murarz, tynkarz, tapeciarz — c.w. construction
23 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Wiadomo jak to jest - po szkole przyjaźnie się rozpadały, związki przechodziły kryzysy i nagle okazywało się, że to, co miało być na zawsze rozpadło się szybciej niż domek z kart. Les miał czasem wrażenie, że tak właśnie wyglądała jego znajomość z Midge, do której czasem zdarzało mu się wracać pamięcią, gdy podjeżdżał pod dom pana Winslow, a jej sylwetka przemknęła mu szybko gdzieś w kącie spojrzenia. Chyba teraz przekonał się bardziej niż wcześniej - z gorzkim posmakiem zawodu w ustach - że tak musiało być, bo pochodzili z dwóch różnych światów, które niepołączone szkolnymi korytarzami nie miały prawa się przeniknąć. Nie w taki sposób, jakby pewnie tego chcieli. Szczęśliwie dla niego nie zwykł rozgrzebywać przeszłości - ta chyba budziła zbyt dużą złość, która wbrew obiegowej opinii wcale nie sprawiała mu przyjemności. Zresztą, nawet gdyby chciał to zwyczajnie nie miał na nią siły. Nie po całym dniu w robocie, który może na dzisiaj już się skończył, ale obiecał szefowi, że odbierze fakturę za ostatni materiał i podrzuci jeszcze wieczorem, żeby nie było żadnych braków w papierach. Chyba Les powinien być dumny, nie? Może nawet pochwalić się Telvovi, że pan Winslow powierzył mu zadanie, które nie polegało na położeniu gładzi na ściany albo pobawieniu się prądem bo elektryk miał akurat wolne i blokował postęp prac. Wychodził zatem od jednego z dostawców gdzieś w okolicach portu. I sam nie wiedział, czy jego wzrok podświadomie jej szukał, czy po prostu to ta burza loków zwracała na siebie uwagę, kiedy wsiadała na rower. - Ej, Midge! - słowa pchane pierwszą myślą wypadły z jego ust zanim w ogóle zdążył się zorientować, że może powinien się jednak wstrzymać i dać jej iść swoją drogą? Tylko, że port nie był najbezpieczniejszym miejscem, powoli zbliżał się wieczór, a on i tak miał w zajechać pod jej dom, więc w sumie to nic złego, prawda? Poza tym fala upałów nie rozpieszczała i chyba jazda rozwalonym pick upem będzie lepszą i bezpieczniejszą opcją niż tłuczenie się przez miasteczko rowerem, nie? No logiki nie można było mu w tej chwili odmówić. - Nie każ mi za sobą w ten upał biegać - rzucił lekko zasapany kiedy znalazł się nieco bliżej, ale na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który całkiem swobodnie wkradł się na jego twarz. - Chciałem zapytać czy nie podrzucić się może na chatę? I tak miałem twojemu tacie dowieźć faktury - zagadnął, poprawiając czapkę na głowie.

midge winslow
powitalny kokos
córka marnotrawna
nie ma i na razie nie będzie
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
004.
midge & les
long time no see
outfit
Luźne, nieco znoszone ogrodniczki, na których gołym okiem można było się dopatrzeć pojedynczych przetarć, wręcz błagających o cerowanie. Krótka koszulka, z kilkoma odstającymi nitkami, powstałymi prawdopodobnie przy zabawie z nieco złośliwym kotem. I na sam koniec: trampki, które nie pamiętały już nawet swojego oryginalnego koloru i dawno powinny zakończyć żywot na śmietniku.
Czy po Midge było widać, że jest b o g a t a? Absolutnie.
Nie panoszyła się przez wzgląd na pieniądze rodziców, do których zdobycia nie przyłożyła nawet ręki, nie obnosiła ze statusem społecznym i nienawidziła bycia postrzeganą przez jego pryzmat. Od zaraz mogłaby się wyrzec wszystkich pieniędzy, jakie jej się należały; niejednokrotnie podkreślała, że nie mają dla niej żadnego znaczenia. Brała tylko tyle, ile potrzebowała do normalnego funkcjonowania. I koniec.
