zostać czy wyjechać? o to jest pytanie..
Sam nie wiedział cóż to za energia go zaprowadziła aż na lotnisko w Cairns. Być może była to chwila zwątpienia i rezygnacji z tego, że Australia przyniesie mu jeszcze coś dobrego. Przylatując tu inaczej widział wszystko, a już na pewno kwestię ze spadkiem wuja i ogólne rozpoczęcie życia tutaj. Wszystko skręciło na kiepski tor, a on sam wylądował wręcz w dołku, chyba najgorszym w swoim świecie. Otarł się w jednym momencie o bezdomność i brak dachu nad głową, z długiem do spłacenia i na nieznanej sobie ziemi. Czy więc to nie dziwne, że myślał o powrocie do USA? W końcu chyba lepsza była kapitulacja przed rodziną i znajomymi niż udawanie, że wszystko gra. Nie grało. W Lorne Bay ciężko było mu się odnaleźć jako artyście, chwytał się różnych zajęć, pomieszkując kątem u co rusz innej osoby. Miał kilka znajomości, które traktował poważnie, ale sam nie wiedział czy to na tyle duży powód aby zostać? Wydawnictwo spławiało go za każdym razem gdy chciał znów rzucić im swoje materiały, a tutejsza redakcja? Dopiero niedawno złożył im swoje CV w oczekiwaniu na pozytywny rezultat. Jednym słowem krążył jak zagubiony Amerykanin po obcym kraju i liczył na jakąś wskazówkę od losu.
Na lotnisku chyba sam nie wiedział czy chce już za-bookować bilet na najbliższe dni czy tylko sprawdzić loty do Denver bądź okolicznego większego miasta. To chyba była ostatnia szansa aby określić się z tym czy chce tu być i walczyć czy wraca do ojczyzny. Zostawił tam spory bałagan i praktycznie został z równie niczym co tu.. Czy więc tego chciał? Chyba sam nie wiedział. Tak samo mocno nie znał odpowiedzi na to pytanie jak także na to ile czasu spędził stojąc w kolejce do kasy biletowej. Ktoś musiał go szturchnąć, wydobyć z tej zadumy, a gdy już się to stało, Buchanan ostatecznie zrezygnował z potencjalnego zakupu. Odchodząc na bok rozglądał się jeszcze na tablice odlotów, jakby to tam miał znaleźć wskazówkę dotyczącą podjęcia własnej decyzji. Nie wiedząc kiedy wlazł finalnie na kobietę, która szła po lotniskowym holu z własnym bagażem, zapewne wracając do swojego miasta i kraju po jednym z lotów.
- Cholera. - wymamrotał pod nosem, bardziej chyba do siebie niż do niej, ale co tam. Na szczęście żadne z nich nie upadło i nie można było mówić o potężnej kolizji, ale jednak.. Stało się. Przyglądając się jej nie zwrócił uwagi na jej potencjalny strój czy inne sugestię, mające naprowadzić na zawód jakim się trudniła. Może to był ten znak, którego tak upatrywał? A może był durniem, który nie wie co z robić z wolnym dniem i błądzi po lotnisku, szukając tylko pretekstu do wylotu stąd? Obie odpowiedzi w jego przypadku można było uznać za poprawne. Był idiotą i życiowym nieudacznikiem, bo gdyby było inaczej to jego by tutaj nie było, proste.