To co inni całe życie robią
Raz do roku to i księdzu wolno zrobić
To co inni całe życie robią
I've just been in this place before
Higher on the street
And I know it's my time to go
Był ciepły, australijski wieczór.
Wracając - park, Pocahontas moment z liśćmi w porobionych kołtunach i On. Młody, zapłakany blondasek skulony gdzieś pod drzewem. Porzucona randka? Zgubiony pies? Kłótnia z rodzicami, bo nie kupili mu nowej gry na PlayStation? Możliwości była masa, ale tak naprawdę liczył się jego stan, a nie powód zawodu. Osoby załamane były bardziej podatne na propozycje poczęstowania się używkami, a zaskarbienie sobie ich przyjaźni sprawiało, że niepozorny sprzedawca stawał się bogaczem. Parnasus uśmiechnął się do siebie, widząc w tym szansę na biznes.
— Ojej, cóż za blask strzelił tam spod drzewa — krzyknął mając nadzieję, że żaden osiedlowy monitoring nie zainteresuje się jego paplaniną. Podszedł bliżej smutnej kuli nieszczęść i tknął go w czubek głowy, pochylając się bardzo nieostrożnie. Tak, mógłby zginąć. Czy przejmował się tą możliwością? Nie. Jego żywot miał początek oraz zapisany w gwiazdach koniec i wierzył, że nawet ukryty nożownik nie będzie w stanie pozbawić go przeznaczenia, bo prawdopodobnie trafi za nisko albo za wysoko, jak ostatnia ofiara.
— Stało się coś? Chcesz coś do picia? Wyglądasz, jakby ktoś cię pobił...albo okradł...albo oba naraz — mówił, coraz bardziej "przerażony" własną dedukcją. Z przejętym westchnieniem ukucnął przy nieznajomym, czekając na jakąkolwiek reakcję. Oddychał, to było pewne, dlatego Judas nie musiał martwić się kolejnym napadem niezdiagnozowanej schizofrenii, podczas którego rozmawiałby z trupem.
Calling you, and the search is a mystery
Standing on my feet
It's so hard when I try to be me, woah
klaus amadeus werner