lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
outfit

Sal nie należał do najbardziej sentymentalnych osób. Rodzice nauczyli go życia w chwili. Tego, że wszystko prędzej, czy później będzie miało swój koniec, więc z życia trzeba czerpać pełnymi garściami. Jeśli już coś robić to na sto procent. Tym właśnie kierował się przy wszystkich swoich decyzjach. Przez to nie sądził, że coś mogłoby wstrząsnąć nim tak bardzo jak utrata przyjaciółki, nie, dziewczyny. W taki sposób i tak przedwcześnie. Samobójstwo nigdy nie jest lekkim tematem. Zwłaszcza jeśli chodzi o kogoś z kim było się blisko. Zwłaszcza... jeśli samobójstwo tak naprawdę nim nie było, a winą za śmierć dziewczyny obwiniał siebie. Z uwagi na swoje wykształcenie oraz pracę wiedział jak zmanipulować fakty by sprowadzić dochodzenie na odpowiednie tory. Jak oczyścić się ze wszystkich zarzutów.
Po dziś dzień jednak nie wiedział do końca dlaczego to zrobił. To był instynkt, impuls. Ochrona samego siebie, bo jak miałby przyznać przed rodzicami i całym światem, że był po prostu cholernym dupkiem, który zabrał z tego świata całkiem dobrą dziewczynę. Przez swoje cholerne akcje, które nie powinny mieć miejsca. Bo jak wytłumaczyć to, że został przyłapany z jej koleżanką na imprezie w bardzo jednoznacznej sytuacji. Co sprawiło, że jego dziewczyna znalazła się w złym miejscu, w złym czasie. Powinien wiedzieć lepiej. Miał wiele okazji by przyznać się do tego, co tak naprawdę zaszło. Wziąć winę na siebie, zmierzyć się z konsekwencjami, jednak po dziś dzień tchórzył.
Nie powinien nawet pokazywać tutaj swojej twarzy. Nie mógł zadośćuczynić za to co się stało. W żaden sposób. Więc po co nadal tutaj przychodził? Z początku nawet kilka razy w tygodniu, ale z biegiem czasu oraz natłokiem innych obowiązków, świat wracał do swojej pierwotnej orbity. Przychodził raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie, aż w końcu przychodził tu tylko raz w miesiącu. Może wierzył, że jeśli posiedzi z nią te kilka godzin, jego grzechy zostaną mu wybaczone? Odpracuje jakoś swój dług? Przecież tak naprawdę nie mógł robić tego dla niej. Jej już nie ma. Robił to dla siebie. Dla swojego sumienia, które takiego spokoju nigdy zaznać nie powinno.
Przychodził tutaj z jej ulubioną butelką wina, dwoma kieliszkami oraz historiami o życiu, pracy. Najczęściej pracy. Zawsze czuł się dziwnie wspominając w jakiś sposób o swoim prywatnym życiu. Starał się relacjonować jak radzą sobie jej rodzice. W końcu ich też odwiedzał raz w miesiącu, a przynajmniej się starał. Dźwigał na swoich barkach ciężar tego, co stało się tamtej nocy.
W końcu przychodził taki moment, jak teraz. Gdy wino już się kończyło. Tematy, też. Więc po prostu zamykał oczy próbując odgonić od siebie wszystkie nienawistne myśli, które go dręczyły. Wszystkie wspomnienia, koszmary. Jeśli trochę pobiczował się tutaj, mógł jakoś znośniej przetrwać kolejny miesiąc.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Cmentarz był jednym z miejscem, które przyszło jej odwiedzać zawodowo. Tak właściwie to tylko sobie to tak tłumaczyła, bo jej obecność wcale nie była konieczna, jeśli chodzi o nieboszczyków, obsługiwanych przez jej zakład pogrzebowy. Jej rola kończyła się wraz z zamknięciem wieka trumny, bo przecież przy zakopywaniu nikt nie sprawdzał czy makijaż pozostaje nienaruszony. Poza tym i tak starano się traktować bliskich zmarłych z szacunkiem i ograniczać ekipę techniczną do minimum. Jeszcze by zrozumieli, że przy obcowaniu codziennie ze śmiercią staje się ona bardzo bliskim tematem i na dodatek jednym z tych, z których nieustannie się żartuje.
A może to tylko Mia Ginsberg miała jakieś zakrzywione poczucie humoru.
Nie dociekała i też właściwie przestała się zastanawiać, czemu zdarza się jej przychodzić na grób Mindy. Czasami miała ochotę nakopać jej do chudego tyłka, że śmiała ją zostawić, w innym dniu pluła na ziemię, bo nawet na tym skromnym cmentarzu ilość kwiatów przy jej nagrobku robiła wrażenie. Po śmierci najwyraźniej też istniały kasty, a jej kumpela należała do tej najlepszej. Czasami po prostu siedziała i wystawiała język zjawie, którą widywała jak się odpowiednio upaliła.
To pewnie była personifikacja wyrzutów sumienia, które osiągały wręcz kolosalne wartości, gdy przyszło do wspomnienia o jej śmierci. Nic więc zaskakującego w tym, że już dawno przestała o tym myśleć stwierdzając, że czas nie tyle uleczy rany co w odpowiedni czas przekreśli śledztwo, które ostatnio jakoś za często dotyczyło jej osoby.
Na tyle, że zaczynała lekko się obawiać, bo nigdy nie było jej do twarzy w pomarańczowym bądź bladym różowym, a poza tym chciała w jakikolwiek sposób pożyć, zanim zgnije za kratkami. Na przykład, stracić dziewictwo.
Niespotykane, że akurat ta myśl przecięła jej głowę i przy grobie Mindy, do którego zmierzała, zwizualizował się mężczyzna, z którym była dość blisko. To znaczy nie na tyle, by cokolwiek mu oddawać (jeszcze jakby myślała o dziewictwie w tych kategoriach), ale na tyle, by razem z nim pogrzebać tajemnicę, a to chyba łączyło bardziej niż jakikolwiek cielesny akt. Z tego też powodu mało brakowało, a wyminęłaby go i poszła dalej nie chcąc po raz kolejny zagłębiać się w jedną z tych niezręcznych pogawędek.
Tyle, że nadal był osobą, która mogła jej pomóc, więc musiała schować swoje dziewczyńskie kaprysy (o ile jakieś posiadała) i postarać się nawiązać z nim na nowo relację, która dosłownie skończyła się wypadnięciem jego dziewczyny z balkonu. Można było powiedzieć więc, że dość brutalnie, ale to chyba nie była pora na czarny humor, zwłaszcza że Sal nie radził sobie zupełnie wnioskując po pustej butelce.
- Dużo wina zmarnowałeś na nią?- przysiadła się na trawie, która zżółkła od upałów i nadciągającej jesieni. Trzeba było zacząć jakoś kulturalnie temat, choć powinna raczej zacząć od przywitania.
