pożądani jako partner różnych marek, zagraniczne gwiazdy chciały nagrywać razem utwory, przeróżne eventy chciały ich mieć u siebie aby wystąpili. Nie mówiąc o całkiem pokaźnych zarobkach w skali roku — z tendencją wzrostową z każdym kolejnym rokiem. No ale to nawet nie o to chodziło, nie tylko o to, rosnący w liczebność fandom i posiadanie tylu pozytywnie nastawionych ludzi, którzy byli wobec ciebie życzliwi, pisali naprawdę miłe rzeczy, chcieli dla ciebie jak najlepiej a jednocześnie przyznawali, że dzięki tobie w trudnych chwilach było im lepiej, bo muzyka pomagała bo wy, jako ludzie, jesteście sympatyczni i ten vlive był naprawdę fajny. Takiego Isaaca, mimo już trzyletniego stażu to dalej brało. Jeśli chodziło o hejt to… cóż — hejt nie bolał. Od początku jego mama nauczyła go by nie brać do siebie wszystkiego co mówią ludzie, zwłaszcza w zazdrości. Co innego konstruktywna krytyka, z niej można było wyciągać wnioski. A kontrola ze strony wytwórni? No… cóż. Można było na nią narzekać ale takie właśnie warunki przyjęli. Wiedzieli jak to jest na przykładzie innych, wiedzieli że to też praca a kultura pracy w Korei była taka a nie inna. Czasami jednak każdy się buntował — w taki czy inny sposób.
  Jeśli chodziło o ściągnięcie Lilith do Korei to odkąd wyleciał z Australii planował to zdarzenie. Rozpatrywał możliwości, a nawet wdał się w dyskusję. Najpierw z Damonem, potem włączyli Kanga, zaraz ich lidera i pozostałych członków zespołu. Wszyscy byli zaangażowani! I chcieli pomóc. Bo chłopaki to się wspierali! A poza tym Isaac nie był osobą, która by ich wprowadziła na minę ani też nie odwalał. Właśnie dla nich był to szok, że coś takiego się działo. Dla Damona może mniejszy, bo on już wiedział, że coś się dzieje, ale dla reszty? Micha się cieszyła im z jakiegoś powodu. Pewnie stąd, że ich praworządny zjeb chciał zrobić coś niekoniecznie zgodnego z zasadami. Tak go wspierali! A jak nad jednym planem pochylało się tyle głów to nie dało się nie obmyślić jakiegoś planu. Co prawda rygorystyczne podejście wytwórni nie dawało zbyt wiele pola do popisu, ale nie mogli nie spróbować, prawda? Co mieli do stracenia? Poza kontraktem i… No wszystkim. Zerwanie kontraktu nie było żadnym rozwiązaniem, bo utopiłoby ich w długach z tytułu kar umownych. Wszystko było tak skonstruowane by produkt, w tym przypadku idol, pozostał jak najdłużej jako własność i przynosił dochody.
  Plan był prosty — Lilith i jej koleżanka miały dostać do użytku świeżo zakupiony apartament Isaaca. Miał go, ale nie używał. Wiadomo – mieszkał w zupełnie innym miejscu, ale póki się dobrze prosperowało to się inwestowało w nieruchomości. Kang wpadł na „genialny” pomysł, że gdyby ktoś z sąsiadów się pytał kim są to aby sprzedały ściemę, że ogarniają wystrój pod nieobecność. No klucze miały mieć to co za problem. Inna sprawa, że w budynku to na dobrą sprawę mało kto mieszkał – te apartamenty stały puste, bo jeśli nie idole, którzy na co dzień mieszkali w innych miejscach, to bogate osoby, które podróżowały lub inne sławy – na przykład w trasach czy na planach filmowych. Klucz miał czekać w recepcji apartamentowca, przy ochronie. Na konkretne hasło. Dodatkowo pozostawił im w pokoju VIPowskie wejściówki na pierwszy z koncertów w nowym comebacku. Na ich powrót. Czyli ważna rzecz! Przynajmniej w ich świecie.
  Poza wejściówkami dostały też po paczce powitalnej, ładnie zapakowanej. Nie był to merch PTS(D), a słodycze, a także jakieś rzeczy z przemysłu bjuti (and de bist) jako że były to dość standardowe prezenty w tamtych stronach. Nikt się nie obrażał za krem i nie rzucał tekstem „że co, że niby jestem pomarszczona/y?!”. No ale to Korea. Inna mentalność. Kwiaty nawet dostały. Z jakiegoś powodu te dla Lilith były nieco bardziej obfitym bukietem. Chciał też za lot zapłacić, ale to miały mieć ogarnięte. Podobno. Przez taką Echo, która dostała od ojca prywatny odrzutowiec na półurodziny. Przynajmniej taką okazję podała gdy rodziciel zapytał się o powód jej osobliwego żądania. No a poza tym chciała robić uprawnienia pilota to teraz będzie miała jeszcze większą motywację.
  — Przypomnij mi, czemu zgodziłam się ją zabrać? — spytała Echo, zerkając wymownie na Chiarę która po wylądowaniu biegała od okna do okna, jak takie małe, podniecone dziecko, powtarzając przy tym „omgomgomg”. — Kazik, czemu to tak długo trwa? — zawołała w stronę kokpitu. Bo niby wylądowali a jakoś do wysiadania daleko im było.
  — Jest kolejka, panienko Park. Mnóstwo rejsów dzisiaj na lotnisku. Jeszcze osiem samolotów przed nami.
  — No bo przecież dzisiaj jest kooooncert, duh!— wymądrzyła się Chiara, która niby wszystko wiedziała i wyglądała teraz jak ten Sponge Bob z mema, jak się mądrowała. — Wiadomo, że ten tydzień w Seoulu będzie więcej ludzi.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Od ich ostatniego spotkania minęły trzy tygodnie, które minęły podobnie jak poprzednie - na rozmowach w wolnym czasie, kilku video rozmowach, śmieszkach i planowaniem przyjazdu do Korei. Wszystko musiało pójść zgodnie z planem w który włączona została także reszta zespołu jak się dowiedziała. Szczerze mówiąc to na samą myśl morda jej się cieszyła, ale nie dlatego, że miała przylecieć do koreańskich idoli, którzy jeszcze ją tam sami chcieli, ale jarała się samą podróżą, wycieczką do swojego rodzinnego państwa, przygodą oraz tym, że to takie… zakazane i w ukryciu. No co? Podczas ucieczki przed fankami też miała time of her life, bo nigdy nie robiła czegoś takiego. Adrenalina jej skoczyła. Rozszerzona edycja zabawy w policjantów i złodziei. Słysząc więc plan na ich przyjazd, to gdzie się zatrzymają i co miały mówić jak ktoś się będzie ich pytał, mogła się poczuć jak w filmie, nie? Takie rzeczy raczej nie działy się normalnie, na pewno nie w jej przypadku.
Najgorszym było jednak przekonanie rodziców do samego pomysłu wyjazdu do Korei. Za trzy tygodnie. Oczywiście, że nie byli co do tego przekonani. Było mnóstwo sprzeciwów, wątpliwości, a bo ktoś im musiał pomóc na ranczu, a bo Korea to inny świat, że ona się tam zgubi, nie odnajdzie, że nie mają pieniędzy na taką wycieczkę, bo chociaż posiadali hodowlę koni sportowych, wszystko szło na biznes, który pochłaniał masę środków… Sytuację poprawiał fakt, że leciała też Echo, ich druga, adoptowana mentalnie córka, która jak się okazało… zadbała o sam lot, więc pieniądze na bilet odpadały. Jak? Dziewczyna dostała prywatny samolot z szoferem. Lilith to już nawet nie dziwiło. Zakwaterowanie też miała zapewnione. To także zwaliła na Echo, mówiąc, że jej rodzice mają tam apartament, co wcale nie było niemożliwe. Dużo przecież podróżowali. Ostatecznie więc, po wielu argumentach oraz „proszęęęę” rodzice się zgodzili, więc mogła spokojnie przygotowywać się do wyjazdu.
Z Echo. I Chiarą.
Sam lot im minął bardzo spokojnie, bez większych problemów. Problem w tym, że Lilith nienawidziła latać. Startowanie oraz lądowanie sprawiało, że wpadała w lekką panikę, nie mogła się na niczym skupić, zamykała oczy i błagała, aby to się już skończyło. Prawie dziesięć godzin lecieli i w tym czasie Shelby czuła każdą najmniejszą turbulencję. Nic dziwnego, że praktycznie nie chciała puszczać dłoni przyjaciółki z ręki, bo trochę ją to uspokajało. Serce waliło jej jak głupie przez cały czas, a przy lądowaniu prawie wyskoczyło z klatki piersiowej. Na szczęście na kołowaniu się już zaczęła uspokajać, bo wiedziała, że to już koniec jej męczarni. Dobrze, że tyle czasu schodziło z samym zaparkowaniem, miała czas na ogarnięcie emocji.
Nie każdy jednak je ogarniał. Chiara w swoim wyczuwalnym, wręcz namacalnym podekscytowaniu latała od okna do okna. Marzenia dziecka się właśnie spełniały.
Przypomnij mi, czemu zgodziłam się ją zabrać?
- Bo nigdy by nam tego nie wybaczyła… i coś czuję, że bez niej byśmy się zgubiły w tym całym świecie k-popu i w samej Korei. - mruknęła, nawet nie przenosząc spojrzenia na przyjaciółki, kiedy zmęczona całym lotem wyglądała przez okno na całą masę samolotów, która czekała na swoją kolej. Nawet największe lotnisko w Australii nie było aż tak zapełnione, a tu? Jakby w Seoulu rozdawali hajs za darmo. Bardzo dużo hajsu.
No ale to nie o pieniądze się rozchodziło, a o występ chłopaków.
