wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Mógł czasem udawać ostatecznie zblazowanego dzieciaka, który tak naprawdę do szczęścia nie potrzebuje nikogo i niczego. Mógł nonszalancko snuć się po swoim życiu z dnia na dzień, robiąc nic - w końcu było go na to stać zarówno emocjonalnie, jak i ekonomicznie. Mógł zamknąć się w czterech ścianach albo tych meandrach swojego umysłu, niedostępnych dla przeciętnego zjadacza chleba. Mógł robić to wszystko na zmianę, kapryśnie jak złośliwy gówniarz, którym w końcu nigdy być nie przestał. Oczywiście, mógł, z tym że do swojej egzystencji na tym pierdolonym padole łez potrzebował paliwa. A to stanowili dla niego ludzie, ludzie z krwi i kości, karmiący go każdego jednego dnia swoimi emocjami, sukcesami, beznadzieją czy czasem nawet przezroczystością. Wzniosłe umysły tego świata wierzące w taką czy inną Bozię łaskawie spoglądającą z portretów pewnie określili by go mianem nieznośnego emocjonalnego wampira, ale jak trzydzieści kilka lat chodził już po Ziemi, tak nie słyszał bardziej irytującej go kalki. Nagle naszła go jednak myśl o tym, że coś musiało w tym być.
Był w drodze. W Australii w drodze bywał rzadko, raczej skupiając się na ładowaniu akumulatorów we własnym domu, ale bywały takie sprawy, które wywlekały go z łóżka. W Los Angeles czy Londynie mógł funkcjonować jak najdoskonalszy okaz salonowego lwa, nigdy nieznudzonego towarzystwem, zamętem, zamieszaniem, ale tutaj wszystko mu się jakby magicznie przełączało i zostawał izolującym się od wszystkiego i wszystkich bubkiem. Nagle przypomniała mu się jedna z ostatnich zawodowych rozmów i niczym urywki z przeszłości, przed oczami śmignęły mu stop-klatki z jednego z shyamalanowskich thrillerów. Z tym swoim specyficznym rozdwojeniem jaźni poczuł się właśnie jak jedno z wcieleń bohatera Splitu, i cóż, mógł nie być największym fanem kolegi po fachu, ale musiał mu przyznać jedno - jego filmy niemal zawsze zbudowane są na fundamencie traumy, i to niemal zawsze płynącej z połamanych rodzinnych relacji. O mało nie zaśmiał się w głos, bo brzmiało to trochę jak najdoskonalsza reklama terapii, na którą uczęszczasz z samego tylko powodu że urodziłeś się u Remingtonów.
Nie zaczął się nerwowo śmiać, bo obiecał sobie, że będzie profesjonalny. Tematy na filmy zwykły znajdować się same, i choć zwykle na jego miejscu w temacie robienia researchu byli bardziej odpowiedni ludzie, tym razem postanowił spróbować sam. Owszem, umawianie spotkań biznesowych w dosyć randomowych miejscach również powinno go bawić, szczególnie gdy okazywało się, że tym miejscem ma być dom pogrzebowy. I że druga strona uznała propozycję jego asystentki za kurewsko nieśmieszny żart. Chyba jedynie z tego powodu postanowił zmarnotrawić swój cenny czas.
A może znowu? To w końcu jak pójść do kina by trochę pobać się z chłopcem, który widzi duchy. Gorzej, jeśli wyjdzie się srogo zdruzgotanym depresyjną wizją zaświatów. Mimo wszystko stał w jakimś wątpliwie gustownym pokoiku pożegnań, odstawiony w swoje - wysoce za to gustowne - ciuchy i aż śmierdział tym, że nie pasuje do takiego miejsca. Czy to wystarczy by opuścić ten budynek?
Nie, gdy ledwo kilka metrów obok niego pojawiła się główna zainteresowana. Nie wystawiłby damy. Był w końcu gentlemanenem.
Dobre kurwa sobie, powinien się udusić ze śmiechu.
- Jak widzisz nie zwykłem żartować - zauważył trzeźwo, zastępując tym zdaniem jakiekolwiek powitanie.
A potem uśmiechnął się najbardziej czarująco jak potrafił.
Dzień zapowiadał się cudownie i wcale nie chodziło o to, że jego rozmówczyni miała doprawdy idealną buzię do kompletu z cudowną parą cycków.
Opamiętaj się, Remington. Jesteś, do cholery, gentlemanem.
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
To był jeden z tych sądnych dni w zakładzie pogrzebowym. Pewnie ktoś z zewnątrz mógłby przypuszczać, że takie daty zdarzają się nagminnie w takim miejscu, ale czasami tu panowała martwa cisza aż miło. To określenie ściągnęła kiedyś od koleżanki i nadużywała go bez przerwy określając te dniówki, w których nawet śmierć odpuszczała i nie było widać klientów. To znaczy ani tych żywych ani martwych, bo czasami ci pierwsi chodzili sobie ustalić szczegóły pogrzebu. Kiedyś zauważyła nawet, że mężczyźni chętniej wyciągają do rozmowy jej skromną osobę, a przecież nie potrzebowali zanadto makijażu. Któraś złośliwa stwierdziła, że chodzi o jej biust, co skwitowała jedynie powiększeniem go następnym razem za pomocą garderoby. Nie jej wina, że natura hojnie ją obdarzyła, a ludziom łatwiej było znieść myślenie o śmierci przy arsenale pewnych, estetycznych sztuczek.
Tak było w spokojne dni, gdy bywało tak sennie, że człowiek myślał o położeniu się do nowiutkiej trumny i ucięciu sobie jednej z tych drzemek wampira. Podobno niektóre z drewnianych pudeł z atłasowym wykończeniem były całkiem wygodne i aż korciło, by spróbować się tego dowiedzieć, choć przecież zawsze istniało ryzyko, że się je zaciągnie, zniszczy i tym sposobem doprowadzi się zakład do straty finansowej. Nie, żeby jakikolwiek nieboszczyk zauważył, że trumna jest drugiej świeżości. Mimo wszystko jednak Mia wolała nie ryzykować, zwłaszcza że przy tej fali upałów znacznie częściej zdarzały się takie dni jak dziś, gdy od rana biegała jak wściekła.
Od kostnicy do zakładu pogrzebowego.