Po pół roku wypadałoby zapytać konwencjonalnie jak życie, praca i nowa dziewczyna na horyzoncie, ale Mia Ginsberg nigdy nie należała do tego typu dziewcząt.
lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mindy... Tego imienia nie wypowiedział chyba od jej pogrzebu. Jakoś go to przerastało. Jeśli pamięć go nie zawodziła, ostatni raz wypowiedział je do jej rodziców, kiedy składał im kondolencje. Ci nadal sądzili, że przychodzi tutaj od pół roku bo był tak zakochany w ich córce i nie potrafi pogodzić się z jej śmiercią. On natomiast nie chciał ich wyprowadzać z błędu. Nic by tym nie zyskał, a już na pewno nie oni. Lepiej było gdy myśleli, że ich córka rzeczywiście była takim aniołkiem, na jakiego wyglądała i się malowała. Prawda była jednak taka, że owszem, chodzili ze sobą, całkiem oficjalnie, lecz miłości z tego nie było. Lubili spędzać czas w swoim towarzystwie, oboje lubili się dobrze zabawić i w łóżku byli cholernie kompatybilni. Jednak żadne z nich chyba nie myślało, że na dłuższą metę coś mogłoby między nimi zaiskrzyć. Po prostu cholernie dobrze się dobrali. Taka lepsza wersja friends with benefits, gdzie mimo wszystko dzielili jakieś cieplejsze uczucie lecz nie na tyle silne by kiedykolwiek w przyszłości planować ślub.
W swojej okolicy słyszał kroki. Normalnie mógł uchodzić za dość wyluzowanego faceta. Czy to przez swoje korzenie, czy po prostu podejście do życia. Jednak do agentów federalnych nie dostał się na plecach swojego taty czy przez zupełny przypadek. Nawet jeśli niektórzy uważali, że po prostu się obijał, przeszedł wszystkie szkolenia i testy. Mógł nie sprawiać takiego wrażenia, lecz brał sobie do serca wszystkie lekcje. Więc nawet po prawie całej butelce wina oraz we względnym letargu pozostawał czujny. Zakładał jednak, że to po prostu współżałobnik wybrał sobie podobną porę na wspominki i torturowanie własnej osoby.
Zmarszczył lekko brwi słysząc jej głos. Do tej pory dość skutecznie udało mu się unikać jakichkolwiek konwersacji ze swoją wspólniczką, bo tak niewątpliwie nazwaliby ją w aktach gdyby prawda wyszła na jaw. Wbrew temu, co mogła sądzić, nie obarczał jej żadną winą. Całą wziął na siebie. W końcu oboje podjęli decyzję o tym, że akurat w tym momencie mieli ochotę się zbliżyć. Nie upadła na niego przypadkowo nadziewając się na jego usta. Miał do niej słabość już od dłuższego czasu. Właściwie od pierwszego razu, gdy Mindy ich sobie przedstawiła. Nie mógł wiedzieć, że jego dziewczyna zrobiłaby się zazdrosna, a przynajmniej nie aż tak żeby doszło do szarpaniny.
Zerwał kontakt z Mią bo tak było prościej, bo tak należało. Jakby to wyglądało gdyby po śmierci Mindy się do siebie zbliżyli? Policja zaczęłaby węszyć, znajomi krzywo by na to patrzyli, jeszcze okazałoby się, że ktoś coś widział. W ten sposób też chronił ją od podejrzeń. Lepiej było by oboje byli pogrążonymi w żałobie przyjaciółmi. Jeszcze jakiś nadgorliwy policjant zacznie przyglądać się ich relacji.
- Nie zalewam winem grobu, jeśli o to mnie podejrzewasz. - otworzył w końcu oczy patrząc na nią pierwszy raz od miesięcy - Jeśli uważasz, że je marnuje możesz się poczęstować. - skinął na lampkę stojącą na grobie, która nadal była pełna - Jej przecież się już nie przyda. - powiedział jeszcze z pewnym przekąsem.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Historii o Mindy było sporo. Mia kolekcjonowała je wszystkie będąc z nią najbliżej, ale przecież to wcale nie była obustronna przyjaźń. Dziewczyna uwielbiała, gdy ktoś ją podziwiał, wysłuchiwał, gdy była na świeczniku. Lubiła mówić, że to trening przed byciem sławną, że kiedyś jej śliczna buzia będzie zdobić wszystkie gazety w okolicy. Cholera, skubana miała rację, ale nie skończyło się dokładnie tak jak chciała. Na papierze nie było widać jej twarzy, bo rodzice nie zgodzili się na udostępnianie dokładnych zdjęć z chodnika, a ona już nie miała frajdy w czytaniu o samej sobie.
To również dostało się w spadku Ginsberg, która potem chowała wszystkie wydania do swojej przepastnej torby czytając lepsze fragmenty na cmentarzu. Może i ktoś mógł pomyśleć, że w ten sposób okazuje swoją żałobę, ale czuła się pod tym względem równie oszustką jak Sal. Oboje bardziej grali żal za zmarłą niż go odczuwali. Oboje wiedzieli więcej i zawzięcie milczeli, choć rozwiązanie zagadki jej śmierci mogłoby dopomóc jej rodzicom. Ci zadręczali się bez końca o powody jej samobójstwa słusznie upatrując w Mindy inny typ. Takie jak one- wieczne królowe pszczół i zwyciężczynie maturalnego balu- nie rzucają się ot tak z balkonu, gdy świat stoi przed nim otworem. To bardziej te przegrane jak Mia Ginsberg- bezdomna, z pracą w zakładzie pogrzebowym i brakiem rodziny- wybierają ostateczne rozwiązanie.
Nic dziwnego, że nawet policja zaczynała rozumieć, że ta historia rozłazi się w szwach i że coś tu śmierdzi. Niekoniecznie Mindy, choć pewnie proces rozkładu już się rozpoczął.
Nie sądziła jednak, że akurat z taką łatwością przyjdzie jej spotkać Sala. Podejrzewała, że będzie musiała na niego polować, bo nie bez powodu jej unikał. Najwyraźniej jednak szczęście jej sprzyjało i wystarczyło zajrzeć na cmentarz, gdzie rzecz jasna, znajdował się nieszczęśliwy kochanek.
Świetnie to przemyślał. Mogłaby zacząć mu nawet bić brawo z tego powodu, ale przecież był jednym z nich i wiedział doskonale, co robić i jak. To ona była w tym układzie zielona i to z niej najłatwiej było zrobić kozła ofiarnego. Tak z tego powodu powinna upić się kradzionym winem. Sięgnęła więc po kieliszek i spojrzała na niego uważnie.
- W niektórych kulturach to często praktykowany zwyczaj- zauważyła, a dla niej jego Włochy były równie odległe jak Azja, więc mogła się mylić. - Poza tym ludzie idiotycznie radzą sobie z żałobą. Większość robi mi sceny o to, że nieboszczka nie przepadała za niebieskim, a ja ją tak maluje. Co to za różnica za czym przepadała? Jest nieżywa i potrzebuje tego typu barwy, by ukryć zsinienie- rozgadała się niepotrzebnie, ale odkrywała, że nieco jej go brakowało. Oboje dość słusznie założyli, że lepiej będzie dla nich się nie widywać i wykonali ten plan w stu procentach, więc od pół roku byli dla siebie praktycznie obcymi ludźmi. Najwyraźniej jednak Mia postanowiła skwapliwie wykorzystać moment, gdy wreszcie mogli zamienić ze sobą kilka słów, choć dość konsekwentnie jak na razie unikała dziewczyny, która leżała w grobie i sprowadziła ich tutaj.
Nie wiedziała czy to była słuszna droga, bo wreszcie należało poruszyć ten temat, ale jeszcze nie doszła do tego w jaki sposób to zrobić, by nie było niezręcznie.
Zupełnie jakby chlanie wina na cmentarzu takie nie było.
- Co u ciebie?- tak, Mia wspinała się na wyżyny kreatywności.

