opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
To zabawne, bo chociaż wiedział, że zdążyła go szczerze polubić — w końcu nie tylko na to zasługiwał, ale też nikt nie potrafiłby udawać aż tak — to jakoś nie przyszło mu do głowy, że mogłaby to jego nagłe zaangażowanie w tę relację podzielać. Nie miał siebie wprawdzie za łatwo zakochującego się typa, wystarczająco zdystansowanego też, by trzymać się raczej bezpiecznych, bardzo okazjonalnych relacji. A tu nagle pojawiła się Thea i trochę to wszystko do góry nogami wywróciła, ale na szczęście nie na tyle, by postanowił, że czas uciec w popłochu, zanim znów dotrze do etapu, gdy mu ktoś serce złamie. Nie posądzał jej wprawdzie o to, że okradłaby go bez mrugnięcia okiem, ale jakoś wiarę stracił w powodzenie i długotrwałość związków, nic osobistego.
Uśmiechnął się szeroko i dotknął nawet ręką policzka, jakby sprawdzał, czy jej słowa wywołały na niej takie rumieńce, jakich się spodziewał. Nie przejmował się wcale, że mówiła to wszystko w ramach czystej złośliwości, pozostając raczej nadal tak samo zadowolony i dumny z siebie.
— Możesz się nimi podzielić. Nie będę płakał — dał jej słowo, zachęcając ją. Miał tym samym nadzieję, że przesadzała i nic, co zamierzała (lub nie) mu powiedzieć, nie będzie wcale tak okrutne, jak zapewniała. Nie było sensu, by zabijać to miłe spotkanie przesadnymi złośliwościami, szczególnie że przecież otwierał się przed nią, dzieląc historią swojej rodziny — w której pozostawał niedocenionym księciem. — Nie do końca, ale Salma jest temu najbliższa — wyjaśnił. Jedynie dlatego, że była najbardziej odporna na głupoty, jakie wydawał i najbardziej wspierała Freddiego — ogólnie, w życiu, a nie w naiwnym przekonaniu, że w jego żyłach płynie błękitna krew.
— Już tak całkowicie? — zapytał, bo nie wiedział, jak daleko szło to jej zapewnienie. Czy wyrzekła się całkowicie marudzenia, czy to jedynie przejściowy etap i brała pod uwagę, że kiedyś ulegnie zmianie? Było to stosunkowo dla niego ważne, więc skoro już zahaczyła o ten temat, to nie miałby nic przeciwko gdyby dodała coś więcej! — Oczywiście, jeśli tylko chcesz — zapewnił ją. Był gotów podpisać jej taki papier, bo nie sądził, by miał nadejść dzień, w którym chciałby się wyprzeć tego, że kiedyś faktycznie dedykował jej Madonnę. I to w czasie, kiedy nawet nie do końca się lubili!
— Wspaniale. Sprawiasz, że moje wielkie ego jeszcze bardziej rośnie — zapewnił ją i nawet — chyba nieco niespodziewanie — pozwolił sobie pogłaskać ją po twarzy. Uśmiechnął się zaraz z rozbawieniem, chcąc trochę za nim ukryć, że ten gest zaskoczył jego samego, bo był może odrobinę zbyt niespodziewany i śmiały.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Zdecydowanie nie posunęłaby się do niczego takiego. Nie tylko dlatego, że była bogata z domu, a jej rodzice nie do końca wiedzieli, jak radzić sobie z dzieckiem, które przeszło załamanie nerwowe i depresję, więc płacili jej za życie bez mrugnięcia okiem. Ale też dlatego, że była na ogół porządnym człowiekiem. Oraz dlatego, że rzeczywiście szczerze go lubiła. Nie była do końca pewna jak bardzo, bo jednak sporo rzeczy dopiero do niej stopniowo docierało, odrobinę zmieniając pogląd na to wszystko. I chociaż Thea nie mogła mówić o tym, że miała jakieś szczególnie złe doświadczenia w kwestii długotrwałych relacji, to jednak zawsze była w tym zakresie stosunkowo ostrożna i wyważona, nigdy nie stawiając tego na pierwszym miejscu. I chociaż od czasu, gdy musiała przewartościować swoje życie, wszystko nieco się zmieniło, to jednak zaangażowanie w cokolwiek tak naprawdę nieco ją przerażało. Tylko że prawda była jednak taka, że przecież i tak już się zaangażowała, skoro dość mocno dopuściła Freda do siebie, mimo początkowych problemów.