Właściciel nawet pozwolił jej pożyczyć karawan, ale i tak musiała go zwrócić, bo pogrzeby czekały, choć to wcale nie było to słynne apogeum tego dnia. Ilość nieboszczyków nie mogła być przecież aż tak przytłaczająca. Żyli w Australii i zgony nie były czymś tak zupełnie niespotykanym. Chodziło raczej o coś innego i to coś było objęte tajemnicą zawodową, bo przecież, gdyby rodzina dowiedziała się, że zgubili zwłoki to już mogliby zawieszać działalność. Z takiej historii na pewno nie wyszliby (nomen omen) żywi, więc ruszyli jak wściekli w poszukiwaniu świętego Graala, jakim była sztywna staruszka. Najgorsze, że nikt nie umiał podać jak to się stało, że ciało gdzieś się straciło i w najgorszych snach nie przewidzieli takiej sytuacji. Postawili na głowie całą okolicę przeczesując dyskretnie tereny, bo jak oni się wytłumaczą, gdy ktoś znajdzie staruszkę w galowym stroju i pełnym makijażu.
To brzmiało jak jakaś denatka psychopaty. Chyba jednak to rozwiązanie byłoby lepsze niż to, na które wreszcie wpadli i które sprawiło, że włos zjeżył im się na głowie. Musieli improwizować i to tak bardzo, że ta mistyfikacja miała się śnić Ginsberg po nocach. Jak i cała reszta, ale obiecali sobie solennie, że nie zdradzą jednej z tych frapujących tajemnic. Słowa mieli dotrzymać wszyscy, czego symbolem miała być przysięga krwi. I właśnie wychodziła z sali z nożem w ręce, zaaferowana tą sprawą i jej skutkami, gdy nagle zaczepił ją dżentelmen, który pewnie również chciał kogoś pochować.
Przynajmniej tak jej się wydawało do momentu, w którym nie przyszło mu się odezwać, a Mia stwierdziła, że całe szczęście, iż wzięła nóż. Najwyraźniej miała dobre przeczucia, bo wszelkich producentów traktowała z równą wrogością co akwizytorów. Ostatnio ich wizyty nasiliły się, bo szukali klucza do historii o Mindy i to ona miała być tym wytrychem.
- Powiedziałam już twojej asystentce, że to są żarty i nie mam zamiaru brać udziału w żadnym dziele o wątpliwej treści- teraz jednak była całkiem asertywna i nawet miła, mimo że w ręku trzymała ostry nóż i miała jeden z tych naprawdę kiepskich dni.
Takich, po których już pragnęła się zakopać gdzieś daleko i wywiesić karteczkę z napisem nie przeszkadzać. Ciekawe czy do tego durnia by to dotarło.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Zwykł uważać, że pewną domeną artystów było to, że już nic, zupełnie nic nie powinno być w stanie ich jeszcze zadziwić. Dosyć pewnie więc zakładał, że w swoim nie krótkim już wcale życiu widział już doszczętnie wszystko i tak ślizgał się po tej specyficznej, zupełnie nowej normalności wyznaczanej przez brak żadnych zasad, norm i choćby szczypty przyzwoitości. Tą ostatnią zapewne akurat wyniósł z domu, w innych okolicznościach mógłby zapewne twierdzić, że wyssał z mlekiem matki, ale nadal nie uważał, że kobieta która go urodziła przejmowała się tak przyziemnymi kwestiami jak stałość posiłków własnych dzieci. Wszystko zrzucał więc - a jakże - na wiecznie nieobecnego w swoim życiu ojca, i zamiast wykorzystać to jako najlepszą z nauk, właściwie ślepo powielał jego wzorce, stając się jego nieodrodną kopią. Nawet fizycznie podobny był przecież bardziej niż Dick.
Pewnie ta obojętność na sytuacje nietypowe pozwoliła mu się właśnie histerycznie nie śmiać, kiedy stał sobie niczym jeden z honorowych gości w holu jakiegoś lokalnego zakładu pogrzebowego i stawać się samozwańczym ekspertem od kwiatów (sztucznych, swoją drogą) kiedy przesuwał palcami po płatkach jednej z lilii. Podobno symbolizowały niewinność, ale sam Clarence nie sądził że ktokolwiek kto przekracza próg tego przybytku w kawałku trumny ową jeszcze posiadał. Nie uważał się jednak za godnego tego, by to w tym momencie wyciągać - nie, kiedy większość ludzi których spotka na swojej drodze to jego uważa za najdoskonalszego reprezentanta piekieł na ziemi.
Odwrócił się nagle, kiedy zrozumiał że dołączyła do niego autorka całego zamieszania, choć może lepiej - tego zamieszania cel.
- Powinienem się pogniewać - odpalił w odpowiedzi, posyłając jej jeden z tych swoich firmowych, czarujących uśmieszków, co to trafiały bez pudła w niewieście serca, powodując za często że owe dziewczęta zdecydowanie zbyt szybko traciły dla niego głowę. Remingtonowie mieli ten trik na wyposażeniu od zawsze, można było rzec, że ten numer był ich specjalnością, nikt nie mógł winić i Clarence'a że zdecydowanie za bardzo go nadużywa. Przesunął spojrzenie niżej, przyglądając się nożowi, który dziewczyna trzymała w dłoni i przez dosłownie moment zastanawiał się, czy to na pewno takich narzędzi należało używać, kiedy przychodziło do oporządzania zmarłych, ale całkiem świadomie uznał, że nie jest to jego sprawą - w końcu ani on, ani nikt z jego bliskich jeszcze nie pożegnał się z tym światem - i postanowił o tym zapomnieć. Zapomnieć, ale nie przemilczeć.
- Doceniam jednak odpowiednie przygotowanie - wskazał na ten jej nóż, licząc że może jednak go odłoży. Żaden był z niego cykor, ale czułby się bezpieczniej, gdyby miała wolne dłonie. - Jak i brak chęci monetyzowania swoich pięciu minut sławy. Nie będę cię namawiał - dobre, kurwa, sobie. - Chciałem się tylko przekonać czy faktycznie jesteś taka pyskata, jak mnie ostrzegano - i cyk. Zupełnie naturalnie od próby zorganizowania sobie całkiem gorącego tematu do opchnięcia Netflixowi przechodził sobie do momentu, w którym zaczyna flirtować z dziewczyną którą zna całe kilkanaście sekund.
W zakładzie pogrzebowym tego jeszcze nie robił. Nie flirtował, znaczy się.
Był w końcu gentlemanenem, prawda?