Salvatore Rossi
lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mindy rzeczywiście zawsze była królową balu. Wszędzie jej było pełno i miała zadatki na kolejną gwiazdę instagrama. Pewnie dlatego początkowo zwróciła uwagę Sala. Zawsze lubił dziewczyny, które miały w sobie tę iskrę życia. Trochę włoskiego charakteru podobnego do jego. Tę radość życia, której wielu osobom brakowało. To też często prowadziło do pewnej degeneracji młodej jednostki. Dziewczyna była jednak od niego o kilka lat młodsza. Nie mieli parcia na nazywanie tego miłością ani tym bardziej prawdziwym związkiem więc przymykał oko na wiele z jej zachowań. Każde z nich miało swoje życie, które tylko w niektórych kwestiach się przecinało. Najczęściej kiedy chcieli się po prostu dobrze zabawić. Nie było żadnym sekretem, że przygruchała sobie akurat jego bo zdjęcia w Maserati wyglądały znacznie lepiej na profilach społecznościowych niż z jakiegoś Forda, którym jeździła większość jej rówieśników. Do tego był tym niebezpiecznym elementem. Może nie typem bad boy'a na którego nie zgodziliby się jej rodzice, ale będąc agentem federalnym miał wystarczająco sex appealu. Przynajmniej nie pozwolił jej nigdy robić zdjęć ze swoją bronią ani nawet do końca ze samym sobą. Zawsze wolał być słodką tajemnicą, przynajmniej dla reszty świata poza Lorne.
Jednakże od dłuższego czasu to właśnie Mia zaprzątała jego myśli. Dziewczyna, która była jeszcze młodsza, a do tego praktycznie przeciwieństwem jego oficjalnej dziewczyny. Pochodzili z dwóch zupełnie różnych światów, nie dzielili chyba żadnych zainteresowań, przynajmniej z tego, co zdążył się dowiedzieć. Nie mieli zbyt dużo z tych głębszych konwersacji. Zazwyczaj kończyło się na kilku ukradkowych pocałunkach, małym macaniu. Ten jeden raz kiedy trochę się zagalopowali doprowadzili do tragedii. Od tamtej pory zupełnie się od niej odciął, co nie znaczyło, że przestał o niej myśleć. Łapał się na tym, że od czasu do czasu nawet wybierał jej numer, ale nie. Dla dobra ich obojga lepiej było by nie mieli ze sobą kontaktu, przynajmniej w najbliższych miesiącach aż ktoś zamknie sprawę i odłoży ją do archiwum. W końcu, czy najlepsi w Lorne Bay nie mają lepszych spraw do rozwikłania niż jedno samobójstwo?
- Moja raczej szanuje wino, chociaż... nie robimy z tego tragedii jeśli od czasu do czasu trochę się wyleje. - wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z tego, że jednak sięgnęła po lampkę, wiedział, że zawsze była dość praktyczna.
- Nie robisz tego dla zmarłej, a tych, którzy zostali. Chcą ją zapamiętać taka, jaka była w ostatnich momentach. - wyjaśnił przyglądając się zdjęciu na nagrobku, on zdecydowanie zapamiętał Mindy inaczej - Spójrz na to tak. Idąc twoim tokiem myślenia. Gdyby ktoś cię zamordował, czysto hipotetycznie oczywiście - przeniósł na nią wzrok - Jesteś martwa, więc powinno Ci zwisać, czy znajdę twojego zabójcę, nie? W takim razie po co te całe śledztwa, skoro już jest po fakcie? - zapytał, lecz nie oczekiwał, że mu odpowie, to był jego wykład - Przede wszystkim dla tych, którzy zostali. By sprawiedliwości stało się zadość, by to oni mogli spać spokojnie. A czasami... Dla zemsty. Nie udawaj, że nie liczysz, chociaż trochę, na to, że gdyby coś Ci się stało to poruszę niebo i ziemię żeby znaleźć sprawcę i rozerwać go na strzępy. - uśmiechnął się delikatnie mrużąc oczy i zbliżając do siebie kciuk oraz palec wskazujący by pokazać malutką przestrzeń między nimi - Chociaż tyci.
Mogli na ten temat polemizować, ale wiedział, że ma rację. Dziewczyna nie mogła być aż tak praktyczna i cyniczna by naprawdę nie mieć chociaż nadziei na to, że komuś będzie zależało na tyle by włożyć wysiłek w znalezienie sprawcy. To oczywiście było analogią do jej pracy. W końcu umieramy dopiero wtedy gdy ktoś po raz ostatni o nas pomyśli.
- Co u mnie? - spojrzał na nią unosząc brew rozbawiony jej pytaniem - Niedużo się zmieniło. Nadal pracuję dla federalnych. Gram czasami z chłopakami w rugby i idę naprzód ze swoim życiem. Przychodzę tutaj raz w miesiącu żeby całkiem nie zapomnieć. Same old, same old. - przekręcił się nieco na swoim miejscu w jej stronę - A co u Ciebie Mia? - uśmiechnął się zadziornie odbijając piłeczkę i podpierając podbródek na dłoni robiąc naprawdę zainteresowaną minę, aż przesadnie.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Tak, pasowali do siebie. Byli jak jedna z tych par z obrazka. Te szkolne
, choć przecież liceum skończyli już dawno. Najwyraźniej i na studiach (bo przecież Mindy była dzielną studentką stosunków międzynarodowych) również głównym celem było odnalezienie kogoś, kto idealnie wpasuje się w klimat aesthetic na pintereście. Sal wydawał się dostatecznie przystojny, majętny, starszy i wpatrzony w wizję, jaką przed nim kreowała. Tę, w której oboje są jak bogowie olimpijscy, otoczeni służbą i wiernymi wyznawcami. Mia przecież wiedziała, że właśnie tak ją traktowała, że nie umiała się bez niej obejść, bo potrzebowała kogoś, kto będzie zazdrościć tego, co ma.
Nie przypuszczała jednak, że gdzieś w międzyczasie ta zazdrość przerodzi się w chęć odebrania jej czegoś, co do niej należało. Oczywiście, że było to płytkie i niegodne, że dobre dziewczyny tak się nie zachowują i nie wbijają (na razie tylko metaforycznie) noża w żebra przyjaciółki, ale nikt nie powiedział, że Ginsberg była taką porządną dziewczynką. Przynajmniej nie w rzeczywistości, bo pozornie prowadziła się całkiem nieźle pamiętając zbyt długo jego ręce na swoim ciele. Kto wie do czego doszłoby, gdyby ich nie przeszkodziła i nie omieszkała spaść po wszystkim.
Od tamtej pory nie ośmielała się podnieść oczu na mężczyznę, który teraz sugerował jej lampkę wina przy grobie. Szkoda, że nie pokusiła się o świeczki. Byłoby bardziej romantycznie.
- Chciałbyś tam kiedyś wrócić? Do Włoch?- zapytała, ale na swoją obronę musiała stwierdzić, że nigdy tak naprawdę nie rozmawiali. Gdy zostawali sami- a był to odosobniony przypadek- skupiali się raczej na całowaniu i na prędkim badaniu swoich ciał, zupełnie jakby mogli z pośpiechem wyzbyć się wyrzutów sumienia, więc tak naprawdę wiedziała o nim tyle, co przekazała jej Mindy, a jej obraz mógł być mocno skrzywiony i nieprawdziwy. W końcu jej przyjaciółka wierzyła, że jej chłopak jest porządnym człowiekiem i że zdrada nigdy nie była im pisana, a wyszło zupełnie inaczej.
