about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
026
{outfit}
Zoey marzyło się szczęśliwe życie z ukochaną osobą przy boku, dziećmi, małym domkiem i papugami, ale możliwe, ze nigdy tego mieć nie będzie. Musiała handlować z tym co miała w swojej obecnej sytuacji. Dlatego też cieszyła się na spotkanie z Laurie, będzie mogła odreagować po tych stresujących ostatnich paru tygodniach. Tego jej było trzeba. Chciała nadrobić spotkania ze znajomymi. Sameen niedawno wróciła do miasta, spotkała się z Archiem po długiej przerwie, teraz mogła zobaczyć się z Laurie. Czuła, że w końcu jej życie wraca na względnie właściwe tory.
- To co napijemy się czegoś na sam początek? - Zapytała przyjaciółki łapiąc ją za rękę jak wpuścili je do środka i dostały na rękę specjalną opaskę. Musiała się jej trzymać, bo bała się, że gdzieś się zapodzieje w tłumie ludzi, a pewnie wtedy przez swój introwertyzm wpadłaby w panikę. - Nie pomyślałabym, że będzie tu aż tyle ludzi, chyba dawno nie byłam w klubach. Jak się ktoś będzie o mnie ocierał to udajemy parę okej? - Zoey nie chciała żeby się o nią ktokolwiek obcy ocierał. Obleśne.
Laurie Steinbeck
właścicielka i instruktorka jogi — the deep retreat & deep yoga studio
33 yo — 163 cm
about
Ma studio jogi do spółki z przyjaciółką, problemy finansowe i słabość do facetów, którzy trafiają za kratki.
002.
embracing our solo status tonight
{outfit}
Starała się jednak nie skupiać na tym, co było w jej życiu niedobrego, dzisiejszego wieczora mając zamiar odreagować sobie to wszystko w trakcie spotkania z koleżanką. Steinbeck także nie planowała zalać się w trupa i pozwolić, by nie wyszła stąd o własnych siłach, ponieważ lata alkoholowej świetności zdecydowanie miała już za sobą. Teraz stroniła od takich sytuacji przez wzgląd na własne samopoczucie, ale i obowiązki, których w związku z pracą miała sporo. Ba, w obliczu tego, że zadłużyła się u niewłaściwych ludzi, miała ich nawet więcej, niż mogła udźwignąć.
W klubie nie była już szmat czasu, bo kiedy już sama decydowała się na to, aby się rozerwać, wybierała jednak te cichsze i skromniejsze miejsca. Wystarczyło więc, że przekroczyły próg lokalu, a w jej uszach zaczęło dudnić. Gdyby tego było mało, musiała podnieść głos, żeby porozumieć się z Zoey. Już teraz czuła, że kolejnego dnia będzie bolało ją gardło. - To chyba uroki tej imprezy walentynkowej. Na te tematyczne zawsze przychodziły tłumy - stwierdziła, takie spostrzeżenia posiadając jeszcze z czasów, kiedy sama bywała na podobnych imprezach. - A jeśli facet będzie całkiem fajny? - dopytała, nawiązując do jej wcześniejszych słów. Czy rzeczywiście musiały skreślać wszystkich na starcie? - I… Coś słodkiego, czy raczej kwaśnego? Żeby zaraz nie zachciało nam się od tego spać - wyjaśniła, najwyraźniej uważając, że były już na tym etapie, kiedy sięganie po słodki alkohol mogło okazać się ryzykowne. I może wcale nie było to tak dalekie prawdy?
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Zoey nie była wielką fanką imprez, ale czasem nawet potrzebowała wyjść na trochę ze swoich czterech ścian. Szczególnie ostatanio, gdy czuła się tragicznie sama ze sobą i musiała po prostu jakoś odreagować, a wyjście z przyjaciółką było na to najlepszym sposobem. Tak samo jak alkohol, ale akurat tutaj to Zoey musiała uważać, bo po zbyt dużej ilości procentów bardzo głupie rzeczy przychodziły jej do głowy. Tak debilne jak śluby. W tym wypadku miała jednak nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy.