- Tyle zamieszania o jeden koncert? - Lilith chyba dalej nie rozumiała dlaczego ludzie w Korei aż tak przeżywają to wszystko, swoich idoli oraz ich wielkie wystąpienia. Nie rozumiała tych comebacków, ukrywania nowego koloru włosów, zbierania kart z albumów i całego merchu, ale odkąd zaczęła rozmawiać i kumplować się z jednym z najpopularniejszych idoli w kpopowym świecie musiała się w to trochę zagłębić. I chociaż co nieco już wiedziała na ten temat, to nie znaczy, że to rozumiała. Zaczęła zauważać wszystkie plusy i minusy, a także stwierdziła, że k-netizens były o wiele bardziej pojebane niż i-netizens, bo te dawały idolom więcej swobody. No co? Poczytała kilka artykułów i komentarzy to sobie wyrobiła opinię! I wiedziała już kim jest sasaeng oraz co potrafią odwalić!
Przez prawie cały czas ich kołowania obserwowała to co się dzieje na lotnisku. Masa ludzi, większość to nastolatki, które wysiadały z samolotów. W końcu jednak oni też mogli zaparkować i wysiąść. Lilith westchnęła z ulgą, że może opuścić pokład samolotu. O wiele pewniej się czuła na ziemi. Wzięła podręczny plecak i wraz z przyjaciółkami skierowała się w kierunku odbioru bagaży. A tam? Tam była cała masa ludzi, nastolatek, które już miały na sobie koszulki z logiem zespołu PTS(D), jakieś dziwne lampki w dłoniach i… co gorsza nigdzie nie było napisów do tego co mówili ludzie. Dobrze, że chociaż wszystkie szlaczki na znakach oraz instrukcjach były tłumaczone na angielski.
- Wow… dużo ich. - mruknęła, kiedy jakaś gromada lasek minęła ich i nawet pchnęła z ramienia, bo one musiały przejść. - Excuse you. - rzuciła, ale panował taki gwar, że pewnie i tak jej nie słyszały. Czy to każde lotniska takie były? Na szczęście dopchały się do bagaży, a stamtąd przepchały się do wyjścia, gdzie czekały na podwózkę na odpowiedni adres. Lilith to szczerze myślała, że pojadą taksówką. Uberem może, aby nie musieć się gubić w komunikacji miejskiej. No ale…
- Wow! Czy to PTS(D) przyjechało?!
- Czyja to limuzyna?
- O MATKO, TO KTOŚ SŁAWNY NA PEWNO, RÓBCIE ZDJĘCIA.
Dało się słyszeć wśród koreańskich komentarzy także kilka angielskich.
I wtedy wysiada Kazik, który im macha, zabiera bagaże i otwiera drzwi do pojazdu. Mina wszystkich dookoła? Bezcenna. Lilith poczuła na sobie spojrzenie jakichś lasek, a także kilka telefonów, bo ktoś postanowił nakręcić story mając nadzieję, że to ktoś ważny. Zerknęła nieco zdziwiona w ich stronę, wzruszyła ramionami jak gdyby nigdy nic i wsiadła do samochodu od strony pasażera, zerkając jeszcze po przyjaciółkach, które też pakowały się do limuzyny. Komentarze i rozmowy ucichły wraz z zatrzaśnięcie się drzwi.
Westchnęła zmęczona pod nosem i przejechała dłonią po twarzy.
- Czemu tu każdy wszystko kręci? I Echo, miałyśmy nie rzucać się w oczy… który architekt podjeżdża pod dom pracodawcy limuzyną? - spytała, zerkając w jej stronę z lekkim uśmieszkiem rozbawienia. Jaki? W chuj bogaty.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Ugh, Lilith. Ludzie z zewnątrz nie wiedzą, że jedziemy tam „urządzać mieszkania”. Będziemy wyglądać jak banda złodziei jeśli podjedziemy uberem. Przecież to jakiś fancy apartamentowiec, sprawdzałam. Na biedaka tam nie można podjechać bo będą pytania. A jak podjedziesz na bogola tam to nikt się nie zdziwi! — Przytknęła palec do skroni celem gestu „główka pracuje”. Dopiero co najwyżej pan w recepcji, jak zobaczy że to one przyszły po te klucze. Z drugiej strony nie jest powiedziane, że zobaczy czym przyjechały! No tak czy siak furorę zrobiły. Nawet na nagraniach się znalazły, ale… chyba wątpliwe, że ktokolwiek to udostępni. Bo co? Nigdy nie widzieli kogoś bogatego? Zwłaszcza w Seoulu? Jak nie były gwiazdami to nie były ważne, a Echo przecież skośna nie była, Chiara także. Nuuuda!
  Kazimierz po zapakowaniu bagaży wsiadł za kółko i odjechał. Chiara siedziała przyklejona do szyby i obserwowała mijane krajobrazy, które widziała przez przyciemnianą szybę. Niby coś tam nadawała, pokazywała charakterystyczne punkty i zachwycała się jeszcze bardziej, ale kto by jej tam słuchał? Znaczy wiadomo – miały zwiedzić miasto. Przynajmniej po to tu przyleciały, a raczej: taka była ich przykrywka. No ale to nie znaczyło, że już pierwszego dnia po długim locie będą musiały to wszystko zrobić.
  Zajechali bez większych przeszkód pod ogromny apartamentowiec, pod którym ustawione było kilka osób z wyciągniętymi telefonami, chyba gotowe by nagrywać jak wysiadają z limuzyny. Jakież było ich rozczarowanie, kiedy okazało się, że to nikt znany. Momentalnie stracono nimi zainteresowanie. Echo odwróciła się do Kazika i poleciła mu, ażeby zaparkował gdzieś i poczekał na nią. Bo przecież nie wpakują się z walizkami do apartamentowca. W końcu – miały tu popracować a nie mieszkać. Bagaż się przemyci. Jakoś.
  Z odebraniem kluczy nie było większego problemu zaraz po tym jak Lilith posłużyła się przy recepcjonistce hasłem, na które zostały pozostawione klucze. A potem pozostało już tylko wjechać windą na odpowiednie piętro – wcześniej robiąc profesjonalną minę ekipy dekoratorek wnętrz. Tylko Chiara z tą swoją podnieconą mordą utrudniała.
  Po wejściu na miejsce Chiara oczywiście z piskiem zaczęła biegać i zwiedzać wszystko, dalej robiąc siarę, natomiast Echo rozejrzała się, wzruszyła ramionami i podsumowała to krótkim „no fajnie”. Jej nic nie urwało dupy! No ale to nie powinno nikogo zaskoczyć. Przeszła za to do tych trzech paczek i odczytała bilecik, na którym było jej imię. No i micha jej się uśmiechnęła, ale tak trochę. Bo lubiła prezenty! Zaraz jednak zmarszczyła czoło, przenosząc spojrzenie na bukiet i paczkę obok.
  — Heeeej, czemu twoje jest większe — no wiadomo – to Lilith była „koleżanką” pana gwiazdora, ale żeby tak otwarcie ją faworyzować? A ona to co? Pies? Corvettę im pożyczyła! Może by tak więcej wdzięczność? Boczyć się nie miała czasu bo zaraz znowu Chiara rozdarła mordę w tym swoim przeciągłym „Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii”, bo oto zobaczyła trzy zawieszki na smyczach, a na plakietkach wielkie hasło „VIP Pass”.
  — Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii, mamy wejściówki VIPowskie! Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
  — Super. — Rzuciła Echo, zatykając uszy.
  Jeśli miały być projektantkami wnętrz to strasznie głośnymi, wychodziłoby. Przynajmniej jedna z nich, jakby ze wsi przyjechała. No zero profesjonalizmu.
  — Nie mogę w to uwierzyć! — Zaczęła się wachlować dłonią, jak gdyby miała zaraz zemdleć. Wdech, wydech Chichi. — To jest jak sen! — Oddychała tak, jakby miała zaraz odbyć poród. — No dobra, dziewczyny! Muszę was nauczyć wszystkiego, żebyście nie narobiły mi siary. No i chłopakom! Nie możecie pójść do strefy VIP nie znając wszystkich fanchantów. Zaraz wam zrobię quiz kto jest kim, a potem będziecie ich rozpoznawać po nosach. O, i ustach. Piosenki, które na pewno będą musimy przerobić! No i te nowe! Te nowe są super! I, o Boże, mamy tak mało czasu! Za godzinę musimy wyjechać.
  — Ale koncert jest za sześć godzin.
  — No tak, ale ja nie zamierzam stać w drugim rzędzie loży VIP. Musimy być wcześniej, musimy być pierwsze. Musimy zobaczyć jak przyjeżdżają! Bożebożeboże to takie super! Jestem taka podjarana. A w ogóle to myślę że

  Ale Echo jej nie słuchała, za to odwróciła się do Lilith:
  — Odzywałaś się do swojego chłopaaaka? — spytała, składając dłonie i trzepocząc do niej wymownie rzęsami, dziwnie przesładzając ostatni, użyty przez siebie wyraz. — Powiedziałaś, że wylądowałyśmy i w ogóle? Ojoj. — Dalej trzepotała rzęsami, korzystając ze swojego prześmiewczego ton.
  — Ugh, przecież to jasne że on nie ma dzisiaj czasu na smsowanie z Lilith — wtrąciła się Chiara, wywracając oczami, chyba nieco podminowana tekstami Echo. — Musi się przygotowywać do występu, bo muszą być w szczytowej formie. To jest IDOL, dziewczyny. A nie jakiś wasz kolega. To jest najwspanialszy artysta jaki istnieje, jest perfekcyjny. Na pewno nie ma teraz głowy do tego, żeby w ogóle myśleć o tym czy jedna z milionów fanek doleciała na jego koncert czy nie. Hesu, Echo. Weź się ogarnij.
  Ale Echo nie słuchała tego jak salty Chiara perorowała na temat wspaniałości i wyższości Moona. Usłyszała za to co innego!
  — E, Lilith. Telefon ci dzwoni.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
No niby fakt, ale też mogły wziąć coś… skromniejszego, a nie wielką, czarną limuzynę w wersji terenowej, która ledwo zakręcała, bo się nie mieściła na skrzyżowaniach. No ale z drugiej strony czego się spodziewała po przyjaciółce, która lubiła przepych chociaż na to nie wyglądała? Jakby nie było, dostała samolot pół roku przed swoimi urodzinami, bo musiały się przedostać z Australii do Korei. Nie zamierzała jednak narzekać, była wdzięczna, że Echo o wszystkim myślała i wszystko przygotowywała z wyprzedzeniem. Dobrze, że Kazik był taką złotą rączką, która była pilotem, kucharzem, szoferem wszystkiego co jeździ i pewnie wieloma innymi zawodami. Mordercą na zlecenie możliwe, że też, chociaż nie wyglądał. Nie żeby chciała to sprawdzać… wolała raczej nie.
