: 28 mar 2024, 23:15
- O kurwa – powiedział po prostu, reagując pewnie jak absolutnie każdy człowiek, który słyszał taką historię. Oczywiście, że najchętniej poznałby od razu wszystkie szczegóły, ale trochę jednak (chyba) Leandra znał i nic w jego tonie czy reakcjach nie sugerowało mu, że chciałby ciągnąć temat. - Nie dziwię się, że nie chcesz o tym rozmawiać – przyznał, a jego myśli mimowolnie popędziły na chwilę do Warrena. Była spora szansa, że też gdzieś siedział, chociaż nie wiedzieli nawet, czy jeszcze żył. Ciekawe, czy mógłby kogoś zabić?
- I bardzo pasują – zapewnił go. Pewnie dwunastoletni Bear chciałby mieć w domu cokolwiek ładnego, ale istniała duża szansa, że nawet lampki na oknie Angie udałoby się opchnąć za towar. Wyciągał już z entuzjazmem papierosa, bo przecież on palił i w domu, i w samochodzie, więc pewnie śmierdział gdziekolwiek się nie ruszył, ale kiedy okazało się, że jednak nie, po prostu zmarszczył brwi, ale zapalniczkę schował z powrotem do kieszeni, a pudełko zamknął, żeby nadal móc się nim chociaż bawić.
- Myślę, że byłoby lepiej, gdybym sam nauczył się czegokolwiek o remontach – zauważył z rozbawieniem. Z kolegami z przyczep niekoniecznie miał ochotę sypiać za kładzenie gładzi, a innych znajomych jednak nie miał w mieście zbyt wielu. A może powinien sobie kogoś znaleźć, bo po kolejnych słowach Leandra pozostało mu chyba tylko unieść nieco brwi. Więc jednak można było mieć trzydzieści pięć lat i nadal dostać kosza, bo jak ostatni debil po pięciu minutach kontaktu z byłym, który kopnął cię w dupę, proponowało mu się jakieś przyjaźnie? Był przekonany, że tego typu przygody ostatni raz zdarzyły mu się na studiach, ale cóż, życie go ostatnio ciągle zaskakiwało. - Aha – odparł tylko i pokiwał głową. - W takim razie możesz pewnie nie udawać, że nie wiesz, kim jestem i się ze mną nie kolegować. Nie wiem, może mnie możesz… kojarzyć z widzenia – zaproponował, absolutnie pod wrażeniem tego, jak uprzejmie pomagał mu właśnie kopać się w sam brzuch. - Ale to chyba sygnał dla mnie, żebym jednak już szedł – uśmiechnął się lekko i wstał. Skoro nie był nawet kolegą, był już tylko pierdolniętym byłym z jednego z wielu odwyków, który nachodził Leandra wieczorem, bo chciał rozwiązać zagadkę sprzed czterech lat. No to rozwiązał. Miał swoją odpowiedź: zostawił go, bo pił. Przecież nie było w tym niczego, czego się nie spodziewał. To co, teraz wreszcie będzie mógł zakochać się w kimkolwiek innym? Oby chociaż znał się na kładzeniu kafelków.
leander burkhart
- I bardzo pasują – zapewnił go. Pewnie dwunastoletni Bear chciałby mieć w domu cokolwiek ładnego, ale istniała duża szansa, że nawet lampki na oknie Angie udałoby się opchnąć za towar. Wyciągał już z entuzjazmem papierosa, bo przecież on palił i w domu, i w samochodzie, więc pewnie śmierdział gdziekolwiek się nie ruszył, ale kiedy okazało się, że jednak nie, po prostu zmarszczył brwi, ale zapalniczkę schował z powrotem do kieszeni, a pudełko zamknął, żeby nadal móc się nim chociaż bawić.
- Myślę, że byłoby lepiej, gdybym sam nauczył się czegokolwiek o remontach – zauważył z rozbawieniem. Z kolegami z przyczep niekoniecznie miał ochotę sypiać za kładzenie gładzi, a innych znajomych jednak nie miał w mieście zbyt wielu. A może powinien sobie kogoś znaleźć, bo po kolejnych słowach Leandra pozostało mu chyba tylko unieść nieco brwi. Więc jednak można było mieć trzydzieści pięć lat i nadal dostać kosza, bo jak ostatni debil po pięciu minutach kontaktu z byłym, który kopnął cię w dupę, proponowało mu się jakieś przyjaźnie? Był przekonany, że tego typu przygody ostatni raz zdarzyły mu się na studiach, ale cóż, życie go ostatnio ciągle zaskakiwało. - Aha – odparł tylko i pokiwał głową. - W takim razie możesz pewnie nie udawać, że nie wiesz, kim jestem i się ze mną nie kolegować. Nie wiem, może mnie możesz… kojarzyć z widzenia – zaproponował, absolutnie pod wrażeniem tego, jak uprzejmie pomagał mu właśnie kopać się w sam brzuch. - Ale to chyba sygnał dla mnie, żebym jednak już szedł – uśmiechnął się lekko i wstał. Skoro nie był nawet kolegą, był już tylko pierdolniętym byłym z jednego z wielu odwyków, który nachodził Leandra wieczorem, bo chciał rozwiązać zagadkę sprzed czterech lat. No to rozwiązał. Miał swoją odpowiedź: zostawił go, bo pił. Przecież nie było w tym niczego, czego się nie spodziewał. To co, teraz wreszcie będzie mógł zakochać się w kimkolwiek innym? Oby chociaż znał się na kładzeniu kafelków.
leander burkhart