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Nie była nigdy jedną z tych dziewcząt, którym marzyła się wielka kariera w Hollywood. To Mindy miała takie zadatki z burzą swoich blond loków, z rozmarzonym spojrzeniem błękitnych tęczówek oraz z uśmiechem, w którym dało się policzyć wszystkie zęby. Przynajmniej przed tym całym upadkiem, bo potem już Ginsberg nie miała czego liczyć.
To była jej własna ironia losu, że to ona, dziwna dziewczyna z zakładu pogrzebowego miała przyciągać producenta, który zwietrzył okazję. Brzmiało to jak coś po czym jej szanowna psiapsi miała się obracać w trumnie i mało brakowałoby, a Mia życzyłaby jej, żeby ciągle nakurwiała w trumnie salta.
Tyle, że jej to zainteresowanie wcale nie schlebiało, a tego dnia wręcz ją dręczyło, bo do cholery, gubienie nieboszczyka to jest już mocno stresujący moment, a gdy weźmie się do tego jeszcze wizytę gościa, który nie rozumie nie, dzień zapowiada się na kiepski.
Może i przesadziła z tym nożem, bo przecież mieli zawsze stać frontem do klienta, ale przecież do cholery, ona tak wcale niespecjalnie. Nawinął się (Clarence, nie nóż) i musiała improwizować zastanawiając się nadal nad wyjaśnieniem swojemu szefowi jak można pomylić ciało.
Zamiast tego jednak musiała zderzyć się z typowym samcem alfa, który owszem, był przystojny (oczu sobie nie wydłubała) i pewnie przez to był zupełnie rozpieszczony przez kobiety. W bractwie za takimi przepadała- testosteron lał się hektolitrami i byli bardzo uroczymi chłopcami, póki żadna nie zaprotestowała. Wtedy zamieniali się w równie uroczych napastników, choć Mia widziała w nich głównie dzieciaki, którym nikt nigdy niczego nie odmówił. Pan producent chciał film i najwyraźniej chciał go bardzo, skoro pokusił się o odwiedzenie jej tutaj bez sztabu asystentek z ich wielkimi czekami. Takimi, które mogłyby sprawić, że miałaby dom, więc sprawa była kusząca. Tyle, że średnio rozwojowa, bo Ginsberg nie zamierzała się sprzedać za pięćdziesiąt metrów kwadratowych, choć sama domyślała się, że to było mocno głupie.
Z tego też powodu jednak na starcie nie pokazała mu drzwi, a postanowiła zabawić go rozmową będąc rzecz jasna, uprzejmą dziewczynką.
Mało brakowało, a zaplotłaby włosy w warkoczyki i jak ta Wednesday Addams oprowadzała go po swoim ulubionym miejscu na ziemi, gdzie w trumnach równiutko leżeli ludzie martwi. Może o tym powinien zrobić film, a nie o suce, która nie powinna być znana z umierania?
Cholera, to brzmiało jak nowy viral.
- Słuchaj no… - nie pamiętała jednak jak się nazywa, a nie przedstawił się jej, więc skończyło się na jej dobrych chęciach. - Może i na inne dziewczyny działał twój całkiem wyględny ryj i cudowna gadka, że jestem inna niż wszystkie, ale nie na mnie. Jeśli chciałeś się przekonać czy faktycznie jestem mocno pyskata to bingo, jestem, a teraz możesz już poszukać innego tematu. Słyszałam, że ludziom giną w tej okolicy krasnoludki, może to ciekawsza historia niż laska, która przekręca się z balkonu pod wpływem alkoholu, co?- i tylko ona wiedziała co (i kto) za tymi krasnoludkami stoi, ale o tym już nie zamierzała mu opowiadać.
Tak właściwie jak dla niej to spotkanie i cały dzień już mógłby się skończyć.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Ten stan to była prawdopodobnie najlepsza rola jego życia. Tak było od zawsze. Od małego, malutkiego, a przynajmniej od kiedy pamiętał. Trójka nieznośnych, bananowych dzieci, troje zupełnie nowoczesnych muszkieterów wychowywanych bez żadnych ograniczeń czy bata na dupę. Każde jedno - jego brat czy ta niezdarna gówniara gówniara, która została tego brata żoną (dorastanie w środowisku będącym encyklopedyczna definicją hasła to skomplikowane niczego nie ułatwiało) - było niedorzecznie wręcz rozpuszczone, a w tym wszystkim był jeszcze Clarence. Ten, którego nie dało się zadowolić. Ten, który wiecznie się czymś nudził, standardowe zabawy nie były dla niego, większość kolegów (dobre, kurwa sobie, idiotów co najwyżej) było dla niego zbyt głupich, zbyt płytkich, zbyt tępych. Wiecznie zblazowany mały dorosły, który cały czas chciał więcej, ale najlepiej gdyby nic się jednak nie zmieniało. Zapominalski, nieodpowiedzialny, niezorganizowany, szałaput. Ten, któremu wiecznie wygrażano paluchem, i ten przy którym jego starszy brat wychodził na wzór cnót. Dobre, kurwa, sobie.
Może z tego powodu więc w dorosłym życiu odbijał sobie trochę ten specyficzny brak dziecięcej radości z czegokolwiek, kiedy był na nią najlepszy czas? Teraz chciał się bawić, nie odpowiadać za nic przed nikim, niczego się nie bać i z niczym nie liczyć. Zaśmiał się więc, w momencie, w którym zdał sobie sprawę z tego, do jakiego stopnia musi swoim jestestwem irytować młodą damę stojącą przed nim. Z tym niewiele mniejszym od niej samej nosem wydawała się do prawda naprawdę groźna, ale cały potok słów, który opuścił jej śliczną buzię w pewien sposób skradł jego serce. Brakowało mu w swoim otoczeniu takich ludzi. Prawdziwych. W nieobraźliwy sposób zwyczajnych. Z problemami, a problemem Mii Ginsberg najwyraźniej było to, że ona wcale nie chciała być znana.
Czy mógł ją za to winić?
- Remington - dokończył więc jej wers, przedstawiając się z nazwiska - zwykle w końcu to ono otwierało przed nim doprawdy wiele drzwi (i jeszcze więcej par nóg), ale szybko zreflektował się, że w jakiś sposób, na ten moment skomplikowany, ale zawsze sposób, powinien uszanować jej wybór i przestać być taką marketingową harpią. - Ale możesz Clarence, skoro już nie jestem tutaj zawodowo - pewnie. Osiem ciężko było w to niektórym uwierzyć, ale Clarence Remington nie był z tych co to ludzi do czegokolwiek zmuszali. A przynajmniej zwykle tak nie bywało. Kiedy jednak się rozkręciła i słowo za słowem rozpościerała przed nim swój monolog, trochę wzdychał, trochę przewracał oczami, trochę się wiercił.