Przez całą drogę wygladała w milczeniu przez okno, opierając głowę o dłoń. Kiedy ChiChi im tam pokazywała i przeżywała wszystko dookoła, a także chyba wypatrywała mimowolnie jakichś idoli, których mogłyby mijać, ona zastanawiała się czy ten przyjazd tutaj to faktycznie taki dobry pomysł, ale już było za późno aby się wycofać. Poza tym, trzeba było przyznać, Korea faktycznie robiła wrażenie. Była o wiele bardziej technologicznie do przodu niż taka Australia, nawet na ulicach. Mijane samochody nawet się różniły od tych z ich kontynentu. Jednym uchem przysłuchiwała się niektórym ciekawostkom, które rzucała im Chiara, niedługo potem jednak ostatecznie się na nią wyłączając, obserwując po prostu drogę gdzie jechały.
Aż się ostatecznie nie zatrzymali przed wielkim apartamentowcem. No robił wrażenie, ale tego też mogła się spodziewać. W końcu nie mógł mieszkać w jakimś bloku na osiedlu z plebsem, nie? To musiał być jeden z bogatszych budynków w całym Seoulu. Brewka mimo wszystko jej drgnęła w zaciekawieniu. Jak ona się w to wszystko wpakowała? Ah, no tak. Pisanie po pijaku do byłego… a podobno to nigdy niczego dobrego nie przynosiło. Teraz mogłaby się kłócić.
Dobrze, że zaciekawieni fani przed budynkiem stracili nimi zainteresowanie. Przynajmniej częściowo, bo może zrobili im zdjęcia i teraz wstawiają na internet oraz grupy facebookowe z zapytaniem „kto to jest?”. Zatrzymali się przed apartamentowcem bogaczy i gwiazd, sami wysiedli z bogatej limuzyny, a one… nie sprawiały wrażenia idoli czy aktorów, ok? Więc kim były i co tu robiły? Dobrze, że ochrona była już wtajemniczona i wystarczyło krótkie hasło, aby windą przedostać się do wielkiego, nowoczesnego mieszkania Moona. Chiara to ją z bara w drzwiach minęła, na co Lilith wywróciła oczami, ale tak chyba będzie wyglądał ich cały pobyt. Poznawanie nowych rzeczy oraz ludzi i przede wszystkim znoszenie podnieconego zachowania ChiChi.
Rozglądała się po mieszkaniu, kompletnie ignorując jedną z przyjaciółek, kiedy ta druga, bardziej normalna też się nie odezwała. Zerknęła w jej kierunku, aby dostrzec, że obczaja ona jakieś paczki, które były najwyraźniej dla nich. Podeszła do jednej z nich oznaczoną jej imieniem i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem na widok największego z bukietów. Zaraz jednak wróciła na ziemię, bo jej uszy przeszył paskudny pisk. Ten sam co trzy tygodnie wcześniej. Chiara.
- Boże, ChiChi, ucisz się. - rzuciła, również zatykając uszy. Zaraz naprawdę ktoś tu wparuje i je zdemaskuje, bo ta się darła i zachowywała jak typowa fanka w mieszkaniu idola. Nikt nie uwierzy, że jest zwykłym architektem wnętrz.
Obserwowała zachowanie dziewczyny z lekko zdezorientowanym wyrazem mordy, bo ona to nie wiedziała o czym ChiChi mówi. Jakie fanchanty. Czym jest fanchant? Kto jest kim jeszcze może i faktycznie się przyda, ale rozpoznawanie ich po nosach i ustach? No chyba jednak nie. Wywrócenie oczami na to wszystko było instynktowne, odruch bezwarunkowy, ok? Dlatego ponownie się na nią wyłączyła, coraz częściej to robiła i zaczęło wchodzić jej już w nawyk. Wróciła do obserwacji swojej paczuszki i kwiatów od Moona, dopóki nie usłyszała Echo na której słowa mimowolnie kącik ust jej drgnął do góry.
- To nie jest mój chłopak. Napisałam mu wcześniej, że wylatujemy i po wylądowaniu napisałam, że dotarłyśmy. Nic wielkiego, Echo. Ty też mi zawsze piszesz czy dotarłaś bezpiecznie do domu. - to normalne, aby informować kogoś o etapach swojej podróży, zwłaszcza, jak się do tego kogoś jechało taki kawał drogi!
Zerknęła kątem oka na Chiarę, która się wtrąciła i raz jeszcze wywróciła na nią oczami, pozostawiając ją bez komentarza. No, jakby tak każdej swojej fance ogarniał VIPowskie wejściówki, dawał do dyspozycji swoje prywatne mieszkanie i klucze do niego, a także całą resztę, to powodzenia dla niego. ChiChi może i była taką fanką, która wygrała na loterii, bo jej przyjaciółka przypadkiem złapała kontakt z jej idolem, ale Lilith o wiele bardziej uważała się za koleżankę niż fankę.
Tak więc pozostawiając ją samą sobie, skupiła się na Echo. I telefonie. Zerknęła w jego kierunku i potem na wyświetlacz, aby zobaczyć kto dzwoni, a potem uśmiechnąć się sama do siebie z jakimś takim dziwnym zadowoleniem na mordzie. O patrz ChiChi! Nie-kolega dzwonił! Jak on dba o tą jedną z milionów fanek, niesamowite.
- Cześć gwiazdo, nie powinieneś szykować się do koncertu? - spytała ze swoim charakterystycznym, lekko ironicznym, nieco złośliwym wydźwiękiem. Powinien się już przyzwyczaić! - Jesteśmy już w mieszkaniu, nie było żadnych kłopotów po drodze, ochroniarz bardzo miły, sąsiadów na szczęście nie poznałyśmy. - zdała krótki raport z ich podróży z lotniska do apartamentu. Nie musiały udawać, że pozmieniałyby tu kolor tapety, wykładzina jest do dupy, a oświetlenie było bardzo niekorzystne. - Och, i dziękuję za paczki powitalne. I kwiaty - są piękne. I za wejściówki na koncert. Dużo prezentów. Szczeniaczka też masz w planach? - spytała żartobliwie, bo nie spodziewała się dostać czegokolwiek, ale została bardzo miło zaskoczona! Co prawda może to taka grzeczność Koreańczyków i każdego tak witają, ale no było jej miło! Pewnie dlatego tak morda jej się ucieszyła, kiedy krążyła podczas rozmowy po mieszkaniu, ignorując Chiarę, która chodziła za nią krok w krok, jak gdyby chcąc usłyszeć głos Moona z telefonu. Odstraszanie jej ręką nic niestety nie dawało. - Jak tam nastrój przed wielkim powrotem? - spytała, zatrzymując się w końcu przy jednym z okien, aby oprzeć się tyłem o jego parapet, a potem raz jeszcze odgonić Chiarę ręką, jak taką natrętną muchę. Bardzo, bardzo irytującą muchę.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Echo jakoś nie wyglądała na przekonaną, kiedy Lilith oświadczyła, że to nie jest jej chłopak. Pokiwała głową z miną typu „suuure, mhmmm”. No ale to takie przepychanki z nią. Jak ona sobie coś postanowi to chyba nie odpuści. Inne podejście miała za to Chiara, która uważała, że Moon to nawet czasu dla dziewczyny nie ma. Ale jak się okazało miał – bo zadzwonił. Osobiście. Taki zajęty niby był a tu proszę!
  — Szykujemy się, szykujemy. — Odpowiedział, uśmiechając się pod nosem. — Czekaj, pokażę ci. — Dodał, przełączając się na moment na tryb wideorozmowy, by pokazać jak wokół krząta się ekipa, plączą się pojedynczy koledzy z zespołu – jedni trenowali jakieś ruchy taneczne, inni robili próbę własnego wokalu, a pozostali zasiadali na krzesełkach, gdzie sztab wizażystów ich szykował do wystąpienia publicznego. On jeszcze czekał w kolejce aż go obrobią.
  Kiwnął głową po tym jak usłyszał jej raport dotyczący samego przejazdu do apartamentu. Przynajmniej tym nie musiał się stresować! Inaczej miałby mocno przegwizdane, ale tak? Mógł jedynie mieć nadzieję, że nic się nie posypie na czas ich pobytu tutaj, ale… No. Zapeszać nie zamierzał.
  — Nie, raczej nie. Chociaż lubię szczeniaczki! — Odpowiedział, jak najbardziej szczerze, uśmiechając się lekko do telefonu, przez cały ten czas stojąc w rogu pokoju, żeby nie zajmować przestrzeni i nie rzucać się aż tak w oczy. Ekipa wizażystów i tak była pochłonięta przygotowaniami idoli w pośpiechu, a poza tym mógł równie dobrze robić teraz live’a albo nagrywać coś na potem. Ale choć ekipa nie truła mu tyłka to pojawił się za nim pewien ktoś. Wyrósł jak spod ziemi!
  — Annyeong! — Odezwał się, opierając brodę na ramieniu chłopaka, przez które wyjrzał aby spojrzeć na wyświetlacz telefonu Moona. — Jako lider zespołu chciałbym przypomnieć, że to co robicie jest wbrew kontaktowi. — Powiedział po angielsku, ale z mocnymi naleciałościami koreańskiego akcentu. Miał przy tym bardzo poważną minę, bo właśnie upominał ich. To było niezgodne z umową! Powinni natychmiast to przerwać. Zaraz jednak wyszczerzył się, wyprostował i klepnął Moona w ramię. — Żartuję, dzieciaki. Bawcie się grzecznie. — Potem jeszcze poczochrał chłopaka po głowie, a w następnej chwili poleciał rozdzielać udawaną bójkę między dwoma innymi członkami zespołu z koreańskim okrzykiem, że nie w twarz, nie w jego piękną twarz.
  Nie chcąc za bardzo przesadzać czy ewentualnie wzbudzać dalszego zainteresowania przełączył się na zwykłą rozmowę, wyłączając funkcję wideo.
