Szukanie odkupienia wydawało się bezcelowe, ponieważ oboje ponosili winę za rozpad małżeństwa. Zarzut zaniedbania dotyczył w takiej samej mierze Gabe’a jak Noel. Jedyną — za to poważną — różnicą było to, że błąd popełniony przez niego wyszedł poza ich związek, rozszerzając parę do niedorzecznego trójkąta. Rowland traktowała jego przewinienia za
namacalne, zaś swoje za próżniacze ściganie zaszczytów; ona była winna zaślepienia ambicją, on stracił wzrok przez zazdrość o czas, który poświęcała pracy. Rozumiała to — rozważaniom poświęciła tak wiele czasu, że gdyby przeznaczyła go mężowi, ten zapewne nigdy nie odczułby jej nieobecności. Niestety, pomimo poukładania większość palących kwestii, z niektórymi wciąż nie potrafiła się pogodzić. Nadal brakowało jej pewności, swoistego przekonania, że oboje c h c i e l i tego samego. Czuła, że balansowali wokół zapomnienia o błędach i podjęcia — prawdziwej — próby ponownego stworzenia związku, ale nie zaprzestali wykonywania uników, które miały zapewnić bezpieczeństwo ich uczuciom — uczuciom każdego z osobna, nie ich wspólnym. Wyjazd do Melbourne miał wieńczyć to szaleństwo i potwierdzić wybór wolności. Bo, nawet gdyby bardzo żałowała wyprowadzki, prawdopodobnie nie znalazłaby w sobie dość odwagi, by wrócić i przyznać się do zbyt pochopnego, wynikającego z dumy, poddania się. I choć nie zamierzała traktować ciąży jako wygodnej wymówki, cholera, nadeszła dokładnie wtedy, gdy potrzebowała schować się za wiarygodną zasłoną. Tylko czy na pewno właśnie tego chciała? Czy te wszystkie myśli miały sens? A może pogubiła się tak bardzo, że zaczynała tracić rozsądek?
—
Może jest w niej trochę prawdy. Wino ma pozytywny wpływ na układ krwionośny — powiedziała głosem, którego używała, tylko gdy mówiła o medycynie. Stawała się wtedy bardziej rzeczowa, jakby czuła odpowiedzialność za każde słowo, nie wspominając o udzielanych poradach. —
Ale wolałabym, żeby nasze dziecko nie pojawiło się w pracach naukowych obalających tę hipotezę — dodała, nie siląc się na powstrzymanie uśmiechu, który oblał jej twarz.
Wyobrażała sobie, że będą przechodzić przez to razem — zarówno wtedy, gdy planowali powiększenie rodziny jak również teraz, gdy spadło to na nich niespodziewanie. Co do tego, że byłby gotów — w pocie czoła i wielkich udrękach — zdobywać ogórki oraz czekoladę, nie miała wątpliwości. Pozostawała kwestia tego, czy mu na to pozwoli.
Poruszyła widelcem w talerzu; z coraz mniejszą częstotliwością wsuwała kolejne porcje do ust, choć wcale nie czuła się mniej głodna.
—
Tak. To miało być tymczasowe rozwiązanie — odpowiedziała, czując się trochę jak nieudacznik. Miała trzydzieści pięć lat, a szukała pomocy u rodziców! Z drugiej strony, potrzebowała spędzić z nimi trochę czasu, by nadrobić całe lata bardzo rzadkich spotkań.
Zauważyła, że pokręcił głową, ale zaraz opuściła wzrok, jakby nagle zobaczyła coś bardzo interesującego pośród makaronowych nitek. Zagryzła policzek, by nie zapytać, jak w takim razie nazwałby spotkania z kobietą, na które decydował się za jej plecami. —
Nie jesteśmy razem, miałeś do tego wszelkie prawo — wspomniała, starając się nie brzmieć, jakby cokolwiek mu zarzucała.
Tym razem to ona niepewnie wzruszyła ramionami. Odłożyła widelec na bok, przekonana, że nie zdoła teraz skupić się na jedzeniu, znad którego podniosła wzrok na byłego męża. Nim cokolwiek powiedziała, przeczesała włosy palcami, licząc, że zyska chwilę na zastanowienie. —
Jak widzę ciążę? Poród? Cholernie się boję. Później wcale nie będzie łatwiej. Nieprzespane noce, sterty brudnych pieluch, płacz, kolki… Wybór lekarza, wybór szkoły, odkładanie pieniędzy na studia — mówiła tak szybko, że w końcu urwała w losowym momencie, by zaczerpnąć oddechu. —
Nie chcę zostać z tym wszystkim sama — zaznaczyła, a powiedzenie tych słów wcale nie przyszło jej łatwo, co było widoczne po nerwowym zachowaniu i ściągniętych mięśniach.