*disclosure when a fire starts to burn playing in the background*
: 13 sty 2024, 22:31
009.
Teraz zbierali tego żniwo. Ich nić porozumienia, którą budowali dość wytrwale i z trudem ze względu na ich ścierające się nieco charakter i odmienne podejścia do wielu kwestii, poszło w zapomnienie. Ich pierwsza wspólna zmiana była cholernie dziwna i nienaturalna, druga i trzecia również. Marcy sam nie potrafił stwierdzić, czy zupełnie się nie składało, aby porozmawiali, bo ciągle coś się działo i restauracja była wiecznie pełna, czy po prostu obydwoje szukali wymówek, aby tego nie robić. Jedyną okazją do tego tak naprawdę były przerwy na fajkę, które był jakby krótsze i też nie do końca wydawało się na miejscu, aby się pozbawiać tego momentu odcięcia na rzecz układania tego między sobą. Albo, po raz kolejny, była to wygodna wymówka, aby dalej udawać, że nic się nie stało. Marcy mógł być jednak człowiekiem, który mówił mało, ale nienawidził niedopowiedzeń i napiętej atmosfery w pracy. Było to ostatnie, czego tutaj chciał, a doskonale wiedział, że napięcia w kuchni są jak wirus i łatwo się przenoszą na innych. I powodują plotki, a to raczej ostatnie, czego chcieli. Dlatego kolejna zmiana była momentem, w którym uznał, że musi coś z tym zrobić. Byli już właściwie na finiszu — gości było coraz mniej, a godzina zamknięcia się zbliżała coraz bardziej, więc mogli zrobić chwilę przerwy i zacząć sprzątać. Widział kątem oka, jak Lenny wychodzi do tyłu, zapewne żeby zapalić, gdy rozdawał zadania ekipie, aby każdy wiedział, gdzie i co sprząta, gdy już skończą przerwę. A gdy wszyscy wszystko wiedzieli, poszedł zapalić, co absolutnie nikogo nie zdziwiło. Wyszedł na zewnątrz, nieco zwalniając w drzwiach, gdy spojrzał na palącą Lenny. Przerzucił fartuch przez ramię, zatrzymując się obok niej i odpalając swojego papierosa.
— Powinniśmy pogadać — odezwał się dopiero, gdy zdążył zaciągnąć się dwa razy. Stał obok niej, w niewielkiej odległości, więc nie musiał mówić zbyt głośno. Nie patrzył jednak na nią tylko przed siebie, dalej paląc, a wolną rękę wsuwając do kieszeni spodni.
— Nie musimy teraz — dodał, żeby nie myślała, że przyszedł jej zabrać przerwę. — Zamykam dzisiaj, zostaniesz? — zapytał lakonicznie, przenosząc na nią wzrok. Będzie pusto, ale jednocześnie nadal będą w pracy (chociaż czy to coś zmienia, skoro zdecydowanie nie traktowali tego miejsca jako neutralny grunt?). — Mogę Cię potem odwieźć, jedziemy w podobnym kierunku — nie raz padło już to, że obydwoje są rzeczywiście z Lorne, więc mógł ją zabrać, jeśli chciała. Nie zamierzał jej jednak do niczego zmuszać, dlatego czekał na jej odpowiedź w skupieniu.
elena castellano