  — Mnóstwo energii, jak widać. — Odpowiedział, uśmiechając się pod nosem do siebie, podpierając słuchawkę jednym ramieniem, coby upchnąć z pomocą drugiej dłoni resztę swoich rzeczy osobistych w torbie. Łokciem odsunął od siebie jednego z kolegów, znów lidera całej formacji (dodatkowo ojca jego dzieci wg. tych pokrętnych teorii, gdzie to on sam miał być matką), który stał za nim strojąc jakieś głupie miny, których genezy Isaac absolutnie nie potrafił zrozumieć. Jakieś ruszanie brwiami i durnowate wyszczerze, podsuwanie się do słuchawki celem podłuchania. Nie miał nic do ukrycia, dał mu posłuchać, ale trochę zaczynał naruszać jego przestrzeń osobistych! No opanuj się, ziomeczku. — U niektórych nawet za dużo tej energii. — Dodał, zerkając wymownie tutaj na towarzysza, który oparł się o niego nonszalancko. — Zaraz ich rozniesie. — Dorzucił, na co kumpel pokazał zęby w wyszczerzu. Moon pokręcił głową, a potem przejął słuchawkę do ręki, drugą dłonią klepiąc towarzysza po ramieniu, zaraz się odsuwając od niego, pozostawiając go na miejscu ze szczerzem na twarzy. — Jak mówiłem: mnóstwo energii. To dość duże wydarzenie dla nas, no i dla Traumas. Mamy parę niespodzianek dla nich. — No bardziej dla nich niż dla kogoś, kto nie wiedział kim byli i nie śledził ich. Nawet jako świeży fan. — Pierwszy koncert jest zawsze najważniejszy. — Rzucił. No bo skoro do tego czasu trzymano wszystko w tajemnicy – kolory włosów, concept i tylko podsycano ciekawość bardzo dobrym marketingiem i teaserami to wiadomo, że nikt nie czekał na koncert, na który ewentualnie miał bilet tylko oglądał to, co wyciekło z tego pierwszego. Dbano oczywiście o to, żeby nie nagrywano wszystkiego, ale jednocześnie wytwórnia udostępniała część występów – tak żeby jeszcze bardziej zagrzać. I żeby o tym wszystkim mówiono.
  Przeniósł spojrzenie na fotele, na których siedzieli jego koledzy z zespołu a ekipa wizażystów właśnie szykowała ich do występu, na który będą musieli się przedostać. Występu, który miał być za kilka godzin, ale wiadomo jak to było. Trzeba jeszcze wejść, pomachać zanim się wjedzie do obiektu, pokazać się. No a potem nie będzie na to czasu.
  — Wybieracie się? — zagadnął dziewczynę. No co? To że dał im wejściówki, za które potem podziękowała, wcale nie znaczyło, że zamierza przyjść na koncert. Dzisiaj, jutro czy w ogóle w trakcie swojego pobytu tutaj. Zrozumiał już przecież, że nie interesowała jej za bardzo jego muzyka, tak samo jak nie miała bakcyla, by próbować dołączyć do grona fanów. I to było dla niego zrozumiałe. Nie każdy musiał to lubić.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Echo nie musiała być przekonana! Lilith przecież swoje wiedziała, poza tym, widzieli się raz w życiu. Raz. Nie była przecież tego typu osobą jak poniektóre fanki, które nigdy nie widząc, a co dopiero nigdy nie rozmawiając ze swoim idolem, już brały z nim ślub i planowały trójkę dzieci. Ona raczej zachowywała zdrowy rozsądek i ocenę sytuacji, plus była ostrożna, zwłaszcza z kimś tego pokroju - przystojny, sławny, bogaty, z masą fanek, które zrobiłyby dla niego wszystko. Nie zamierzała dać się zwariować, nawet jeśli samemu Isaacowi daleko było do chociażby głupiego stereotypu estradowej gwiazdy, która wiedziała, że wystarczy jedno skinięcie palca, aby mieć prawie wszystko i każdego do swoich usług. Mało było fanek, które dałyby się zaszlachtować za relację jaką budowała z nim Lilith? Żeby chociażby z nim porozmawiać? Przebywać w tym samym pokoju? Poza tym, szanowała swoje życie, ok? Lubiła je, nie chciała go tracić przez jakieś szalone Traumas, chociaż pewnie im by nawet nie pasował fakt, że Moon ma jakiekolwiek kobiece koleżanki.
Ale chociaż wiedziała jakie to wszystko jest skomplikowane, to nie zamierzała rezygnować z ich budującej się znajomości. Zbyt dobrze jej się z nim rozmawiało, a ich ostatnie spotkanie przedłużone do granic możliwości i dobrego smaku wspominała naprawdę bardzo miło. I to nie tylko przez tego super kurczaka po północy! Czemu miałaby z tego rezygnować? Przecież nie robili nic złego, po prostu… spędzali czas w swoim towarzystwie. Jak koledzy!
– Woa, bardzo ładnie, bardzo ładnie. Matko, dużo was tam. - stwierdziła z uśmiechem, kiedy odwróciła telefon do pozycji poziomej, aby lepiej widzieć co się dzieje tam u niego w szatni. Oczywiście Chiara widząc, że Lilith przekrzywia telefon i odsunęła go od ucha, wiedziała, że Moon przeszedł w tryb video rozmowy. Oczy jej się momentalnie zaświeciły i aż się zapowietrzyła. Podskoczyła kilka razy w miejscu i wjebała się w miejsce przy boku Lilith, aby zobaczyć co ogląda.
- WAAAAA! O. Mój. BOŻE. Czy ja właśnie patrzę na szatnię PTS(D) przed ich wielkim comebackiem?! O MÓJ BOŻE CZY TO KANG? OMGOMGOMG! - nie mogła normalnie uwierzyć, bo to materiał, którego nie miał nikt, a ona się mogła poczuć jak taki super hiper VIP, który ma dostęp do najbardziej poufnych informacji. Teraz nikt jej nie powie, że nie jest naczelną i najlepszą fanką! - ANNYEONG ISAAC OP-
– Wystarczy. - wtrąciła się, odpychając Chiarę z jej boku na który napierała coraz bardziej. Jej twarz to zasłaniała już cały widok Lilith. Nawet spojrzenie porzuconego szczeniaczka nie podziałało.
- Ale!
– Idź… gdzieś, ChiChi. - na przykład niech zobaczy czy nie ma jej w innym pokoju, bo znowu stawała się upierdliwa. Nie wyganiałaby jej, gdyby zachowywała się normalnie, ale przesadzała z tym swoim fangirlowaniem. I naruszała jej przestrzeń osobistą!
Westchnęła pod nosem, kręcąc głową w niedowierzaniu. I tak będzie wyglądał cały ich pobyt tutaj. Jak Lilith kogoś podczas swojego wyjazdu do Korei kogoś nie zabije… to pewnie zrobi to Echo i trzeba będzie zapewnić komuś alibi.
– Ja też! Poza tym, kto nie lubi szczeniaczków? - a byli chyba tacy ludzie, którzy wywracali oczami na takie słodkie, małe stworzonko. Lilith miała słabość do wszystkich zwierzaków, nieważne czy małe, duże, z dwoma, czterema czy ośmioma kończynami.
Brewka jej lekko drgnęła w zaskoczeniu, kiedy pojawiła się dodatkowa osoba, ale momentalnie się do niej uśmiechnęła przyjaźnie.
– Hejka! - przywitała się.
- OMÓJBOŻE CZY TO GŁOS RHY- rzucała się dalej ChiChi bo oczywiście nie odeszła daleko, stała metr dalej bo chciała przecież być na bieżąco jako naczelna fanka, ale jak znowu podniosła swój podekscytowany głos, Lilith zwyczajnie wolną dłonią zatkała jej usta. Słysząc jednak po chwili, że ma do czynienia z liderem, który dość poważnie stwierdził, że oni to w tej chwili naruszają warunki kontraktu Moona, trochę się zmieszała. Nawet ChiChi zamilkła sama z siebie! Dlatego też Shelby przeskoczyła spojrzeniem z Rhysa na Isaaca i z powrotem. Bo niby chłopak pomagał im w przygotowaniach tego całego przedsięwzięcia, ale może zmienił zdanie! Może ktoś z nim rozmawiał z góry czy coś! Nigdy nie wiadomo! Na szczęście szybko wyjaśniło się, że to żarcik. Hehe. Śmieszku. Odetchnęła, gdy ten poszedł kogoś rozdzielać. - …miałam moment przerażenia. Aż mi ciśnienie skoczyło. Już nie potrzebuję kawy. - stwierdziła, ale hej, faktycznie się obudziła! Jak była zmęczona po przylocie, tak teraz już jej się odechciało spać!
Gdy przeszli w tryb normalnej rozmowy, zabrała dłoń z ust przyjaciółki i przyłożyła telefon do ucha. Chiara oczywiście przyszła i bokiem przykleiła się do Lilith, która robiła wymowny krok w bok, aby się oddalić od dziewczyny, ale to pomagało na chwilę.
– To dobrze, lepiej tak niż w drugą stronę. - stwierdziła z lekkim uśmiechem. Gorzej jakby wszyscy panikowali, byli smętni, bez energii, zestresowani, każdy tylko by nakręcał innych i ostatecznie byłoby strasznie. Znaczy, wiadomo, oni to idole, którzy do występów przed tłumami byli przyzwyczajeni, ale chyba jakiś stres zawsze był, mimo wszystko.
Nawet nie zauważyła, że uśmiechała się przez cały ten czas. Przynajmniej kiedy ChiChi znowu się do niej nie przyklejała.
– Domyślam się. Na pewno pójdzie wam świetnie.- przyznała, zerkając wymownie na Chiarę, która chyba usłyszała „niespodzianki” i już znowu się zapowietrzała, ale nic nie powiedziała ostatecznie, bo ponownie została zganiona spojrzeniem. Nie siedziała jeszcze jakoś mocno w tym świecie kpopu, nie wiedziała, że to aż takie wielkie wydarzenie, ok? Znała głównie zachodnich artystów, gdzie no… nie ma takiej wielkiej tajemnicy jak chodzi o koncerty czy wydanie nowej płyty. Dopiero się wdrażała!
Kąciki ust jej drgnęły w nieco rozbawionym uśmiechu, po tym jak usłyszała pytanie.