Pewnie teraz z nieba (bo chyba nie z piekła) wygrażała im, a jednocześnie była dumna, że wywołała takie zamieszanie, skoro siedzieli przy jej grobie i debatowali o jej śmierci. Pośrednio.
- Czekaj, czekaj, gdyby MNIE się coś stało?- spojrzała na niego uważnie, bo to by znaczyło, że kiedyś ją zauważył. Ją, nie jej kuszące ciało.. - Widzisz, siedzi przy tobie dziewczyna, która pozwoliła zginąć twojej ukochanej i jakoś nie widzę, byś próbował mnie rozszarpać. Ani siebie. To chyba ostateczny dowód na to, że nie należy pokładać nadziei w żyjących- uśmiechnęła się, by złagodzić swoją wypowiedź, która zabrzmiała dość gorzko jak na dwudziestolatkę. Najwyraźniej atmosfera zakładu pogrzebowego, w którym pracowała, udzieliła się jej bardzo szybko, więc prędko opróżniła kieliszek.
- Gdyby mnie ktoś zamordował, opętałabym go i zrobiłabym wszystko, by oszalał. Myślę, że pułapka własnego umysłu byłaby lepsza niż jakiekolwiek więzienie- zastanowiła się jeszcze rozglądając się za butelką. Właściwie czasami grabarze tu takie skarby zostawiali, wystarczyło tylko dobrze poszukać, a ona niekoniecznie chciała być trzeźwa w jego obecności, a już zupełnie nie, gdy zaczęli rozmawiać o tym jak im się układa.
- Tak właściwie mogłabym powiedzieć to samo- zaczęła z lekkim uśmiechem, bo tak, niewiele się zmieniło od czasów, gdy z nimi imprezowała. Dalej była tą biedną i bezdomną, a jej pójście naprzód nie wychodziło zbyt dobrze. Głównie z powodu policji, która rozgrzebywała bez końca tę sprawę.
- Przesłuchują mnie, Sal. Ciągle wietrzą w tym jakiś spisek i szukają powodu, dla którego nienawidziłam Mindy tak bardzo, że ją zepchnęłam- wypowiedziała te słowa na jednym wydechu, bo skoro już sobie miło dyskutowali o tym jak się im układa, to musiał wiedzieć też i o tym.
Nie potrzebowała jego wsparcia, raczej twardego alibi i tym właściwie różniła się od jego zmarłej dziewczyny. Zawsze radziła sobie ze wszystkim sama i nie potrafiła kolorować rzeczywistości, która była ostatnio dość ponura, nawet jeśli właśnie wykrzyknęła z radością, gdy z grobu obok wyciągnęła pełną butelkę.
- Grabarze zazwyczaj tu piją na umór. Zawsze coś chowają w zanadrzu. Podaj kieliszek- tak, będą pić i obmyślać idealny scenariusz zbrodni. W tym drugim podobno był całkiem niezły.

Salvatore Rossi
lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To co zdarzyło się w przeszłości należało tam pozostawić. To motto zdecydowanie najlepiej im służyło. Zarówno jeśli chodziło o śmierć jego dziewczyny oraz to, co do niej doprowadziło. Sal sam nie wiedział czy miałby wyrzuty sumienia gdyby pomiędzy nim, a Mią powstało coś więcej. Tamten okres jego życia miał to do siebie, że nie zastanawiał się aż tak bardzo nad konsekwencjami oraz tym, co dalej. Miał już pracę, mieszkanie, samochód, w tych kwestiach nic nie miało się zmienić. Tego był pewien. Dlatego uczuciowo mógł pozwolić sobie na różne figle. Na pewno nie był zakochany w Mindy, ale nie mógł też powiedzieć by był zakochany w Mii. Trochę się wygłupiali i to wszystko zaszło po prostu za daleko. Gdyby miał zrobić rachunek sumienia i przyznać wszystko przed samym sobą, pewnie z biegiem czasu na Mii zależałoby mu bardziej. Jego dziewczyna miała to do siebie, że myślała o wszystkim dość materialistycznie. On był dla niej po prostu kolejnym szczeblem, to nie mogło trwać wiecznie, tym bardziej, że był od niej trochę starszy. Wymieniłaby go na nowszy model. Z jej koleżanką natomiast... Nigdy nie prosiła go o żadne przysługi, nie lansowała się jego autem, po prostu na którejś imprezie się pocałowali, a później zaczęło to eskalować. Lubił ją i pewnie z czasem to właśnie z nią by się związał. Teraz jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie mogli tego zrobić.
- Wrócić? - spojrzał na nią nieco zdziwiony - Nie jestem z Włoch. - zaśmiał się cicho kręcąc głową - Moja rodzina ma po prostu Włoskie korzenie. Ojciec zaszczepił we mnie tego bakcyla. Do Włoch latam przynajmniej raz do roku, czasami częściej jeśli jest ku temu okazja, a często jest. Mam dość dużą rodzinę, więc co chwilę jest jakiś ślub czy zaręczyny. Tak, włosi to drugie też często świętują. - uśmiechnął się nieco nostalgicznie na wspomnienie tych wszystkich momentów ze swojego życia.
Może brzmiało to nieco etnocentrycznie, ale naprawdę lubił swoje tradycje i był wdzięczny ojcu, że tak je w ich rodzinie pielęgnuje. Z początku narzekał na to, że musi latać do Włoch za każdym razem gdy ktoś się żenił albo były jakieś okrągłe urodziny. Omijały go mecze czy zabawy z rówieśnikami, ale im starszy był, tym cieplej patrzył na te wyjazdy. Południowcy potrafią się bawić, wiedzą jak celebrować życie. Tutaj czasami wśród jego rodaków mu tego brakowało. Miał nawet zabrać Mindy w przyszłym roku żeby przedstawić ją rodzinie bo na to naciskała. Pewnie żeby zaliczyć podróż do Europy i strzelić sobie kilka fotek w pięknej lokalizacji. W każdym razie był dumny ze swoich korzeni i tego nie ukrywał.
- To było tylko hipotetycznie, nic Ci się nie stanie. - spojrzał na nią nieco skonfundowany jej reakcją obawiając się, że odbierze to jako jakąś groźbę, kilka razy to już się zdarzyło, tylko nie z nią, więc miał powody by tak sądzić - Mindy nie była moją ukochaną. - prychnął odwracając od niej wzrok, to słowo coś dla niego znaczyło - To co się stało było wypadkiem. Ani ty ani ja nie jesteśmy temu winni. - tę drugą kwestię wypowiedział przez nieco zaciśnięte gardło bo to musiała być wersja, której się trzymają - Ale możesz liczyć na to, że jeśli ktoś skrzywdzi cię z premedytacją to pewnie go znajdę. - przechylił nieco głowę z lekkim uśmiechem.
Nie musiał dodawać, że rozszarpie. Tej części nie był do końca pewien, bo przecież było tyle innych, okrutnych rzeczy, które można było wyrządzić takiemu oprawcy. Praca przygotowała go na wiele ewentualności. Miał niezły zasób rozmaitości z akt.
- O, czyli jednak wierzysz w nadprzyrodzone. W takim razie sama sobie zaprzeczasz. Co jak ciebie ktoś opęta bo użyłaś niebieskiego, którego zmarły nie lubił i tak w ogóle się nie malował bo nie jest pedałem? - wyszczerzył się do niej tryumfalnie przyłapując ją na braku konsekwencji.
Wychodził z niego agent federalny.
