uczy się w liceum — i dorabia jako kelnerka
17 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me God almighty
If you don't like my presence
Why would you invite me?
To cud, że w ogóle tutaj była.
Cały poprzedni rok szkolny był jedną, wielką katastrofą - począwszy od tego, że dołączyła w środku semestru i już na samym stracie miała zaległości, przez totalny brak zaangażowania w naukę i zawalanie wszystkich egzaminów po kolei, na wagarowaniu i żałośnie niskiej frekwencji kończąc. Zwieńczeniem tego wszystkiego było zagrożenie z dwóch przedmiotów - Ismena nie wierzyła w cuda, ale inaczej nie dało się wytłumaczyć faktu, iż finalnie zdołała zdać do ostatniej klasy.
Ostatniej.
Jak to pięknie brzmiało. Przemęczy się jeszcze rok, poudaje, że czasami się uczy, wciśnie nauczycielom kilka ckliwych historyjek o tym, jak to musi po szkole zajmować się młodszym rodzeństwem i jakoś dotrwa do tego upragnionego zakończenia szkoły, a później... no właśnie, później co? Na to pytanie niestety nie potrafiła sobie odpowiedzieć. To nie tak, że w ogóle nie myślała o swojej przyszłości - czasami myślała, ale póki co nie udało jej się wymyślić, co właściwie zamierzała zrobić ze swoim życiem po skończeniu szkoły. Studiów nawet nie brała pod uwagę, bo skoro już w szkole miała problem z nauką, to dalej mogło być tylko gorzej. O wiele bardziej przemawiała do niej opcja zrobienia jakichś specjalistycznych kursów, które nie będą trwać zbyt długo i zagwarantują jej papierek, poświadczający, że coś potrafi - problem polegał na tym, że kompletnie nie miała pomysłu, w którym kierunku pójść i w jakiej dziedzinie mogłaby być dobra. Ewentualnie, w ostateczności, jeśli nic innego jej nie wyjdzie, ożeni się z jakąś bogatą panną i będzie żyła na jej utrzymaniu, bez przejmowania się czymś tak (w jej mniemaniu) trywialnym jak nauka czy praca. Tak - to ostatnie wydawało się właściwie nienajgłupszym pomysłem.
Póki co jednak musiała przeżyć jeszcze rok w znienawidzonym liceum i zrobić wszystko, żeby z niego nie wylecieć.
Stała za szkołą, paląc papierosa (od czasu do czasu załatwiała je sobie od swoich pełnoletnich kolegów) i czekając na Viper, swoją towarzyszkę niedoli. Viper działała jej na nerwy zdecydowanie mniej, niż reszta jej rówieśniczek, poza tym była chyba jedyną osobą w szkole, o której Ismena mogła powiedzieć, że faktycznie ją lubi. Miewały lepsze i gorsze momenty (tak bywa, kiedy trafią na siebie dwa silne charaktery), ale zwykle dobrze się dogadywały; poza tym Ismena uważała, że stanowią niepokonany duet w starciu z tymi wszystkimi kretynami z ich rocznika. Ani trochę nie tęskniła za nimi przez wakacje i nie uśmiechało jej się, że po takiej przerwie znowu będzie musiała oglądać ich wszystkich niemal dzień w dzień.
T r a g e d i a.
Jedyne, co poprawiało jej humor to myśl, jakich spazmów dostaną nauczyciele na widok jej krótkiej spódniczki, rozpiętej do połowy koszuli i makijażu, którego nie powstydziłaby się żadna metalówa. Zwłaszcza pan Harrington - starszy, mocno konserwatywny i zawsze najgłośniej krytykujący ją za "wulgarny i nieprzyzwoity wygląd" - z całą pewnością będzie miał do wygłoszenia dużo niepochlebnych komentarzy na temat jej dzisiejszej stylizacji. Ismena mimowolnie uśmiechnęła się na tą myśl, rzucając niedopałek na okalający szkołę trawnik i gasząc go czubkiem buta.
A przecież miała robić wszystko, żeby nie wylecieć ze szkoły...

viper monroe
powitalny kokos
nick autora
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Powroty były straszne.