Nie spodziewała się, że jej postawa kiedykolwiek mogłaby budzić dystans — a chyba właśnie to Les czuł od niej przez wiele szkolnych lat? Jeśli od Marjorie wiało chłodem, to przez wzgląd na emocje i przeżycia, a nie sprawy materialne.
Skłamałaby, mówiąc, że często wracała pamięcią do tej relacji. Niegdyś Miles była dla niej ważny, ale ich drogi się rozeszły; tak bywa. Od tego momentu zadziało się zbyt dużo, a Midge, przytłoczona minionymi wydarzeniami, starała się nie wracać pamięcią zbyt daleko, by nie musieć żałować swoich kolejnych decyzji, czy dawno pogrzebanych marzeń.
Przeszłości i tak nie mogła zmienić.
Rower, z gdzieniegdzie brakującym lakierem, był kolejnym dowodem na to, że niewiele sobie robiła z idei p o s i a d a n i a. Znacznie bardziej wolała poruszać się nim przez miasto, niż korzystać z samochodu, który kupili dla niej rodzice.
W porcie odwiedzała łódkę przyjaciela, na której uwielbiała spędzać czas i pojawiała się dość regularnie. Nie spodziewała się, że kogoś tam spotka — dlatego zdziwił ją dochodzący zza pleców głos. Zapewne, gdyby miała do czynienia z kimś ze swojej grupy, spotkaliby się łajbie. Zatrzymała rower i spojrzała za siebie; wprost na lekko zasapanego Lesa, który prawdopodobnie próbował ją dogonić. Posłała mu przyjacielski uśmiech. — Racja. Bieganie w tę pogodę jest sporym poświęceniem. Co cię do niego skłoniło? — zapytała. Miała przecież transport do domu, w postaci roweru, który teraz, stojąc obok, czekał na kontynuowanie podróży. — W takim wypadku chyba głupio się nie zgodzić — stwierdziła z powagą. — Ale to nie było potrzebne. Chociaż dziękuję — dodała, bo przecież musiała podkreślić, że mogła poradzić sobie sama. Co nie zmieniało faktu, że doceniała gest.
murarz, tynkarz, tapeciarz — c.w. construction
23 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

To nawet nie tak, że uważał iż Midge kiedykolwiek panoszyła się ze swoim statusem - wręcz przeciwnie, gdyby ktoś nie znał struktury miejscowego społeczeństwa pomyślałby, że to dziewczyna z przeciętnego domu. I sam nie wiedział, czy z czasem to nie zaczęło go denerwować jeszcze bardziej. Bo dlaczego ktoś chciałby mieć mniej, skoro mógł mieć wszystko? Dlaczego na siłę zniżać się do klasy niższej, chociaż miało się tak wiele? Początkowo pewnie nawet myślał, że to wszystko było jedynie sztuczką, jakąś dziwną fasadą albo rodzajem buntu względem rodziców z jej strony. Bo ostatecznie, nawet jeżeli nie jeździła po Lorne Bay najdroższym samochodem, a buty nie miały na sobie logo Balenciagi to i tak nie wiedziała jak to jest - kiedy nie masz wyboru i musisz nosić wytarte dżinsy, bo patrzysz z zatrwożeniem na ograniczony zasób pieniędzy i i wiesz, że kolejny miesiąc będziesz musiał przebiegać w dziurawych spodniach bo kapiąca z dachu woda podczas każdego, deszczowego dnia była problemem dużo bardziej naglącym. A może po prostu zazdrościł? Tak, zazdrościł cholernie i chyba ostatecznie to sprawiło, że wpadł w tą narrację, że wraz z zakończeniem szkoły, zakończą się wszystkie jego przyjaźnie z osobami, które mogłyby pochwalić się wyższym statusem niż on sam. Może to niesprawiedliwe, może nawet okrutne, ale był wtedy - i chyba dalej trochę jest - dzieciakiem, którego trochę przerosło życie i uparcie próbował się utrzymać na powierzchni. Co nie było zadaniem prostym, kiedy ciężar bycia głową rodziny spoczywała na jego barkach.

