Hi there stranger
: 26 mar 2024, 09:33
To miał być dzień jak każdy inny. Lance zdążył się już raczej przyzwyczaić do tego, że życie w Lorne, a raczej Cairns, będzie o wiele nudniejsze niż to w Melbourne. Minęło już kilka tygodni od jego konwersacji z Ellą. Tak jak jej obiecał oddelegował swojego aplikanta do innego prokuratora, sam przygruchał sobie kogoś innego i życie toczyło się dalej, musiało. Tutejsi przestępcy to najczęściej jakieś oszustwa podatkowe, prowadzenie pod wpływem, ewentualnie jakieś kradzieże. Dość rzadko trafiało się jakieś morderstwo, czy rzeczywisty handel narkotykami poza najmniejszymi ogniwami tego łańcucha pokarmowego. W skrócie? Służbowo było tutaj po prostu cholernie nudno. Gdy już udało mu się ogarnąć na nowym stanowisku jego nadgodziny stopniowo znikały. Był w stanie wyjść z biura o ludzkiej porze i wtedy uświadomił sobie, że nie miał pomysłu, co robić dalej. Nie był przyzwyczajony by faktycznie mieć coś takiego, jak czas wolny.
Jego była miała trochę racji w swoich zarzutach. Melbourne zawsze wymagało od niego bardzo szybkiego trybu życia. Żył pracą, jeśli chciał ją wykonywać dobrze, nie miał wyboru. Nie było już w jego grafiku miejsca na jakiekolwiek zainteresowania. Zatrzymanie się i spojrzenie na zachód słońca czy coś tak prostego jak wyjście na kolację do restauracji, która nie kończyła się jakimś telefonem i wywołaniem go na kolejne miejsce zbrodni czy na jakiś posterunek. Przyzwyczaił się do tego. Nie uważał tego też za coś złego.
Teraz, jednak, kiedy wychodził z biura o siedemnastej nie wiedział, co chciałby zrobić dalej. Czuł się po prostu zagubiony. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z ojcem, ale ten nigdy nie był typem, który utrzymywał ciepło domowego ogniska. Kochał swoją rodzinę, ale jest raczej typem silnego, cichego mężczyzny, więc nawet on po kilku dniach po prostu powiedział Lance'owi żeby znalazł sobie coś do roboty i przestał u niego przesiadywać. Więc tak też próbował zrobić. Po pracy pojechał po prostu na pobliską plażę, a przynajmniej taki był plan. Zatrzymał się nawet po drodze w jakiejś knajpie żeby wziąć sobie coś na wynos. Chciał sprawdzić, czy potrafi się jeszcze cieszyć czymś tak prostym jak zachód słońca i dobry burger. O ile będzie dobry.
Zanim jednak na tę plażę dojechał zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdy stał na światłach w mniej uczęszczanej dzielnicy, przez którą przejeżdżał, wjechał w niego ciemny van prawie przewracając jego auto na bok. Wystrzeliły wszystkie poduszki. To nie jedyne co wystrzeliło. Dwóch facetów na motorach ostrzelało dodatkowo jego stronę. Miał szczęście, że służbowe samochody były właśnie na takie sytuacje wzmocnione. Sprawcy oczywiście szybko się ulotnili, a on wyszedł ze wszystkiego relatywnie cały. Protokół wymagał jednak by pojechał do szpitala.
Tak właśnie znalazł się na szpitalnym łóżku w emergency roomie. Już po badaniach. Wyszły obite żebra, oczywiście wstrząśnienie mózgu, bark, który już mu nastawili, odezwała się od razu stara kontuzja łokcia, do tego kilka draśnięć od kul, które jednak dostały się do środka i oczywiście wiele krwawych zadrapań na twarzy od eksplodujących szyb. Marynarka już oczywiście poszła do kosza, więc został po prostu w zakrwawionej koszuli, porwanych spodniach. Prawdziwy obraz siedmiu nieszczęść. Nie mógł już się doczekać aż podpisze papiery żeby się stąd zwolnić, nawet jeśli chcą go przetrzymać na obserwację. Wiedział, że nic mu nie będzie, oberwał już mocniej. Jedno musiał przyznać, nie sądził, że tutejszy gang ma aż takie jaja. Zapunktowali na jego liście. Może to miasteczko nie będzie tak nudne jak sądził.
Ella Laidman
Jego była miała trochę racji w swoich zarzutach. Melbourne zawsze wymagało od niego bardzo szybkiego trybu życia. Żył pracą, jeśli chciał ją wykonywać dobrze, nie miał wyboru. Nie było już w jego grafiku miejsca na jakiekolwiek zainteresowania. Zatrzymanie się i spojrzenie na zachód słońca czy coś tak prostego jak wyjście na kolację do restauracji, która nie kończyła się jakimś telefonem i wywołaniem go na kolejne miejsce zbrodni czy na jakiś posterunek. Przyzwyczaił się do tego. Nie uważał tego też za coś złego.
Teraz, jednak, kiedy wychodził z biura o siedemnastej nie wiedział, co chciałby zrobić dalej. Czuł się po prostu zagubiony. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z ojcem, ale ten nigdy nie był typem, który utrzymywał ciepło domowego ogniska. Kochał swoją rodzinę, ale jest raczej typem silnego, cichego mężczyzny, więc nawet on po kilku dniach po prostu powiedział Lance'owi żeby znalazł sobie coś do roboty i przestał u niego przesiadywać. Więc tak też próbował zrobić. Po pracy pojechał po prostu na pobliską plażę, a przynajmniej taki był plan. Zatrzymał się nawet po drodze w jakiejś knajpie żeby wziąć sobie coś na wynos. Chciał sprawdzić, czy potrafi się jeszcze cieszyć czymś tak prostym jak zachód słońca i dobry burger. O ile będzie dobry.
Zanim jednak na tę plażę dojechał zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdy stał na światłach w mniej uczęszczanej dzielnicy, przez którą przejeżdżał, wjechał w niego ciemny van prawie przewracając jego auto na bok. Wystrzeliły wszystkie poduszki. To nie jedyne co wystrzeliło. Dwóch facetów na motorach ostrzelało dodatkowo jego stronę. Miał szczęście, że służbowe samochody były właśnie na takie sytuacje wzmocnione. Sprawcy oczywiście szybko się ulotnili, a on wyszedł ze wszystkiego relatywnie cały. Protokół wymagał jednak by pojechał do szpitala.
Tak właśnie znalazł się na szpitalnym łóżku w emergency roomie. Już po badaniach. Wyszły obite żebra, oczywiście wstrząśnienie mózgu, bark, który już mu nastawili, odezwała się od razu stara kontuzja łokcia, do tego kilka draśnięć od kul, które jednak dostały się do środka i oczywiście wiele krwawych zadrapań na twarzy od eksplodujących szyb. Marynarka już oczywiście poszła do kosza, więc został po prostu w zakrwawionej koszuli, porwanych spodniach. Prawdziwy obraz siedmiu nieszczęść. Nie mógł już się doczekać aż podpisze papiery żeby się stąd zwolnić, nawet jeśli chcą go przetrzymać na obserwację. Wiedział, że nic mu nie będzie, oberwał już mocniej. Jedno musiał przyznać, nie sądził, że tutejszy gang ma aż takie jaja. Zapunktowali na jego liście. Może to miasteczko nie będzie tak nudne jak sądził.
Ella Laidman