some things you just can’t speak about
: 27 lut 2024, 20:48
Dom jest z tektury, śmiał się jeszcze wczorajszej nocy, nieskrępowanie i tylko trochę nieobecnie. Z norweskiej, dopowiedziała Nisida emfatycznie i z podziwem dla własnego żartu, a później spięła palce na jego torsie i zrzuciła z łóżka. Nie będzie można ani się kłócić, ani pieprzyć, zauważyła, a Tillius prychnął z goryczą, układając głowę na podłodze. Jakby to drugie nam groziło.
Ostatnie zapasy mącących umysł składników obrosły w ciemny i specyficznie pachnący dym przed pierwszą; o szóstej koła taksówki miały odstawić pod rodzinny dom znużoną podróżą Lenore, wspierającą się zapewne o ramię swojego towarzysza. Naturalnie, jak zapisało się to w ramach ich prywatnej tradycji, tilliusowy atrybut pracy musieli wypalić wspólnie, tuż przed pojawieniem się córki; już na tyle dorosłej, by zdawać sobie sprawę z narzędzi wyzwalających ojcowską wenę, ale wystarczająco młodej, by ukrywać przed nią upodobanie do nawyków uznawanych powszechnie (nade wszystko przez prawo) za gorszące. Cienkość domowych ścian zaczęła przeszkadzać im dopiero, kiedy poznali komfort spędzania czasu we dwójkę; czyli kiedy Lainie zapragnęła wyjechać na studia. Obiecali sobie, że podczas jej powracającej obecności, zrezygnują z kłótni. Przynajmniej w jej towarzystwie.
Materac, na którym wykładał smukłe, prawie niedowierzająco długie ciało, zafalował kilka minut po wstaniu słońca. Lenore wsunęła się do jego sypialni (czy raczej: jednego z gościnnych pokoi) i zaplatając ramiona za jego karkiem, ucałowała go czule w policzek. Nie miałam pojęcia, że wróciłeś! krzyknęła donośnie, a on przez moment zapragnął zatkać dłońmi uszy; zamiast tego dźwignął się do półsiadu i posłał jej zaspany uśmiech. Powinnaś przywitać się najpierw z matką, wskazał ostrożnie, a potem roześmiali się perliście, bo Nisida ani nie słynęła z czułych powitań, ani Lenore nie spieszyła nigdy do jej towarzystwa. W jednej z burzliwych kłótni wykrzyczała matce w twarz, że gdyby od niej to zależało, mogłaby mieć tylko jedno z rodziców. Każde z nich doskonale wiedziało, które miała na myśli.
O ósmej zaszumiała woda; ciągły, przyjemny dla ucha i sprzyjający w zapadnięciu się w dalszy sen strumień ulatujący spod prysznica, który nakazał Tilliusowi zsunąć się z łóżka, przeciągnąć coraz częściej, coraz boleśniej sztywniejące ciało, a potem złamać zasadę jego i Nisidy, zapisaną ledwie poprzedniej nocy. Pragnął dołączyć do jej kąpieli. Naprawdę próbował ratować swoje małżeństwo — i to nie tylko na pożądliwe, obleczone w ich nagie ciała sposoby; choć te rzeczywiście, zdarzały się najczęściej. Zrobisz dla mnie miejsce? wyszeptał w ten swój nęcący, najbardziej uwodzicielski sposób, na jaki tylko było go stać. Rozsuwając zaparowane drzwi, napotkał na obce męskie ciało i niemal poślizgnął się na wodnistej kałuży pełnej mydlin. Podobno tylko łazienka należąca do Nisidy posiadała dostęp do przyjemnej dla skóry pary; w reszcie domu jej poskąpiono, o czym dowiedziawszy się (choć wolałby nie w tych okolicznościach), zaopatrzył się we właściwe narzędzia i pospieszył do labiryntu najrozmaitszych rur. Żałował, że towarzysza swojej córki musiał przywitać w tak mało wyszukany, zgrabny i właściwy sposób. Może gdyby ktoś go uprzedził.
