Stu różnych ról, czym ugasić mój ból?
: 16 lip 2021, 18:00
Naprawdę nie wiedziała, czemu właściwie miała do niego przyjechać… Jej rodzice, jak zwykle nie chcieli sami brać za nic odpowiedzialności, więc znaleźli swoistego, z braku lepszego słowa, jelenia, żeby za nich odwalał obowiązki. A przecież Daisy nie była już małą dziewczynką, którą trzeba było pilnować na każdym kroku. A przynajmniej sama siebie starała się widzieć w ten sposób. Chcieli mieć jednak nadal jakąś kontrolę nad jej decyzjami i wyborami. Zagrozili, że jeśli nie odezwie się do dawnego znajomego rodziny, oni sami ściągną ją do domu, nasyłając na nią wścibskich dziennikarzy lub… adwokata. Tak, jej właśni rodzice grozili jej pozwem, jeśli nie zgodzi się żyć na ich modłę.
Żeby powiedzieć, że jest wściekła, to jak nic nie powiedzieć. Ale postanowiła meldować się i znikać. Przypuszczała, że dorosłemu facetowi też nie będzie na rękę, że musi opiekować się dorosłą już kobietą. Też z pewnością ma swoje plany, a nie chce stanowić, za punkt kontaktu. Poprawiła sweterek, nim zapukała pod numer wskazany jej w wiadomości od rodziców. Niby wszystko było dogadane i niby on powinien wiedzieć, że ma się zjawić.
Daisy nie umiała sobie przypomnieć, czy spotkała go wcześniej. Ostatnio, po wypadku, miała problem z rozpoznaniem nawet twarzy ludzi, którzy podobno byli jej dobrymi znajomymi. Pamiętała historie i głosy, ale twarze czasem zlewały się w jedną całość. Jakby nie potrafiła ich rozróżnić. Czasem trwało to chwilę, a czasem wspomnienia zupełnie nie wracały. Kolejni lekarze przypisywali kolejne leki, nie podając jednak jednoznacznej odpowiedzi na to, co takiego mają poradzić na jej dolegliwość.
Niemniej jednak oto była tutaj, przed drzwiami kompletnie obcego faceta, bo jej rodzice uznali, że będzie on odpowiednim opiekunem dla ich córki.
Ciemne ślady na prawym nadgarstku, siniaki, które pozostawił nieznajomy w barze, schowała pod rękawem. Kto wie, jakby to się skończyło, gdyby nie interwencja Christophera. Ale ostatecznie przecież, wszyscy rozeszli się bez większych awantur. Nie było więc potrzeby niepokojenie jej “opiekuna”. Jeszcze naprawdę poczułby się w obowiązku i poinformował jej rodziców, a wtedy wróciłaby do Sydney, niż zdążyłaby powiedzieć Didgeridoo.
Był przyjemny zimowy wieczór, może więc mężczyzna gdzieś wyszedł? Ale gdy usłyszała kroki, wiedziała, że jednak przyjdzie jej się spotkać ze swoim niańką. Nie wzięła jednak dzisiaj nawet laski, żeby wyglądać na pełnosprawną dziewczynę, która da sobie radę w każdej sytuacji. Może się dogadają i sam z siebie powie, że nie będzie się nią zajmował?
Drzwi otworzyły się, wypuszczając nieco światła, przy okazji oświetlając jej drobną sylwetkę. Spróbowała uśmiechnąć się jak najpewniej, chociaż towarzystwo mężczyzn zawsze nieco ją onieśmielało.
- Cześć! Remigius, tak? Jestem Daisy. - Wyrecytowała nieco aktorskim głosem. Wtedy najmniej było słychać, jak bardzo jest zdenerwowana.
remigius soriente
Żeby powiedzieć, że jest wściekła, to jak nic nie powiedzieć. Ale postanowiła meldować się i znikać. Przypuszczała, że dorosłemu facetowi też nie będzie na rękę, że musi opiekować się dorosłą już kobietą. Też z pewnością ma swoje plany, a nie chce stanowić, za punkt kontaktu. Poprawiła sweterek, nim zapukała pod numer wskazany jej w wiadomości od rodziców. Niby wszystko było dogadane i niby on powinien wiedzieć, że ma się zjawić.
Daisy nie umiała sobie przypomnieć, czy spotkała go wcześniej. Ostatnio, po wypadku, miała problem z rozpoznaniem nawet twarzy ludzi, którzy podobno byli jej dobrymi znajomymi. Pamiętała historie i głosy, ale twarze czasem zlewały się w jedną całość. Jakby nie potrafiła ich rozróżnić. Czasem trwało to chwilę, a czasem wspomnienia zupełnie nie wracały. Kolejni lekarze przypisywali kolejne leki, nie podając jednak jednoznacznej odpowiedzi na to, co takiego mają poradzić na jej dolegliwość.
Niemniej jednak oto była tutaj, przed drzwiami kompletnie obcego faceta, bo jej rodzice uznali, że będzie on odpowiednim opiekunem dla ich córki.
Ciemne ślady na prawym nadgarstku, siniaki, które pozostawił nieznajomy w barze, schowała pod rękawem. Kto wie, jakby to się skończyło, gdyby nie interwencja Christophera. Ale ostatecznie przecież, wszyscy rozeszli się bez większych awantur. Nie było więc potrzeby niepokojenie jej “opiekuna”. Jeszcze naprawdę poczułby się w obowiązku i poinformował jej rodziców, a wtedy wróciłaby do Sydney, niż zdążyłaby powiedzieć Didgeridoo.
Był przyjemny zimowy wieczór, może więc mężczyzna gdzieś wyszedł? Ale gdy usłyszała kroki, wiedziała, że jednak przyjdzie jej się spotkać ze swoim niańką. Nie wzięła jednak dzisiaj nawet laski, żeby wyglądać na pełnosprawną dziewczynę, która da sobie radę w każdej sytuacji. Może się dogadają i sam z siebie powie, że nie będzie się nią zajmował?
Drzwi otworzyły się, wypuszczając nieco światła, przy okazji oświetlając jej drobną sylwetkę. Spróbowała uśmiechnąć się jak najpewniej, chociaż towarzystwo mężczyzn zawsze nieco ją onieśmielało.
- Cześć! Remigius, tak? Jestem Daisy. - Wyrecytowała nieco aktorskim głosem. Wtedy najmniej było słychać, jak bardzo jest zdenerwowana.
remigius soriente