- Czekałem na właściwy moment – odpowiedział i najwyraźniej to był według niego właściwy moment. Zaśmiał się i pokiwal głową.
– Zdecydowanie powinniśmy coś takiego mieć. Sprawdze mapę szpitala i poszukam ustronnego miejsca, gdzie będe mógł na Ciebie czekać – już tak zupełnie na poważnie to bardzo chętnie by sobie takie miejsce rzeczywiście odnalazł. Głównie po to żeby podczas całodniowych dyżurów mieć jednak chwilę spokoju od ludzi, którzy coś od niego chcieli. A jeżeli przy okazji miałby schadzkę z Sadie to byłby to tylko dodatkowy plus, na który był jak najbardziej gotów. Nie rozumiał dlaczego Sadie się w ogóle opierała i nie chciała zdradzić swojego narzeczonego z nim. Bez sensu. Nikt, by się przecież nie dowiedział, a nawet jeśli to żyliby tą plotką przez tydzień, aż pojawiłoby się coś nowego. Szpital szybko zapomina.
- Pewnie nie, ale za to jak smakuje – az zjadłby McDonalda. Zrobila mu się ochota na okropnie niezdrowego burgera z frytkami. Może powinien zaprosić Sadie na randkę w świetle neonu z Maca? To byłoby romantyczne, bardziej niż wszystko co ostatnio dla niej zrobił Benedict. Ups. Eric zawsze znalazł jakiś sposób żeby być lepszym od innych.
– Co tam masz w tych kartach? – Zapytał i sięgnął po jedną z nich żeby zobaczyć co za przypadki się tam kryły.
– Ale mają beznadziejne pismo, nie można się odczytać – zmrużył nawet oczy w przeświadczeniu, że to może w czymś pomóc, ale nic to nie dało więc tylko zrezygnowany odłożył kartę na bok. Nie poszedł na studia medyczne żeby się bawić w czytanie hieroglifów.
- Nie ważne, póki działa. Zobacz jaka jesteś roześmiana. To piękny widok i warto czasem być obrzydliwym żeby coś takiego zobaczyć – on się nawet nie starał, samo mu to wychodziło. Potrafiłby pewnie każdemu wymyślić jakiś komplement na poczekaniu i to wcale nie taki banalny. Gaia dostała piękny komplement o delikatnych dłoniach, to co za wspaniałe palce musiała mieć Sadie. Ona pewnie dbała o te ręce jeszcze bardziej, bo w końcu dosłownie były to ręce, które leczą.
– Sadie, moja droga... – trochę się aż oburzył
– myślisz, że zaserowowałbym Ci tekst, który już ktoś wcześniej usłyszał? Za kogo Ty mnie masz? – Nawet jeżeli już coś takiego komuś powiedział to nie pamiętał więć się liczyło tak jakby dzisiaj, w tej chwili po raz pierwszy wyszło to z jego ust.
– Trafiasz na złe babcie w takim razie – te jej nie dbały o to, czy wnuczka będzie mieć miłego kawalera lub kawalerkę. Te, które on badał najwyraźniej bardzo kochały swoje wnusie.
– Tylko jak są ładne, wiadomo... – puścił do niej oczko, ale prawda była taka, że nigdy nie skorzystał z czegoś takiego. Jeszcze, bo to brzmi jak coś co można zagrać.
- W y j e d ź ze m n ą – powiedział bardziej wyraźnie, bo może nie dosłyszała za pierwszy razem. Eric jeżeli chodziło o jego wyjazdy to był zawsze bardzo poważny, bo to jednak było istotne. Tam na miejscu, każdego dnia, można było pomóc ludziom, którzy normalnie na tą pomoc liczyć nie mogli. McDreamy nigdy nie zapomniał swojego pierwszego dnia tam, gdy uzmysłowił sobie, że jego obecność, dla tych ludzi tam, ma naprawdę wielkie znaczenie.
– Oczywiście, że tak. Naprawdę uważam, że mogłabyś tam pomóc wielu potrzebującym – każdy lekarz był tam na wagę złota, poza tym Sadie na bank, by się tam spodobało.
– Zawsze jest za mało lekarzy, często byłem jedynym doktorem w obrębie kilkudziesięciu kilometrów. Razem moglibyśmy tam wiele dokonać. – Tego był nawet bardziej niż pewien.
– Poza tym, przydałyby mi sie Twoje sprawne dłonie – dodał tym razem już wracając do typowego nabijania się, jak to miał w zwyczaju.
– Przemyśl to, taka okazja może się zdarzyć jeden raz w życiu – mówił tu już o wyjeździe, a nie o tym, żeby się wspólnie pomacali, bo tu był pewien, że okazja się jeszcze nawinie nie raz.
sadie mansley