Z czasem chyba ta złość mu przeszła, ale jakie to miało znaczenie? Ostatecznie miał przecież rację, tak? Byli z dwóch innych światów, Midge udała się na studia, a on poszedł prosto do pracy, chociaż odrzucenie stypendium sportowego bolało to wiedział, że tak musiało być i chyba już nie chciało mu się zaciskać w złości pięści - bo to było, tak? Przeszłość, której już nie miał możliwości naprawić, a jedyne co mógł teraz zrobić to po prostu iść do przodu. I jasne, mógłby w sumie udawać, że jej nie widział i gdzieś w drodze powrotnej, mijając ją na rowerze, skinąć głową z niemym cześć na ustach, ale to chyba nie do końca jego styl. - Podobnie jak jazda rowerem - wytknął jej dosyć błyskotliwie z lekko zadziornym uśmiechem wkradającym się na opaloną twarz. - Co mnie do tego skłoniło? Chyba ludzka przyzwoitość i chęć posiadania czystego sumienia - no bo gdzieś mógł sobie przypisać winę, gdyby dowiedział się, że Midge w drodze powrotnej przegrała walkę z upałem. I pewnie nikt by o tym nie wiedział, bo i skąd, to i tak nie umiałby wyciszyć tego głosiku, który byłby mu niczym kamień w bucie. A poza tym - co to za problem. Słysząc to jej podkreślenie, że przecież poradziłaby sobie sama i żaden podrabiany książę w starym pick upie nie jest potrzebny jedynie uśmiechnął się pod nosem. - Wystarczyłoby zwykłe dziękuję - rzucił znowu z nieco zaczepną manierą. Nie pytał specjalnie, kiedy przejmował od niej obowiązek prowadzenia roweru, prowadząc ją w stronę zaparkowanego samochodu. - Muszę cię tylko zmartwić, klima mi nie działa w samochodzie -powiedział, gdy znajdowali się już przy furgonetce, którą powoli zjadała rdza. Złapał pewnie za ramę roweru i wrzucił go na pakę. I ktoś pomyślałby, że to niezbyt dżentelmeńskie zachowanie, ale wsiadł do samochodu pierwszy, żeby od środka otworzyć drzwi ze strony pasażera. Cóż, nie tylko klima szwankowała, ale kto by narzekał?

midge winslow
powitalny kokos
córka marnotrawna
nie ma i na razie nie będzie
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
Głównym problemem, z jakim borykała się Midge, był brak poczucia przynależności do własnej rodziny. Nie znosiła na nich polegać, czy czerpać z ich zasobów. Przez wieczne poczucie odrzucenia, chciała być zupełnie niezależna, tyle że … nie potrafiła. Nie czuła, że posiada odpowiednie predyspozycje ku temu, by wyprowadzić się, rozpocząć pracę i usamodzielnić. Przede wszystkim, nie była na to gotowa p s y c h i c z n i e.
Niekiedy wyjście z domu budziło w niej lęk. Przejście kilku kroków i wykonanie obowiązków dnia codziennego. Pojechanie na uczelnię, znalezienie się wśród tłumu studentów, zajrzenie do kawiarenki … zdarzało się, że to wszystko niesamowicie ją przytłaczało. Kilkukrotnie, dosłownie, cofnęła się w drzwiach. Wydawało jej się, że w przeszłości była silniejsza, ale teraz? Ugrzęzła. Czuła się tak, jakby nosiła betonowe buty, niepozwalające na zrobienie kolejnego kroku. Potrzebowała więc swoich rodziców przede wszystkim z jednego powodu: by zapewniali jej stabilizację finansową. Skoro innego wsparcia nie potrafili. Aczkolwiek w dalszym ciągu nie lubiła przesadzać, więc podchodziła do wszystkiego z rozsądkiem. Natomiast znoszone ubrania? Je po prostu lubiła, dlatego nosiły ślady użytkowania. Plus, nie przejmowała się dobrami materialnymi tak samo, jak swoim wyglądem — najczęściej pozostawiała włosy w chaosie i nie używała makijażu. Taka po prostu była.