W kuchni owinął nisidową talię swoim ciepłym ramieniem, a ona prychnęła z goryczą. Już miała go upomnieć, ale wtedy w drzwiach pojawiła się obejrzana już dzisiaj (i to nazbyt wnikliwie) sylwetka młodego mężczyzny, przynajmniej teraz odziana w cały zestaw ubrań. Za Romulusem skocznie wsunęła się Lenore, uśmiechając się na złączone w bliskości ręce rodziców. Tato, to jest Rome, przedstawiła chłopaka, a Tillius pokiwał głową i zaśmiał się enigmatycznie, trochę wstydliwie. Tak, już mi to powiedział, a dziewczyna naciskała na wyjaśnienia — oczywiście ich nie otrzymała, jeszcze nie teraz: wszyscy wiedzieli, że Tillius ostatecznie zawsze jej ulegał. Pospieszyła później do salonu, a pytający o szafkę z kubkami szatyn narażał się na chłodny wzrok Nisidy. Na miłość boską, kochanie, ledwo poznałaś chłopaka, a już go straszysz! zagrzmiał z jednakowym upomnieniem, co rozbawieniem, przejmując od kobiety prasowanie świeżo wypranych i wysuszonych ubrań. Jakie ledwo? Znam go od dawna, ty też, Tilly. On tu często bywał, taki małomówny, nieśmiały, rodzice chyba wcale o niego nie dbali. Rozmawiałeś z nimi, Rome? My u nich byliśmy z wizytą, Tillius, te kilka lat temu, pamiętasz już? O mało nie pobiłeś tego… urwała w końcu z zakłopotaniem, a mężczyzna zmrużył oczy. Rzeczywiście, coś pamiętał. Choć tamte wydarzenia kojarzył z inną twarzą.
— Mój boże, to faktycznie ty! Nie poznałbym cię, cholera, jaki jesteś już dorosły. Dopiero w takich chwilach dociera do mnie, że Lainie też nie jest już dzieckiem, choć chyba i tak wygląda młodziej od ciebie — mówił z ekscytacją i ożywieniem, mówił i na moment wstrzymał się od prasowania śnieżnobiałych skrawków materiału.
— Cieszę się, że Lenore wybrała ciebie, naprawdę ci kibicowałem; zawsze chciałem mieć cię w rodzinie — dodał z jaśniejącym uśmiechem, wpatrując się w jego blade, głębokie oczy. Nisida parsknęła i pokręciła głową. Powiedziałbyś tak każdemu. Przed chwilą sam przyznałeś, że go nie pamiętasz, a on bał się entuzjazmu i szczęścia, które właśnie zapragnęła zdusić. Samego Romulusa rzeczywiście nie do końca pamiętał: raczej fruwające wokół niego wydarzenia, horror jaki zastali w jego rodzinnym domu; nie jego rzekomą małomówność i pyzate, dziecięce policzki, nie moment, w którym zdradził mu: jesteś moim ulubionym z kandydatów, będąc pewien, że już wtedy wyobrażał sobie wspólne życie z Lainie, że oczekiwał jej miłości i że ta krótka tajemnica mogła dodać mu sił na to, by walczył o Tilliusa córkę. Z jej urodą każdy z nich przecież wiedział, że nie będzie łatwo, że chętni będą ustawiać się w długich, niemożliwych do zliczenia kolejkach.
Ostatnie zapasy mącących umysł składników obrosły w ciemny i specyficznie pachnący dym przed pierwszą; o szóstej koła taksówki miały odstawić pod rodzinny dom znużoną podróżą Lenore, wspierającą się zapewne o ramię swojego towarzysza. Naturalnie, jak zapisało się to w ramach ich prywatnej tradycji, tilliusowy atrybut pracy musieli wypalić wspólnie, tuż przed pojawieniem się córki; już na tyle dorosłej, by zdawać sobie sprawę z narzędzi wyzwalających ojcowską wenę, ale wystarczająco młodej, by ukrywać przed nią upodobanie do nawyków uznawanych powszechnie (nade wszystko przez prawo) za gorszące. Cienkość domowych ścian zaczęła przeszkadzać im dopiero, kiedy poznali komfort spędzania czasu we dwójkę; czyli kiedy Lainie zapragnęła wyjechać na studia. Obiecali sobie, że podczas jej powracającej obecności, zrezygnują z kłótni. Przynajmniej w jej towarzystwie.
Materac, na którym wykładał smukłe, prawie niedowierzająco długie ciało, zafalował kilka minut po wstaniu słońca. Lenore wsunęła się do jego sypialni (czy raczej: jednego z gościnnych pokoi) i zaplatając ramiona za jego karkiem, ucałowała go czule w policzek. Nie miałam pojęcia, że wróciłeś! krzyknęła donośnie, a on przez moment zapragnął zatkać dłońmi uszy; zamiast tego dźwignął się do półsiadu i posłał jej zaspany uśmiech. Powinnaś przywitać się najpierw z matką, wskazał ostrożnie, a potem roześmiali się perliście, bo Nisida ani nie słynęła z czułych powitań, ani Lenore nie spieszyła nigdy do jej towarzystwa. W jednej z burzliwych kłótni wykrzyczała matce w twarz, że gdyby od niej to zależało, mogłaby mieć tylko jedno z rodziców. Każde z nich doskonale wiedziało, które miała na myśli.
