Nie bardzo istniało cokolwiek, co mogłoby Addison zniechęcić na tym etapie do realizacji pomysłu otwarcia tej kawiarenki. Decyzja zapadła, a odkąd Callaghan pozwoliła sobie na zakup tego miejsca, czuła się lżej. Pierwszy raz od dawna stabilniej. Na nowo miała chęć otwierać oczy, mierzyć się z kolejnym dniem, bo wiedziała, że ta podróż dokądś prowadziła, a nie była bezsensownym dryfowaniem, którego doświadczała przez ostatnie miesiące. Tak więc, gdy mówiła, że to coś, czego potrzebowała, wcale nie kłamała. I może nawet sama nie do końca zdawała sobie sprawę, jak wiele znaczenia miało dla jej przyszłości, a poniekąd i teraźniejszości, to co teraz tu robiła.
Patrząc na Tristana Andersa dziś blondynka nie podejrzewała go o to, że zajmował się w życiu czymś innym niż budowlanką wszelako pojętą. Mężczyzna sprawiał wrażenie doświadczonego w różnych projektach, a do tego miał tę aurę pewności w branży, która podpowiadała, że swoje już widział i nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogłyby go zaskoczyć. Zupełnie jakby był gotów na wszystko ze względu na wieloletnią pracę właśnie w tej dziedzinie. Nie wiedziała, że miał podobne marzenia, ani tym bardziej, że je realizował. Choć może... Nawet odwiedziła kiedyś jego lokal, z ówczesnym mężem, ale nawet tego nie wiedziała. Nie śledziła sław gastronomicznego świata, bo też nie pretendowała do tego, by kiedykolwiek znaleźć w nim miejsce dla siebie. Całkowicie starczało Callaghan domowe gotowanie dla najbliższych przyjaciół, czasem rodziców i rodzeństwa. Aktualnie nie miała nikogo innego... To miejsce mogło sprawić, że inne osoby, które też miewały samotne poranki, wprowadzą nieco ciepła i uśmiechu do początku dnia. Dla siebie, ale też i dla niej. Trudno samej Addie było określić czy realizacja tego planu była bardziej egoistyczna, czy znów empatyczna, może jednak najprościej uznać, że każda ze stron mogła mieć swoją korzyść. Oczywiście, jeśli wszystko wypali w tym długim procesie.
Tak więc odpowiedź Tristana nieco ją skrępowała, bo na koniec dnia... Addison miała problem z określeniem tego jakim człowiekiem jest. Teoretycznie była w stanie utrzymać wieloletnie przyjaźnie i je pielęgnować, kiedy jednak przychodziło do życia związkowego... wszystko miało swój koniec. Nie potrafiła więc odpowiednio stworzyć miejsca, gdzie ktoś chciałby zostać. Może i ten lokal był porywaniem się z motyką na słońce? Czy na pewno była człowiekiem, dzięki któremu świat mógł skorzystać? Nie była pewna, ale nie musiała na całe szczęście odpowiadać. Skrępowany uśmiech, to jedyne co dała po sobie poznać. Wizualizacje wnętrza poprowadziły konwersację w innym kierunku, o wiele wygodniejszym.
Choć trzeba przyznać, że Addison, kiedy jeszcze w drodze na to spotkanie, stresowała się jego przebiegiem, to... Nie spodziewała się, że mogłoby ono wyglądać właśnie w taki sposób. Zdawała sobie sprawę, że wizualizacja na ekranie smartfona nie należała do tych najwyraźniejszych czy przedstawiających wszystko dokładnie. Mogłaby więc bez problemu podać Tristanowi telefon, by powiększył wszystko tak, jak tego potrzebował. On jednak zdecydował się na inną formę analizy projektu, która wprawiła Addie w lekkie zdezorientowanie. Dreszcz, który rozszedł się po ciele blondynki nie był związany ze stresem, co na to ekspert, a tą niespodziewaną, męską bliskością. Drgnęła, wzdychając skrępowana, kiedy ułożył dłoń na jej talii, ale nie odepchnęła jej w żaden wyraźny sposób, czego nie potrafiła wytłumaczyć klarownie. Prawda jest taka, że ten, zapewne nieświadomy, gest uświadomił Addie jak dawno nie miała bliższego kontaktu z żadnym mężczyzną. I to, co zadziało się tu i teraz, najwyraźniej było pomyłką, ale.... To jedno uznać, że człowiek zastąpi sobie potrzebę tej fizycznej bliskości w jakiś sposób, a drugie to rzeczywistość i cóż... Niemożliwość, by to osiągnąć. Nikt nie był samotną wyspą. Callaghan to wiedziała, ale też bała się... Kolejnych błędów. Czy współpraca z Andersem miała być jednym z nich, skoro tak szybko pojawiło się między nimi... To napięcie? A może to tylko wytwór wyobraźni blondynki odzwyczajonej od bliższych interakcji z płcią przeciwną. Od czasów Grahama zachowywała, przecież bezpieczny dystans. A dziś, zupełnie bez powodu, został on drastycznie naruszony, stąd spięcie wszystkich mięśni blondynki.
-
Luz, myślałam, że po prostu ci słabo. Straszny tu zaduch, powinnam pomyśleć też o klimatyzacji, prawda? Choć to chyba oczywiste - rzuciła niby to luźno, wachlując się dłonią i wyciągnęła wodę z torebki, by nieco nawilżyć suche gardło. Też uratować się przed paplaniem kolejnych głupot, które w żaden sposób nie rozluźniały atmosfery, która wcale nie przypomniała jakiegokolwiek luzu. -
Czyli... Skoro proponujesz mi zaprojektowanie kuchni to.. Znaczy, że bierzesz tę robotę? - zapytała, zerkając na mężczyznę z zainteresowaniem, uśmiechając się pod nosem, bo cóż. Chyba wiedzieli oboje jaka jest decyzja.