Midge nie widziała powodu, dla którego mieliby chować między sobą jakąkolwiek urazę — jej perspektywa znacznie się różniła. Chyba nie czuła i nie widziała tego co on; winiąc za rozpad ich relacji jedynie upływ c z a s u. Aktualnie nie rozmawiali zbyt dużo, więc nie miała nawet okazji zapytać, jak to się stało, że zaczął pracę u jej rodziców. Albo nie chciała? Miała wrażenie, że nie jest to ścieżka, jaką obrał z własnej woli i w pełni świadomości.
Zaśmiała się lekko na jego komentarz.
Racja, jazda rowerem też — przyznała mu rację. Lubiła ten środek transportu, aczkolwiek być może, przy wyższych temperaturach, powinna się przerzucić na samochód. — Czystego sumienia? Daj spokój, mam naprawdę niezłą kondycję i jestem przyzwyczajona do upałów. Dałabym radę — stwierdziła, z pełnym uporem, bo przecież to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy podejmowała taką aktywność. — Dobrze, dobrze. Dziękuję — powtórzyła raz jeszcze, nie dorzucając do swoich słów kolejnego, zbędnego komentarza.
Midge poczekała, aż chłopak wrzuci na pakę jej rower, po czym stanęła przy drzwiach od strony pasażera i oczywiście, chwyciła za klamkę, zanim jeszcze zdążył wsiąść i otworzyć jej od środka. — Klima? No przestań. Jest tu całkiem przyjemnie — rzuciła, chociaż oczywiście nie było. w środku panowała ogromna duchota, ale nie zamierzała narzekać; i tak, dzięki niemu, mogła znaleźć się w domu o wiele szybciej, niż planowała. Plus ochłodzić przy tamtejszej klimatyzacji. — Wracasz z pracy? — zagaiła. Nie miała pojęcia, co akurat teraz robił w tamtych okolicach. A może jechał do jej rodziców specjalnie? — Mam nadzieję, że nie ciągają cię po całym mieście, tylko dlatego, że staruszkowi nie chce się ruszyć — dodała, standardowo używając dość chłodnego tonu, podczas wypowiadania się o rodzicach.
murarz, tynkarz, tapeciarz — c.w. construction
23 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Lesa chyba po prostu męczyło to, że odebrano mu beztroskę tych wczesnych, młodzieńczych lat, że nie miał czasu po szkole średniej na to, aby wyjechać na studia, na to, aby popełniać błędy, iść na kacu na kolejny egzamin i wzdychać do tej najładniejszej dziewczyny na kampusie, u której wiedziałby, że nie ma szans, ale to by nie przeszkodziło mu w wodzeniu za nią wzrokiem. Nie, on nie pozwalał sobie na kaca, bo nie chciał umrzeć na otwartym słońcu. Bo chyba chciałby być jeszcze trochę nieodpowiedzialny? A przynajmniej odpowiedzialny jedynie za siebie, a nie za całe swoje otoczenie? Dlaczego musiał liczyć każdego zarobionego dolara, nie mogąc wydać pieniędzy w głupi sposób na chociażby zbyt drogie adidasy?

Chyba sam Les był w tym wszystkim bardziej zagubiony niż był w stanie przyznać, ale uparcie wkładał maskę odpowiedzialnego dorosłego, bo nikt inny tej roli podjąć się nie chciał. Karmił się nadzieją, że to jest tylko chwilowe, że może mama zaraz stanie na nogi, a on będzie mógł zająć się swoim życiem, chociaż teraz, kiedy w jego oczach pójście na studia nie wchodziło już w grę bo stracił stypendium to nie wiedział jak to życie miałoby wyglądać. No, ale mówiło się trudno, prawda? Trzeba było płynąć dalej. Dlatego na ogól jego twarz przyozdabiał uśmiech, który zaobserwować Midge mogła i dzisiaj. Mimo potu spływającego po karku, mimo brakującego oddechu przez tą krótką gonitwę. Mimo kolejnych kłód rzucanych pod nogi.