Zmarszczył lekko brwi słysząc o postępach w sprawie. Był prawie pewien, że nic nie mają ani na nią ani na niego, dlatego tak bardzo węszą za zeznaniami. To jedyne, co może uratować tę sprawę gdy brakuje dowodów. Znana mu taktyka. Jeśli węszyli przy niej to pewnie tylko kwestia czasu zanim wrócą także do niego. Różnica jest jednak taka, że jeśli chociaż trochę znają się na swojej robocie, wiedzieli, że z niego nic nie wyciągną. Jest agentem, zna te zagrywki. Jeśli nie chce czegoś powiedzieć, to nie powie. Znacznie łatwiej naciskać na dwudziestolatkę, która pewnie w końcu pęknie.
- To tylko znaczy, że nie mają wystarczających dowodów. - wyjaśnił jej spokojnie - Będą to robić kilka razy, zawsze zadawać te same pytania aż się na którymś potkniesz. Do tego nasze zeznania muszą być takie same, więc powiedź mi, że niczego nie zmieniłaś? - spojrzał na nią badawczo, ale nie wywierał presji, jego ton głosu był nadal całkiem spokojny.
- Ale tylko jeden, bo ktoś musi nas później odwieźć i wiemy, że będę to ja. - podał jej swoją lamkę i dopilnował by nie nalała tam za dużo tego... cokolwiek to było.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Mia wiedziała, że żadne roztrząsanie czy wspominki nad grobem nie przywrócą życia Mindy. Tak po prawdzie nawet nie wiedziała czy tego by chciała, bo nadal miała w pamięci zastrzelonego przez nią króliczka. Owszem, brzmiało to jak zemsta nastolatki, bo kto normalny porównuje śmierć zwierzęcia do śmierci koleżanki, ale prawda była tak, że gdyby dziewczyna żyła, pewnie już nawet nie trzymałyby się razem. Nie z powodu Sala, bo przecież Ginsberg nie była głupia i wiedziała, że dla jej przyjaciółki nie był to związek na całe życie. Razem chodziło o to, że obie były tak skrajnie od siebie różne, że prędzej czy później doszłoby do popisowej kłótni. Śmierć dziewczyny sprawiła, że ich znajomość oraz ten pieprzony trójkąt stały się nieśmiertelne.
Nie wiedziała jeszcze, co o tym wszystkim sądzić, więc rozprawiała z mężczyzną o słonecznej Italii, którą znała jedynie z tik-toków, opiewających ten kraj.
- To serio wygląda tak, że wszyscy tańczą na ulicach i zawsze gotują makaron? Włoski ślub kojarzy mi się jedynie z Ojcem Chrzestnym- parsknęła, bo w zasadzie chrzciny również, ale chyba Sal nie pochodził z rodziny, gdzie podczas wyrzekania się szatana morduje się swoich wrogów. Właściwie tak byłoby ciekawiej, ale wówczas pewnie nie spełniałby się jako australijski federalny.
To, że nim był, było natomiast widoczne w każdej jego reakcji, bo wcale nie odczytała jego słów jako groźbę. Bardziej była zaskoczona faktem, że stawia ją w jednym szeregu ze swoją zmarłą dziewczyną. W końcu nie łączyło ich tak wiele.
- Nie wiesz czy mi się nic nie stanie, ale dzięki- nie zamierzała jednak teraz tego przeżywać ani też zwracać na to uwagę. - To znaczy nie chcę zabrzmieć jak jakiś paskudny fatalista, ale przygotowuję dużo ludzi w moim wieku. Oni też myśleli, że są nieśmiertelni- wyjaśniła naprędce, zupełnie jakby chciała przejść do jego następnych słów, bo jednak padło coś zaskakującego.
- Nie była twoją ukochaną?- powtórzyła. - Bo jakoś jej rodzice do dziś myślą inaczej- to było trochę jak kopanie leżącego i było jej przykro, że z nim dopuszcza się do takich gierek, bo przecież Mia nigdy za nimi przepadała. Zawsze waliła prawdą między oczy i teraz też chciała powiedzieć mu wprost, że nie potrzebuje hipotetycznego pomszczenia jej śmierci, a raczej realnego wiktu i opierunku, ale przecież do cholery, nie byli nigdy na takim etapie, więc pozostawała im rozmowa o takiej jednej śmierci.
To brzmiało całkiem beztrosko, gdy ktoś nie wnikał w szczegóły.
- Nie wiem tego. To znaczy wiem, że to był wypadek, ale gdybyśmy nie wariowali od tygodni, nie skończyłaby w ten sposób- wyjaśniła, ale nie sposób było być poważną i rozsądną, gdy szczerzył się do niej jak dawny Sal.
- Mój ty Boże, wychodzi z ciebie federalny. Gdybyś to ty mnie przesłuchiwał, pewnie zdradziłabym ci inne swoje zbrodnie- zaśmiała się. - Nie wiem czy tam na górze jest jakiś departament do spraw opętań, ale podejrzewam, że niebieski cień do powiek nie jest traktowany jako wystarczający powód- westchnęła rozbawiona, ale nie zamierzała o to kruszyć kopii. Ani też być konsekwentna w swoich słowach- miała wrażenie, że przywilej kobiet od zawsze polegał na tym, że mogły być absurdalnie wręcz niekonsekwentne.
Niesamowite, że akurat wymagał od niej tego, by była w opozycji do tego tematu. Westchnęła i spojrzała na niego gryząc się nieco z wyjawieniem mu prawdy.
- Ten policjant, który zajmuje się sprawą… Zaczął mnie zapraszać na randki- i Sal był pierwszą osobą, której o tym powiedziała. Wcześniej milczała i dzięki temu nie miało to szczególnego wydźwięku. Klepnęła dłonią na trawę obok siebie.
- Siadaj i przestań być odpowiedzialnym na trochę. Żadne z nas nie musi prowadzić- chyba zasługiwali na pewien bilans zysków i strat po pół roku.
Nalała mu znacznie więcej niż chciał, ale skoro mieli być ze sobą szczerzy to przynajmniej ona potrzebowała czegoś na odwagę.

Salvatore Rossi
lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przez chwilę spojrzał na nią jakby chciał zapytać - serio? W końcu tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem, chociaż po chwili zrobił jedyne, co mógł, czyli po prostu się cicho zaśmiał. To całkiem urocze, że kraj jego przodków cieszył się właśnie taką opinią. Pamiętać ich za czasu imperium Rzymskiego? Nieee. Teraz wszystkie młode osoby będą ich kojarzyć tylko z komedii romantycznych, gdzie pokazują kilka ładnych widoków, wszyscy gotują pastę a co drugi Włoch należy do mafii. Przynajmniej nie wyobrażają sobie, że każdy z nich próbuje uratować księżniczkę z nie tego zamku w czerwonej czapce oraz z wąsem. Tak, mogło być o wiele gorzej. Mia przynajmniej kojarzyła ojca chrzestnego, a nie tylko Mamma Mię. Nie zapytała przecież czy ludzie całkiem randomowo zaczynają śpiewać. Z tym natomiast... chyba aż tak by się nie pomyliła. Zdarza się częściej niż chciałby to przyznać.
