: 03 mar 2024, 21:59
Spojrzała na niego, unosząc lekko brwi i próbując nie okazywać rozbawienia. - Tylko jeśli chcesz, żebym odbierała od ciebie telefon - doprecyzowała. Posiadanie czyjegoś numeru telefonu w świecie Tove wcale nie było jeszcze równoznaczne z odbieraniem połączeń, ale to nie było w tym momencie istotne - bardziej chciała się dowiedzieć, czy Julian właśnie próbuje zdobyć jej numer (co samo w sobie wydawało jej się okropnie staromodne i w jakimś sensie śmieszne - przecież numerami to się simsy wymieniały, ona dodawała po prostu ludzi na znajomych albo zaczynała ich obserwować w którejś z aplikacji - ale równocześnie całkiem miłe). - Pytasz serio? - upewniła się. - Bo, na przykład, chciałbyś opowiedzieć komuś o czymś, co ci się dzisiaj przydarzyło i nie chciałoby ci się tego wszystkiego pisać. Albo masz jedną sprawę, ale nie możesz zadzwonić, bo właśnie wchodzisz na uczel… do sądu. Chociaż nie, na uczelnię też - widocznie przypomniała sobie, że już raz się tam spotkali.
I choć bawiła się całkiem nieźle, słuchając opowieści o papudze, miała tylko jedno pytanie o jego pracę (aż dziwne): - To dlaczego to robisz? Pracujesz dla paskudnych typów.
Uśmiechnęła się pod nosem, zanim spytała: - Skąd mam wiedzieć? Nie jestem żadnym głosem mojego pokolenia, nie wiem, czy innym przeszkadza to samo co mnie. Niektórym pewnie tak, a niektórym nie - rozumiała, że była drugą dwudziestolatką, z którą miał kontakt, ale nie mogła się z tej okazji wypowiadać za wszystkie pozostałe. Zamiast tego zapłaciła im za te frytki, całkiem z siebie zadowolona.
- A skąd masz wiedzieć, że coś jest po prostu niesmaczne, a nie, że ty chujowo to przyrządzasz? - była gotowa bronić tej opinii jak niepodległości. - Kurczaka też lubisz w jakiś… określony sposób, nie? Nie wystarczy go pokroić, wrzucić do garnka bez żadnych dodatków i przypraw, a potem płakać, że ci nie smakuje - nie wiedziała co prawda, czy robił sobie tego kurczaka, ale już trudno. - Obiecałeś! - zawołała z pretensją, ale ona też szybko zapomniała o swoich problemach z zakłamanym Julianem, gdy dostali frytki. Ugryzła się w język, zanim zdążyła powiedzieć, że nie ma mowy, żeby ją gdziekolwiek odprowadzał, a zamiast tego powiedziała: - Możemy gdzieś usiąść, tam będzie okej? - wskazała kierunek dłonią, w której już trzymała frytkę. Gdy ruszyli w tamtą stronę, podmuchała na ziemniaka, zanim go zjadła. - No… tak. Gotuję, jem, mówię o gotowaniu. Nie jestem gwiazdą i ludzie nie podchodzą do mnie na ulicy. O! Ale czasami różne firmy produkujące żarcie do mnie piszą, że chcą mi coś wysłać, żebym pokazała to u siebie. No wiesz, jakieś batony z daktyli czy inne kabanosy.
Julian Ramsey
I choć bawiła się całkiem nieźle, słuchając opowieści o papudze, miała tylko jedno pytanie o jego pracę (aż dziwne): - To dlaczego to robisz? Pracujesz dla paskudnych typów.
Uśmiechnęła się pod nosem, zanim spytała: - Skąd mam wiedzieć? Nie jestem żadnym głosem mojego pokolenia, nie wiem, czy innym przeszkadza to samo co mnie. Niektórym pewnie tak, a niektórym nie - rozumiała, że była drugą dwudziestolatką, z którą miał kontakt, ale nie mogła się z tej okazji wypowiadać za wszystkie pozostałe. Zamiast tego zapłaciła im za te frytki, całkiem z siebie zadowolona.
- A skąd masz wiedzieć, że coś jest po prostu niesmaczne, a nie, że ty chujowo to przyrządzasz? - była gotowa bronić tej opinii jak niepodległości. - Kurczaka też lubisz w jakiś… określony sposób, nie? Nie wystarczy go pokroić, wrzucić do garnka bez żadnych dodatków i przypraw, a potem płakać, że ci nie smakuje - nie wiedziała co prawda, czy robił sobie tego kurczaka, ale już trudno. - Obiecałeś! - zawołała z pretensją, ale ona też szybko zapomniała o swoich problemach z zakłamanym Julianem, gdy dostali frytki. Ugryzła się w język, zanim zdążyła powiedzieć, że nie ma mowy, żeby ją gdziekolwiek odprowadzał, a zamiast tego powiedziała: - Możemy gdzieś usiąść, tam będzie okej? - wskazała kierunek dłonią, w której już trzymała frytkę. Gdy ruszyli w tamtą stronę, podmuchała na ziemniaka, zanim go zjadła. - No… tak. Gotuję, jem, mówię o gotowaniu. Nie jestem gwiazdą i ludzie nie podchodzą do mnie na ulicy. O! Ale czasami różne firmy produkujące żarcie do mnie piszą, że chcą mi coś wysłać, żebym pokazała to u siebie. No wiesz, jakieś batony z daktyli czy inne kabanosy.
Julian Ramsey