I tym razem zaprezentował rząd zębów, słysząc to, jak jeszcze próbowała mu wmówić, że jazda rowerem w taki upał nie była pomysłem po prostu głupim. - Człowiek dałby też radę pływać z rekinami, ale pytanie, po co? - nie wiedział, może to wspomnienie czasu liceum, kiedy wszystko było prostsze i bardziej beztroskie, ale chciał się z nią trochę poprzekomarzać. Tak, jakby nic się nie zmieniło, jakby ich życie nie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Ale ostatecznie dopiął swego, prawda? Bo po chwili siedzieli już w szoferce, Midge znalazła się na miejscu obok, a on korzystając z bardziej tradycyjnej formy wentylowania dusznego od skrawu wnętrza samochodu, otworzył okno za ich głowami, aby jakoś to przewietrzyć w trakcie jazdy. - No tak, darmowa sauna - podsumował z rozbawieniem. - Ale jak będzie ci za mocno wiało to zamknij, dobra? - bo mu już to nie przeszkadzało, tak? Można powiedzieć, że przyzwyczajenie było drugą naturą człowieka. Jeszcze tego by brakowało, żeby córka szefa rozchorowała się po małej przysłudze z jego strony. Bo chyba po tych kilku latach milczenia tak powinien ją określać, prawda? Chyba stracili na chwilę obecną status przyjaciół, określając się raczej kolegą ze szkoły średniej i córką szefa. - Tak, można tak powiedzieć, miałem coś do załatwienia i obiecałem twojemu tacie, że podrzucę faktury za materiały - wyjaśnił, wzruszając ramionami bo w zasadzie to nie widział w tym ani nic złego, ani ciężkiego. Bo on nie mógłby powiedzieć o jej rodzicach złego słowa - przecież dostał pracę chociaż nie miał bladego pojęcia o budowlance, tak? A przyjęli go do roboty, zawsze płacili na czas i traktowali z szacunkiem adekwatnym do tego jaka łączyła ich relacja. Więcej chyba wymagać nie mógł, prawda? - Miałem po drodze, a nawet jeśli, chyba za to mi płacą, nie? - lekki ton go nie opuszczał, bo skoro w pracy bywało ciężko to chociaż w rozmowie mógł sobie na podobną lekkość - nawet jeżeli pozorną - pozwolić. Kiedy już ruszyli musiał przyznać, że zrobiło się przyjemnie, w sensie w środku - upał trochę mniej doskwierał, a przynajmniej był do zniesienia. Zacisnął mocniej palce na kierownicy, chwilę bijąc się z myślami, czy w ogóle próbować zagadać, chociaż cisza niemiłosiernie go gryzła. - Co w ogóle u ciebie? - trochę cringe, co? Miał udawać, że czasem nie stalkował socjali swoich znajomych ze szkoły średniej, którym się udało? Żałosne Les, trochę żałosne.

midge winslow
powitalny kokos
córka marnotrawna
nie ma i na razie nie będzie
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
To był niewątpliwy przywilej.
Możliwość pójścia na studia, bez dodatkowego obciążenia. Posiadanie pieniędzy na zaspokojenie wszystkich — nawet tych najbardziej wymyślnych — potrzeb. Mieszkanie w wielkiej, zdaniem niektórych pięknej, willi i brak obaw o to, co przyniesie jutro.
Być może Midge powinna to docenić, bo tak w y p a d a ł o. Bo gdzieś w świecie ludzie mieli od niej gorzej, zmagając się z brakiem środków na życie, koszmarnymi krewnymi, chorobami, śmiercią … Ale czy to nie tak, że z a w s z e istniał ktoś, dla kogo los bywał mniej łaskawy? Ona natomiast pragnęła jedynie akceptacji, poczucia przynależności, swojego miejsca w świecie. Nie chciała, by rodzice posługiwali się pieniędzmi, jak swoistym symbolem miłości, bo to n i e wystarczało. Właśnie tego powodu odrzucała luksusy; nie ich potrzebowała.
