Akcja "Adoptuj psa!"
: 18 lut 2024, 10:01
Opiekowanie się zwierzakami w schronisku było zajęciem słodko-gorzkim. Jego serduszko miękło na widok merdających ogonków, gdy wychodził z nimi, pieskami, na spacery, a mruczenie pieszczonych kotków nie zamieniłby na żaden koncert The Beatlesów (choć gdyby mógł cofnąć się w czasie i mieć obie te rzeczy, byłaby to niczym wygrana w kuponach). Największe uczucie satysfakcji i zadowolenia osiągał, gdy łobuzy znajdowały domek i, co jeszcze ważniejsze, nie wracały z niego. Niestety, będąc aktywnym Działaczem Dobra nierzadko był świadkiem rzeczy, które potrafiły bardzo zakwestionować jego altruistyczne bycie. Z rzeczy jeszcze gorzkich, na widok gasnącej nadziei w oczętach, które kraty schroniska widziały za długo, ciężko było się znieczulić.
Ale jak przystało na Jean-Mariana, wolał skupiać się na pozytywnych aspektach świata.
Chociaż kulał bułeczki i bagietki od czwartej nad ranem, a potem dawał z siebie sto procent przy ich sprzedaży, gdy przyszło mu z ekipą przygotować pociechy na dzisiejszą akcję, nie brakowało mu energii i motywacji. On i kilku innych wolontariuszy wzięli sprawdzone, przyjazne psy, przekąski, wodę, więc gdy przyjechali do parku (Jean-Marian poświęcił się roli gawędziarza, gdyż prawa jazdy nie miał), pozostało im jeszcze przyszykować małe stanowisko informacyjne z ankietami adopcyjnymi i darmowymi piłeczkami dla czworonogów, tak na zachętę.
Ledwo zaczęli rozkładać stoisko, gdy podeszła do nich znajoma, przyjazna twarz i ręce, które mimo że kobiece i delikatne, potrafiły z siebie wykrzesać sporo siły, gdy przychodziło do pozytywnej inicjatywy.
- Niezawodna Ailis! Cześć. Wszystko idzie zgodnie z planem. Do szesnastej się uwiniemy, a potem znajdziemy każdemu przystojniakowi i ślicznotce domek – oznajmił zadowolony, nie przestając pracować nawet na chwilę. – Te kolorowe apaszki z imionami to moja inicjatywa. Fajny pomysł? Hej, sprawdź, czy stoisko stoi prosto, czy baner się nie odkleja…
Nie, żeby skąpił kobiecie męskiej roboty, ale Jean-Marian był prawdziwym dżentelmenem i wolał, żeby zajęła się lżejszymi robótkami.
Trochę śmiesznie wyglądał, bo grzywę swojej nieokiełznanej czupryny miał spiętą z pomocą różowych wsuwek, które dostał od innej wolontariuszki, ale mimo niepoważnego wyglądu, nie można było mu odmówić poważnego nastawienia! Jego ręce (także silniejsze, niż na to wyglądały!), choć zmęczone po fizycznej pracy, działały z werwą, a wszystko to dla lepszego jutra, choćby tylko jeden pies miał znaleźć dziś swój nowy, kochający dom.
- Czuję, że to będzie dobry dzień - oznajmił i wyciągnął się cały w górę, chcąc dotknąć nieba, dając odrobinę ulgi plecom po schylaniu się. Ludzie lubili być blisko niego, właśnie przez ten niegasnący uśmiech na piegowatych licach.
Ailis Russo
Ale jak przystało na Jean-Mariana, wolał skupiać się na pozytywnych aspektach świata.
Chociaż kulał bułeczki i bagietki od czwartej nad ranem, a potem dawał z siebie sto procent przy ich sprzedaży, gdy przyszło mu z ekipą przygotować pociechy na dzisiejszą akcję, nie brakowało mu energii i motywacji. On i kilku innych wolontariuszy wzięli sprawdzone, przyjazne psy, przekąski, wodę, więc gdy przyjechali do parku (Jean-Marian poświęcił się roli gawędziarza, gdyż prawa jazdy nie miał), pozostało im jeszcze przyszykować małe stanowisko informacyjne z ankietami adopcyjnymi i darmowymi piłeczkami dla czworonogów, tak na zachętę.
Ledwo zaczęli rozkładać stoisko, gdy podeszła do nich znajoma, przyjazna twarz i ręce, które mimo że kobiece i delikatne, potrafiły z siebie wykrzesać sporo siły, gdy przychodziło do pozytywnej inicjatywy.
- Niezawodna Ailis! Cześć. Wszystko idzie zgodnie z planem. Do szesnastej się uwiniemy, a potem znajdziemy każdemu przystojniakowi i ślicznotce domek – oznajmił zadowolony, nie przestając pracować nawet na chwilę. – Te kolorowe apaszki z imionami to moja inicjatywa. Fajny pomysł? Hej, sprawdź, czy stoisko stoi prosto, czy baner się nie odkleja…
Nie, żeby skąpił kobiecie męskiej roboty, ale Jean-Marian był prawdziwym dżentelmenem i wolał, żeby zajęła się lżejszymi robótkami.
Trochę śmiesznie wyglądał, bo grzywę swojej nieokiełznanej czupryny miał spiętą z pomocą różowych wsuwek, które dostał od innej wolontariuszki, ale mimo niepoważnego wyglądu, nie można było mu odmówić poważnego nastawienia! Jego ręce (także silniejsze, niż na to wyglądały!), choć zmęczone po fizycznej pracy, działały z werwą, a wszystko to dla lepszego jutra, choćby tylko jeden pies miał znaleźć dziś swój nowy, kochający dom.
- Czuję, że to będzie dobry dzień - oznajmił i wyciągnął się cały w górę, chcąc dotknąć nieba, dając odrobinę ulgi plecom po schylaniu się. Ludzie lubili być blisko niego, właśnie przez ten niegasnący uśmiech na piegowatych licach.
Ailis Russo