- Już? - zapytał kontrolnie, bo a nóż-widelec okaże się, że najlepsze zostawiła na za chwilę, a nie chciał być chamem. Kiedy jednak nie było kontynuacji, sam się odezwał: - Za ten ledwo wyględny ryj powinienem się obrazić, ale szczęśliwie taki nie jestem. Bo, pani śliczna, jestem w stanie zrozumieć że zamieszanie wokół tej nawalonej suki, co to nie potrafiła być nawet ostrożna - świeć panie nad jej duszą - to było silniejsze od niego, bo urwał i cicho parsknął śmiechem. - Może być irytujące, więc miejmy ją w dupie. A w tematach dla zjadanych nastolatków nie gustuję, zostawię więc temat krasnoludków tam gdzie ich miejsce - gdziekolwiek by to nie było. - Ale skoro tak dobrze wychodzi ci znajdowanie tematów na kolejne głośne sznury Netflixa, to skoro już wzajemnie i tak zajmujemy sobie czas, może dasz się zaprosić na obiad? Na rogu - kiwnął nawet w konkretną stronę. - Jest knajpa. Tam przynajmniej nie będziemy niepokoić Bogu ducha winnych nieboszczyków - palnął i poczuł jak przechodzi go dziwny chłód. Kim do cholery byłeś, gnojku, żeby oceniać czy ktoś się w ogóle do tego nieba nadaje?
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Miała do czynienia z takimi przyjemniaczkami. Ba, Mia Ginsberg podejrzewała, że gdyby miała się doktoryzować to właśnie z takich znajomości z ludźmi, którym wydawało się, że wystarczy pomachać platynową kartą kredytową pod nosem, a wszystkie drzwi stoją przed nimi na oścież. Nie, oni jeszcze czekali aż rozłoży się gruby, czerwony dywan, po którym będą stąpać z tymi swoimi laleczkami, które dla odmiany pompują botoksem, a nie powietrzem. Wszystko po to, by rozmiar D wybitnie odwrócił uwagę od niedoborów w strefie intelektualnej partnerki. Nie zamierzała jednak tego krytykować wychodząc pewnie ze słusznego założenia, że ich cyrk, więc i ich małpy, a klaun pewnie i też się załapie, bo przecież tacy ludzie przyciągali followersów jak lep muchy.
Właściwie mogła to wyczytać z jego nienagannej aparycji i obyciu, które miało jej (zapewne z tym rzuconym nonszalancko) nazwiskiem uświadomić, że jest grubą rybą, więc powinna dostosować się do szeroko panujących trendów i dać mu się trochę poznać. W końcu taka okazja nie zdarza się za często, prawda?
Już widziała jak Mindy kręci w trumnie piruety w tę i z powrotem, bo Mia była taka durna, że nie wykorzystała okazji. Pewnie uśmiechnęłaby się raz czy dwa, on by ją rozwiedziczył i bach, niedługo byłaby gwiazdą tik- toka, it girl, która w Australii świeciłaby triumfy.
Wystarczyło tylko być umiarkowanie milszą, a przecież jak się postara, potrafi!
To wcale nie tak, że zesłali ją na wygnanie do kostnicy, bo żywych klientów odstraszała notorycznie. To na pewno tak nie było.
- Clarence to imię dla kobiety. Twój ojciec chciał córkę czy co? - od razu przeszła do rzeczy zakładając ręce na piersi i mierząc go spojrzeniem od góry na dół. Pewnie, gdyby obok stał jakiś dorosły to dostałaby solidną burę, że tak się nie robi i zaraz pójdzie do kąta, ale Mia Ginsberg nie zamierzała przestać. Skoro się już przedstawił, musiała to sobie utrwalić, by potem sobie go wygooglować jak zrobiłaby każda dziewczyna w jej wieku. Nawet tutaj w zakładzie pogrzebowym mieli Internet i pamiętała ten szalony czas, gdy przyłapali jednego z wdowców na oglądaniu porno. Najpierw mieli te strony zablokować, ale potem doszli do wniosku, że każde pocieszenie jest ważne, niezależnie od tego w jaki sposób się odbywa. Zostawili to więc i czasami czuła się niesamowicie dumna, gdy przyłapywała kogoś na tym niecnym procederze.
Tyle, że obecnie zamiast zajmować się tymi ważnymi sprawami w pracy, musiała tłumaczyć panu wyględnemu (ta łatka miała do niego przyrosnąć), że ona wcale nie z tych, którzy dają się zbałamucić przez obiad. Szanowała wprawdzie inwencję twórczą tego producenta, bo była głodna i nie liczyła na zbyt wiele w trakcie swojej zmiany, ale właśnie… Miała być na posterunku, a nie szwendać się po jakichś knajpach.
Potem ktoś jej nagle umrze i co ona zrobi, jeśli nie będzie w pogotowiu?
- Panie Redington czy Revington… Nigdy nie pamiętam tak idiotycznych nazwisk - posłała mu delikatny uśmiech starając się ukryć wpadkę (jasne, jasne). - Nie wiem, gdzie pan żyje i jak u pana wygląda praca, ale u mnie tak, że mam etat i podczas tego etatu muszę siedzieć przy trupach na wypadek pojawienia się kolejnych trupów. Taki mam zawód, więc pan wybaczy, ale ten obiad zje pan sobie sam, a ja tu jeszcze zostanę przez jakieś cztery godziny- wyjaśniła tak bardzo dobitnie jak potrafiła, po czym wróciła za kontuar, by pokazać mu, że faktycznie ciężko pracuje.
Niech będzie, że jako recepcjonistka w tym zakładzie pogrzebowym.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Można było w tym momencie całkiem śmiało mówić o tym, że Clarence był zaskoczony. Sytuacja taka nie zdarzała się wcale rzadko, bowiem zdążył się już w całym swoim bajecznym życiu przyzwyczaić do tego, że zwykle robi wrażenie. Ludzie, z którymi przychodziło mu się spotykać należeli bowiem do tego niewąskiego grona wątpliwych szczęśliwców, którym na tym zależało. Kiedy więc nie dość, że wychodził ze strefy własnego komfortu - w końcu nieczęsto się zdarzało, by ktoś lub coś namawiało go do tego, by gnał za jakimś tematem - to jeszcze okazywało się na miejscu, że wręcz zderzał się ze ścianą. Omal nie zaśmiał się nad tragedią własnej osoby, czuł się trochę jak jeden z tych bohaterów drugiego planu, którzy swoją miałkością robią ostatnio robotę w tych wszystkich indie-filmach, którymi brandzlują się wszyscy, kiedy przychodzi do Oscarów. A on biedny, na Boga, widział ten temat co najwyżej jako dochodowy format dla Netflixa. Westchnął ciężko, po czym zaśmiał się ironicznie.
