You gotta fight for your right to... party
: 23 lut 2024, 23:44
003.
To naturalnie miał być dzień w ratuszu jak każdy inny. Plusem było to, że rzeczywiście miał być dniem w ratuszu. Ostatnie tygodnie swojej kadencji spędzał na pokazywaniu się wśród ludzi. Promował swoją osobę poprzez okazywanie wsparcia lokalnym biznesom oraz atrakcjom. Nie było opcji, żeby powiedział, że było to męczące czy nie przyjemne. No dobra, męczące może było, bo często w ciągu jednego dnia musiał obskoczyć kilka różnych miejsc i pamiętać o tym, żeby nie wpaść w rutynę. No i nie chciał też nikomu okazać żadnego braku zainteresowania. Chciał być tym politykiem, który swojej kampanii nie budował na kłamstwach. A, że promował się rodziną i wspieraniem mieszkańców, to to właśnie zamierzał zrobić.
Dzisiaj jednak był nowy dzień, dzień, który stał pod znakiem roboty papierkowej. Zatwierdzanie, albo odrzucanie wniosków, kilka spotkań i zapewne odbieranie telefonów, albo proszenie, żeby z nikim go nie łączyć lub udawanie, że wcale nie ma go w jego gabinecie. Zaparkował na parkingu przydzielonym do ratuszu. Nie wysiadł jednak z auta od razu, przez chwilę jeszcze siedział na telefonie odpisując na wiadomości. Wiedział, że jak tylko opuści samochód i wejdzie do budynku, to na prywatnym telefonie będzie musiał być niedostępny. Chciałby być dostępny, ale dotrzymując obietnic – w ratuszu skupiał się na swojej pracy. Chwycił swoją aktówkę, upewnił się, że w środku ma wszystkie potrzebne rzeczy (zapomniał, że takie upewnienie się będzie miało najwięcej sensu przy wychodzeniu z domu) i wysiadł z auta. Najważniejsze, że miał oba telefony. Służbowy i prywatny. Ruszył w stronę tylnego wejście do ratusza, ale jego uwagę przykuła stojąca samotnie kobieta. Nie wyglądała jakoś podejrzanie czy coś. Zauważył, że ma ze sobą albo tabliczkę, albo karton z wypisanym jakimś hasłem. Westchnął lekko. Wiedział, że nie będzie świata, w którym wszyscy będą zadowoleni z jego wygranej, ale nie zakładał, że tak szybko doczeka się swojego pierwszego protestu. Oczywiście nie widząc co było napisane na tabliczce, najzwyczajniej na świecie założył, że chodzi o jego osobę.
Wrócił do auta, wsadził tam z powrotem aktówkę i tym razem ruszył w stronę kobiety. Postanowił to rozegrać inaczej, zamiast podejść do niej od wejścia głównego ratusza, podszedł z boku. Stanął niedaleko i przez chwilę jej się przyglądał. Rzeczywiście nie wyglądała jakby stanowiła zagrożenie. – Co dzisiaj protestujemy? – Zapytał i zbliżył się do niej posyłając jej lekki uśmiech. Może uda się wszystko załatwić bez rzeczywistego rozpoczynania protestu. A jak będzie protestowała coś istotnego to kto wie… może nawet do niej dołączy?