- Tak, gdzieś po ukończeniu drugiego roku życia zamiast zabawek dostajemy suszoną pastę żeby przyzwyczaić się do tekstury oraz tych wszystkich kształtów. Zamiast bajek puszczają nam włoską wersję Mamma Mii, a w wieku piętnastu dostajemy bezpłatny staż w lokalnej mafii. - przez chwilę spojrzał na nią całkowicie poważnie lekko przytakując głową swoim słowom - Oczywiście, że nie! - uniósł lekko głos i wymsknął mu się akcent, z którym zawsze mówił po włosku - Mafia już właściwie nie istnieje. Pewne tradycje zostały zachowane, ale nie są tak brutalne. Co do pasty to nie, nie każdy Włoch potrafi ukręcić każdy rodzaj. Ja potrafię. - wyszczerzył się dumnie - Tańczyć raczej potrafimy, z resztą miałaś okazję się przekonać. - spojrzał na nią znacząco bo to akurat powinna pamiętać, od tego się zaczęło.
Rozumiał jej fatalizm względem kruchości swojego własnego życia. Wiedział jak łatwo jest o wypadek. Jeszcze łatwiej o podejmowanie niewłaściwych decyzji, które mogą posadzić cię za kratkami, a tam już wszystkie chwyty były dozwolone. Jako federalny nie miał już tak dużo do czynienia z nastoletnią przestępczością, ale podczas jednego ze staży napatrzył się na konsekwencje narkotyków oraz wojen gangów. Zawsze ucierpieli tam najmłodsi.
- Grunt to nie pakować się w niepotrzebnie niebezpieczne sytuacje. Reszta to po prostu rzut monetą. - wzruszył ramionami szanując jej podejście, które swoją drogą było dość smutne jak na dwudziestolatkę.
- Jej rodzice też myślą, że wcale, ale to nigdy nie próbowała nawet trawki, a jeśli seks to tylko na misjonarza i przy wyjątkowych okazjach. - odpowiedział kwaśno się grymasząc słysząc własne słowa na temat tragicznie zmarłej - Przeszli wystarczająco dużo. Po co jeszcze rujnować ich wyidealizowany obraz jej córki? Dla niej to nic nie zmieni, a dla nich znaczy naprawdę wiele. - wyjaśnił w końcu wiedząc jaką różnicę robi to rodzinie w żałobie.
Widział to w swojej pracy już wiele razy. Czasami lepiej zachować dla siebie prawdę o zmarłym by mogli zostać zapamiętani tak, jak krewni ich widzieli. W przypadku Mindy, nie widział powodów by to zmieniać. Może nie była aniołkiem, za jakiego mieli ją rodzice, ale nie była do szpiku kości zepsutą dziewuchą. Zawsze zależało jej na opinii innych, więc niech w śmierci ta pozostanie nienaruszona.
Może było w tym dużo racji, gdyby nie zaczęli się do siebie zbliżać tamta sytuacja nie miałaby miejsca. Jednak kto może powiedzieć, że inna, zupełnie z nimi nie związana nie nadarzyłaby się tydzień później? Tak długo jak był to tylko wypadek, a nic nie stało się tutaj z premedytacją, nie powinni się za to tak obwiniać. Przynajmniej ona nie powinna, bo Sal brał to na siebie.
- Zdecydowanie. Po piętnastu minutach powiedziałabyś mi o swoich wszystkich małych i dużych grzechach. Tych wszystkich zabawach zwłokami. Na pewno ubierasz facetów w damskie ciuszki. Może jak każdy seryjny zabójca zostawiasz sobie jakąś pamiątkę? Pukiel włosów, jakiś narząd? Przecież nikt ich później nie sprawdza. - spojrzał na nią naprawdę podejrzliwie, jednak bez odpowiedniego klimatu sali przesłuchań nie wyciągnie z niej zbyt wiele - Pewnie gdy wyciągną twój numerek tam na górze będziesz musiała przeprosić te wszystkie kobiety, których niebieski nie był ulubionym kolorem. - zaśmiał się cicho bo tak to właśnie widział.
Kobiety są przecież cholernie pamiętliwe. Nie zdziwiłby się gdyby z takimi pierdołami wracały zza grobu. Lepiej niech ma nadzieję, że nigdy nie przyjdzie im walczyć z plagą zombie. Byłaby łakomym kąskiem.
- Na randki? - powtórzył po niej nieco zszokowany - To nie tylko nieprzyzwoite, ale wręcz zakazane podczas prowadzenia śledztwa. - obruszył się nieco, może nawet zrobił się nieco zazdrosny, ale tego przed sobą nie przyzna - Dobra wiadomość jest taka, że to może sprawić, że cokolwiek by z Ciebie wyciągnął byłoby nie do użycia w sądzie, ale ja bym nie ryzykował. Rozważasz w ogóle umówienie się z nim? - zapytał jakby pytał dla przyjaciela.
Przewrócił oczami widząc ile mu leje pomimo jego próśb. Usiadł obok niej, a nawet wyłożył się na trawie nieco wygodniej podpierając się na łokciach nawet nie sięgając do tego, co piją tutejsi grabarze. Podejrzewał, że może być na to średnio przygotowany.
- Tak? Myślisz, że mam jakiegoś szofera, który odwiezie mnie do domu?

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Nie była ignorantką, ale akurat Włochy wydawały się jej niesamowicie daleko. Dla Australijki bez mieszkania i z kiepską pensją w zakładzie pogrzebowym wyprawa na inny kontynent brzmiała jak marzenie nie do spełnienia, więc wcale nie zamierzała się przechwalać znajomością tej krainy. Kiedyś- jeszcze przed upadkiem Mindy- wierzyła, że znajdzie czas, by podjąć lepszą pracę i wynieść się z miejsca, w którym każde zwierzę usiłuje ją zabić, obecnie na czas śledztwa w złym świetle stawiałaby ją wyprowadzka, więc tak naprawdę musiała to tkwić. Nie podobało jej się to wcale i sprawiało, że faktycznie robiła się coraz bardziej zgorzkniała, ale właściwie byli na cmentarzu i należało zachować minimalną powagę, choć parsknęła słysząc jego śmiech.
Zapomniała jak dźwięcznie i ładnie się śmiał, bo to zdecydowanie było w zupełnie innym życiu.
- Nie do końca rozumiem tej sugestii z Mammą Mią. skoro tam akurat pokazują Grecję- wyszczerzyła się. - I o jejku, bezpłatny? Nie da się tego gdzieś zgłosić? Najlepiej do jakiejś Inspekcji Pracy Mafijnej? Chyba, że po takim donosie spałbyś z rybami- zaśmiała się i machnęła ręką. - Spoko, przecież wiem, że to tylko chore stereotypy. Niektórzy mówią, że zarażam trupim jadem, a to nieprawda… Chyba- uniosła ręce, zupełnie jakby za pomocą pantomimy chciała sprawdzić czy na pewno je wyszorowała do czysta. Rezultat chyba był całkiem w porządku, bo jeszcze się nie otruła, więc to też było tylko mylne przeświadczenie ludzi, którzy nie mieli za wiele wspólnego z jej zawodem.
Umiała więc zrozumieć irytację Sala, który jako Włoch postrzegany był w pewien określony sposób. Tyle, że i tak był przystojny, miał dobrze sytuowanych rodziców i jego matka nie zwisała z żyrandola. To znaczy jej rodzicielka zrobiła to tylko raz, ale jak się okazało, ten raz wystarczył, by została zapamiętana.
Uśmiechnęła się delikatnie słysząc sugestię o tańcu. Tak, pamiętała, ale w tej chwili skupiała się jednak na tym, by jak najwięcej takich detali wyprzeć z pamięci. Czasami przychodziły jej do głowy doprawdy głupie myśli, te z gatunku uderzenia z impetem w ścianę, by wyprzeć z mózgu niewygodne informacje. Gdyby tylko ktoś dał jej w gwarancji amnezję, nie wahałaby się ani chwili. Niestety aż taką ryzykantką nie była, by spróbować w ciemno.