– No nie wiem… nie przepadam za tłumami, poza tym miałyśmy iść zobaczyć sąsiedni park, wyprasować skarpetki, a w ogóle to jestem zmęczona i nie wiem czy mi się chce. - rzuciła powątpiewającym tonem, bo przecież były po długiej podróży i w ogóle! Zaraz jednak pokręciła głową z niedowierzaniem. – No raczej, że będziemy, Isaac. Nie przegapiłabym przecież twojego comebacku. Szanujmy się, jestem zbyt dobrą kumpelą, aby cię wystawić. - i Chiara nigdy by im tego nie wybaczyła, a ani ona, ani Echo nie chciały słyszeć jej jojczenia do końca życia. – Poza tym jestem też mocno ciekawa jak to wszystko wygląda. - bo nigdy nie była na kpopowym koncercie, ok? I to nie tak, że nie interesowała jej jego muzyka! Nigdy wcześniej nie miała z nią styczności, ale odkąd wyszło, że rozmawia z Isaaciem Moonem z PTS(D), to z czystej ciekawości poczytała nieco o zespole, a także przesłuchała kilka piosenek i niektóre faktycznie wpadły jej w ucho! Nie widziała co prawda teledysków, bo leciała z filmikami z napisami, aby wiedzieć czego właściwie słucha, no ale i tak wielki postęp jak na nią! Chociaż coś czuła, że jeszcze długa, długa droga przed nią. – Masz jakieś wskazówki? Rady? Na co powinnam się przygotować? Na co uważać? - spytała z lekkim uśmiechem, chociaż nawet nie wiedziała czy on wie jak to wygląda od strony fana… oczywiście Chiara rwała się do odpowiedzi, ale to nie od niej chciała to usłyszeć. – I czym jest fanchant i czemu ChiChi bardzo chce mnie tego nauczyć?
- BOŻE LILITH, NIE PYTA SIĘ IDOLA CZYM JEST FANCHANT. - dało się usłyszeć zawstydzenie ChiChi, która chyba załamywała już ręce.
– Nie pytam idola, pytam kumpla. No, to co to?
Facepalm by Chiara.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Lider trzymał kciuki za chłopaków, starał się ich wspierać. Część restrykcji wynikających z kontrakt miał po prostu za bezsensowne (ale rozumiał ich konieczność i genezę), a naginanie ich nie prowadziło, w jego ocenie, do niczego katastroficznego – tym bardziej, że wiedział, że taki Isaac był ostrożny. Nawet bardziej niż on sam, więc… no jak mu nie zaufać.
  — Prawda. Taka atmosfera ułatwia nam przygotowanie się do tego wszystkiego. — Potwierdził. Bo gdyby każdy się stresował to by się innym udzielało. A tak to było luźno, jeśli ktoś się stresował to koledzy o niego dbali i sprawiali, że się rozluźniał po czasie lub nie przejmował aż tak. I potem to wszystko, ta energia, było przenoszone na scenę. I dalej tym zarażali!
  Chciał jednak wiedzieć jakie ma plany Lilith, czy faktycznie chciała przyjść na koncert. Bo w to, że Chiara będzie chciała to nie wątplił, zresztą było słychać po tej zajarce. Miała szczęście, że Isaac nie sprowadził jej do porządku kiedy się z nim przywitała przez luźne „Annyeong”. W końcu był od niej starszy, nie był jej kolegą, więc powinna zachować formę grzecznościową. Nie to, żeby mu jakoś zależało, ale… No trochę męczyło go to jej wcinanie. Nie pierwsze, pewnie nie ostatnie. A jeśli coś wyprowadzało Isaaca z równowagi to już musiała być poważna rzecz. W końcu on miał anielską cierpliwość!
  Albo po prostu zależało mu, żeby przekazać te, i tak już średnio duże, zasoby czasu Lilith i to głównie jej. Dla dziewczyny, dla której nie był po prostu idolem.
  — Tak, ale jako kumpela nie masz przecież obowiązku robić tego dla mnie. — Odpowiedział jej. Nie musiała kochać jego muzyki, nie musiała znać fanchantów, nie musiała bywać na jego koncertach, jeśli jej nie interesowało to, co robił. Okazać wsparcie to jedno, ale na przykład męczyć się przez kilka godzin stojąc wśród drących się tłumów przy głośnej muzyce? Nie było to jej obowiązkiem. Nie chciał jednak źle zabrzmieć, więc zaraz szybko dodał: — No ale cieszę się, że jeśli będziesz to akurat na tym koncercie. Bo będzie się sporo działo. — Naprawdę wracali z pompą. I temu też wszystko nakręcali w tajemnicy do ostatniej chwili a nie tak, jak wcześniej – co kilka dni pokazywać coraz więcej z nadchodzącego comebacku. Teraz wracali z pierdolnięciem i też musieli sami sobie postawić wysoko poprzeczkę. Bo miłość zagorzałych Traumas mimo wszystko to jedno, ale nie zamierzali żerować tylko na tym. Naprawdę chcieli udowadniać, że są dobrzy.
  — Żadnych rad, żadnych wskazówek. Ciężko mi radzić jak się zachowywać na koncercie. — Odpowiedział, skrobiąc się po głowie. Nie wiedział czy będzie się dobrze bawiła, nie wiedział czy się odnajdzie, ale na pewno wiedział, że jej deklaracja o tym, że będzie w tamtym miejscu, sprawiła że poczuł się lepiej. A jednocześnie – chyba zaczął czuć tremę. Nawet nie wiedział czemu! Znaczy – zawsze się denerwował przed występami, może mniej z czasem i z ilością koncertów, które już miał za sobą, ale teraz było jakoś inaczej. Chciał serio dobrze wypaść! Co było dziwne, bo przecież nie znała go jako idola więc nie miała porównania i nie mogłaby mu powiedzieć, że się pogorszył, że poprzedni występ
  Miał odpowiadać na pytanie o fanchant, ale wtedy uruchomiła się Chiara, że niby nie pyta się idola o to, czym był fanchant. Fakt, że było to dziwne pytanie gdyby zadać faktycznemu idolowi – tak podejść na ulicy, jeśli nadarzy się taka okazja, i wywalić z „ej, co to fanchant”, ale Lilith poprawnie jej odpowiedziała, twierdząc że idola to ona nie pyta a, hehe, kumpla.
  — Och, fanchanty to coś, co naprawdę lubię. — Odpowiedział, uśmiechając się pod nosem. — W sumie wszyscy bardzo lubimy. Bo to taka spora interakcja między nami a fanami obecnymi na koncercie. — Wyjaśnił, by zaraz potem dodać: — Czasami cheeruje się zespół, wszystkich członków i śpiewa z nimi część haseł z piosenki. — Streścił. — Ale nie jest to coś co każdy na koncercie musi robić. — Bo to głównie wskazywało na więź między fanami i zespołem. Fanami, a nie słuchaczami z widowni! To różnica. Nie każdy przecież musiał śpiewać, znać imiona, a także ogólne zasady dla tego konkretnego fanchantu. Nie wymagano tego od każdego, uczestniczenie w tym „przedsięwzięciu” miało być przecież dobrowolne.
  — Więc nie musisz teraz marnować na to czasu. — Podsumował. — Macie jeszcze go sporo przed koncertem. Może odpocznij po podróży. Zjedz coś. Jadłaś coś? — Klasyczne pytanie. Martwił się! Przecież to było takie ważne, żeby się dobrze odżywiała. Nie chciałby przecież, żeby zachorowała albo jakoś podupadła na zdrowiu czy sile. Dobra dieta była niezwykle ważna, a głodzenie się wcale nie było fajne!
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
ChiChi to pewnie już uważała Isaaca za swojego kumpla! I szczyciła oraz cieszyła się tym jak pojebana, nawet jeśli on nie uważał, że... no są kolegami. W końcu porozmawiali, widzieli się osobiście, był dla niej miły i no… może nie spędzili razem zbyt wiele czasu sam na sam, właściwie to w ogóle, ale Chiara to chyba trochę sama sobie dopowiadała niektóre rzeczy. Bo chciałaby aby tak faktycznie było. Bo skoro on się, o zgrozo, „kumpluje” z Lilith, która była jej przyjaciółką, to jej kumple byli jej kumplami! Zwykle tak to działało! Znaczy, ChiChi tak uważała. Dlatego trochę też się zaczynała spoufalać i pozwalać sobie na więcej. Nic tylko czekać co będzie odwalać jak znowu się spotkają osobiście. Może nawet przytuli go na przywitanie! Albo się spije i zacznie lizać się z jakimś randomowym typem wyobrażając sobie, że to ktoś inny.
– Ale chcę to zrobić. Nie tylko dla ciebie, nie schlebiaj sobie. - uśmiechnęła się przy tym nieco złośliwie, bo nie szła tam przecież tylko dla niego! W głównej mierze, owszem, no ale… – Dla siebie też. Miałaby mnie ominąć taka impreza? No co ty. - dodała. W końcu to najgłośniejsze wydarzenie w całym Seoulu, stali w cholernej kolejce samolotowej na lotnisku, nie mówiąc już o tym w jakiej będą stali przed samym wejściem na arenę. Może wcześniej nie słuchała kpopu, może nie była wielką fanką, która wiedziała wszystko o zespole oraz jego członkach, ale jak już miała zacząć się wdrażać, to jej pierwszy koncert musiał być cholernie wielkim comebackiem najpopularniejszego boysbandu. I to w sekcji VIP. Tak się wchodzi w świat kpopu!
Słysząc, że będą niespodzianki i będzie się sporo działo, uśmiechnęła się wyraźniej.
– Coraz bardziej jestem zainteresowana. Widzisz? Mówiłam, że nie idę tylko ze względu na ciebie! - powiedziała, bo chciała też iść dla niespodzianek i show! Fakt, że on występował był… miłym dodatkiem. Takim super ciekawym. Nigdy nie miała wśród znajomych kogoś na kogo występy by chodziła, za kim wodziłaby spojrzeniem na scenie i kogo faktycznie miałaby wspierać, aby wszystko wypadło jak najlepiej! Znaczy, swoich przyjaciół ogółem wspierała w decyzjach oraz całej reszcie, ale to było coś innego. Pewnie, że będzie obserwować wszystkich członków, ale… no to on był jej najbliższy z całego zespołu, więc jej spojrzenie będzie oscylować przede wszystkim wokół niego.