Chyba miał uczulenie na lilie, nawet jeśli były sztuczne.
- Wow, Szekspir pewnie wziąłby to mocno do siebie. A wyglądałaś na taką, co już zdążyła wyrosnąć z etapu punchlinów skręconych jeszcze w piaskownicy - wyszczerzył się w jej stronę wysoce z siebie zadowolony. Trzeba było więcej, naprawdę dużo więcej aby choćby zbliżyć się do tego, by młodszy Remington poczuł się obrażony. Niełatwo się w końcu pozbyć karaluchów, jeśli się już rozplęgną, prawda?
- Panno - skoro mieli schodzić już na pewien poziom rozmowy, to postanowił nie być dłużny i zaczynał w tym momencie dosyć obcesowo. Wyciągnął z kieszeni telefon, odblokował go i przesunął kilka razy palcem po ekranie, jakby coś sprawdzając. - Ginsberg - oczywiście, że pamiętał jak nazywa się jego rozmówca, a całą szopkę ze sprawdzaniem tego na smartfonie odegrał tylko w ramach zemsty. - Będę tłumaczył to sobie tym, że długotrwała współpraca z nieboszczykami może odrobinę zawyżać standardy co do tych żywych przedstawicieli gatunku, ale umówmy się zatem, że pojawiam się tutaj, aby przypomnieć jak bardzo ci drudzy są upierdliwi - rzucił w jej stronę zadziorny uśmieszek. - Możesz więc twierdzić, że mam kobiece imię, albo że mojego nazwiska nie przeczytasz na swojej suszarce do włosów, ale nie powiesz, że nie jestem odpowiednio przygotowany. Niecałą godzinę temu rozmawiałem z twoim szefem i załatwiłem ci wolne na resztę dnia. Nawet nie pytaj jak doskonałą bajeczkę mu wcisnąłem - tym razem cmoknął w jej stronę, po czym uniósł dłonie do góry by klasnąć w nie bezgłośnie i lekko zbliżył się w jej stronę by mocno konspiracyjnym tonem dodać:
- Powiem ci w tajemnicy, że producenci filmowi to okrutne natręty. Są gorsi od akwizytorów - i uśmiechnął się tak, jakby za chwilę miał startować w castingu do reklamy pasty do zębów. - Jeden obiad i jeśli nie zmienisz zdania co do mojej osoby, skutecznie zniknę z twojego życia - Mia miała jeszcze ten komfort, że nie mogła wiedzieć, że Clarencowi nawet w tak banalnym aspekcie życia nie można było ufać za grosz, a on na dodatek bardzo chyba się starał by dziewczyna mogła w to uwierzyć. Już dawno nikt tak mocno nie próbował grać mu na nosie, a on jak ten ostatni szaleniec, zamiast się tym zrazić, był tym po prostu niedorzecznie zachwycony.
Mia Ginsberg zyskała swojego najbardziej oddanego fana.
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Chyba domeną wszystkich kobiet w jej wieku (to brzmiało tak poważnie, wolała określenie dziewczyna) była chęć bycia oryginalną za wszelką cenę. Mia przewracała oczami zawzięcie, gdy Mandy (była w tym specem) wypowiadała z przekąsem słowa, że nie jest taka jak wszyscy. Oczywiście, że dokładnie taka była, zupełnie jakby ktoś wziął wykrój krawiecki i ją wyciął z obrzydliwą wręcz precyzją. Nie było żadnego odstępstwa od normy, przez co była tak cholernie irytująca. Wzdrygnęłaby więc się na określenie, że jej niechęć do pana producenta jest oryginalna. Podejrzewała, że nie bardzo, bo skoro ona od pierwszej chwili czuła nieokreśloną irytację w stosunku do jego osoby to co dopiero miały powiedzieć osoby, które go znały.
Była gotowa przygotować im jakieś paczki bądź ukręcić akcję charytatywną, bo była przekonana, że te biedactwa potrzebują jej pomocy. Nie musiały nawet mrugać.
- Najlepsze jest to, że panu się wydaje, że rusza mnie pana opinia. To doprawdy urocze- podzieliła się z nim swoim zdaniem i założyła ręce na piersi, gdy odstawiał tę szopkę z szukaniem jej personaliów. Ponownie nie było to coś, co robiłoby na niej wrażenie, bo wciąż była bezdomną (to dopiero źle brzmiało) dziewczyną, która była znana z tego, że robiła makijaż pośmiertny swojej przyjaciółce.
To chyba było dostatecznie upokarzające.
- Aha. Załatwił mi pan wolne- powtórzyła za nim. - Czyli tak, jest pan jednym z tych mężczyzn, którzy z chęcią wykorzystują mansplaining i jeszcze się nim chwalą- pokręciła głową. - Dla pana informacji więc… gdybym miała dzień wolny to wolałabym go spędzić w bardziej przyjemny sposób niż drocząc się z ŻYWYMI- zauważyła i musiała przyznać mu jedno. Niezbyt głośno, bo jeszcze uznałby za komplement i Mia wiedziała to w ciemno- takim typem człowieka był. Jednak był też jeszcze niesamowicie uparty i musiała przyznać, że to jej imponowało. W końcu nawet jej własny ojciec nie umiał się o nią tak starać, więc to było całkiem ożywcze. Na tyle, że jeszcze tu stała zamiast faktycznie wykorzystać ten nagły prezent od nieznajomego i spier… uciec z tego miejsca na trochę.
Trzeba było przyznać, że pewną okolicznością łagodzącą był fakt, że Ginsberg nie bardzo miała dokąd pójść. I jeszcze faktycznie była głodna, bo najwyraźniej apetyt zaostrzali jej idioci, którym się wydawało, że jej marzeniem jest zostanie aktorką.
To brzmiało tak płytko, że niemal czuła na swoim karku oddech Mindy. Czasami jak coś wzięła lub się upiła to ją widziała i pewnie za takie historyjki pan producent dałby się pokroić, ale jego niedoczekanie.
