Old friends, old stories, new reality
: 18 lut 2024, 17:40
Deborah miałaby obecnie całkiem niezłe życie, gdyby nie ta drzazga w postaci jej pracy u uzdrowiciela, której nienawidziła, ale jednocześnie odnajdywała w niej sporo plusów jak na przykład zarobki, zarobki i… zarobki. Inną drzazgą było to, że jej ukochany tata siedział teraz w więzieniu stanowym i nie było widoku na to, że wyjdzie z niego w ramach warunkowego zwolnienia przed odbyciem pełnej kary. Kolejną drzazgą był fakt, że jej babcia ostatnio gorzej się czuła i nie miała ochoty wyjść z dziadkiem na rozgrywkę Bingo w miejscowym domu kultury. W zasadzie mogłaby tak wymieniać i wymieniać, ale ostatnimi czasy wyznawała zasadę, że jeśli nie rozmawiasz o swoich problemach z nikim, tylko kisisz je w sobie, to z czasem być może przestaną one istnieć. Niezbyt zdrowe podejście, to fakt. Ale Deb nigdy nie była zbyt wylewna jeśli chodziło o rozmowy o tym, co ją gnębiło. I cholernie żałowała, że nikt jej nigdy nie ostrzegł, że dorosłość potrafi być naprawdę chujowa. Więc tak, tyle z jej całkiem niezłego życia.
Ze względu na stan zdrowia babci Deb zawarła z nią deal – babcia odpoczywa, a Deb przejmie od niej wszystkie obowiązki, dopóki starsza pani nie wyzdrowieje. O dziwo babcia nie protestowała zbyt długo, prawdopodobnie uznając że naprawdę przyda jej się próba oddechu. Deborah nie spodziewała się, że jej babcia miała AŻ tyle obowiązków, z czego większość sama nałożyła na siebie. Oprócz zrobienia podstawowych zakupów spożywczych Deb miała na liście również zajrzenie do sklepu rolniczego. Deb była naiwna myśląc, że ogródek wokół domu dziadków wygląda tak sam z siebie, a nie dlatego, że starsza pani spędza tam co najmniej godzinę dziennie. Ale deal to deal, a umów należało dotrzymywać, dlatego panna Hill pojawiła się dziś w Farmcraft Lorne, dość niepewnie rozglądając się po wnętrzu.
– Przepraszam, chyba potrzebuję pomo… – zwróciła się do pracownika sklepu, który właśnie wyłonił się zza zaplecza. Kiedy dostrzegła jego twarz najpierw wysoko uniosła brwi, a następnie wyraźnie się rozpogodziła. – Loey! – tylko tyle dała radę z siebie wyrzucić zanim obeszła ladę i z radością rzuciła się chłopakowi na szyję. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jej nagły przypływ entuzjazmu względem niego mógł zostać odebrany jako dziwactwo – nie miała przecież pewności, że Lowell ją rozpoznał z taką łatwością, jak ona jego. – To ja, Deb. To znaczy Kate – poprawiła się, kiedy uświadomiła sobie, że Deborą stała się dość niedawno i jeśli Lowell miał ją kojarzyć, to pod jej prawdziwym imieniem i nazwiskiem. – Kate Hawke. Nie wiem, czy mnie pamiętasz… I wybacz to rzucanie się na szyję, ale po prostu tak miło cię widzieć – odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów, robiąc mały krok w tył, dając tym samy Lowellowi nieco przestrzeni. Sama była zaskoczona tym swoim przypływem spontaniczności, bo nie pamiętała, kiedy ostatni raz zdobyła się na coś takiego.
lowell adelstein
Ze względu na stan zdrowia babci Deb zawarła z nią deal – babcia odpoczywa, a Deb przejmie od niej wszystkie obowiązki, dopóki starsza pani nie wyzdrowieje. O dziwo babcia nie protestowała zbyt długo, prawdopodobnie uznając że naprawdę przyda jej się próba oddechu. Deborah nie spodziewała się, że jej babcia miała AŻ tyle obowiązków, z czego większość sama nałożyła na siebie. Oprócz zrobienia podstawowych zakupów spożywczych Deb miała na liście również zajrzenie do sklepu rolniczego. Deb była naiwna myśląc, że ogródek wokół domu dziadków wygląda tak sam z siebie, a nie dlatego, że starsza pani spędza tam co najmniej godzinę dziennie. Ale deal to deal, a umów należało dotrzymywać, dlatego panna Hill pojawiła się dziś w Farmcraft Lorne, dość niepewnie rozglądając się po wnętrzu.
– Przepraszam, chyba potrzebuję pomo… – zwróciła się do pracownika sklepu, który właśnie wyłonił się zza zaplecza. Kiedy dostrzegła jego twarz najpierw wysoko uniosła brwi, a następnie wyraźnie się rozpogodziła. – Loey! – tylko tyle dała radę z siebie wyrzucić zanim obeszła ladę i z radością rzuciła się chłopakowi na szyję. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jej nagły przypływ entuzjazmu względem niego mógł zostać odebrany jako dziwactwo – nie miała przecież pewności, że Lowell ją rozpoznał z taką łatwością, jak ona jego. – To ja, Deb. To znaczy Kate – poprawiła się, kiedy uświadomiła sobie, że Deborą stała się dość niedawno i jeśli Lowell miał ją kojarzyć, to pod jej prawdziwym imieniem i nazwiskiem. – Kate Hawke. Nie wiem, czy mnie pamiętasz… I wybacz to rzucanie się na szyję, ale po prostu tak miło cię widzieć – odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów, robiąc mały krok w tył, dając tym samy Lowellowi nieco przestrzeni. Sama była zaskoczona tym swoim przypływem spontaniczności, bo nie pamiętała, kiedy ostatni raz zdobyła się na coś takiego.
lowell adelstein