Tak samo było z niebezpiecznymi sytuacjami- starała się i to bardzo trzymać się od nich z daleka, ale najwyraźniej to nie było takie proste i dlatego siedzieli przy grobie jej przyjaciółki.
- Mówisz jak rasowy glina, a przecież nie do końca tak jest- najwyraźniej mieli to do siebie, że mieli się spierać o każdą pierdołę, co w gruncie rzeczy nie było jednak takie złe. Nie, gdy towarzyszyła temu rozmowa, która wcześniej ze względu na Mindy nie miała racji bytu.
Pokiwała głową na jego wyjaśnienia i westchnęła.
- Nie wiem. Dla mnie właściwie to wszystko byłoby już bez znaczenia. Jest już martwa i żaden luksusowy pogrzeb, jaki jej zorganizowali, tego nie zmieni- zauważyła cierpko i zapatrzyła się w nagrobek. Ależ oczywiście, że się obwiniała. Nie była w stanie pozbyć się wyrzutów sumienia i tak właściwie nawet nie chciała. To świadczyło jednak o tym, że nadal była człowiekiem, a nie jakąś bezduszną maszyną.
Zostawiła jednak te myśli, a Mindy głęboko zakopaną w grobie i spojrzała na niego uważnie.
- Och tak, od razu bym ci zdradziła numer konta, rozmiar buta i którą dziewczynę pocałowałam. Zdecydowanie się przeceniasz, makaroniarzu- ale okrasiła ten przytyk ładnym uśmiechem i wzruszyła ramionkami. - Powiem ci znacznie gorszego. Po miesiącu ta praca jak każda inna ci powszednieje i staje się cholerną rutyną, a ciała kolejnymi numerkami. To chyba gorsze- stwierdziła z namysłem. Dla niej kolejne ciała były taką statystyką, że przy inwazji zombie trzy razy musiałaby dopytać za co obrywa dokładnie i przypuszczała, że nie byłaby to kredka do oczu w jaskrawym kolorze.
Za to zdecydowanie mogłaby za robienie durnych rzeczy jak umawianie się z kimś prowadzącym śledztwo. Tyle, że ona również doszła do tego samego wniosku co Sal w kwestii podważenia jego służbowych działań później.
- Właściwie chciałabym go wybadać. Musi czegoś ode mnie chcieć, prawda?- zapytała hipotetycznie przyglądając się mu uważnie. Jakaś część Ginsberg chciała, by okazał się zazdrosny… i mniej rozważny, więc podpuszczała go tym alkoholem.
- Wiesz, że ludzie wymyślili taksówki, prawda? Te na cmentarz są dość częste- zauważyła rozbawiona i wzniosła kieliszek do góry. - To za żywych czy za umarłych?

Salvatore Rossi
lorne bay — lorne bay
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ups. Przyłapała go na pomyleniu tych dwóch krajów, ale na jego usprawiedliwienie powiedział przecież, że chodziło o włoską wersję, prawda? Dobrze, że nie było tutaj nikogo z jego rodziny bo już dostałby solidnie przez łeb. To kolejna rzecz, którą Włosi mają w zwyczaju. Takie kuksańce były całkowicie w porządku, nawet wskazane. Nikt nie nazywałby tego przemocą w rodzinie. To normalne, że czasami dostanie się przez łeb albo delikatnie wałkiem, kiedy próbuje się coś podwędzić z kuchni zanim wszyscy usiądą do stołu. Przynajmniej dla niego to było normalne i nie dałby sobie wmówić, że ktoś mu tym kiedyś zrobił krzywdę.
- Wydaje mi się, że niektórzy mają to wyobrażenie, że my też śpiewamy na ulicach. Co... No dobra, czasami się zdarza. - uśmiechnął się do niej rozbrajająco - Wiesz, tak długo jak wszystkie rodziny godzą się na to, że wszędzie ten staż jest bezpłatny to nie ma to komu zgłaszać. W niektórych krajach idzie się do wojska. Tam na rok do mafii, później można się realizować w swoich planach. - zaśmiał się cicho wpatrując się za chwilę w jej dłonie podobnie, jak ona - Jak ktoś potrzebuje dowodów, że wszystko z Tobą w porządku niech się do mnie zgłosi. Jestem żywym przykładem. - puścił jej oczko.
W końcu te dłonie były już na jego ciele. Jej usta na jego i jakoś to przeżył. Nawet bardzo dobrze wspominał, więc nie dałby nikomu powiedzieć, że rozsiewa jakieś choróbsko. Chyba, że ma to po prostu tak długi okres inkubacji. Jednak żarty na bok, dobrze było znów zobaczyć uśmiech na jej ustach. Tęsknił za nią i to nie tylko tak fizycznie. Musiał utrzymywać dystans, bo tak po prostu było lepiej. ale teraz uświadomił sobie jak bardzo brakowało mu tego uśmiechu w jego życiu. Tylko to pewnie nie było najlepsze miejsce by przyznawać to na głos.
- Jakby nie patrzeć jestem gliną Mia. Tylko takim trochę lepszym bo federalnym. Mamy fajniejsze bryki. - poruszył wymownie brwią z szerokim uśmiechem.
Bynajmniej nie chodziło o Maserati, którym poruszał się po pracy, ale często dawali im lepsze bryki niż zwykłym policjantom. Jego przynajmniej nie krzyczała, że mógłby zaraz kogoś skuć albo rzucać na ziemię. Pozwalało utrzymać jednak pewną dozę anonimowości. Kolejny plus - nie musiał biegać za swoimi podejrzanymi po ulicach ani wypisywać mandatów. Minus? Do niego trochę częściej strzelali bo mimo wszystko jego podejrzani najczęściej posiadali już broń.
- To prawda. Jej już nic życia nie wróci, ale nadal żyje we wspomnieniach swoich rodziców i niech tam pozostanie tą grzeczną dziewczynką. Lepsze wspomnienia niż wypaczone wyobrażenie oparte o niepełne informacje. - spojrzał jeszcze raz na zdjęcie swojej byłej dziewczyny na nagrobku.
Wierzył, że tak po prostu będzie najlepiej. Widział ile może zniszczyć to, czego rodzina dowie się po śledztwie. Nie byli temu do końca winni. Temu jaka była, temu co przed nimi ukrywała. To on i siedząca obok dziewczyna będą nosili ze sobą poczucie winy do końca życia. Nie było potrzeby by nosił je jeszcze ktoś inny, zupełnie z tym wszystkim nie związany.
- Albo to Ty mnie nie doceniasz Mia. - otrząsnął się i wrócił do niej po chwili wzrokiem z enigmatycznym uśmiechem - Końcówka konta 0011. Rozmiar... 34 jeśli dobrze pamiętam. Mam mówić dalej? - tym razem jego uśmiech zmienił się w ten zawadiacki, trudno grać w takie gierki z agentem federalnym - Każda robota tak ma. Myślisz, że dla mnie każdy morderca jest równie ekscytujący, co za pierwszym razem? Po kilku latach to po prostu kolejny diler, gang, czy morderca. Pewne detale się zmieniają, ale na koniec i tak są po prostu numerem sprawy. - odwrócił na chwilę wzrok by nie dać po sobie poznać, że nie do końca mówi jej całą prawdę.