Westchnęła teatralnie pod nosem słysząc, że jej nie pomoże.
– Huh, tak myślałam.
- JA CI WSZYSTKO OP-
– Nie, dzięki. - zatrzymała ChiChi, bo jak ta się rozgada, to już będzie przewalone. Powie jej, że musi ubrać się tak, a nie inaczej, że ma założyć koszulkę z nazwą zespołu, łańcuszki, wziąć lightsticka, cały merch jaki udźwignie, odpowiednio się umalwać, wyuczyć się fanchantów, piosenek na pamięć, przede wszystkim nie wspominać o innych zespołach, nauczyć się wszystkich informacji o każdym członku, aby wiedzieć o czym rozmawiać w kolejce z innymi fankami i tak w ogóle to wyciąć serduszka w kolorze odpowiadającemu PTS(D), bo Traumas chce im pokazać w ten sposób wsparcie i całą miłość! Znaczy, to dobrze, ale ona raczej nie była na tym etapie wtajemniczenia.
Słysząc odpowiedź dotyczącą fanchantów lekko jej brewka drgnęła w zaciekawieniu.
– Ooohh. W sumie pierwszy raz o tym słyszę, zwykle po prostu śpiewam całe piosenki z zespołem jak znam tekst. No dobra, nie nazwałabym tego śpiewaniem, bardziej wyciem… w każdym razie mój koreański jest tak dobry opanowanie ChiChi
- Eeeeeej!
– ale macie angielskie wstawki, które ogarniam! Liczy się? - patrzcie ją, przyznała, że słuchała ich piosenek! Nie wszystkich co prawda, ale słuchała! I znała niektóre słowa! Tylko te po angielsku, ale zawsze coś, nie? Może kiedyś faktycznie nauczy się fanchantów i stanie się oficjalnie jedną z Traumas? Kiedy właściwie staje się fanką? Czy dopiero jak się jest na koncercie? Czy jak ma się albumy i merch? A może wystarczy lubić ich muzykę i ich wspierać? Każdy chyba miał na to osobną definicję.
Uśmiechnęła się jednak jakoś krzywo słysząc jego kolejne słowa.
– Sporo czasu, co? - zerknęła tu wymownie na namolną fankę numer jeden, która jak gdyby nie wiedziała o co chodzi, wzruszyła tylko ramionami. Pewnie nie odsunie się tak długo dopóki będzie trwało połączenie. – …ktoś tu bardzo chce wyjechać za godzinę, bo „nie zamierza stać w drugim rzędzie”. - mruknęła z wyczuwalnym wyrzutem w stronę dziewczyny. Wywróciła na nią jeszcze raz oczami i zaraz przybrała o wiele pogodniejszy ton głosu. – Ale wracając do twojego pytania, nie, jeszcze nic nie jadłam. Dopiero co przyjechałyśmy. Może zjemy coś już na miejscu czy coś… - o ile będą miały czas, bo ChiChi to pewnie będzie nalegała, że nie mogą nigdzie iść, bo muszą trzymać miejsce w kolejce. Najwyżej ona z Echo sobie pójdzie na burgera, a Chiara posiedzi z innymi Traumas. Każdy szczęśliwy. – A ty? Jadłeś? Jak się w ogóle czujesz, bo to, że reszta ma tonę energii to już wiem. Stresujesz się w ogóle jeszcze przed występami czy już raczej nie? - ona to by pewnie miała tremę! Pewnie, z Echo chodziły na tańce, gdzie co miesiąc każdy odwalał jakiś układ do znanych piosenek, co potem nagrywano i wrzucano na youtube’a, ale to były występy przed znajomymi, małą publicznością. Jakby miała występować przed kilkoma lub kilkunastoma tysiącami, to na scenę nawet by nie wyszła. Taki z niej materiał na idola!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Och, no tak. Jasne. — Się chłopak trochę zmieszał, bo naprawdę nie chciał wyjść na zadufanego w sobie idola, który uważa, że wszyscy go uwielbiają. A wyszło, że źle odebrał jej słowa, gdy stwierdziła, że przyjdzie bo jest zbyt dobrą kumpelą aby go wystawić. Chciał jedynie zaznaczyć, że to wcale jej nie zobowiązywało to przychodzenia gdzieś, gdzie na przykład nie chciała być. W końcu nie zaprosił jej tutaj na koncert, jako taki. Nie musiała się tym interesować, po prostu chciał ją zobaczyć. A na takim koncercie to raczej mało będą mieli czasu na jakiekolwiek interakcje. Chyba, że chodzi o samo „patrzenie” to mógłby pewnie zerknąć parę razy, ona też i tyle – odhaczone. Ale nie to było w jego zamierzeniu, kiedy faktycznie proponował jej wizytę w Seoulu. — Przepraszam. — Powiedział, dość odruchowo opuszczając przy tym głowę.
  Co miał jej poradzić w sprawie zachowania na koncercie? Kady reagował inaczej, każdy przeżywał na swój sposób. Jedni angażowali się w fanchanty, drudzy przeżywali wewnętrznie, trzeci wszystko nagrywali, a ci co przyszli „za karę” bo z dziewczyną czy chłopakiem lub „bo znajomi chcieli” też mieli swoje sposoby na to. Na przykład siedzieli w swoich słuchawkach i słuchali swojej muzyki, byleby wytrwać do końca a przy okazji odciąć się od całego gwaru z otoczenia. Mogła jednak skorzystać z rady przyjaciółki, która rwała się chyba do wsparcia, ale najwyraźniej nie zamierzała. I nie był w stanie nic na to poradzić – w końcu wolny kraj, a jak w nagłówku – każdy przeżywał na swój sposób.
  — Angielskie wstawki i koreańskie wersy ze słuchu to specjalność międzynarodowych Traumas. — Powiedział, uśmiechając się delikatnie. Tworzenie nowych słów na potrzeby własnego wykonu piosenki. Nie zamierzał za to potępiać, bo wręcz przeciwnie – doceniał zaangażowanie takich osób i to, że nie wstydziły się one tego, że nie potrafią mówić po koreańsku. Po prostu dobrze się bawią i to jest dla nich najważniejsze. — Wszystko co brzmi podobnie się nadaje. — Wyjaśnił. Nie zmieniało przecież aż tak kreacji piosenki! No dobra, może w sensie znaczenia, ale kto by się tam nad tym skupiał w takich chwilach, co?
  Uniósł lekko brew w reakcji na raport o tym, że planem jest aby wyjechać już za godzinę tylko po to, żeby nie stać w drugim rzędzie. A przecież nie było powiedziane, że jakieś natarczywe Traumas mimo wszystko ich tam nie zepchną. W przypadku, gdy nie było miejsc numerowanych na płycie w Golden Circle, w strefie VIP to zdarzała się rotacja, a przy barierkach stały ostatecznie najwytrwalsze i najbardziej waleczne. Żeby nie powiedzieć, że jebnięte. Bo on tak o ludziach nie mówił.
  — Zjedz coś — odparł niemalże natychmiastowo, gdy przestała mówić, chyba szczerze zmartwiony. To było silniejsze od niego. Taką miał naturę! Brak posiłku był karygodny i wymagał jak najszybszej naprawy. — Powinnyście znaleźć coś do jedzenia w lodówce, poprosiłem mamę żeby wpadła i ją zapełniła na wasz przyjazd. — No, czyli mama wiedziała, że będzie miał gości. W mieszkaniu, w którym nie bywał.
  Zapytany o to czy jadł najpierw kiwnął głową (ale ona tego nie widziała), więc jedynie potaknął krótko po koreańsku, jednym pomrukiem. Zaraz jednak uśmiechnął się pod nosem nie wyraźnie.
  — Tylko trochę tremy, ale jest. — No nie był to ich debiut, więc już trochę oswojeni z tym wszystkim byli, znaczy on na pewno, ale był to też istotny comeback, dużo się przy nim napracowali i teraz liczyli się z tym, że jednak są już na poziomie międzynarodowym. No i on miał ten swój dodatkowy powód, wcześniej już nadmieniony. — Jesteśmy tylko ludźmi, a będziemy podlegać znowu ocenie na żywo kolejnym dziesiątkom tysięcy. To… spora presja. — Wiadomo, że do tego też trenowali, do tego też się przyzwyczajali, ale… No. Nie da się wyłączyć emocji i uczuć.
  W chwilę potem w słuchawce, wśród ogólnego gwaru panującego w pomieszczeniu, zdało się usłyszeć nieco wyraźniejszy głos, który zwrócił się po koreańsku, na co Isaac odpowiedział w tym samym języku. Krótka wymiana zdań, jego końcowe hasło, i w końcu odezwał się do Lilith:
  — Wołają mnie — powiedział, a zaraz potem dodał: — Zjedz coś, proszę — dodał. — Po koncercie zadzwonię, może uda mi się zorganizować spotkanie, jeśli będziesz miała chwilę. Będę pisał. — Oznajmił pospiesznie (bo chyba go gonili do wizażystki), a następnie pożegnał się i rozłączył. Chyba po to by pospiesznie w wiadomości dosłać jej przypomnienie, żeby zjadła. Bo może zapomniała już.
  Echo za to, która nie chodziła za Lilith jak taka Chiara, wychyliła się zza zakrętu. Bo ona sobie zrobiła housetour.
  — Jaki plan? Co robimy? Idziemy spać?
  — Nie? Musimy się przygotować na koncert!
  — Który jest za kilka godzin, Chichi.
  — No to co! Musimy być w pierwszym rzędzie!
  — To zapłacimy im, żeby nas przepuścili.
  — Traumas się nie sprzedadzą!
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
– Co? Nie! Znaczy… - rozbawiony wzdych – Naprawdę musimy pogadać o twoich przeprosinach. - rzuciła z uśmiechem, kręcąc głową w niedowierzaniu. Musiał też chyba trochę poćwiczyć rozumienie jej poczucia humoru, aby potem nie wychodziło, że ma jakiś problem czy coś! Lilith miała dość specyficzny charakter, bardzo lubiła się z ironią i sarkazmem, ale czego się dziwić po osobie, która wychowała się w ciągłym otoczeniu Echo! Daleko jej było do takiej grzecznej, ułożonej Koreanki. Poza wyglądem nic jej z tym krajem nie łączyło. No, może to, że miała podwójne obywatelstwo i rodziców Koreańczyków, którzy również chcieli się odciąć od swojej kultury. I wyszła im taka… pomieszana ona!