McTavish nie lubiła tłumów, dlatego właśnie wybrała się do klubu, gdzie był tłum. To miało sens. Starała się jednak coraz częściej wychodzić ze swojej strefy komfortu żeby po prostu jakoś zacząć normalnie żyć i cieszyć się tym, że nie ma 80 lat, a dopiero 30. – To chyba źle się ubrałam, bo mi pewnie podepczą palce – skrzywiła się lekko, bo zdecydowanie sandały na obcasie teraz nie brzmiały jak najlepsze rozwiązanie. To jednak nic. Jakoś sobie poradzi, nie ma co. – Jeżeli byłby fajny to, by się nie ocierał. Tylko podszedł jak człowiek i zapytał czy idziemy do mnie czy do niego – zażartowała, bo ona oczywiście, by się nie zgodziła ani na jedno ani na drugie. Nie była tego typu osobą, która bawiła się w one night standy. To nie bylo dla niej... chociaż... może kiedyś. Nigdy nie mówi się nigdy. – Oj zdecydowanie kwaśne, po słodkim to mnie zmuli i tyle będzie z imprezy – a nie po to się już ubrała i ogarnęła, żeby za chwilę iść spać, albo co gorsza rzygać gdzieś w kiblu. To nie wchodziło w grę. – Zobaczymy, może mają jakieś specjalnie kwaśne drinki dla samonych serc – to by się w sumie nawet zgadzało. Złapała więc przyjaciółkę za rękę i przeciskając się przez tłum podeszły do baru, gdzie Zoey wzięła w dłoń krótkie menu. – Single whiskey sour, to coś dla mnie – nawet dalej nie musiała przeszukiwać menu. To było idealne na ten wieczór i będzie się tym raczyć cały czas.
Laney Salberg
McTavish nie lubiła tłumów, dlatego właśnie wybrała się do klubu, gdzie był tłum. To miało sens. Starała się jednak coraz częściej wychodzić ze swojej strefy komfortu żeby po prostu jakoś zacząć normalnie żyć i cieszyć się tym, że nie ma 80 lat, a dopiero 30. – To chyba źle się ubrałam, bo mi pewnie podepczą palce – skrzywiła się lekko, bo zdecydowanie sandały na obcasie teraz nie brzmiały jak najlepsze rozwiązanie. To jednak nic. Jakoś sobie poradzi, nie ma co. – Jeżeli byłby fajny to, by się nie ocierał. Tylko podszedł jak człowiek i zapytał czy idziemy do mnie czy do niego – zażartowała, bo ona oczywiście, by się nie zgodziła ani na jedno ani na drugie. Nie była tego typu osobą, która bawiła się w one night standy. To nie bylo dla niej... chociaż... może kiedyś. Nigdy nie mówi się nigdy. – Oj zdecydowanie kwaśne, po słodkim to mnie zmuli i tyle będzie z imprezy – a nie po to się już ubrała i ogarnęła, żeby za chwilę iść spać, albo co gorsza rzygać gdzieś w kiblu. To nie wchodziło w grę. – Zobaczymy, może mają jakieś specjalnie kwaśne drinki dla samonych serc – to by się w sumie nawet zgadzało. Złapała więc przyjaciółkę za rękę i przeciskając się przez tłum podeszły do baru, gdzie Zoey wzięła w dłoń krótkie menu. – Single whiskey sour, to coś dla mnie – nawet dalej nie musiała przeszukiwać menu. To było idealne na ten wieczór i będzie się tym raczyć cały czas.
Laney Salberg
about
Napisała kilka słabych erotyków, a teraz wróciła z podkulonym ogonem do domu, bo jej (były) mąż okazał się wielkim frajerem.
005.
embracing our solo status tonight
{outfit}
- W porządku, słuszna uwaga - stwierdziła, kiedy już przekalkulowała, że Zoey miała stuprocentową rację. Rzecz w tym, że Laney przez tak długi czas nie chadzała na randki, iż chyba nie wiedziała już, jak to obecnie wyglądało. Zanim związała się z Angusem, była singielką jedynie za czasów szkoły średniej, a wtedy ocieranie się o siebie było czymś w normie, bowiem we wszystkich buzowały wtedy hormony. - A nie coś na ich osłodę? - zapytała, lekko marszcząc brwi. Ludzie reklamowali tego typu imprezy na różne sposoby. - Dla mnie to samo - skwitowała, zdając się na gust przyjaciółki. W domu pijała głównie wino, więc żaden z niej tam koneser alkoholi. - To co? Czemu nie wolałaś wybrać się na randkę? - zapytała, kiedy dostały już swoje drinki. Od razu upiła kilka łyków i doszła do wniosku, że smakował całkiem nieźle, co mogło być albo dobrym, albo złym znakiem. Z łatwością mogła przecież przesadzić, a to z pewnością nie skończyłoby się dobrze.