Podejrzewam, że nie będziesz. Ale staram się być tu lepszym człowiekiem i poskromić swoją złośliwą naturę wobec Ciebie, doceń to po prostu, okej? — pokręciła lekko głowa, jakby bo najmniej była rozczarowana i nieco zasmucona faktem, że zamiast ją docenić, ciągnął ją za język. Postanowiła jednak odpuścić sobie wdawanie się w szczegóły, bo po pierwsze nie było to nic ważnego, tylko mniej lub bardziej złośliwe przytyki, które dość naturalnie pojawiały się w jej głowie, a po drugie i tak jej to już umknęło, bo skupiła się na innych kwestiach.
To tym bardziej cieszę się, że dostała super prezent — uśmiechnęła się bardzo wesoło na tę informację. Co prawda już na jarmarku wywnioskowała, że Freddie całkiem lubił swoją siostrę, a więc musiała się w tej roli sprawdzać, ale wiadomo, że zawsze lepiej mieć potwierdzenie.
Zaśmiała się lekko na jego pytanie, a potem przekrzywiła głowę, przyglądając mu się nieco z wyrazem twarzy nieco trudnym do rozgryzienia.
Hmmm… — mruknęła, przeciągając nieco ten moment zastanowienia, jakby rzeczywiście potrzebowała na to czasu. Prawda była jednak taka, że jej myśli w tym momencie powędrowały w zdecydowanie innym kierunku i ostatecznie potrzebowała kilku sekund dodatkowo, aby przypomnieć sobie, co takiego miała powiedzieć. — Chyba tak — przyznała ostatecznie, wcale nie kłamiąc. — Ale nie możesz mylić narzekania na Ciebie że zwykłym marudzeniem i drobnymi złośliwościami, gdybym przestała to robić, to nie byłabym sobą, tylko kimś innym, a to zupełnie bez sensu — powiedziała to takim tonem, jakby co najmniej cytowała jakiegoś filozofa i sprzedawała mu sekret szczęśliwego życia, czy coś. Tylko lekkie rozbawienie na jej twarzy zdradzało, że wcale nie jest aż taka poważna w tym momencie, chociaż oczywiście nic z tego, co mówiła, nie mijało się za bardzo z prawdą.
Nie sądziłam, że to możliwe — stwierdziła nieco zaczepnie i odrobinę złośliwie, przyglądając mu się dość uważnie w tym momencie, z miną, jakby poważnie analizowała coś w tym momencie.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie wiedział, że zdarzało mu się kiepsko oceniać ludzi — kiedy obdarzał swoją byłą za dużym zaufaniem i kiedy uważał Theę za głupią kozę (aż tak brutalnie to może nie), więc nie sądził, by miał pomylić się w opinii co do niej i na późniejszym etapie. Nie musiała mu niby niczego udowadniać, ale przy okazji kolejnych spotkań samoczynnie dochodził po prostu do wniosku, że Thea była jedną z fajniejszych osób, jaka w jego życiu się ostatnio pojawiła — zupełnie niespodziewanie i nagle, zostając jednocześnie jakoś na dłużej. Co było bardzo miłe i z pewnością nie generowało w nim powodów do narzekań.