Hm, a to nie tak, że niektórzy faktycznie to robią? — zapytała, marszcząc nos. Była przekonana, że gdzieś czytała o takich śmiałkach, aczkolwiek nie była w stanie odtworzyć w głowie treści artykułu.
Dokładnie tak — stwierdziła, dziarskim tonem, mówiącym jest super, fantastycznie, chociaż nie było (i on o tym wiedział). Musiała natomiast przyznać, że otworzenie okna rzeczywiście pomogło i znacznie ułatwiło tę przejażdżkę. — Mhmmm — mruknęła przeciągle. Z jej perspektywy nadal wyglądało to tak, jakby ojciec wysłużył się młodym pracownikiem, co było niezupełnie w porządku. — Płacą ci za to dodatkowo? — zapytała, posyłając mu delikatny uśmiech, prawdopodobnie nie zdradzający, co dokładnie o tym myślała. Les nie był świadom, jak wyglądały relacje Midge z rodzicami — nie rozmawiali w końcu wiele lat, a i wtedy istniały kwestie, które wolała zachować dla siebie. Nigdy nie była byt wylewna. Zawsze wolała tłamsić problemy licząc, że same, tak po prostu, znikną. Albo nie tyle znikną, co sobie z nimi p o r a d z i.
Spojrzała przelotnie na chłopaka, zwracając uwagę na rozwiane blond włosy i przyjacielski uśmiech. Zawsze miał w sobie coś, co przyciągało jej uwagę — być może to przyjazne usposobienie sprawiało, że Marjorie czuła się przy nim swobodnie? W tej nostalgicznej chwili zatęskniła za jego towarzystwem. — Hm — zawahała się. Jak miała odpowiedzieć na jego pytanie? Co u niej? Działo się wiele, ale nie zamierzała streszczać ostatnich kilku lat w jednym zdaniu; zresztą, była przekonana, że pyta, by podtrzymać rozmowę, a nie po to, by faktycznie poznać odpowiedź. — Większość czasu zajmują mi studia — stwierdziła, chociaż nie było to zgodne z prawdą, skoro regularnie olewała zajęcia. — Bywam też często w antykwariacie — dodała, tu akurat uczciwie; ceniła sobie godziny spędzone w Obsidian, w towarzystwie jej paczki. — A u ciebie? Jak bardzo rodzice dają ci w kość? — zagaiła. Kilkukrotnie podsłyszała, jak ojciec go chwalił, więc radził sobie chyba całkiem nieźle. Midge miała świadomość, że praca, jaką wykonywał, była ciężka i wymagająca fizycznej sprawności. — Hej, masz teraz czas? — zapytała jeszcze, po chwili namysłu. Nie mając jeszcze w planach, co mogłaby zaproponować.
murarz, tynkarz, tapeciarz — c.w. construction
23 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Zapewne punkt widzenia zależał od punktu siedzenia i doświadczenia inaczej kształtowały człowieka, sprawiały, że inaczej postrzegało się pewne rzeczy. Poza tym trawa zawsze jest bardziej zielona na podwórku sąsiada, prawda? Bo w sumie może powinien docenić, że chociaż w domu się nie przelewało to miał siostrę i matkę, które kochał niezaprzeczalnie, dla których zrobiłby wszystko i dlatego te chwile frustracji szybko uciekały, kiedy jechał pick upem z nimi na plażę, żeby na chwilę zapomnieć o tym co złe, o tym ile im brakowało i skupić się na tym co mieli. Bo chociaż brat zniknął, podążając śladem ojca, który nigdy za specjalnie się nie przejmował się rodziną i swoim obowiązkiem wobec niej, to z siostrą i matkę miał więzi, które jak sądził były nie do rozerwania. Może to właśnie one sprawiły ostatecznie, że nie umiał się po prostu odciąć i został w Lorne Bay, próbując jakoś żyć. Przecież jeszcze rok temu wcale nie było tak źle, co nie? Jeszcze rok temu nikt nie złamał mu serca.