Westchnęła jednak teatralnie, żeby nie myślał, że jest taka łatwa i sprzedaje mu się za kawał mięcha. Wróć, to źle brzmiało.
Potrzebowała jednak porządnego steku, więc kiwnęła głową.
- Jeden obiad i tylko dlatego, że nie możesz tu przychodzić i straszyć ludzi w żałobie swoją… - zmierzyła go dokładnie wzrokiem domyślając się, że ma na sobie więcej pieniędzy niż ona kiedykolwiek zarobiła ... tym- przyłożyła palec do jego piersi, a potem wzięła torebkę i wyszła na zewnątrz.
Musiała zapalić papierosa, a miała wrażenie, że jej szef na to zawsze źle patrzy. Z papierosem wyglądała nie tyle jak pracownica zakładu pogrzebowego, a jakaś funeralna utrzymanka.
Parsknęła trochę na to określenie.
- Czego ode mnie chcesz?- zapytała, by ukryć powód swojego rozbawienia.
Równie dobrze mógłby pomyśleć, że śmieje się z jego parszywej gęby.
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Zwykł uważać, że całe życie człowiek się uczy. W takim więc razie powinien spotkanie z tą dziewczyną uznać za kolejną okazję do nauki - tak właściwie jeszcze nie do końca wiedział czego, tak bardzo był na swój sposób zdziwiony. Cóż, nazywając rzeczy po imieniu po prostu nie przywykł do tego, aby kobiety dziewczyny w tym wieku nie bywały wręcz zachwycone jego skromną osobą od pierwszych minut ich spotkania. W przypadku Mii napotkał pewien opór, co pewnie bardziej standardowego przedstawiciela jego gatunku stanowiłoby najlepszy powód do rezygnacji z czegokolwiek, on jednak poczuł się co najwyżej zaintrygowany. I zamiast dać sobie spokój, postanowił wyciągnąć ją na obiad. Logika najwyraźniej nie zawsze była jego mocną stroną, ale nie zamierzał się tym przejmować.
- Zawsze jesteś taka oficjalna? - zapytał słysząc jak raz, drugi, trzeci mu panuje. Już miał błysnąć mądrością w stylu: na pana to trzeba mieć twarz i pieniądze, ale cholera, tak się upierdliwie składało że miał i jedno i drugie, a jedyne czego mógł się doczepić, to że ten pan dodaje mu lat. Skromny też jedynie bywał, Bóg jeden wie czy można to uznać za wadę czy zaletę. - Pragnę jednak przypomnieć, że to ty sama zaczęłaś - nie mógł się powstrzymać żeby akurat tego jej nie wytknąć. Miało to pewnie jakiś swój pokręcony urok, że zaczynali się zachowywać jak dwójka gówniarzy w piaskownicy, wyszukująca co bardziej wyrafinowane linijki na tego drugiego, ale może jednak wypadałoby zacząć grać tak, jak wskazywała metryka? Bez powodu w końcu człowiek się nie starzał. - I mów mi na ty. Z tym panem czuję się tak, jakbym mógł być twoim ojcem - staksował ją dokładnie spojrzeniem, z matematyki może nigdy nie był uczniem wybitnym, ale umiał ocenić że Mia jest zdecydowanie bliżej wieku w którym sama może sobie już w barze zamówić piwo, niż takiego, gdzie zza winkla w pewnych sytuacjach wyglądałby prokurator. Zresztą, nawet w tym drugim przypadku byłoby to ojcostwo bardzo naciągane, więc bez przesady. Aż się o mało nie zaśmiał do tej myśli. Drogi Boże, Clarence Remington okazywał się mieć jakieś pokręcone poczucie humoru.
- O, wojująca feministka? - zapytał bez cienia ironii w głosie. - Choć raczej muszę obalić twoją tezę. Nie przedstawiłem się twojemu przełożonemu z nazwiska, nie błysnąłem też swoim wysoce oryginalnym zajęciem, facet nie otrzymał też ode mnie z tego tytułu żadnej łapówki. Krótka rozmowa w trakcie której najwyraźniej uznał mnie za tak upierdliwego - krótko parsknął śmiechem. - O czym zresztą masz okazję przekonać się na własnej skórze - wzruszył lekko obojętnie ramionami, bo przecież doskonale wręcz wiedział że dziewczyna może go w tym momencie traktować jak ten uwierający kamyk w bucie, i to w takim niewygodnym momencie kiedy cholernie sie gdzieś spieszysz i nawet nie masz okazji zatrzymać się by go wyjąć. - W każdym razie, facet po prostu przystał na moją prośbę, żeby mnie spławić - dygnął jak jakaś nieśmiała dama przed jednym z tych śmiesznych przedstawicieli rodziny królewskiej, po czym pozwolił jej mówić.
Do momentu, w którym zaczęło jej przeszkadzać tym. Jakie znowu do cholery, tym?! Obserwował jej palec dotykający jego klatki piersiowej i nawet pozwolił sobie ująć na chwilę jej dłoń, czym wywołał zamierzony efekt - była blisko i spojrzała na niego z tej właśnie bliskiej odległości.
- Tym? - cóż, w uniwersum Clarence'a to tym awansowało właśnie do rangi komplementu. Uśmiechnął się całkiem czarująco, ale puścił jej dłoń, co by się tu zaraz nie zrobiło jakoś dwuznacznie. Albo niezręcznie. Wyszedł jednak na zewnątrz zaraz za nią i słysząc jej pospieszne pytanie, odbił kolejnym:
- Widzę, że nie lubisz trafić czasu? - Remington w Australii miał za to wolnego czasu wręcz na pęczki i zamierzał to marnotrawić jak tylko się dało.
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Parsknęła na jego komentarz o byciu oficjalnym i przez jedną żałosną chwilę usiłowała sobie wyobrazić siebie, gdy nie byłaby faktycznie taka sztywna. Pomijając już cały aspekt żartu o byciu sztywnym, dochodził do tego fakt, że pracowała w zakładzie pogrzebowym. Co on sobie wyobrażał? Traktowanie na luzie żałobników? Urządzanie łapania wieńca na pogrzebie czy może zabawy w gorące trumny podczas luźniejszej zmiany? Tak, jakoś przyrosło do niej bycie oficjalną i wcale ją to nie niepokoiło. Oznaczało to jedynie, że jest profesjonalistką i coraz częściej staje się jedną z tych żałośnie uwielbiających swoją pracę. Pewnie to też podpadało pod kategorię leczenia, bo kto normalny lubiłby malować trupy, ale jak na razie nie zamierzała się zupełnie tym przejmować. Ani jego komentarzem, na który (a jakże!) wywróciła oczami, bo przecież poza byciem pracownikiem roku, bywała też uroczą gówniarą, która nadal zachowywała się czasami niepoprawnie.
