In my "dog dad" era
: 15 lut 2024, 19:51
#9
Ty był na swoim przymuszonym urlopie. Było to ciężkie dla niego, bo on praktycznie całe swoje dorosłe życie pracował. Ciężko pracował, fizycznie. To nie było tak, że szedł sobie na kilka godzin do przyjemnego biura, po czym wracał na kanapę i tak spędzał resztę dnia. On szedł na cały dzień do swojej pracy, a potem dorobić sobie parę godzin. Jak wrócił, zjadł kolacje i legł na kanapie, lecz już padnięty i żona nie miała z niego wiele pożytku. No, ale Clarke miał pewien kompleks - chciał zapewnić swojej pani wszystko, dosłownie wszystko. No i może trochę brakowało do tego, aby móc kupić jej porsche czy inne ferrari, lecz zdecydowanie nie musieli sobie niczego odmawiać.
Dlatego teraz, po swojej krótkiej wizycie w szpitalu, gdzie spędził jakieś półtora dnia, gdzie przebadano go od góry do dołu, stwierdzono że może i nie ma jakiegoś większego problemu, ale jak on trochę nie zwolni, to może się skończyć źle. Tyler trochę to zrozumiał, bo nieco go to przestraszyło. Marnie też była przerażona, więc cóż... Nie miał wyboru, Ty siedział więc na tyłku w domu. Trochę nie wiedział co ze sobą zrobić - nie był jakimś wielkim fanem czytania, puzzli nie układał. Mógłby parę rzeczy w domu naprawić, czy poprawić, ale był pewien, że jakby Marina to zauważyła, to dostałby kapciem po głowie.
Gdy jego brat napisał do niego, że wpadnie w odwiedziny, Tyler się ucieszył. No, w końcu coś ciekawego będzie mieć miejsce tego dnia! Zarzucił koszulkę na siebie, po czym rozłożył się wygodniej na kanapie, czekając, gdy w końcu Alex się pojawi. Gdy dzwonek zabrzmiał, ten się od razu poderwał. Znając swoich bliskich, wiedział, że i jego matka już wie o jego wypadku, rodzeństwo też. Jednak nie spodziewał się jakiejś reprymendy, nie od niego. No miał wciąż wielkiego guza i widoczne spore przecięcie nad łukiem brwiowym. Lecz to właściwie tyle. No bo co mogło być widać? -No elo, braciszku-przywitał Alexandra z uśmiechem na ustach. Zmarszczył szybko brwi, bo zauważył u niego coś może nie tyle dziwnego, co zaskakującego. -Kolejnego psa zarąbałeś z roboty i postanowiłeś go zabrać przy okazji na spacer?-zapytał. Nie tak dawno rozmawiali w klinice weterynaryjnej, że Wheeler ma zamiar przygarnąć bezpańskie pieski, ale czy do tego doszło? Właściwie, to nie miał pojęcia. Może kiepski był z niego brat, skoro nie wiedział takich rzeczy?
Alexander Wheeler
Ty był na swoim przymuszonym urlopie. Było to ciężkie dla niego, bo on praktycznie całe swoje dorosłe życie pracował. Ciężko pracował, fizycznie. To nie było tak, że szedł sobie na kilka godzin do przyjemnego biura, po czym wracał na kanapę i tak spędzał resztę dnia. On szedł na cały dzień do swojej pracy, a potem dorobić sobie parę godzin. Jak wrócił, zjadł kolacje i legł na kanapie, lecz już padnięty i żona nie miała z niego wiele pożytku. No, ale Clarke miał pewien kompleks - chciał zapewnić swojej pani wszystko, dosłownie wszystko. No i może trochę brakowało do tego, aby móc kupić jej porsche czy inne ferrari, lecz zdecydowanie nie musieli sobie niczego odmawiać.
Dlatego teraz, po swojej krótkiej wizycie w szpitalu, gdzie spędził jakieś półtora dnia, gdzie przebadano go od góry do dołu, stwierdzono że może i nie ma jakiegoś większego problemu, ale jak on trochę nie zwolni, to może się skończyć źle. Tyler trochę to zrozumiał, bo nieco go to przestraszyło. Marnie też była przerażona, więc cóż... Nie miał wyboru, Ty siedział więc na tyłku w domu. Trochę nie wiedział co ze sobą zrobić - nie był jakimś wielkim fanem czytania, puzzli nie układał. Mógłby parę rzeczy w domu naprawić, czy poprawić, ale był pewien, że jakby Marina to zauważyła, to dostałby kapciem po głowie.
Gdy jego brat napisał do niego, że wpadnie w odwiedziny, Tyler się ucieszył. No, w końcu coś ciekawego będzie mieć miejsce tego dnia! Zarzucił koszulkę na siebie, po czym rozłożył się wygodniej na kanapie, czekając, gdy w końcu Alex się pojawi. Gdy dzwonek zabrzmiał, ten się od razu poderwał. Znając swoich bliskich, wiedział, że i jego matka już wie o jego wypadku, rodzeństwo też. Jednak nie spodziewał się jakiejś reprymendy, nie od niego. No miał wciąż wielkiego guza i widoczne spore przecięcie nad łukiem brwiowym. Lecz to właściwie tyle. No bo co mogło być widać? -No elo, braciszku-przywitał Alexandra z uśmiechem na ustach. Zmarszczył szybko brwi, bo zauważył u niego coś może nie tyle dziwnego, co zaskakującego. -Kolejnego psa zarąbałeś z roboty i postanowiłeś go zabrać przy okazji na spacer?-zapytał. Nie tak dawno rozmawiali w klinice weterynaryjnej, że Wheeler ma zamiar przygarnąć bezpańskie pieski, ale czy do tego doszło? Właściwie, to nie miał pojęcia. Może kiepski był z niego brat, skoro nie wiedział takich rzeczy?
Alexander Wheeler