- Niby tak, ale niektórym odgryzły nogę - rzucił, marszcząc lekko brwi jakby w geście zastanowienia, po czym uśmiechnął się do niej delikatnie odsłaniając zęby w tym szerokim uśmiechu. Zupełnie jakby nic się nie zmieniło, jakby znowu siedzieli na stołówce na długiej przerwie rozmawiając o wszystkim i niczym, bo jeszcze niezbyt przejmowali się dorosłością, w której czekała na nich trochę inna rzeczywistość. I chyba ta różnica przytłoczyła Lesa bardziej niż był to w stanie sam przed sobą przyznać.

Spojrzał na nią z ukosa, lekko zaskoczony chyba tym pytaniem bo jakoś nie bardzo wiedział dlaczego za taką pierdołę miał mieć dodatkowo płacone. Przegarnął jasne kosmyki włosów do tyłu, które chyba dodatkowo rozjaśniły się od pracy w słońcu. - Nie no, daj spokój, głupio byłoby mi nawet prosić o kasę za taką pierdołę - stwierdził, no bo taka była prawda. Nawet by mu to do głowy nie wpadło. Przecież miał po drodze więc co to za różnica, nie? A miał jechać do miasta także nie widział problemu, w podrzuceniu faktur. Dla niego to było nawet pewnego rodzaju wyróżnienie, okazanie zaufania co znaczyło chyba, że nie musiał się martwić oto, ze w najbliższym czasie stracić miał swoje miejsce w ekipie. Bo chociaż było ciężko, chociaż nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość to w sumie... lubił te robotę? Bo jakby tak o tym pomyśleć to jego ręce budowały coś, co miało stać się domem, odnawiali wnętrza, nadając im drugie wnętrze, spełniając jakieś tam marzenia właścicieli. Także chyba ta robota nie była taka najgorsza.

Oparł łokieć o drzwi, palce zaciskając mocniej na kierownicy. I co jakiś czas zerkał na nią, na to jak ciemne, kręcone włosy przegrywały trochę walkę z wiatrem wpadającym przez otwarte okno. Nadal była śliczna, tak samo jak w liceum. Może nie wszystkie rzeczy się zmieniały? - A na co się w końcu zdecydowałaś? - zagadnął i nie z czystej uprzejmości, ale nagle jakoś obudziła się w nim chęć nadrobienia tych kilku lat. Chociaż w jakimś ułamku, zanim nie dojadą do jej domu i nie będą musieli wrócić do swoich żyć, w których już nie mieli siebie. - W antykwariacie? - bo zabijcie, ale nie miał bladego pojęcia co można robić często w antykwariacie. I może nie powinien tak dopytywać, ale no cóż... Samo się wyrwało, co nie? - Moi czy twoi? - zaczepił znowu głupio, chociaż chyba z kontekstu mógłby domyślić się, że pytała jednak o pracę, a nie jego sytuację rodzinną. Ponownie przegarnął włosy do tyłu, żeby ostatecznie założyć czapkę leżącą na siedzeniu daszkiem do tyłu, żeby przestały mu lecieć na oczy. - Nie mogę narzekać, serio. Robota no nie jest jakoś super lekka, ale kasa się zgadza, ekipę też mamy całkiem spoko no i nauczyłem się tyle, że sam sobie teraz chatę mogę załatać i nie wołać nikogo, także na plusie - a jednak uczyli good zera, co nie? Wcześniej nie miał żadnego doświadczenia. Na jej pytanie zerknąłem na zegar. No sklepy miały być jeszcze otwarte jakiś czas więc teoretycznie to nic go za specjalnie nie ograniczało. - No w sumie to tak - bo nie umawiał się na konkretną godzinę z jej tatą. Tylko niespecjalnie wiedział co miała na myśli dopytując o jego dalsze plany. - A co? Chcesz jeszcze gdzieś podskoczyć? - on to najchętniej poszedłby na plaże, gdzieś jakieś dziksze zejście pozbawione turystów.

