#1 It's never easy with us, is it?
: 10 lip 2021, 14:54
| outfit
Wiedziała, że schrzaniła. Wiedziała doskonale, że nie powinna mieć pretensji, że Andrew opuścił Stany Zjednoczone i postanowił wrócić do Lorne Bay. Mimo to czuła się... Pozostawiona sama sobie. Trzymiesięczny odwyk - bez odwiedzin kogoś, kogo wcześniej nazywała najlepszym przyjacielem, kto był ojcem jej dziecka, w dodatku w sytuacji, w której cierpiała na poważną depresję był dla niej olbrzymim ciosem. Dlatego jedyne telefony, jakie wykonywała z ośrodka były do Gwen czy rodzeństwa. Być może przez poczucie dumy. Być może dlatego, że to on nie zadzwonił. A może dlatego, że czuła się zraniona jego zachowaniem? Może zrobiła sobie zbyt duże nadzieje?
To nie tak, że była święta. Pandy doskonale wiedziała, że cholernie jej do tego daleko. Charlotte zmieniła jej świat i zupełnie nie czuła się gotowa na macierzyństwo, dziecko i całą otoczkę wokół tego. Do tego depresja poporodowa - kiedy mała płakała, Carleton miała ochotę płakać razem z nią, nie miała siły jej przewinąć ani karmić i wiedziała, że było to okropne, ale... To nie była jej wina. To była wina choroby. Potem leki - przeciwbólowe brała tak czy siak dość często, bo kręgosłup po wypadku na planie do tej pory dość często ją bolał, a w czasie ciąży się to dość znacznie pogorszyło. Do tego doszła wybuchowa mieszanka antydepresantów, która poskutkowała odwykiem. Dzisiaj jednak była czysta. Miała co prawda specjalne leki z programu, które ją nieco... Ustabilizowały. Przyleciała prywatnym samolotem, chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń i paparazzich, chociaż i tak widziała, że gazety rozpisywały się na temat jej planów i wiedziała, że będzie musiała zwolnić swojego nowego asystenta. Głównego managera też powinna zwolnić, bo nie wiedziała, jak ma z nim wychowywać dziecko i jeszcze pracować. Kiedy więc stanęła przed jego domem i zapukała, była lekko podenerwowana, a gdy zobaczyła w końcu Andrew w drzwiach, odetchnęła głęboko.
- No cześć, wróciłam - oświadczyła, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie i jakby wcale parę dni temu nie wyszła z odwyku. - I chcę zobaczyć Charlotte - dodała jeszcze, siląc się na spokój. W gruncie rzeczy to nie była prośba. To było żądanie. Miała prawo przecież widywać córkę, prawda?
Andrew Finnigan
Wiedziała, że schrzaniła. Wiedziała doskonale, że nie powinna mieć pretensji, że Andrew opuścił Stany Zjednoczone i postanowił wrócić do Lorne Bay. Mimo to czuła się... Pozostawiona sama sobie. Trzymiesięczny odwyk - bez odwiedzin kogoś, kogo wcześniej nazywała najlepszym przyjacielem, kto był ojcem jej dziecka, w dodatku w sytuacji, w której cierpiała na poważną depresję był dla niej olbrzymim ciosem. Dlatego jedyne telefony, jakie wykonywała z ośrodka były do Gwen czy rodzeństwa. Być może przez poczucie dumy. Być może dlatego, że to on nie zadzwonił. A może dlatego, że czuła się zraniona jego zachowaniem? Może zrobiła sobie zbyt duże nadzieje?
To nie tak, że była święta. Pandy doskonale wiedziała, że cholernie jej do tego daleko. Charlotte zmieniła jej świat i zupełnie nie czuła się gotowa na macierzyństwo, dziecko i całą otoczkę wokół tego. Do tego depresja poporodowa - kiedy mała płakała, Carleton miała ochotę płakać razem z nią, nie miała siły jej przewinąć ani karmić i wiedziała, że było to okropne, ale... To nie była jej wina. To była wina choroby. Potem leki - przeciwbólowe brała tak czy siak dość często, bo kręgosłup po wypadku na planie do tej pory dość często ją bolał, a w czasie ciąży się to dość znacznie pogorszyło. Do tego doszła wybuchowa mieszanka antydepresantów, która poskutkowała odwykiem. Dzisiaj jednak była czysta. Miała co prawda specjalne leki z programu, które ją nieco... Ustabilizowały. Przyleciała prywatnym samolotem, chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń i paparazzich, chociaż i tak widziała, że gazety rozpisywały się na temat jej planów i wiedziała, że będzie musiała zwolnić swojego nowego asystenta. Głównego managera też powinna zwolnić, bo nie wiedziała, jak ma z nim wychowywać dziecko i jeszcze pracować. Kiedy więc stanęła przed jego domem i zapukała, była lekko podenerwowana, a gdy zobaczyła w końcu Andrew w drzwiach, odetchnęła głęboko.
- No cześć, wróciłam - oświadczyła, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie i jakby wcale parę dni temu nie wyszła z odwyku. - I chcę zobaczyć Charlotte - dodała jeszcze, siląc się na spokój. W gruncie rzeczy to nie była prośba. To było żądanie. Miała prawo przecież widywać córkę, prawda?
Andrew Finnigan