Tyle wysiłku włożył w dotarcie do punktu, w którym aktualnie się znajdował - nie było mu łatwo przebrnąć przez wszystkie etapy - oglądając w tym momencie zachód słońca przeszedł go w pewnym momencie dreszcz. Mieszanka różnych uczuć: począwszy od rozczarowania własnym zachowaniem skończywszy na zwyczajnym zażenowaniu. Jak mógł tak bardzo przeżyć rozstanie z dziewczyną, doprowadzając siebie na skraj ledwie wytrzymałości - musiał przyznać, że skutecznie odebrała mu jakiekolwiek chęci do życia. Był rozczarowany sobą, że tak łatwo pozwolił by ta sprawa aż tak go pochłonęła, doprowadzając do tego, żeby musieli się angażować w nią przyjaciele, a przede wszystkim jego najbliżsi. Dotknęło go bardzo to jak traktowała go jego ukochana - nie spodziewał się takiego ciosu w policzek, zadawanego niemalże za każdym razem: może gdyby to rozstanie przebiegło w łagodniejszej formie, szybko udałoby mu się o niej zapomnieć a tak niemalże to zwykłe rozstanie urosło do jakiejś niepojętej skali rozwalając mu niemalże wszystko wokół. Pamiętał wszystkie słowa, choć usilnie starał się nie wracać myślami do tych licznych kłótni jakie odbyli już pod koniec - przetrawił to na sesjach z psychologiem, które początkowo odrzucał, a na które zaczął chodzić pod ultimatum złożonym przez ojca. Teraz chętnie się spotykał ze swoim psychologiem co miesiąc, łatwiej było mu wyrzucać z siebie wszystko to co się w nim na nowo gromadziło: rozpracowywał to kolejny raz, wmawiając sobie, że tym razem będzie to ostatni raz. Polana była jedynym miejscem w którym pozwalał sobie na wszelkie emocje - od krzyku po nawet płacz, którego nie potrafił dłużej powstrzymywać w sobie. Teraz tylko stał: z zapartym tchem obserwując niesamowity spektakl chowającego się słońca za horyzontem - i to mu dało myśl w tym momencie, że on musiał dokładnie postąpić jak ta ognita kula. Musiały spłonąć w nim wszelkie uczucia, zgasić się i zajść za horyzont aby wreszcie przyszedł upragniony spokój wraz z zapadającym wieczorem. W drodze powrotnej powtarzał sobie jak mantrę by zachowywał się n o r m a l n i e przy matce, przed którą zazwyczaj nie potrafił ukrywać swoich prawdziwych emocji - zawsze potrafiła celnie odgadnąć kiedy coś mu ciążyło na sercu i za każdym razem ten sam powód nosił to samo imię.
Zbliżając się do stadniny niebo zaczynało przybierać ciemniejszych, wieczornych barw - pozostała jasna poświata powoli już zanikała ale był to jego ulubiony moment - wszystko dosłownie cichło, ptaki milkły a w powietrzu unosiła się ciężka od nadmiaru dnia aura zwiastująca, że trzeba było pozwolić sobie już na odpoczynek - zamierzał już odstawić swojego ukochanego rumaka do boksu i wrócić na kolację. Nie spodziewał się, że dostanie pod koniec dnia taką niespodziankę - był zmęczony wewnętrznymi przeżyciami, ale widok starszego brachola od razu poprawił mu humor. Obydwojgu należało się odrobinę wspólnego czasu tuż po tym jak ich wspólne dotąd ścieżki rozjechały się w różnych kierunkach. Ale był wyrozumiały co do podejmowanych decyzji - bardziej rozsądnych niż tego drugiego - bardziej szalonego wydawać się mogło, Hucka, który z ich trójki najbardziej pozwalał sobie na szalone hulanki, rożnie się kończące.
一
Rozumiem, że zostajesz na kolację? Wiesz, że mama cię nie puści teraz, żebyś po nocach się szlajał? - zachichotał, próbując naśladować głos ich matki. Objął Gusa w stęsknionym uścisku i chwilę trwało zanim go puścił. Wręcz zmocnił na moment uścisk, ciesząc się z jego obecności - dopiero po chwili dając bratu większą swobodę na oddech 一
wybacz, rzadko dajesz mi ostatnio szanse na nacieszenie się twoim towarzystwem - oczywiście nie mógł się powstrzymać by nie wbić małej szpilki do wyrzutów sumienia, jednakże nie chciał wyjść na złośliwca. Pokiwał tylko głową, sam nie potrafiąc odpowiedzieć chłopakowi, dlaczego od razu założył, że coś musiało się stać, że zdecydował się tu przyjechać - nie tak zwyczajnie w odwiedziny. Nauczył się, że za każdym razem takie spontanieczne wizyty miały w zwyczaju kryć w sobie wiele dziwnych przeżyć i skrywanych tajemnic - albo zwyczajnie trzymał się w ryzach 一
Co ty gadasz za dziwactwa, Gus - jęknął czując jak płonie w środku, że zdążył porównać jego do ojca. Daleko mu do niego było i sam nie miał pojęcia co mu strzeliło do głowy. -
Chcesz? - zapytał, wyciągając przed niego paczkę papierosów. Oj, nie powinien uważać? W końcu był gliną, ale chyba własnego brata nie pokarze mandatem, co? Machnął obojętnie ręką, wzruszając niedbale ramionami - chcąc mu pokazać, że niewiele go to już obchodzi. Trochę nauczył się w ostatnim czasie ładnie oszukiwać, miał nadzieję, że był całkiem w tej chwili przekonywujący
一
Ona mnie już nic nie obchodzi, Gus...za to zbliżające się w następnym tygodniu trzy monstrualne kolosy już tak - jęknął, tym samym zdradzając również bratu faktyczny powód przyjechania tutaj do stadniny. Sporo nauki potrafiło go wykończyć i zwyczajnie musiał naładować gdzieś baterie a tutaj zazwyczaj nabierał pewności siebie i naiwności, że da rade przejść przez wszystkie egzaminy, bez poprawek. Pochłaniał się nauce, uciekając jednocześnie przed rozpamiętywaniem nieudanego związku - harował ostro, niemalże bez trzymanki, pnąc się do przodu - by chociaż z jednej rzeczy być w jakikolwiek sposób z siebie zadowolony. Wiedział, że tak jak on Gus potrzebuje odrobiny czasu aby zechciał cokolwiek zdradzić - przez lata uczył się jak wyciągać z brata to co chciał wiedzieć, w pewnym sensie wiedział kiedy było najlepiej zagadywać o te najbardziej niewygodne sprawy, choć też nie zawsze potrafił wyczuwać te właściwe momenty 一
ale skoro już tu jesteś, to chodź, pomożesz mi w czymś - zaproponował, robiąc taką minę jakby w tej konkretnej chwili coś go oświeciło i dosłownie tak było. Poklepał brata po ramieniu by ruszył razem z nim i ich dwoma rumakami 一
a przy okazji opowiesz mi czy zdążyłeś się wreszcie urządzić w swoim gniazdku, co? - zapytał po drodze, spoglądając na niego nieco zaintrygowany, licząc na to, że Gus uchyli rąbka tajemnicy a przy okazji cokolwiek więcej się dowie o nim.
Augustus Langford