O ósmej zaszumiała woda; ciągły, przyjemny dla ucha i sprzyjający w zapadnięciu się w dalszy sen strumień ulatujący spod prysznica, który nakazał Tilliusowi zsunąć się z łóżka, przeciągnąć coraz częściej, coraz boleśniej sztywniejące ciało, a potem złamać zasadę jego i Nisidy, zapisaną ledwie poprzedniej nocy. Pragnął dołączyć do jej kąpieli. Naprawdę próbował ratować swoje małżeństwo — i to nie tylko na pożądliwe, obleczone w ich nagie ciała sposoby; choć te rzeczywiście, zdarzały się najczęściej. Zrobisz dla mnie miejsce? wyszeptał w ten swój nęcący, najbardziej uwodzicielski sposób, na jaki tylko było go stać. Rozsuwając zaparowane drzwi, napotkał na obce męskie ciało i niemal poślizgnął się na wodnistej kałuży pełnej mydlin. Podobno tylko łazienka należąca do Nisidy posiadała dostęp do przyjemnej dla skóry pary; w reszcie domu jej poskąpiono, o czym dowiedziawszy się (choć wolałby nie w tych okolicznościach), zaopatrzył się we właściwe narzędzia i pospieszył do labiryntu najrozmaitszych rur. Żałował, że towarzysza swojej córki musiał przywitać w tak mało wyszukany, zgrabny i właściwy sposób. Może gdyby ktoś go uprzedził.
W kuchni owinął nisidową talię swoim ciepłym ramieniem, a ona prychnęła z goryczą. Już miała go upomnieć, ale wtedy w drzwiach pojawiła się obejrzana już dzisiaj (i to nazbyt wnikliwie) sylwetka młodego mężczyzny, przynajmniej teraz odziana w cały zestaw ubrań. Za Romulusem skocznie wsunęła się Lenore, uśmiechając się na złączone w bliskości ręce rodziców. Tato, to jest Rome, przedstawiła chłopaka, a Tillius pokiwał głową i zaśmiał się enigmatycznie, trochę wstydliwie. Tak, już mi to powiedział, a dziewczyna naciskała na wyjaśnienia — oczywiście ich nie otrzymała, jeszcze nie teraz: wszyscy wiedzieli, że Tillius ostatecznie zawsze jej ulegał. Pospieszyła później do salonu, a pytający o szafkę z kubkami szatyn narażał się na chłodny wzrok Nisidy. Na miłość boską, kochanie, ledwo poznałaś chłopaka, a już go straszysz! zagrzmiał z jednakowym upomnieniem, co rozbawieniem, przejmując od kobiety prasowanie świeżo wypranych i wysuszonych ubrań. Jakie ledwo? Znam go od dawna, ty też, Tilly. On tu często bywał, taki małomówny, nieśmiały, rodzice chyba wcale o niego nie dbali. Rozmawiałeś z nimi, Rome? My u nich byliśmy z wizytą, Tillius, te kilka lat temu, pamiętasz już? O mało nie pobiłeś tego… urwała w końcu z zakłopotaniem, a mężczyzna zmrużył oczy. Rzeczywiście, coś pamiętał. Choć tamte wydarzenia kojarzył z inną twarzą.
— Mój boże, to faktycznie ty! Nie poznałbym cię, cholera, jaki jesteś już dorosły. Dopiero w takich chwilach dociera do mnie, że Lainie też nie jest już dzieckiem, choć chyba i tak wygląda młodziej od ciebie — mówił z ekscytacją i ożywieniem, mówił i na moment wstrzymał się od prasowania śnieżnobiałych skrawków materiału.
— Cieszę się, że Lenore wybrała ciebie, naprawdę ci kibicowałem; zawsze chciałem mieć cię w rodzinie — dodał z jaśniejącym uśmiechem, wpatrując się w jego blade, głębokie oczy. Nisida parsknęła i pokręciła głową. Powiedziałbyś tak każdemu. Przed chwilą sam przyznałeś, że go nie pamiętasz, a on bał się entuzjazmu i szczęścia, które właśnie zapragnęła zdusić. Samego Romulusa rzeczywiście nie do końca pamiętał: raczej fruwające wokół niego wydarzenia, horror jaki zastali w jego rodzinnym domu; nie jego rzekomą małomówność i pyzate, dziecięce policzki, nie moment, w którym zdradził mu: jesteś moim ulubionym z kandydatów, będąc pewien, że już wtedy wyobrażał sobie wspólne życie z Lainie, że oczekiwał jej miłości i że ta krótka tajemnica mogła dodać mu sił na to, by walczył o Tilliusa córkę. Z jej urodą każdy z nich przecież wiedział, że nie będzie łatwo, że chętni będą ustawiać się w długich, niemożliwych do zliczenia kolejkach.