— Jakbym chciał, żebyś była lepszym człowiekiem dla mnie, a nie sobą, to byłoby to bardzo toksyczne. Możesz więc pozostać sobą, a ja potem sobie odbiję bez mrugnięcia okiem — zapewnił ją, nie szanując najwidoczniej wcale tego, że nie chciała się dzielić z nim złośliwościami. Należało jednak docenić, że Freddie był na tyle dobrym mężczyzną, że nie zamierzał wcale jej zmieniać, pozwalając być sobą — upartą i złośliwą kozą. I chociaż przekaz ten brzmiał tak poważnie, to towarzyszył mu na tyle szeroki uśmiech na jego gębie, że nie sposób było podchodzić do tego tak całkowicie poważnie. To przecież nie pierwszy raz, gdy Freddie gadał dokładnie to, co mu do sytuacji pasowało i co pierwsze mu się na języku pojawiało. Często się zdarzało!
— Oczywiście masz pełne prawo do tego. To tak jak ja nie przestanę być cwaniaczkiem, który czasami zapomina, że nie lubisz, jak ktoś wytyka ci wzrost — dał jej słowo, bo musiała pozostać przygotowana na to, że nawet jeśli chwilowo szanował tę postawioną przez nią granicę, to nadejdzie dzień, gdy o tym zapomni. I zaznaczy, że była hobbitem, który trochę jego serduszko skradł, bo pozostawała zdecydowanie piękniejsza, niż te, które pojawiły się w świecie Tolkiena. Uśmiechnął się lekko rozbawiony na jej słowa.
— Najwidoczniej ty umiesz — zapewnił ją, przyglądając się jej z równym uporem. Jej baczne spojrzenie sprawiło jednak, że Freddie miał najwidoczniej problem ze złożeniem logicznej myśli w głowie na tyle skutecznie, że wiedziony nagłą potrzebą — która mogła wcale nie być na miejscu — po prostu pochylił się w jej stronę i pocałował ją. Nie zdawał sobie sprawy wcale z tego, co wyprawiał teraz, ale chyba miał wystarczająco rozsądku w głowie, by zrobić to nieco subtelnie, dając jej samej też możliwość oceny tego, czy było to na miejscu, czy nie. Dlatego nawet ręki jeszcze nie przesunął, całując ją przez te kilka sekund dość delikatnie i subtelnie, jakby trochę badał, czy w ogóle powinien. Co byłoby zaskakujące, jeśli weźmie się pod uwagę, że tak naprawdę nie miał prawie żadnej logicznej myśli chwilowo w głowie.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Pierwsze wrażenie czasami mogło wydawać się dość mylące. Drugie też, jeśli pierwszego do końca się nie pamięta, wtedy sprawy naprawdę sporo komplikują. Cieszyła się jednak, że potrafili to ostatecznie wyprowadzić na prostą i jednak się dogadać, bo aktualnie byłoby jej bardzo przykro, gdyby nie był obecny w jej życiu. Nawet jeśli czasami nadal ją irytował, to zauważyła już jakiś czas temu, że coraz mniej było to wkurzające — rzadziej przeradzało się to w coś, przez co chciałaby się odwrócić na pięcie i kazać mu spadać, a częściej raczej budziło jakieś ciepłe uczucie gdzieś w środku, bo już dość dobrze zdążyła sobie zdać sprawę z faktu, że Freddie właśnie taki był, a ona właśnie takiego go lubiła. Bardzo.
Hmm… Ale czy to nie właśnie o to chodzi, żebym ja sama chciała być najlepszą wersją siebie dla Ciebie? — trudno było jej pozbyć się zupełnie sarkazmu ze swojego tonu głosu, bo brzmiało to po pierwsze bardzo górnolotnie, a po drugie romantycznie w ten ciężki i mdlący sposób. Dlatego też mógł bez problemu wyłapać, że ironizowała, jednak w dość żartobliwym tonie, bo rozbawienie na jej twarzy było cały czas widoczne. — Ale może lepiej się nie przyzwyczajaj, z naturą trudno wygrać — sam na pewno doskonale to wiedział przecież. Na szczęście jednak jej wcale jego natura nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. — I myślę, że jak postanowisz się trochę odegrać, to też to jakoś zniosę — westchnęła co najmniej tak, jakby tak naprawdę zamiast tego zapewnienia chciała powiedziećno bo co innego mi zostało.