Była na kilku koncertach, głównie chodziła na nie z Echo, bo Chiara od dłuższego czasu nie była zainteresowana wspólnym chodzeniem na zagranicznych artystów, którzy nie byli z Korei. Miała jednak dziwne wrażenie, że kultura na koncertach rockowych czy artystów popowych z innych państw zachodnich, była nieco inna niż na takich kpopowych. W sensie mentalność była nieco inna, chociaż pewnie to też zależało od publiczności i na koncertach zagranicznych z tamtejszą publicznością było inaczej niż w samym Seoulu wypełnionymi po brzegi Koreańczykami. Dlatego się zastanawiała na co powinna się przygotować, ale… faktycznie chyba najlepszym wyjściem okazuje się wysłuchanie Chiary. Sęk w tym, że naprawdę nie chciała przechodzić przez godzinny wykład co może, co nie, co powinna znać, kogo znać i całą resztę. Chciała prostych wskazówek, a nie całego semestru nauki w kilka godzin! To miała mieć dopiero na studiach.
– O, no to się nadam. Śpiewanie ze słuchu to moja specjalność. - stwierdziła. Była w tym faktycznym mistrzem, jakby były zawody, to pewnie nie miałaby sobie równych. No dobra, pobiłaby ją pewnie Echo, ale jeśli może śpiewać ze słuchu i cisnąć nieistniejące słowa i nikt nie będzie na nią krzywo patrzeć, to zajebiście. Chociaż gorzej jak jakieś k-netizens spojrzą się na nią krzywo z takim „co do chuja”. No ale kto by zwracał na nie uwagi. Zamierzała się tam dobrze bawić.
Jakby nie było, Traumas pewnie będą walczyć o miejsce przy barierkach, ale o to nie zamierzała się też za bardzo martwić. Ją to tak na dobrą sprawę nie za bardzo obchodziło w którym rzędzie będzie stać, bo i tak będzie mieć świetny widok na scenę, ale należało też pamiętać, że mieli po swojej stronie Chiarę, a ta jak się zaprze to będzie taka waleczna, że wszystkie Koreanki będą jej robić miejsce ze strachu, aby nie oberwać z łokcia między żebra! No i miała też Echo. Tej to już w ogóle lepiej nie drażnić.
Brewka jej lekko drgnęła na jego polecenie, ale zaraz za tym poszedł jeden kącik ust w jakimś takim nieco rozczulonym smirku. Chiara to chyba wywróciła na niego oczami.
– Twoja mama? A to nie odmówię. Mówiłam już, że dobrego jedzenia nigdy nie odmawiam. - miała nadzieję, że sama coś ugotowała, a jeśli gotowała tak dobrze jak jej syn, to zdecydowanie musiała zajrzeć do lodówki!
Przynajmniej on jadł. Musiał mieć energię na nadchodzący koncert, nie? A jakby tam padł na scenie, to było to ostatnie co chciała oglądać. Wszyscy zgromadzeni na pewno też, więc agencja musiała o nich dbać. Uśmiechnęła się jednak lekko na jego słowa, kiedy przyznał, że dalej wciąż ma trochę tremy. To dobrze! Nie można było też być zbyt pewnym siebie, bo rzeczy też nie szły wtedy zbyt dobrze! Chociaż były różne rodzaje pewności siebie.
– Będziecie świetni. Wszystko się uda, nikt nie zemdleje, nie pomyli się, a fani będą zachwyceni. Brukowce napiszą o genialnym koncercie, o powrocie w wielkim stylu z przytupem i przekraczaniu kolejnych granic. Zaprzecie dech w piersiach każdemu. Mówię ci tak będzie, nie zmyślam. Musisz mi w tym zaufać. - powiedziała z pewnością. No może nie wiedziała co będą pisać, bo nie mogła zmusić każdego do pisania w samych superlatywach, ale wierzyła, że będzie super! Nawet jeśli ani razu nie widziała ich występu i nie bardzo wiedziała czego się spodziewać.. W zasadzie nie widziała żadnego występu z kpopowego świata… ale nieważne! Liczyło się, że w niego wierzyła i wspierała, nie?
Słysząc, że u niego się coś dzieje spodziewała się, że ich rozmowa się zaraz skończy. Kącik ust jej ponownie drgnął w łagodnym smirku, zwłaszcza jak zapewniał ją, że będzie pisać. I kazał coś zjeść. To było… miłe. Dziwnie miłe. Chiara raz jeszcze musiała wywrócić oczami na wyraz mordy Lilith, chyba nie mogła patrzeć jak ta się uśmiecha sama do siebie tylko dlatego, że rozmawiała przez telefon.
– Powodzenia. - życzyła mu jeszcze zanim się rozłączył, a potem schowała telefon do kieszeni akurat w momencie jak Echo wyszła zza rogu. Wysłuchała wymiany zdań przyjaciółek, samej kierując się w stronę kuchni.
– Nie wiem jak wy, ja idę coś zjeść. Podobno mamy całą lodówkę jedzenia przygotowaną specjalnie dla nas. - rzuciła zachęcająco i nawet wymownie poruszyła brwiami! Dużo dobrego jedzenia! Musiała się najeść, aby przetrwać do wieczora.
Ogarnięcie się zajęło im nieco więcej czasu niż ChiChi przypuszczała przez co się już irytowała i wszystkich dookoła pospieszała, bo oni musieli być tam jak najszybciej, aby zająć odpowiednie miejsca! Lilith jednak musiała zjeść, iść na moment w drzemkę, aby jakoś kontaktować, potem wziąć prysznic, przebrać się… aż w końcu mogły jechać.
Zabrały swoje wejściówki VIP i Kazik zabrał je w odpowiednie miejsce. Miejsce, gdzie był już cały tłum ludzi. Ludzi z merchem, lightstickami, koszulkami z twarzami idoli oraz nazwą zespołu. No, brewka jej trochę drgnęła okay? Było jeszcze trochę czasu do koncertu, a tu były chmary nastolatek.
Wysiadła z dziewczynami z samochodu i zerknęła z lekkim zdezorientowaniem na podekscytowaną Chiarę, a potem na Echo.
– Tu gdzieś jest jakiś koniec kolejki?-
- Mówiłam wam, że musimy być szybciej, ale nie! Teraz musimy się przebić, aby być jak najbliżej, bo będziemy na szarym końcu!
– I tak będziesz widzieć.
- Ale nie będę wystarczająco blisko! MUSZĘ być w pierwszym rzędzie. Chodźcie! - powiedziała walecznie i poszła w tłum. Lilith stała jeszcze trochę zamurowana i zerknęła raz jeszcze na Echo.
– Chyba powinnyśmy iść za nią. O, tu też mają rzeczy do sprzedaży. Chodź, chcę czapeczkę. - chociaż coś musiała mieć, nie? Pamiątka z koncertu!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Isaac otrzymał swój peptalk i choć nie było tego widać to poprawiło to jego nastrój. Natomiast Echo dostała jedzenie. Wraz z Lilith. A potem jeszcze wychwycić powernapa i czas na ogarnięcie się. Mimo to, że Chiara już miała wyjście z progu. I cały czas gadała, że już muszą iść. Ale kto by tam na nią zwracał uwagę. Jak jej się tak spieszyło to mogła przecież pojechać uberem. Znała koreański to i się dziewczyna nie zgubi. Chyba.
  Kazimierz zabarł ich pod ogromny stadion, na którym miał się odbyć event. Echo gwizdnęła krótko, bo przecież spodziewałą się, że będzie to na Sali koncertowej a nie na całym stadionie. Zupełnie jak Beyonce! Czy inna superstar. Ale Beyonce to ona znała, a PTSD to tak… nie. Kazimierz miał się pokręcić gdzieś niedaleko i odebrać jak zadzwonią.
  Wysiadły z auta i Parkówna ogarnęła spojrzeniem kolejkę i te wszystkie tłumy, które pchały się do głównego wejścia na stadion. Zerknęła na Lilith i jedynie pokręciła głową, ale Chiara już się spruła o to, że było przyjść wcześniej. Tak, mogły przylecieć wczoraj irozbić namiot pod wejściem. A i tak pewnie nie byłyby pierwsze bo zagorzałe Traumas to pewnie camping miały tutaj od tygodnia!
  Zakręciły do sklepu przy wejściu na stadion. Tam faktycznie były rzeczy z merchu PTSD. Wywieszone na vanie. Czapki, bluzy, koszulki, wachlarze, wiatraczki, lightsticki i inne takie duperszmity. Do tego wszystkiego wielka, ale to wielka kolejka.
  — Hehe, patrz na to — powiedziała Echo, po czym wjebała się ordynarnie na początek kolejki i powiedziała, że bierze wszystko. Początkowo sprzedawca próbował ją pogonić, ale po tym jak Echo wyciągnęła kartę i kazała nabić wszystko (co trochę potrwało i podkurwiło ludzi z kolejki) wyszło, że nie naigrywała. Zapłaciła. A potem sprzedawca coś zawołał do reszty kolejki, która była jeszcze bardziej oburzona. Pewnie właśnie przekazał, że nie ma już nic na sprzedaż. — Lilith, co chcesz? — spytała, machając jednym z lightsticków.
  Traumas chyba się wkurwiły i były w natarciu. Chyba chciały walczyć z Echo o asortyment, a ona chyba była gotowa by walczyć.
  I nagle rozległ się rozdzierający pisk. I to w wykonaniu nie jednej a wielu, naprawdę wielu dziewcząt (jakiś chłopak też się rozdarł). Zaczęto wskazywać na główną ulicę przy stadionie, gdzie na chodniku już stała ekipa z SECURITY, a na samą jezdnię wtoczył się samochód, konkretniej limuzyna. Nieco potężniejsza niż ta, którą wynajęła Echo z Kazikiem. Ktoś z obsługi otworzył tylne drzwi i kolejno zaczęły wysiadać postaci. Jedna, druga, trzecia i tak do sześciu. Szóstka PTSD, bo przecież tyle mieli mieć członków – z wyłączeniem tych na hiatusie. Cała szóstka, przywdziana w czarne techwearowe ciuszki, z maseczkami na mordach i w czapeczkach. Do ostatniej chwili jedna wielka tajemnica. Nawet z tymi cholernymi włosami.