- Wiesz, z tym ojcem by w sumie pasowało. Mama mówiła, że był niesamowitym skurwysynem, a tobie dobrze z oczu nie patrzy- stwierdziła, ale powinien docenić fakt, że ta wstawka o tatusiu na tyle ją otrzeźwiła, że przestała mu w końcu panować i uznała, że może poczynić ten wyjątek i przejść z tym człowiekiem na stopę prywatną.
W sumie uporczywe nękanie upoważniało do tego bardziej niż bruderszaft, prawda?
Nie, żeby pogardziła dobrym alkoholem, który zdecydowanie pomógłby jej w znoszeniu tego mężczyzny.
- Czemu zawsze musi być wojująca feministka? Dla was każda kobieta, która otworzy usta jest już feministką i jeszcze używacie tego jako zniewagi- wygłosiła swoją opinię (bardzo odważną, zresztą), ale facet musiał mieć rację. Nie w kwestii tego, że nie zachował się paskudnie (bo może miała inne plany niż obiad), ale faktu, że jej szef dla świętego spokoju był w stanie przystać na wszystko. Sama wielokrotnie z nim testowała ten patent i była wręcz zachwycona efektami, jakie byli w stanie osiągnąć. Nie mogła więc czuć się z tego powodu aż tak źle, nawet jeśli właśnie decydowała się na obiad z samym szatanem made in Hollywood, który błyskał jej bielutkimi zębami pokroju Julii Roberts. Może gdyby jednak zdecydowała się na ten film to miałaby… Nie, nie zęby, a ładne mieszkanie, a to była zdecydowanie gra warta świeczki.
Przynajmniej mogła tego człowieka wysłuchać, ale nie zamierzała przyznać się przed nim, że ta myśl nie jest niegodna jak wcześniej. Do końca zamierzała grać zbulwersowaną, bo właściwie taniec na grobach nigdy nie brzmiał dobrze i nieważne, że cała ta sprawa dotyczyła Mindy, która znała najlepsze kroki i rozkręciłaby imprezę na swoim pogrzebie w stylu disco.
- Z tym traceniem czasu to przywilej ludzi bogatych. Biedni nie mają go za wiele do stracenia- zauważyła cierpko, ale wreszcie roześmiała się lekko, bo zabrzmiała jak jedna z tych biednych bohaterek telenowel, która w pocie czoła pracuje na swoje urocze, ale nieślubne dziecko i czeka na księcia. Z Mią aż tak źle nie było, a książęta ostatnio pojawiali się z taką częstotliwością, że chyba musiała zdjąć ten kryształ, który ofiarowała jej córka klientki na przywołanie powodzenia.
Musiała tę wiedźmę- jej matkę nieźle umalować, skoro w zaświatach sprawiła, że ten kamień zaczął działać i na dodatek wyczyniać takie cuda. Aż żal było to przerwać, bo była ciekawa dokąd to zaprowadzi i rzecz jasna, z kim.
- A poza tym to nie myśl sobie za dużo.-
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Musiał przyznać jedno - owszem, może i był w pewien sposób wręcz zaskoczony tym w jaki sposób Mia na niego reagowała, ale z drugiej strony był tym wszystkim (mocno póki co w tajemnicy) doszczętnie wręcz zachwycony. Uwielbiał ludzi, którym szybko przychodzi skracanie wszelkiego dystansu a ta dziewczyna, może i próbująca mu panować, może i niespecjalnie ukontentowana tak nagłą zmianą swoich planów, ale w przeciągu ledwo kilku chwil miał wrażenie, że to nie jest żadna świeża znajomość, tylko coś co trwa już lata. Na dziwacznych zasadach, gdzie ich głównym zadaniem jest wieczne dokuczanie temu drugiemu, ale zawsze. Nikt przecież nie mówił, że każda przyjaźń musi być słodziutka, prawda?
- Wyjątkowo uznam to ostatnie za komplement - trzeba było bowiem dużo więcej niż nazywania go - nawet nie bezpośrednio - skurwysynem, by poczuł się obrażony. Nie zamierzał jednak spoczywać na laurach ani obrastać w piórka, musiał cały czas w tej ich niepisanej grze mieć się na baczności, a raczej musiał odbijać piłeczkę równie skutecznie, jak udawało się to jego dzisiejszej towarzyszce. - Choć z tym moim domniemanym ojcostwem to i tak mocne pudło - raz, że trudno było mu po prostu na oko stwierdzić, czy dziewczyna na lat osiemnaście, czy może raczej dwadzieścia kilka, ale i tak niezależnie od realnej opcji, raczej ciężko by doczekał się dziecka mając jakieś 15 lat. Albo mniej. Jakoś go nawet otrząsnęło w ogóle do myśli o tym, że gdzieś tam po świecie mogło chodzić jakieś j e g o dziecko, ale to był najmniej odpowiedni moment na takie dywagacje. Przysunął się do niej bliżej, by zdradzić morał tej historii: - Głównie dlatego, że wolę młodsze - moze nie do końca młodsze aż o jakieś plus minus dziesięć lat, ale był mocno ciekawy reakcji tej cwaniary. A raczej tego, które pierwsze zginie od miecza, którym zaczęło wojować.
- Właśnie dlatego - zaśmiał się, słysząc jej tłumaczenia. - Po pierwsze, sama zaczęłaś wojować, wyskakując mi z jakimś mansplainingiem - ilość afer, jakie w ostatnim czasie zdążył odpalić przemysł filmowy powodowała, że Clarence miał pewnego rodzaju uczulenie na wszelkie te śmieszne i trudne socjologiczne słówka i wystrzegał się ich jak diabeł święconej wody. Teraz jednak się zaśmiał, bo poczuł się tak jakby byli jeszcze dziećmi, kłócącymi się w najlepsze w lokalnej piaskownicy. Powinien mieć doświadczenie, w końcu przerobił w swoim życiu i swoją siostrę (która w całej swojej naiwności - zachowanej zresztą do tej pory - była niebezpiecznie irytująca) i choćby młodą Atwood (która za to wymagała tyle cierpliwości, że się nigdy nie dziwił że nie starcza jej już Dickowi na innych ludzi), ale zderzenie z panną Ginsberg było dla niego czymś zupełnie nowym i w jakiś sposób ożywczym. Może nie powinien mówić tego tak wcześnie, ale cóż, bawił się wręcz doskonale. - A po drugie... Zresztą, nieważne - zaśmiał się bardziej. Przecież nie zamierzał się z nią pokłócić na śmierć i życie jeszcze zanim zajmą miejsce w restauracji, prawda?
