: 22 lip 2021, 17:52
Nie potrzebował podbudowania i tkliwego pochlebstwa. Znał wartość swojej wiedzy; tego, że nic nie można było jej zarzucić, jako że podchodził do niej z maksymalnym zaangażowaniem, poświęcając wszystko dookoła. Wadziły mu bardziej te liczne oczekiwania, które zawsze były gwoździem do trumny jego ambicji. Przemilczał więc próbę podniesienia go na duchu, choć była całkiem miła. Nawet jeśli nasączyła jego umysł wątpliwościami, czy Hargrove sądziłby tak samo, gdyby nie był zaślepiony tymi niepoważnymi uczuciami, choć z drugiej strony, nigdy nie przejmował się zbytnio niepochlebnymi recenzjami. Postanowił nie dzielić się z nim jednak tymi myślami, spodziewając się niezrozumienia nawiedzającego go od zawsze ze wszystkich stron. Miał po prostu dość tego, że ludzie nieustannie szukali dla niego konkretnego miejsca w przestrzeni swoich umysłów, a on wolałby po prostu nie zaistnieć w nich nigdy.
— W pewnym sensie — odparł niejednoznacznie na pytanie dotyczące wagi ofert, robiąc krótką pauzę. — Dla mnie jednak niekoniecznie. Gdybym przyjął którąś z nich, musiałbym zrezygnować ze zwiedzania muzeów w Smithfield i rozumiesz, żadna posada na świecie nie jest warta takich wyrzeczeń — dokończył, oczywiście tylko się zgrywając. Na kolejną próbę pochlebstwa zareagował z początku nieznacznym westchnięciem, ostatecznie decydując się podzielić namiastką zalegających mu w głowie, nieciekawych spostrzeżeń. — Oczywiście, że nie muszę. Na dobrą sprawę nic nie muszę. A jednak pewne decyzje wypada podejmować, by popchnąć życie do przodu, prawda? — powiedział dość smętnie, nie oczekując odpowiedzi. Nie wiedział zwyczajnie, czego chciał. Na pewno nie tego. Nigdy nie był specjalnie zadowolony ze swojego życia, taka była smutna prawda.
Nie skomentował jego zapewnienia, jakoby wkrótce mieli znaleźć coś fajnego. To określenie nieco go rozbawiło, jako że nigdy sam go nie stosował, ale było w tym coś na swój sposób urzekającego. Szczerze wątpił w to, by to opustoszałe przedmieście mogło skrywać w sobie coś wartego uwagi (jego zdaniem nawet Lorne Bay nie było szalenie intrygujące), ale postanowił nie spierać się z nim dłużej, tylko mu zaufać. Tylko w tej jednej kwestii, wiadomo. — Może to i dobrze. Wiesz, powinieneś się już oswajać z jej brakiem w biurze. Na wypadek, gdyby nie przeżyła — skomentował bezbarwnie, nie przykładając zbyt wielkiej wagi do tych słów. Oczywiście, że chciał, żeby Marienne wyszła cało z tej przykrej sytuacji; nie tylko dlatego, że sam darzył ją sporą sympatią (pozdrawiam Marysię, niech się na mnie nie gniewa), ale też z powodu Jonathana. Wiedział bowiem, że ten nie poradziłby sobie z jej odejściem. Tylko... Nadzieje nijak miały się do rzeczywistości, nie miały mocy sprawczej. Każdy, kto znał Chambers, powinien oswoić się z myślą, że tej może wkrótce zabraknąć. Dla Waltera było to całkowicie normalne i nie lubił, kiedy ktoś z tak prawdopodobnych scenariuszy robił temat tabu. A gdy blondyn przeszedł już do rozprawy, Wainwright zamyślił się na moment, próbując wytypować w głowie odpowiednie dzieła. — Unorthodox Feldman, kontynuacja też by się nadała, Lot na kukułczym gniazdem także przy przeszedł — podzielił się swoją wiedzą, która jednak nie była szalenie rozległa, jeśli chodziło o temat opresji religijnych. Kontynuacji pierwszej wspomnianej książki nawet nie czytał, a początkowe wydanie wpadło mu w ręce przez znajomego. Preferował nieco starsze książki, dlatego na koniec wspomniał o dziele Kena Kesey'a. Uważał zresztą, że z posługiwania się klasykami płynęło więcej korzyści. Wpadłby pewnie jeszcze na inne przykłady, ale potrzebowałby więcej czasu. — Wracając jeszcze na moment do Hemingway'a... Dlaczego na naszej rozprawie się nim nie posługiwałeś? Wiesz, mogłeś go zacytować, mówiąc wszystko w nim było stare prócz jego oczu, a te były takiego samego koloru co morze, radosne i niepokonane — zaśmiał się, wracając na ten krótki moment do poprzedniego wątku. Może słońce zaczęło za bardzo go już przygrzewać, skoro szli tak od kilku minut, mając po prawej stronie rozszalałą autostradę, po lewej muzea wymarłe tak samo, jak prezentowane w nich eksponaty. Całkiem przykre było przyglądanie się temu, jak miejsca te łapały się ostatecznie wszystkiego, by tylko nie utonąć, organizując w nich najrozmaitsze komersy. — A właśnie... podjąłeś w końcu decyzję odnośnie do swojej zawodowej przyszłości? — zagadnął jeszcze, bo ostatni raz rozmawiali na ten temat kilkanaście tygodni temu.