To dobrze, byłoby cholernie dziwnie i jakoś niezręcznie, gdybyś nie był cwaniaczkiem — zaśmiała się rozbawiona. Spodziewała się też nieco, że w pewnym momencie może się odrobinę zapomnieć w kwestii tego, że była krasnoludkiem, więc jakoś była na to przygotowana. I wierzyła, że jeśli to rzeczywiście padnie, to zrobi to w taki sposób, że nie będzie miałą ochoty dać mu w twarz.
Tak coś czułam, że jestem jakaś magiczna — mruknęła dość cicho, chociaż wcale nie musiała głośniej, skoro byli tak blisko siebie w tym momencie. I nie chciała też, jakby trochę się bała, że jeszcze coś się teraz tutaj zmąci albo zepsuje, gdy atmosfera zrobiła się przyjemnie napięta. Rozważała dość intensywnie, czy może go teraz pocałować, jednak odnosiła wrażenie, że — mimo tego, że nie potrafiła wyrzucić tego pragnienia z głowy — biorąc pod uwagę ich wszelkie perypetie i historię, nie do końca miała do tego prawo. Nawet jeśli zdawało jej się, że wcale nie miałby nic przeciwko. W końcu zdawać się to jedno, a mieć pewność to zupełnie inna sprawa. Dlatego też, gdy Freddie znalazła się na tyle blisko, aby ją pocałować, nie musiał wcale zachęcać jej do tego, aby nie pozostała mu dłużna. Nie musiała się zastanawiać wcale, czy aby na pewno jest to na miejscu, czy może jednak nie do końca, bo tak naprawdę wydawało się to jej nagle najbardziej słuszną rzeczą pod słońcem. Dlatego też zamiast rozkładać to na czynniki pierwsze tym razem to ona pochyliła się w jego stronę, aby pocałować go już zdecydowanie bardziej namiętnie i pewnie, przeciągając to jak najdłużej. Jedną dłoń przesunęła po jego policzku na szyję, a potem na kark, drugą dość wygodnie opierając sobie na jego ramieniu. Przysunęła się do niego całą sobą, aby nie tylko było jej wygodniej, ale też żeby być o wiele bliżej, niż jeszcze przed chwilą.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Uniósł nieznacznie brew, jakby zaintrygowany jej słowami. Nie wymagał jednak pociągnięcia tematu, poruszając go w końcu. Odpuścił jej, godząc się z faktem, że nie zamierzała podzielić się myślą, o której wspomniała. Budziło to może i jakąś drobną frustrację, ale w większości rozbawienie i ciekawość. I w gruncie rzeczy wcale nie przeszkadzało mu, że może i niedługo przestanie udawać uroczą tak bardzo i jednak postawi na złośliwości, bo gdyby nie doceniał tej części osobowości Thei, to raczej tyle czasu by się z nią nie spędził.
— Prawda? Byłbym taki normalny i nudny — zmarszczył nos, wyraźnie obrzydzony tą wizją. Nie sądził jednak, by groziło mu to rzeczywistości, bo przecież trudno nazwać Freddiego przeciętnym — co zakodowane mu zostało najprawdopodobniej jeszcze w domu. Pech chciał, że nie do końca się ta jego wizja pokrywała z tym, co próbowali mu kiedyś wpoić rodzice, wybierając zaskakiwanie ich w sposób prowadzący bardziej do zawału, niż zachwytu.
— Tak trochę jesteś — zapewnił ją jeszcze. Były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział, zanim dał się ponieść nagłemu impulsowi, przez który jego usta wylądowały na jej wargach. I potrzebował niby jakiegoś niemego zapewnienia z jej strony, ale gdy tylko je otrzymał, jego dłonie od razu przesunęły się w stronę jej talii, dzięki czemu mógł chwilę później wciągnąć ją na swoje kolana, sprawiając, że pozycja stała się zdecydowanie wygodniejsza. Nie przestawał całować jej ust, gdy jedna z rąk wsunęła się pod jej top, ale nie zrobił nic ponad to póki co. Po prostu badał sobie jej nagie ciało, przesuwając dłońmi — teraz zupełnie trzeźwy i świadomy, a także czujący coś więcej, niż samo pożądanie.
