You can't tame the girl 'cause she runs her own world
: 20 lut 2024, 22:04
019.
{outfit}
Dzisiaj pewnie też nigdzie, by nie wyszła, gdyby nie fakt, że została sama w domu, bo Gaia wybyła na koncert z Erickiem. Joel też gdzieś pracował chuj wie gdzie i Luna nagle poczuła się dziwnie sama. Nie ze wszystkimi swoimi znajomymi miała ostatnio dobre kontakty, a przynajmniej nie na tyle dobre, żeby proponować im jakieś wspólne wyjście. Nie mogła też nikogo zaprosić do domu, bo miały z Gaią umówę, że nie zapraszały do Barbie Hause zbyt wielu osób. Luna zrobiła więc pewnie możliwie najgłupszą rzecz jaką mogła zrobić i postanowiła pójść sobie sama na imprezę. Do Shadow. Na miejscu poczuła się jak za starych lat, gdy jej całe dnie były podporządkowane jakiejś imprezie, w jej domu było pełno ludzi, z których połowy nawet nie znała. Takie były jej początki życia jako bogaczki. Chciała się wpasować w otoczenie, żeby nikt nie uważał jej za tą biedaczkę z przyczepy, która jakimś cudem dostała nowe życie. Teraz właśnie znowu się tak poczuła. Jakby musiała się wpasować. Wiadomo, że alkohol pomagał w wielu rzeczach więc Luna sobie nie żałowała. Pożałowała za to kilka godzin później.
Siedziała na jakiś randomowym krawężniku w jakimś randomowym miejscu. Jacyś ludzie wracający z imprezy przechodzili obok niej raz na jakiś czas. Ona bardzo próbowała się zmóżdżyć na tyle żeby ogarnąć gdzie jest i jak może stąd wrócić do domu. Nie była do końca w stanie sobie nawet samej zamówić taksówki. Miała nadzieję, że po prostu się jakaś gdzieś magicznie pojawi, albo przyjedzie autobus mimo tego, że do przystanku było jeszcze kawałek. Wmawiała sobie w myślach, że musi wytrzeźwieć, bo musi wrócić do domu żeby nakarmić koty i tego szczura, który podobno był psem. Nawet po pijaku miała w sobie trochę odpowiedzialności. Już była bliska płaczu i poproszenia swojej Siri z Iphona żeby zadzwoniła do Gai, bo to jakimś cudem umiałaby zrobić nawet po pijaku, ale! Uniosła na chwilę głowę żeby spojrzeć przed siebie i zobaczyła twarz, która wydawała jej się być znajoma. I jeżeli się nie myliła... - Lowell - powiedziała na tyle głośno żeby był w stanie ją usłyszeć. - Mój rycerz na białym koniu - dodała próbując wstać, ale jej nie wyszło więc usiadła znowu. Cóż, biały strój, który miała na sobie już na bank nie był taki kurwa biały.
lowell adelstein