benjamin hargrove
— W pewnym sensie — odparł niejednoznacznie na pytanie dotyczące wagi ofert, robiąc krótką pauzę. — Dla mnie jednak niekoniecznie. Gdybym przyjął którąś z nich, musiałbym zrezygnować ze zwiedzania muzeów w Smithfield i rozumiesz, żadna posada na świecie nie jest warta takich wyrzeczeń — dokończył, oczywiście tylko się zgrywając. Na kolejną próbę pochlebstwa zareagował z początku nieznacznym westchnięciem, ostatecznie decydując się podzielić namiastką zalegających mu w głowie, nieciekawych spostrzeżeń. — Oczywiście, że nie muszę. Na dobrą sprawę nic nie muszę. A jednak pewne decyzje wypada podejmować, by popchnąć życie do przodu, prawda? — powiedział dość smętnie, nie oczekując odpowiedzi. Nie wiedział zwyczajnie, czego chciał. Na pewno nie tego. Nigdy nie był specjalnie zadowolony ze swojego życia, taka była smutna prawda.
Nie skomentował jego zapewnienia, jakoby wkrótce mieli znaleźć coś fajnego. To określenie nieco go rozbawiło, jako że nigdy sam go nie stosował, ale było w tym coś na swój sposób urzekającego. Szczerze wątpił w to, by to opustoszałe przedmieście mogło skrywać w sobie coś wartego uwagi (jego zdaniem nawet Lorne Bay nie było szalenie intrygujące), ale postanowił nie spierać się z nim dłużej, tylko mu zaufać. Tylko w tej jednej kwestii, wiadomo. — Może to i dobrze. Wiesz, powinieneś się już oswajać z jej brakiem w biurze. Na wypadek, gdyby nie przeżyła — skomentował bezbarwnie, nie przykładając zbyt wielkiej wagi do tych słów. Oczywiście, że chciał, żeby Marienne wyszła cało z tej przykrej sytuacji; nie tylko dlatego, że sam darzył ją sporą sympatią (pozdrawiam Marysię, niech się na mnie nie gniewa), ale też z powodu Jonathana. Wiedział bowiem, że ten nie poradziłby sobie z jej odejściem. Tylko... Nadzieje nijak miały się do rzeczywistości, nie miały mocy sprawczej. Każdy, kto znał Chambers, powinien oswoić się z myślą, że tej może wkrótce zabraknąć. Dla Waltera było to całkowicie normalne i nie lubił, kiedy ktoś z tak prawdopodobnych scenariuszy robił temat tabu. A gdy blondyn przeszedł już do rozprawy, Wainwright zamyślił się na moment, próbując wytypować w głowie odpowiednie dzieła. — Unorthodox Feldman, kontynuacja też by się nadała, Lot na kukułczym gniazdem także przy przeszedł — podzielił się swoją wiedzą, która jednak nie była szalenie rozległa, jeśli chodziło o temat opresji religijnych. Kontynuacji pierwszej wspomnianej książki nawet nie czytał, a początkowe wydanie wpadło mu w ręce przez znajomego. Preferował nieco starsze książki, dlatego na koniec wspomniał o dziele Kena Kesey'a. Uważał zresztą, że z posługiwania się klasykami płynęło więcej korzyści. Wpadłby pewnie jeszcze na inne przykłady, ale potrzebowałby więcej czasu. — Wracając jeszcze na moment do Hemingway'a... Dlaczego na naszej rozprawie się nim nie posługiwałeś? Wiesz, mogłeś go zacytować, mówiąc wszystko w nim było stare prócz jego oczu, a te były takiego samego koloru co morze, radosne i niepokonane — zaśmiał się, wracając na ten krótki moment do poprzedniego wątku. Może słońce zaczęło za bardzo go już przygrzewać, skoro szli tak od kilku minut, mając po prawej stronie rozszalałą autostradę, po lewej muzea wymarłe tak samo, jak prezentowane w nich eksponaty. Całkiem przykre było przyglądanie się temu, jak miejsca te łapały się ostatecznie wszystkiego, by tylko nie utonąć, organizując w nich najrozmaitsze komersy. — A właśnie... podjąłeś w końcu decyzję odnośnie do swojej zawodowej przyszłości? — zagadnął jeszcze, bo ostatni raz rozmawiali na ten temat kilkanaście tygodni temu.
benjamin hargrove