— Nie wiem, czy to rozsądne — wyrzucił gdzieś pomiędzy pocałunkami — wykorzystując chwilę, którą podarował sobie na zaczerpnięcie powietrza. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że nie dał jej nawet czasu na odpowiedź i znowu odszukał jej usta, a później i szyję, na której złożył kilka pocałunków, to zdaje się, że Freddie powiedział to tylko dlatego, by dać jej ewentualną szansę na wycofanie się, gdy uważała, że może nie powinni. On uważał na przykład, że im się to zdecydowanie należało — dlatego po tej jednej, bezpiecznej myśli, którą przemycił gdzieś chwilę temu, nie czując specjalnego sprzeciwu z jej strony, ani chęci wycofania się, pozbawił ją w końcu koszulki, odrzucając ją gdzieś na bok — nie przejmując się zupełnie tym, gdzie. Mogli przenieść się do jej sypialni, mogli tu zostać. Nie było to wcale aż tak istotne, bo chciał przede wszystkim, żeby się nie odsuwała wcale, gdy ją całował z wcale niesłabnącym zaangażowaniem.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Zapewne Amalthea szłaby w zaparte, uważając przecież, że wcale nie udaje urocza, bo taka jest prawie zawsze — nawet, gdy postanowi być złośliwa. Wyjątek mogły stanowić momenty, w których ktoś naprawdę zalazł jej za skórę i na przykład z premedytacją próbował skrzywdzić czy to ją, czy kogoś innego dla niej ważne. Wtedy, nawet jeśli była mała i drobna, potrafiła się zdenerwować i być całkiem groźna. I chociaż Freddie gdzieś na początku ich znajomości, te kilka miesięcy temu, irytował ją bardzo mocno, to nigdy nie na tyle, aby pomyślała chociażby, że chciałaby mu przywalić i złamać nos. Jedyne, czego się wtedy trzymała, to potyczki słowne, w których obydwoje radzili sobie całkiem nieźle. Chociaż trzeba przyznać, że jednak o wiele milsze było to, co działo się aktualnie.
Nie była już nawet pewna, czy zdążyła mu powiedzieć, że to niemożliwe, żeby okazał się nudny i normalny, nawet jeśli byłby trochę mniej cwaniaczkiem. Dość szybko większość myśli uleciała jej z głowy, bo wolała zamiast mówić, wykorzystywać usta do czegoś innego (całowania, nie wiem, co pojawiło Ci się w głowie) i skupić się w pełni na fizycznym kontakcie z nim, odnosząc zaskakujące dość wrażenie, że chciała tego zdecydowanie dłużej, niż mogło jej się wydawać. Jej ciało samo ciągnęło do jego, a skóra pokryła się gęsią skórką, gdy przeszedł ją kolejny dreszcz podniecenia pod wpływem jego dotyku i pocałunków.
Ja też nie — przyznała na jego słowa, kładąc dłonie na jego policzkach i patrząc mu przez bardzo krótką chwilę w oczy, a w jej spojrzeniu wcale nie było widać, aby jakkolwiek się wahała. Chciała iść dalej, dlatego niewiele myśląc pocałowała go znowu. I znowu, i znowu. I potem jeszcze wiele razy, gdy skupili się jeszcze bardziej na poznawaniu swoich ciał i pieszczotach, do których żadne ubrania nie były im potrzebne, a droga do sypialni wydawała się zupełną stratą czasu, skoro kanapa okazała się bardzo wygodna — na pewno na tyle, aby spełnić ich oczekiwania w tym momencie, chociaż słaby to wyznacznik, bo nie potrzebowali za wiele poza sobą.
