dream come true?
: 11 lut 2024, 21:12
Nadszedł ten dzień, kiedy Addison dokonała finalizacji zakupu niewielkiego lokalu w okolicy plaży. Nie chwaliła się tym nikomu ze względu na ilość komplikacji z tym związanych, chwile zwątpienia oraz niepewności czy właśnie taką ścieżką ma podążać. Wszystko więc opóźniło się względem tego, co planowała sobie blondynka jeszcze pod koniec roku, ale... oto dziś była przed niepozornie wyglądającym z zewnątrz budynkiem, czekając na swoją najlepszą przyjaciółkę. To z nią chciała dzielić ten szczęśliwy dzień. I przy okazji nadrobić to, że była okropną bratnią duszą przez jakiś czas, bo nieustanna praca, w przypadku stewardessy, w żaden sposób nie sprzyja relacjom towarzyskim, nawet tym najbliższym.
-Jesteś wreszcie! - pisnęła nieco zbyt entuzjastycznie, kiedy Fitzgerald pojawiła się tylko na horyzoncie i cóż, Addie podbiegła do blondynki, niczym mała dziewczynka, by rzucić się na nią i uściskać za wszystkie czasy. -Wybacz mi, wybacz - kajała się, kiedy już wypuściła kobietę z objęć, a do tego uderzyła się piąstką kilkukrotnie piersi. Marna pokuta, ale stuprocentowy objaw wyrzutów sumienia. -Ale jeśli wszystko się uda, to mam nadzieję, że będę bardziej dostępna, chodź - Callaghan złapała Fitzgerald za rękę, prowadząc do pobliskiego budynku. Wyciągnęła z torebki pęk kluczy i zaczęła go otwierać, co zapewne spotkało się z konsternacją Gwen, bo przecież Addie nie wspominała po co spotykają się tutaj. Wiadomo tylko, że nie chodziło o surfowanie, ani spotkanie po Addisonowym surfowaniu, bo to zwyczajnie nie ta pora. -Zapraszam - mruknęła, kiedy otworzyła wreszcie drzwi i przepuściła w wejściu niepewną sytuacji panią Fitzgerald. Sama Callaghan znalazła się w zakurzonym wnętrzu tuż za nią, przemierzając pomieszczenie dość pewnie. Przesunęła krzesło, które stało jej na drodze, ale też się rozpadało, podeszła do blatu, który najlepsze czasy miał za sobą i oparła się o niego, a twarz była pełna nadziei, rzuciła do przyjaciółki: -I co myślisz? - przekonana, że bez słów Gwen zrozumie co tu robiły oraz co Addison wreszcie zamierzała zrobić, czyli otworzyć swój lokal, w którym mogłaby dzielić się z mieszkańcami swojego ukochanego miasteczka tym, czego przygotowywanie dawało kobiecie tyle radości. I chociaż miejsce wymagało generalnego remontu, lekko mówiąc, to... Wyglądało obiecująco, prawda? -ups - mruknęła, wzruszając ramionami, kiedy blat zaskrzypiał pod ciężarem Addison, a jakaś listewka od niego odpadła. To nieważne, bo Addie i tak liczyła się z tym, że będzie musiało urządzić to miejsce od zera. Była na to gotowa, a przynajmniej bardzo chciała wierzyć w to, że jest to wreszcie ten moment, by stworzyć swój punkcik na mapie świata. Takie bezpieczne miejsce, o które mogłaby dbać całym swoim sercem.
-Jesteś wreszcie! - pisnęła nieco zbyt entuzjastycznie, kiedy Fitzgerald pojawiła się tylko na horyzoncie i cóż, Addie podbiegła do blondynki, niczym mała dziewczynka, by rzucić się na nią i uściskać za wszystkie czasy. -Wybacz mi, wybacz - kajała się, kiedy już wypuściła kobietę z objęć, a do tego uderzyła się piąstką kilkukrotnie piersi. Marna pokuta, ale stuprocentowy objaw wyrzutów sumienia. -Ale jeśli wszystko się uda, to mam nadzieję, że będę bardziej dostępna, chodź - Callaghan złapała Fitzgerald za rękę, prowadząc do pobliskiego budynku. Wyciągnęła z torebki pęk kluczy i zaczęła go otwierać, co zapewne spotkało się z konsternacją Gwen, bo przecież Addie nie wspominała po co spotykają się tutaj. Wiadomo tylko, że nie chodziło o surfowanie, ani spotkanie po Addisonowym surfowaniu, bo to zwyczajnie nie ta pora. -Zapraszam - mruknęła, kiedy otworzyła wreszcie drzwi i przepuściła w wejściu niepewną sytuacji panią Fitzgerald. Sama Callaghan znalazła się w zakurzonym wnętrzu tuż za nią, przemierzając pomieszczenie dość pewnie. Przesunęła krzesło, które stało jej na drodze, ale też się rozpadało, podeszła do blatu, który najlepsze czasy miał za sobą i oparła się o niego, a twarz była pełna nadziei, rzuciła do przyjaciółki: -I co myślisz? - przekonana, że bez słów Gwen zrozumie co tu robiły oraz co Addison wreszcie zamierzała zrobić, czyli otworzyć swój lokal, w którym mogłaby dzielić się z mieszkańcami swojego ukochanego miasteczka tym, czego przygotowywanie dawało kobiecie tyle radości. I chociaż miejsce wymagało generalnego remontu, lekko mówiąc, to... Wyglądało obiecująco, prawda? -ups - mruknęła, wzruszając ramionami, kiedy blat zaskrzypiał pod ciężarem Addison, a jakaś listewka od niego odpadła. To nieważne, bo Addie i tak liczyła się z tym, że będzie musiało urządzić to miejsce od zera. Była na to gotowa, a przynajmniej bardzo chciała wierzyć w to, że jest to wreszcie ten moment, by stworzyć swój punkcik na mapie świata. Takie bezpieczne miejsce, o które mogłaby dbać całym swoim sercem.