- Na wszystko masz taką życiową mądrość? - poczuł się trochę nieswojo, bo tak po prawdzie nie wiedział co jej odpowiedzieć. Remington nigdy żadnego rodzaju biedy nie zaznał, ba - nawet nie znał strachu o to, że owa może go dotknąć, więc czuł że nie ma prawa się w tym temacie odzywać. Na pewno nie, kiedy zachodziło prawdopodobieństwo, że jego zegarek nie jest wcale wart dużo mniej niż całe miejsce pracy tej dziewczyny. Co, miał jej zasunąć że świat nie jest sprawiedliwy? No nie jest, ale to już wszyscy zdążyli ustalić. Nic nowego.
- Musisz mi zatem wyjaśnić jak d u ż o mogę - w tych tematach czuł się już dużo bezpieczniej, zresztą ten jego przeklęty, przebiegły uśmieszek który jej właśnie posyłał stawał się w ostatnim czasie jego firmowym, więc jak mogłoby być inaczej? No nie mogło być inaczej. - I idziemy? - wskazał ręką w kierunku, o którym wcześniej tak skutecznie dyskutowali. Mieli zjeść obiad, a na razie wyglądali pewnie jak jakieś kłócące się młode małżeństwo.
Małżeństwo z piekła rodem.
I got bad love
🔥
może kiedyś
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
- Bo ja się przejmuję tym, co uznasz za komplement- tak, te ich rozmowy, łącznie z teatralnym wywracaniem oczami przez nią zdawały się brzmieć jak przekomarzanki dwójki gówniarzy. Najwyraźniej żadne z nich nie wyrosło jeszcze z piaskownicy i jak Mia mogła się usprawiedliwiać tym, że była jeszcze na progu dorosłości (w niektórych krajach dopiero teraz picie alkoholu przez nią stawało się legalne), tak on już zdecydowanie powinien się wstydzić, bo był po trzydziestce i pewnie gdzieś czekała na niego żona czy partnerka.
Ginsberg nie była głupia (choć często robiła tak wrażenie) i zdawała sobie sprawę, że tak wyględny i wygadany producent musiał już gdzieś zapuścić korzenie.
Nawet jeśli był gotów praktycznie zaprzedać duszę diabłu (dobrze, trochę hiperbolizowała- jej szefowi), by z nią zamienić kilka słów.
- Niech ci będzie. Jestem raczej jak twoja młodsza siostra- przyznała mu nareszcie rację i jednocześnie odskoczyła od niego jak oparzona, gdy przyznał się do swoich gustów. Co do cholery, było z tymi wszystkimi facetami?
Nigdy nie sądziła, że szumnym wieku dwudziestu jeden lat poczuje się jak jedna z tych nieznośnych femme fatale, które uwodzą z łatwością takich mężczyzn jak pan producent. Być może innej (Mindy?) uderzyłoby to do głowy jak najlepszy szampan, ale Mia nadal wyczuwała w tym jedną z tych nieznośnych manipulacji, która polegała na zmiękczeniu przeciwnika. Jego niedoczekanie.
- I proszę, zamiast miłego człowieka otrzymałam creepa, który jest o krok od komentowania moich cycków- uśmiechnęła się tak jakby przyłapała go na gorącym uczynku i założyła ręce na piersi. Już była o krok od całkiem kwiecistego wyjaśnienia mu jak bardzo nie trzeba wyskakiwać z mansplainingiem, bo to fakt i dzieje się na jej oczach co dnia, ale przecież wiedziała, że walczy z wiatrakami. Wystarczyło tylko lepiej spojrzeć na tego producenta i okazywało się nagle, że mężczyzna jest śliskim typem, który otrzymywał pewnie wszystko pod swój nos, więc mogła go z łatwością zakwalifikować do grona rozpuszczonych do cna bachorów. Nie zrobiła tego (jeszcze), bo była ciekawa, jaką propozycję i na jakich warunkach przedstawi jej ten jaśnie pan.
Nie zdecydowała wprawdzie, jakie będzie jej stanowisko, ale nadal była głodna i spragniona, a sądząc po jego doborze butów i zegarka musiał być jednym z tych, którzy niesamowicie dobrze karmią. Przynajmniej taką miała nadzieję, bo w innym wypadku pewnie zmarnowałaby czas na przepychanki z idiotą.
- Tak, mam taki zeszycik z aforyzmami na każdą okazję. Nie prowadzisz takiego jako producent?- dogryzła mu więc i ruszyła przed siebie czując się w obowiązku, by przypadkiem obcy przechodnie nie uznali ich za jedną z tych uroczych parek, które kłócą się tylko po to, by po chwili się godzić.
Wówczas uznałaby, że to jej prywatna porażka, a jak wiadomo, tych wystrzegała się obecnie jak ognia. W końcu w tym roku zaliczyła już śmierć przyjaciółki i eksmisję- los musiał wreszcie okazać się bardziej łaskawy, choć jak na razie zamiast porządnego M4 z balkonem zsyłał jej jakichś ignorantów, na dodatek zakochanych w jej osobowości (tak).
- Tak właściwie to wolałabym, żebyś się w ogóle nie odzywał, ale to chyba nie jest opcja, nie?- upewniła się, ale kiwnęła głową i dała mu się prowadzić przed siebie. Gdzieś czekała na nich knajpka (Mia miała nadzieję, że ta z włoskim jedzeniem) i trochę wina, które miało sprawić, że będzie bardziej przystępna.
Usiadła naprzeciwko niego i otaksowała go wzrokiem. Do tego ciekawego spojrzenia należało przywyknąć, choć Clarence (biedactwo!) nie zdawał sobie sprawy, że dziewczyna właśnie wyobraża sobie jakby wyglądał po śmierci.
To się chyba zwało zboczenie zawodowe, choć jeszcze nie był tego taka pewna.
Może po prostu była dziwna i te wszystkie śmierci rzuciły się niepokojąco na jej świeżą psychikę.
Ucierpiała ona zdecydowanie.
ODPOWIEDZ