Czuła, że ma rumieńce na twarzy i trudno jej się oddychało przez to, jak bardzo szalało jej serce, gdy odsunęła się od niego trochę, aby zająć miejsce obok, a nie na nim, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy, żeby sobie ułatwić trochę opanowanie tego wszystkiego.
Było to niespodziewane — przyznała, odwracając głowę tak, aby na niego spojrzeć i przesunęła niespiesznie wierzchem dłoni po jego ramieniu. — I bardzo przyjemne — dodała, uśmiechając się lekko, trochę błogo wręcz, bo jednak nie mogła zaprzeczyć, że tak się aktualnie czuła. Żenujące, że wcześniej mogło jej ulecieć to z pamięci, bo był to wrażenia, które przecież powinny w niej zostać, nawet pomimo dość nierozważnego stylu życia, jaki wtedy prowadziła i mieszania leków z alkoholem w sporych ilościach. Nie powiedziała tego jednak na głos absolutnie, bo nie miała zamiaru wyciągać tej kwestii i psuć atmosfery. Którą i tak mogli zepsuć zapewne dość szybko i bez wyciągania przeszłości, bo raczej żadne z nich tego wcale nie planowało.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Potrzeba całowania jej wydawała mu się tak naturalna, jakby siedziała w jego głowie od dawna. Nawet jeśli tak było, to długo starał się o tym nie myśleć — całkowicie nierozsądnie i głupio. Wystarczyło, ze raz przekroczył granicę ich nowej znajomości, by wiedział, że było to najrozsądniejsze, co mógł tego wieczora zrobić. Chciał skupić się na całowaniu i odkrywaniu każdego, nowo odsłoniętego fragmentu jej ciała — i to właśnie robił niedługo później, pilnując, by nie odsunęła się od niego w żadnym momencie za bardzo.
Pozwolił jej na to dopiero jakiś czas później — spełnione, bardzo zadowolony i nieco zmęczony. I chociaż zajęła miejsce tuz obok, zwiększając nagle dystans między nimi, to nie sądził, by było to długotrwałe. Przekręcił się nawet lekko, by móc zawiesić na spojrzenie na jej zarumienionej twarzy, która nagle wydawała mu się nawet piękniejsza, niż chwilę wcześniej. Nie dumał nad tym, co takiego mogło to oznaczać, pozwalając sobie, by błogi spokój, który nadal odczuwał, wciąż tak przyjemnie rozlewał się po jego wnętrzu.
— Czy ja wiem? — zapytał, mrużąc oczy, jakby kwestionował jej słowa. Czy mógł nie być to odpowiedni moment na żarty? Dla każdego innego, nie dla Freddiego. — Spójrz na mnie i spójrz na siebie, nie można powiedzieć, że nie mogliśmy się tego spodziewać — rzucił trochę bezczelnie, ale z uśmiechem lekkim. Nie miał pewności, czy nie zabrzmiało to zbyt bezczelnie, jak na chwilę, która była dość miła, ale nie radził sobie z rozmowami w inny sposób — mógł albo żartować, albo przyznać wprost, że chyba stracił dla niej głowę. A rozsądnie zakładał, że to drugie mogłoby okazać się bardziej przytłaczające.
— Ale to prawda, było to bardzo przyjemne — przyznał, szukając w głowie dodatkowych słów. Nie wiedział, co dalej — jego decyzja o pocałowaniu jej była na tyle niespodziewana i nagłe, że nie zdążył ułożyć sobie w głowie niczego więcej. W każdym innym przypadku nie zastanawiałby się, co powiedzieć, jasno zaznaczając granice. W przypadku Thei nie chciał, by było to jednorazowe — ale nie sprawiało to wcale, że Freddie wiedział cokolwiek więcej. Dlatego ściągnął lekko brwi, przyglądając jej się uważnie, szukając w głowie słów, które przedstawiłyby to, o co chciał ją zapytać. — Chciałabyś to potem powtórzyć? Tak nie raz, czy dwa, ale pięć albo dziesięć? Albo sto — zaproponował. I sam nie wiedział, co dokładnie jej proponował, ale nie był w tym wybitny. Na pewno nie traktował tego tak jednorazowo — nawet mimo głupot, które plótł w tej chwili. Dla wyrównania, jednak gdy już na chwilę zamilkł, to nawet sięgnął dłonią do jej twarzy, by w czułym geście poprawić jej włosy, odsłaniając trochę jej twarz bardziej. Lubił ją bardziej, niż potrafił ubrać w słowa, ale mógł jej to pokazać, gdyby chciała, bo w tym radził sobie lepiej. Tylko niech pozwoli mu odpocząć trochę!