To znaczy - dotychczas wcale nie tak bardzo, bo to przecież Viper była jednym z tych szalonych dzieciaków, które przez wakacje przerabiały całą podstawę programową na przyszły rok i nie mogły się doczekać, żeby porazić wszystkich zgromadzonych swoją wiedzą. Tym razem było inaczej z tego prostego powodu, że skoro już widowiskowo i z ojcowskim hukiem wyleciała z szafy przed rodziną, miała chyba też zamiar przestać iść zaparte w szkole, że wszystko jest po staremu. Zwłaszcza po niedawnej rozmowie z Samuelem, kiedy wizja faktycznego rozpoczęcia tranzycji stała się nagle tak realna, że prawie namacalna. To więc nie był wcale jakiś tam byle jaki, pierwszy z brzegu powrót - to był wielki powrót w nowej odsłonie. Cóż, przynajmniej tak to planowała.
Bo plany wzięły w łeb podczas decyzyjnego momentu, kiedy miała wybrać, co ubierze. I wybrała oczywiście najbezpieczniejszą możliwą opcję - spodnie i jakąś średnio porywającą koszulę. Nie próbowała też nawet się malować, bo nawet jeśli przez wakacje nabyła jakieś podstawowe umiejętności w tym zakresie, nie czuła się chyba jeszcze dość pewnie, żeby paradować tak po szkole. Po namyśle wrzuciła jednak do torby szminkę - może coś ją tknie na przerwie obiadowej, jakiś przebłysk brawury? Choć przecież to wcale nie chodziło o to, że się bała - o nie! Viper Monroe nie bała się nigdy. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że nie chciało jej się bardzo użerać z tymi wszystkimi kretynami.
No i tak - ostatni rok. Ona, w odróżnieniu od Ismeny, miała całkiem konkretny plan na to, jak to się miało dalej potoczyć. To znaczy - teoretycznie. Bo praktycznie jakoś niezbyt dowierzała, że dożyje w ogóle osiemnastych urodzin, a co za tym szło - te wszystkie wizje, w których idzie na studia, kończy je i zaczyna jakąś p o w a ż n ą pracę, wydawały jej się teraz raczej abstrakcyjne niż realne. Podejrzewała, że w chwili ukończenia szkoły będzie nią targał podobny dekadentyzm jak teraz, choć przecież udawała wytrwale, że wcale nie; że będzie lepsza od wszystkich tych dzieciaków, które nie wiedziały, co ze sobą zrobić, poza paleniem szlugów za szkolnym winklem.
W tym też miejscu - jakże nierozważnym - nakryła czekającą na nią Crawford. Cóż, chyba nakryła nie było najlepiej dobranym słowem, zważywszy na fakt, że były umówione, ale przecież, kiedy do niej podchodziła (ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami), czuła się właśnie jak członek rady pedagogicznej, który przyłapywał ją właśnie na gorącym uczynku. Ismena dobrze wiedziała, co Viper sądziła o paleniu, choć sama Monroe od dłuższego czasu ograniczała swoje komentarze na ten temat do minimum, bo ją samą zdawało się już to matkowanie męczyć.
- Umrzesz - oznajmiła tylko, zobojętniałym tonem, licho wskazując końcem podbródka na dopalaną przez dziewczynę fajkę. Rozejrzała się wokół, w poszukiwaniu jakiegoś obiektu, o który mogłaby się oprzeć (od tych ciągłych głodówek często robiło jej się słabo), aż w końcu po prostu wsparła się o okoliczny murek, taksując Ismenę spojrzeniem. Nie dało się ukryć, że zazdrościła jej tego, jak się prezentowała - przecież właśnie tak powinna przyjść także ona. Taki był plan - spódniczka, makijaż - dokładnie taki! To, oczywiście, sfrustrowało ją niezwykle, bo choć nie wyrywała się do prawienia komplementów, widać było, że skoncentrowała się na ubiorze koleżanki na zbyt długo.
- Będę zmieniać imię. Oficjalnie - wypaliła, siląc się na obojętny ton głosu, choć na ostatnie słowo położyła duży nacisk. - Też powinnaś o tym pomyśleć, bo twoje brzmi idiotycznie. - Ciężko stwierdzić czy naprawdę tak uważała, czy po prostu musiała jakoś odbić od niej tę swoją zazdrość.

Ismena Crawford
ODPOWIEDZ