Midge Kavanaugh
powitalny kokos
córka marnotrawna
nie ma i na razie nie będzie
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
Marjorie stanowiła przykład na to, że stwierdzenie pieniądze szczęścia nie dają jest całkowicie słuszne. Nie musiała się nimi martwić — prawda. Mogła mieć wszystko, co chciała — jasne. Problem polegał jednak na tym, że spokoju, zdrowia psychicznego, samoakceptacji i miłości nie dało się o p ł a c i ć. Wiedziała o tym doskonale, skoro jej rodzice próbowali w taki właśnie sposób załatwiać rodzicielskie problemy. Nie nabierała się na to. Zawsze chciała więcej.
Pytanie Midge, dotyczące pieniędzy, nie wynikała z tego, że w jej rozumowaniu za wszystko należała się zapłata, ani ze zwykłej roszczeniowości. Osobami, które w tym momencie oceniała, byli jej rodzice. Zwyczajnie uznała, że nie powinni wymagać podobnych przysług, nie okazując za nie wdzięczności. Miała jednak tendencje do przesadzania i patrzenia na nich poprzez krzywe zwierciadło. Tam, gdzie inni widzieli dobroć, Midge doszukiwała się podstępu — co również nie stanowiło zdrowego podejścia. Nie potrafiła jednak nad tym zapanować.
To niespodziewane spotkanie było miłe, zdecydowanie. Przez kilka minut Midge czuła się, jakby z powrotem doświadczała licealnych przygód. Przypominała sobie, jak znakomicie było wędrować po mieście, w towarzystwie Lesa. Odwiedzać miejscowe knajpki, wynajdować dziwaczne miejsca pośrodku niczego, śmiać się i płakać — bez wstydu, wynikającego z pokazywania emocji. Wtedy była znacznie lepsza w ich wyrażaniu (czy nawet dopuszczaniu do siebie). Wtedy nie bała się pokazać swojej delikatnej strony. I nie miała aż tylu problemów.
Po chwili zamyślenia posłała chłopakowi delikatny uśmiech. — Sztukę. Wymyśliłam sobie, że w przyszłości zostanę malarką — oznajmiła. Ostatnimi czasy nie wiedziała jednak, czy jej plany pozostają aktualne, skoro przez brak weny nie namalowała nic od dobrych kilku tygodni. A może nawet miesięcy? — Kiedyś, na urodziny, sprezentowałam ci rysunek, przedstawiający naszą dwójkę, pamiętasz? Najgorszy prezent świata — skomentowała, po czym zaśmiała się lekko. Les, co prawda, zarzekał się, że jest zadowolony, ale Midge nigdy mu nie wierzyła. — Och, a co do antykwariatu, to nie wiem. Po prostu polubiliśmy tam przesiadywać; ja i moi przyjaciele — stwierdziła, wzruszając ramionami. Było w tamtym miejscu coś wyjątkowego, czego nie potrafiła wyjaśnić — to prawda. Jednakże najważniejsza była jej paczka i wspomnienia, które wspólnie tam zbudowali.
Moi — potwierdziła. — Aczkolwiek o swoich też możesz opowiedzieć, jeśli tylko chcesz — dodała, bo czemu nie? Skoro nadrabiali stracony czas; przynajmniej pobieżnie. — Och, to w takim razie całkiem nieźle. Mieszkasz sam? — zagaiła, bo w zasadzie nie miała pojęcia, czy nadal przebywa w domu rodziców, czy może coś wynajął.
Hm, myślałam … może chciałbyś wybrać się wiesz, tam, gdzie zawsze chodziliśmy? — zapytała, licząc, że nadal pamięta ich miejsce. Zdała sobie sprawę, że bardzo dawno tam nie była … jakieś kilka miesięcy?
Tak też zrobili: przy akompaniamencie radia, ze zmieniającymi się płynnie tematami, udali się do wspomnianego przez Midge miejsca, by nadrobić nieco zaległości. Niekoniecznie zdawali sobie wówczas sprawę, że jego, dość przypadkowe spotkanie będzie początkiem całej serii kolejnych.
koniec <3
ODPOWIEDZ