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Całe szczęście więc, że to chwilowe poddanie pod wątpliwość tego, czy rzeczywiście bīło to rozsądne posunięcie, szybko gdzieś się rozmyło i zostało przykryte przyjemnymi czynnościami, gdy zajmowali się sobą. Teraz już nawet o tym nie pamiętała, że rzeczywiście gdzieś po drodze padły te słowa z jego strony, a ona w jakimś stopniu je potwierdziła. Nie było sensu do tego wracać, bo przecież i tak już się stało, więc niewiele by to zmieniło, to raz. A dwa trudno było jej w ogóle uznać to w jakikolwiek sposób za nieodpowiednie i nie na miejscu, skoro nagle zdawało się to jedyną słuszną opcją, w dodatku bardzo naturalną, która pozwoliła im rozładować napięcie, które chyba gromadziło się między nimi już jakiś czas. A może nawet od samego początku? Trudno stwierdzić, skoro początkowo miało ono zupełnie inną, o wiele mniej przyjemną formę niż teraz.
Przyglądała mu się spod lekko przymkniętych powiek, nieco leniwie, nie czując zupełnie, aby musiała się gdziekolwiek spieszyć. Uniosła lekko brew, gdy zaczął mówić i nie mogła powstrzymać rozbawienia, które cisnęło się jej na usta. Daleko było jej do oburzenia czy jakiejkolwiek irytacji, trochę go już jednak znała. I co prawda nie była w stanie przewidzieć tego, co dokładnie od niego usłyszy, ale chyba byłaby trochę rozczarowana akurat teraz, gdyby zamiast jakiegoś żartu zaczął być przesadnie poważny.
Hmmm… — mruknęła tuż po tym, jak zaśmiała się cicho na jego słowa, lustrując go teraz dość uważnie wzrokiem, gdy siedział obok kompletnie nagi, wcale nie ukrywając, że jej się ten widok nie podoba. Wręcz przeciwnie. — Masz bardzo solidne argumenty, z którymi nie mogę się kłócić — przyznała, nie mając zamiaru spierać się z nim w tej debacie, skoro nie do końca była ona nawet poważna. Było to jednak całkiem miłe odwrócenie uwagi od tego, że powinni też poruszyć w jakiś sposób kwestię tego, co dalej z ich relacją, bo trudno nie zauważyć, że to wydarzenie sprawiło, że jej dynamika mocno się zmieniała.
Chciałabym — przytaknęła, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Nie musiała się nad tym nawet zastanawiać, więc jej odpowiedź padła praktycznie od razu. I nie wynikała ona tylko z faktu, jak bardzo przyjemne to było. Miało to oczywiście spory wpływ, nie oszukujmy się, że nie, ale jednak działały tutaj również emocje i uczucia, z którymi Thea chyba jeszcze do końca w swoim życiu nie musiała się zmierzyć. Bo nawet jeśli coś takiego kiełkowało w niej wcześniej do kogoś, to nie pozwalała się nigdy temu rozwinąć, przekładając nadto inne sprawy i dusząc to stosunkowo szybko, bo tak było łatwiej a czasami tak po prostu jej bardziej pasowało i wydawało się to mądrym rozwiązaniem. Teraz jednak nie chciała tego psuć i nie chciała też kierować się przesadnie rozsądkiem, tylko w końcu skupić się na tym, co czuła i może zaufać swojej intuicji. I zobaczyć, jak na tym wyjdzie. — Sto mi się chyba najbardziej podoba, ale możemy po prostu nie liczyć — zaproponowała miękko, nachylając się nieznacznie — bo przecież nie odsunęła się wcale daleko — aby go pocałować.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Sytuacja między nimi była jak najbardziej poważna. Wystawiali przecież na próbę coś na kształt przyjaźni, co zdołali zbudować i bardzo szybko rozwinąć — w szybkim tempie niby, ale w sposób zupełnie naturalny. I chociaż pesymizm nie był do końca w naturze Freddiego, to jednak gdzieś z tyłu zaświtała mu myśl, że nie chciałby przyzwyczajać się do wizji, w której wcale Thea nie pojawiała się w jego życiu — w sposób zaplanowany, lub wręcz przeciwnie — całkowicie spontanicznie.
