that means sisterhood
: 29 sty 2024, 20:37
001.
Zdała sobie sprawę z tego, że mimowolnie zakładała, że życie w Lorne Bay zatrzymało się w dniu jej wyjazdu. Chyba wierzyła, że zastanie wszystkie ulubione miejsca wyglądające tak samo i że po ulicach wciąż będą krążyli jej dawni znajomi — tak, jakby Halston była jedyną osobą, która kiedykolwiek wyjechała z Lorne.
Wystarczyło kilka dni, by dotarło do niej, że nie znała już tego miasteczka — pozbawionego jej ulubionej cukierni, dawnych znajomych i miejsc, w których niegdyś przesiadywała. A później potrzebowała jeszcze kilku dodatkowych, by dojrzeć do myśli, że musiała w końcu do nich wyjść. Nadal brakowało jej odwagi, by skonfrontować się z dawną przyjaciółką, więc spychała to uwierające poczucie wstydu gdzieś na dno podświadomości, skupiając się raczej na próbie nawiązania nowych znajomości. I musiała przyznać, że już dawno nie czuła się tak potwornie zagubiona, jak wtedy, gdy dotarło do niej, że bez uczelni, jej opcje były dość skutecznie ograniczone.
Pracę miała zacząć dopiero po weekendzie i na samą myśl o tym czuła w żołądku ścisk, który pozbawiał ją apetytu. Zaczepiła nawet dwie przypadkowe osoby w cukierni, ale rozmowa była tak drętwa i niezręczna, że lekko upokorzona Hals, po prostu uciekła stamtąd, odnotowując jedynie w pamięci wzmiankę o imprezie, którą, tego wieczora, ktoś organizował gdzieś pod miastem.
Tylko dlatego Hals znalazła się na miejscu i popijała rozwodnionego drinka, prowadząc rozmowę z typkiem, który zaczepił ją jako pierwszą. Wprawdzie nie podobało jej się, że nazywał ją per dzidzia, ale z dwojga złego wolała jakiekolwiek towarzystwo, niż żałosne podpieranie ściany, na co — jak sądziła — skazałaby się, gdyby w tej chwili go przeprosiła i się spróbowała wmieszać w tłum. Szukała wśród zebranych jakiekolwiek znajomej twarzy, pamiętając przecież, że w czasach liceum miała też innych znajomych, poza swoim kółkiem. Wróciła do niego spojrzeniem i pokiwała głową na słowa, na których nawet się nie skupiła do końca.
— Tak, pewnie — mruknęła, nie wiedząc, na co do końca się zgodziła. Zaciskająca się chwilę później na jej nadgarstku ręka zasugerowała jej jednak, że chyba nierozważnie było przytakiwać, gdy nie miała pojęcia, o czym mówił. — Czekaj, ale że gdzie chcesz iść? — zapytała, nie czując się może z tym do końca w porządku, ale nie buntowała się. Była na imprezie, mogła się bawić — w końcu, czy cokolwiek mogło pójść nie tak? Na pewno nie, skoro tyle osób się tutaj kręciło.