Wolał by ludzie myśleli, że ta praca nie odciska na nim swojego piętna. Tym bardziej Ci, na których mu zależało. Prawda była jednak taka, że coraz częściej miał koszmary. Budził się w środku nocy myśląc, że to jego ktoś chce dopaść. Widząc też niektóre ofiary. Psychicznie było to cholernie ciężkie, tylko ukrywał to pod fasadą tego wesołego makaroniarza.
- Jestem w stanie znaleźć chociaż jedną rzecz, którą mógłby chcieć... - tutaj wymownie omiótł jej sylwetkę spojrzeniem, może nawet z pewnym wyrzutem, ale przecież nie widział swojej miny - Normalnie powiedziałbym, że mogę odegrać twojego chłopaka żeby się od ciebie odczepił, tylko teoretycznie też jestem częścią tego śledztwa jako jeden ze świadków, to mogłoby nie być dla nas najlepsze. Z drugiej strony... Minęło jakieś pół roku, więc jedno nie musiałoby mieć związku z drugim... - zamyślił się na chwilę szukając odpowiedzi gdzieś w jej tęczówkach - Tylko wiesz, jego zeznania byłyby nie ważne jeśli ktoś udowodni, że byliście w związku i on był zaangażowany. Więc moja rada? Odpuść go sobie. - starał się nie brzmieć na zazdrosnego, tylko czy mu się to udało?
- Za żywych. - bez dwóch zdań stuknął się z nią lampką - O kurwa, co to jest... - odkaszlnął bo paliło w gardło jak cholera.
Jednak był przyzwyczajony do lżejszych trunków jak wino czy piwo. Jeszcze jakiś czas temu wódka, ewentualnie Gin. Ale to... To było plugawe.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Nie musiała nawet czytać w myślach, by zrozumieć, że popełnił jedną z tych zabawnych gaf. Pewnie innej osobie wypominałaby to w nieskończoność, ale nie jemu. Trochę godziła się z myślą, że był jej pierwszym zauroczeniem, bo ich wspólna historia przypominała jedną z tych nieznośnych klisz wśród filmów dla nastolatek. Ona i on… i przyjaciółka, która rości sobie prawo do czegoś więcej. Dla Mii, która skądinąd była całkiem oryginalną osóbką, wydawało się jej to uwłaczające. Nie on, ale sama idea, że mogła tracić głowę dla kogoś, kto był w związku z Mindy. Z tą samą Mindy, która kiedyś zastrzeliła jej króliczka dla zabawy, więc właściwie zasłużyła.
Chyba.
- Chciałabym to zobaczyć. Konkretnie ciebie, który śpiewa na ulicy- parsknęła. Już prędzej mogłaby wyobrazić go sobie w tej rzeczonej mafii, bo przecież według filmów gangsterów od federalnych różniła jedynie strona barykady. Podobnie rzecz się miała z pracownikami zakładu pogrzebowego. Czasami od trupa dzielił ich tylko metalowy stół i rzecz jasna, fartuch. Mogłaby godzinami opowiadać o środkach dezynfekcji i tych zaradczych, bo jasnym było, że śmierć zwykle wywierała niesamowite piętno na człowieku, ale mimo otoczenia (oczywiście, że musiał to być cmentarz) to nie był dobry czas na tego typu rozmowę.
Jak i wspominanie jego dłoni na jej ciele, ale załapała sugestię i spojrzała na niego dłużej zastanawiając się jak to wszystko mogło się potoczyć. Tyle, że nie było dobrego rozwiązania- gdyby Mindy żyła to i tak nie mieliby szansy spróbować razem.
- Masz jakieś urzędowe pismo, które o tym zawdzięcza? Pewnie pieczątka z twojego biura robiłaby wrażenie- próbowała się wykręcić od tych myśli po swojemu, lekko beztrosko i zdecydowanie zbyt szybko, by uwierzył, że nie zrobiło to na niej wrażenia. Nawet na tym grobie było widać, że wszystko jest zbyt świeże- kwiaty były jeszcze niewypłowiałe, ziemia rozkopana, a oni dalej dywagowali nad ostygłym już ciałem.
Albo nad jego zawodem, co w sumie było całkiem pokrewne.
- Jakoś zawsze miałam cię za kogoś lepszego od tej bandy- zauważyła z podobnym uśmiechem, choć nie mówiła do końca prawdy. Nie uważała go za ideał, czasami nawet dziwiła się swojej przyjaciółce, że mu ulega, bo był otoczony red flagami. Niesamowite, że tylko ona tak myślała, bo zarówno Mindy, jak i jej rodzice najwyraźniej za nim przepadali. Ginsberg po tym całym incydencie z malowaniem jej twarzy po wypadnięciu z okna nie została nawet zaproszona na pogrzeb.
Nie zamierzała jednak chować urazy i wreszcie kiwnęła głową, gdy przedstawił jej motywacje.
- Choćby ze względu na nich nie powinniśmy się widywać- zauważyła jednak, bo miałby problemy z wytłumaczeniem im, co Mia robi w jego życiu. Już wcześniej był to dość problematyczny aspekt ich relacji, a po tej tragedii urósł on do niewyobrażalnego.
Nawet jeśli ją znał albo przynajmniej umiał jak przystało na śledczego chomikować informacje, by zrobić z nich użytek. Po raz pierwszy pomyślała, że nie chciałaby nigdy obudzić się jako jego wróg, bo wiedział o niej tyle, że mógłby zniszczyć ją bez kiwnięcia palcem. Z tego też powodu na chwilę uśmiech zniknął z jej ust, ale nie przestała się w niego wpatrywać.
- Mówiłam ci kiedyś, że zaczynasz mnie przerażać? To ten moment- westchnęła, ale już jego tekst o pracy wydał się jej bardziej znajomy. Wychodziło więc, że oboje nie są psychopatami, ale przemęczonymi pracownikami. O ile mówił jej prawdę, bo nagłe odwrócenie przez niego głowy sugerowało, że nie bardzo. Położyła mu dłoń na swoim ramieniu w geście wsparcia.
- Pewnie kiedyś będą nas leczyć albo rzucimy wszystko i wylecimy do Nowej Zelandii hodować owce- wyjaśniła mu cicho. To chyba nie brzmiało jak zły plan, a z pewnością był lepszy niż jej randka z panem śledczym, co mogła wywnioskować po jego minie. Tyle, że w tym konkretnym przypadku nie widziała w nim wcale profesjonalisty, a zazdrosnego mężczyznę. Było to dość zaskakujące biorąc pod uwagę czas, jaki minął od śmierci Mindy i całą resztę ich bagażu emocjonalnego.
- Sal.. Czy ty jesteś o mnie zazdrosny?- zapytała więc wprost, bo miała nadzieję, że będą mogli raz pograć w te otwarte karty. W końcu oboje niewiele mieli do stracenia i istniało prawdopodobieństwo, że nie przeżyją starcia z tym, co piją grabarze, więc mogła obiecać, że to zostanie między nimi.
Usiadła po turecku i wychyliła z gracją kieliszek, zupełnie jakby to robiła całe życie.
- Przypuśćmy, że udowodnię, że mataczył w mojej sprawie. Potrzebowałabym wtedy… czego? Przespać się z nim?- zapytała zupełnie naturalnie jakby rozprawiali o warzywach na obiad. Chciała jednak za wszelką cenę go sprowokować i skoro znalazła jego słaby punkt, naciskała na niego z impetem.

Salvatore Rossi
ODPOWIEDZ