Just like riding a bike
: 31 mar 2024, 21:18
Kiedy stary znajomy pierwszy raz zadzwonił do niego z propozycją powrotu do starej fuchy - początkowo odmówił. Na farmie naprawdę było jeszcze tysiąc rzeczy do zrobienia zanim będzie w stanie doprowadzić wszystko do czegoś, co mógłby nazwać względnym ładem. Wygląda na to, że jego wuj robił co mógł by ziemia nie została po prostu odsprzedana z powodu nie przynoszenia odpowiednich zysków, ale kiepsko mu to szło. Z racji tego, że żadne z jego dzieci nie zdecydowało się prowadzić rodzinnego biznesu, a zamiast tego dołączyć do korporacji, czy jakichś wolnych zawodów, wiele tradycji, a przede wszystkim wiedzy zaniknęło. Staruszek był jednocześnie strasznie konserwatywny pod względem dzielenia się swoją wiedzą z osobami z poza rodziny, jak i bardzo liberalny w wyborach swoich córek. Bardzo progresywnie. Problem był jednak taki, że Sal przejął biznes właściwie w ostatnim momencie. Jeszcze rok i pewnie musieliby zacząć sprzedawać grunt, albo co gorsza całe gospodarstwo zająłby komornik i zlicytował za bezcen żeby się tego pozbyć. On nie zamierzał na to pozwolić.
Nie przyjechał tutaj z nieskończonym zasobem gotówki. Ba, na potrzeby swojego biznesu można powiedzieć, że w ogóle nie miał kapitału. Musiał zatrudnić jeszcze kilku pomocników, zająć się dystrybucją, transportem i zrobić coś ze smakiem, bo ten szczep już podupadł. To właśnie to spowodowało, że w końcu ugiął się względem swojego znajomego i zgodził się raz jeszcze zasiąść w siodle żeby trochę dorobić. Człowiek o jego doświadczeniu oraz pochodzeniu ma w tych stronach dość ograniczone możliwości zarobku, więc nie mógł do końca wybrzydzać, jeśli chciał postawić swoją rodzinną farmę na nogi. Dodatkowym bonusem było to, że przez jeden dzień nie musiał słuchać o tym, jak bardzo jego narzeczonej nie podoba się tutejszy klimat. Jak na kogoś, kto pochodzi z Teksasu, jest strasznie mało odporna na te upały.
Dlatego dojechał na miejsce dość wcześniej, jeszcze zanim przyjechał jego dzisiejszy przeciwnik. Nie słyszał jeszcze o tym żeby ktoś sprzedawał konia razem z usługą przysposobienia go do jeździectwa, ale nie było go tutaj dobrych kilkanaście lat. Może ta część świata również poszła naprzód i tak się teraz po prostu robiło biznes. Nie zamierzał tego kwestionować tak długo, jak mu zapłacą. Po zamianie kilku uprzejmości ze starym znajomym, któremu teraz najwyraźniej się powodziło, przyszła pora na wzięcie się do roboty. Czarny ogier wyglądał całkiem imponująco. Sal byłby głupi nie czując przed nim pewnego respektu. Jednak jest dość duża różnica pomiędzy respektem, a strachem. Ten drugi rzadko go w tych czasach paraliżował.
Zajęło mu trochę czasu oswajanie samca ze swoją prezencją w wybiegu. Przynajmniej na tyle by mógł go faktycznie dosiąść. Tak, wtedy zaczęło się prawdziwe rodeo. Skurwesyn kopał jakby go parzyło, ale na szczęście Sal też nie był małym facetem. Potrafił się z umiarkowanym sukcesem utrzymać w siodle. Co oczywiście nie znaczyło, że jego wszystkie organy nie obijały się właśnie w środku z każdym kopnięciem. Było kilka podejść zanim w końcu zmęczył ogiera na tyle by mógł na nim po prostu robić teraz kółka galopem by już całkowicie wyrzucił z siebie emocje i trochę się wycieńczył.
Acadia Atwood
Nie przyjechał tutaj z nieskończonym zasobem gotówki. Ba, na potrzeby swojego biznesu można powiedzieć, że w ogóle nie miał kapitału. Musiał zatrudnić jeszcze kilku pomocników, zająć się dystrybucją, transportem i zrobić coś ze smakiem, bo ten szczep już podupadł. To właśnie to spowodowało, że w końcu ugiął się względem swojego znajomego i zgodził się raz jeszcze zasiąść w siodle żeby trochę dorobić. Człowiek o jego doświadczeniu oraz pochodzeniu ma w tych stronach dość ograniczone możliwości zarobku, więc nie mógł do końca wybrzydzać, jeśli chciał postawić swoją rodzinną farmę na nogi. Dodatkowym bonusem było to, że przez jeden dzień nie musiał słuchać o tym, jak bardzo jego narzeczonej nie podoba się tutejszy klimat. Jak na kogoś, kto pochodzi z Teksasu, jest strasznie mało odporna na te upały.
Dlatego dojechał na miejsce dość wcześniej, jeszcze zanim przyjechał jego dzisiejszy przeciwnik. Nie słyszał jeszcze o tym żeby ktoś sprzedawał konia razem z usługą przysposobienia go do jeździectwa, ale nie było go tutaj dobrych kilkanaście lat. Może ta część świata również poszła naprzód i tak się teraz po prostu robiło biznes. Nie zamierzał tego kwestionować tak długo, jak mu zapłacą. Po zamianie kilku uprzejmości ze starym znajomym, któremu teraz najwyraźniej się powodziło, przyszła pora na wzięcie się do roboty. Czarny ogier wyglądał całkiem imponująco. Sal byłby głupi nie czując przed nim pewnego respektu. Jednak jest dość duża różnica pomiędzy respektem, a strachem. Ten drugi rzadko go w tych czasach paraliżował.
Zajęło mu trochę czasu oswajanie samca ze swoją prezencją w wybiegu. Przynajmniej na tyle by mógł go faktycznie dosiąść. Tak, wtedy zaczęło się prawdziwe rodeo. Skurwesyn kopał jakby go parzyło, ale na szczęście Sal też nie był małym facetem. Potrafił się z umiarkowanym sukcesem utrzymać w siodle. Co oczywiście nie znaczyło, że jego wszystkie organy nie obijały się właśnie w środku z każdym kopnięciem. Było kilka podejść zanim w końcu zmęczył ogiera na tyle by mógł na nim po prostu robić teraz kółka galopem by już całkowicie wyrzucił z siebie emocje i trochę się wycieńczył.
Acadia Atwood