  — O MÓJ BOŻE TO ONI — wydarła się Chiara, do ucha Echo i Lilith, przepychając się między nimi, żeby być bliżej barierki (i ochroniarzy), która trzymała fanów z dala od gwiazd. I już rozlegały się wrzaski Rhys-Oppa, Kang-Oppa, Damon-Oppa, Isaac-Oppa, wszyscy generalnie oppa, a Echo to chyba zaczęła myśleć, że to jakaś polska przyśpiewka. W końcu chyba sama zaczęła krzyczeć „opa!”. Chłopaki po prostu przeszli, nie zatrzymując się zbytnio, każdy krótko tylko w trasie pozdrawiał – to lewą stronę, to prawą. — OJEZUJEZU, TO RHYS, O A TO Q, OOOO JEST I CHANHEE! SUNWOO! OOO, DAMON Z KANGIEM, NO ONI TO ZAWSZE RAZEM. I TAM, O TAM! — darła się Chiara, wieszając się na barierce. — ISAAC-OPPA! — zaczęła wymachiwać. Jak reszta fanek. I fanów. Błyskały flesze, inni nagrywali telefonami całe zdarzenie. Ochrona odsuwała co bardziej natarczywe fanki, które napierały na barierki.
  — Jezu Chryste. — Mruknęła Echo, cały czas zgniatana przez inne dziewczyny. Oczywiście, że oddawała z łokcia, ale ich to nie przejmowało. Wrzawa trwała dopóki chłopaki nie przeszli tym bocznym wejściem do budynku stadionu, gdzie pewnie dalej mieli się szykować. Dopiero potem zaczęło się rozluźniać, ale nie jakoś bardzo, bo przecież dziewczyny musiały między sobą poprzeżywać. I wymienić się tym co zauważyły. Że może kolor włosów, jakiś wystający pukiel, a bo tamtej to się wydawało, że to był kolor czerwony a nie bo jednak karmazynowy. Jedne się popłakały, drugie walczyły z popłakaniem się, inne krzyczały nie wiedzieć czemu. No generalnie szał ciał.
  — Czy tylko my jesteśmy takie uwstecznione, że typów widzimy po raz pierwszy? — Rzuciła ironicznie Echo.
  — Tak. — Odpowiedziała Chiara, chociaż nikt jej o to nie prosił. — A teraz chodźcie, chcę być z przodu! — powiedziała, by zaraz potem utorować sobie łokciami drogę do wejścia dla VIPów, na płycie boiska i potem przepchnąć się pod długą scenę, jedną z dwóch połączonych wybiegiem. Poszła bliżej tej bardziej wysuniętej bo jednak miała taktykę, wiedziała jak koncerty PTS(D) wyglądały, więc no!
  — Ale mój sklep! Moje rzeczy! Halo? — Chyba rzeczy przepadły.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Hehe, patrz na to. No to patrzyła. Uniosła wyżej jedną brewkę do góry w zaciekawieniu i odprowadziła dziewczynę spojrzeniem na sam początek kolejki, aby obserwować jak… kupuje wszystko. Parsknęła pod nosem i uśmiechała się szerzej w rozbawieniu, bo widziała reakcję wszystkich dziewczyn w kolejce. Znaczy, wiadomo, nie fair, bo zabrała im wszystkich merch, który na pewno chciały kupić, aby też mieć pamiątkę, no ale śmiechła. W tym swoim rozbawieniu na chwilę zakryła dłonią oczy, którą potem przeniosła na usta, kręcąc głową w niedowierzaniu. Jakaś laska po koreańsku się do niej spruła chyba, że to nie jest śmieszne. Nie wiadomo, nie było napisów. Lilith tylko zlustrowała ją spojrzeniem jak tak gestykulowała i pokazywała na Echo, a potem przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę.
– Czapkę! I bluzę. - odpowiedziała głośniej, ignorując dziewczynę, która się zapowietrzyła chyba. Podeszła do przyjaciółki mijając wszystkie oburzone fanki, wybrała sobie czarną czapkę wpierdolkę z biała nazwą zespołu z przodu, a także czarną bluzę z nazwą fandomu oraz zespołu i ich logiem, którą sobie przewiązała w pasie. – To w sumie też chcę. Nie wiem co to, ale jest super. - powiedziała chwytając za lightsticka i oglądając go z każdej strony. Nie wiedziała jak to działa, ale trzy czwarte osób to tu miało, więc chyba to ważne. Teraz aż tak się nie wyróżniała! Dzięki Echo! Kiedy wchodziło się między wrony należało krakać jak one czy coś. Musiały się nieco wtopić! Dobrze, że Chiara nie wiedziała, że Echo wykupiła cały merch bo pewnie by się zapłakała ze szczęścia. Chyba, że Parkówna powiedziałaby, że ta nic nie dostanie. Wtedy Lilith niekontrolowanie parskłaby po raz drugi.
Gdy rozległ się pisk instynktownie podniosła głowę i przeniosła spojrzenie w tamtym kierunku. Okazało się, że wielka limuzyna zajechała pod stadion, a reakcja była jednoznaczna - przyjechał zespół. Lilith trochę się czuła jakby taka ChiChi się sklonowała i zapełniła całą arenę. Każda z fanek zachowywała się tak samo. Była głośna, piszczała i miała tonę… wszystkiego z twarzami idoli. Zerknęła na Echo i podeszła kilka kroków za tłumem, ale zatrzymała się odpowiednio dalej, bo ona to nie zamierzała się tam bić o miejsce przy barierkach. Wystarczyło, że już teraz obrywała z łokcia, ramienia i była popychana, bo ktoś biegł w stronę chłopaków.
– No i?- mruknęła, starając sobie odetkać ucho, które się zatkało przez ten cały wrzask. Jak tak patrzyła po wszystkich zapłakanych, zafascynowanych i rozemocjonowanych fankach, to przybrała trochę wyraz twarzy „co do chuja”. Dużo z nich naprawdę bardzo to wszystko przeżywało.
– Nie rozumiem. - rzuciła do Echo, kiedy jakaś laska przed nią zaczęła szlochać i ledwo składała zdania, starając się wyciągać rękę w stronę przejścia, nawet jeśli była daleko. Naprawdę nie rozumiała. Znaczy, pewnie, fajnie było spotkać kogoś sławnego, zwłaszcza jak się było fanem, ale ona nigdy się tak nie zachowywała, ok? To byli ludzie, normalni ludzie, których się doceniało za ich muzykę i talent. Mogła z nimi normalnie porozmawiać, pewnie by chciała, ale nigdy nie chciało jej się płakać ani nie zdarzyło jej się zapowietrzać na ich widok. A może to po prostu ona była dziwna? W końcu tutaj prawie każdy tak reagował.
– Jak coś to się do niej nie przyznaję. - rzuciła do przyjaciółki, słysząc Chiarę w tym tłumie, chociaż pewnie to ona nie będzie się przyznawała do nich w tym przypadku, bo to Echo i Lilith nie pasowały do tego obrazka. Mocno nie pasowały, chociaż dzięki wykupionego merchowi nie było już tego aż tak widać!
Znowu została pociągnięta z bara, najpierw z jednej, potem z drugiej strony.
– Gorzej niż jakieś bydło. - warknęła, oddając jakiejś lasce, która nawet się nie przejęła, bo musiała dojść do barierek jeszcze zanim ci znikną z pola widzenia. Dobrze, że nikt ich raczej nie rozumiał. I pewnie też ledwo słyszał, bo wątpliwe, aby ktoś im się przysłuchiwał. Każdy dyskutował i przeżywał pojawienie się chłopaków.
Zerknęła na Echo słysząc jej zapytanie, ale wtrąciła się Chiara za którą ruszyła powoli, bo ta torowała im drogę.
– Jeśli mnie to jakoś ratuje, to Isaaca widzę po raz któryś. - i tak odpowiedziała! Rozmawiała z nim przecież kilka razy na video chacie już nie mówiąc o tym ich spotkaniu, które zakończyło się ostatecznie jego powrotem następnego dnia do Korei. Ale było warto! Przynajmniej ona tak uważała, bo do końca bawiła się bardzo dobrze. Tak więc… nie była aż tak zacofana! A i Rhysa już zdążyła poznać, chociaż raczej, zobaczyć na video rozmowie.
Przeszły w końcu do sceny, wcześniej zostały przeszukane przez milion osobó, a potem Lilith podziwiała wielkość i przepych tego wszystkiego. No, naprawdę ogromne miejsce. W cholerę miejsc. W cholerę ludzi. Nie wiedziała gdzie skupić spojrzenie!
– Na bogato. - skomentowała wystrój, a potem zerknęła na przyjaciółkę. – Może gdzieś je przechowają. ChiChi z nimi potem pogada. - uspokoiła ją, bo chyba jej nie wychujają, nie? Może powiedzą komuś z obsługi, że to rzeczy jakiejś laski z zagranicy. Gorzej jak ktoś powie, że to ona jest tą dziewczyną i wszystko zgarnie. No co? Traumas pewnie wiele by zrobiły dla darmowego merchu.
– Ej ChiChi co się z tym robi? - spytała Chiary, wymachując lightstickiem. Czy to się po prostu posiada czy ma jednak jakieś zastosowanie? – Myślisz, że jesteśmy tu jedynymi osobami, które nie znają wszystkich piosenek i nie wiedzą wszystkiego o wszystkich członkach zespołu? - spytała niepewnie Echo, bo tak zerknęła po tym tłumie, który zapełnił stadion i każdy miał wachlarze, lighsticki z naklejkami, koszulki, dziwne fryzury, banery, jakaś laska to w ogóle miała koc z całym zespołem. KOC. Przyniosła na koncert koc. Nie rozumiała co prawda co mówią, ale mogła się spodziewać, że są jak ChiChi. Na pewno koleżanka tuż obok Shelby. To ona miała koc.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
ODPOWIEDZ