Uśmiechnął się szeroko na jej słowa — chociaż jeszcze chwilę temu wydawało się to prawie niemożliwe, gdy był tak wyraźnie z siebie zadowolony. Dopiero przecież, gdy tamte słowa wypowiedział, przemknęło mu przez głowę, że może nie był to odpowiednia chwila i lepiej byłoby dać sobie na wstrzymanie z żartami. Poczekać, aż im rumieńce z policzków zejdą, a oddech na dobre wróci do normy. — Zawsze mam solidne argumenty — powiedział to z powagą, która wcale nie pasowała do scenerii, w której siedzieli oboje nadzy, na jej kanapie. Brzmiało to raczej tak, jakby dosłownie chwilę wcześniej skończył dyktować przeczytaną mądrość. Na szczęście jednak zdążył przyzwyczaić ją do świata, w którym Freddie Hemmings rzadko odnajduje w sobie należytą powagę, więc nie krzywiła się na cały ten słowotok, który gdzieś w międzyczasie uciekł z jego ust.
Nawet nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że wstrzymuje w napięciu oddech. Dopiero gdy zalała go fala ulgi, a on lekko odetchnął, dotarło do niego, że czekał w napięciu i nieco dziecinnym stresie na to, jaką decyzję podejmie. Bo nie chodziło tylko o to, czy zyska więcej okazji ku temu, by ją jeszcze rozebrać — na kanapie, podłodze, czy w łóżku, a raczej o to, czy będzie musiał zastanawiać się nad tym, jak się z nierozsądnego zauroczenia podnieść. Nie był w tym najlepszy, skoro zdarzyło mu się dotychczas tylko raz w życiu.
— Też jestem za nieliczeniem, bo to by było głupie. Musiałbym założyć zeszyt i wykreślać tam takie kreski, a nigdy nie potrafiłem rysować równych kresek — zdążył przyznać, zanim go pocałowała. Nie protestował wcale i nawet wychylił się nieznacznie, by znaleźć się jeszcze bliżej, rękę jakoś niedbale zaplątując w jej włosy. Odsunął się dopiero chwilę później i to niezbyt chętnie, bo całowanie Thei podobało mu się nawet bardziej, niż mógłby przypuszczać. — Możemy na przykład przenieść się do twojej sypialni, żeby było wygodniej leżeć i tam dojeść trochę zimną pizzę, ale przyda nam się energia — powiedział poważnie. W końcu nie było to kłamstwo — nie zamierzał trzymać tego dnia rąk przy sobie jakoś na długo. A skoro plany miał w głowie dość jednoznaczne, to wiedział, że rozsądnie byłoby jednak coś więcej zjeść jeszcze. Ona też nie miała szczególnie dużo czasu na odpowiedź, bo jej przeszkodził dość skutecznie, całując ją raz, dwa i nawet trzy.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Ryzyko rzeczywiście było tutaj dość spore, bo Thea polubiła jego obecność w swoim życiu dość szybko. Ale z drugiej strony być może dlatego, że nie do końca była to relacja czysto przyjacielska wcale? Nie była pewna, bo teraz taki stan rzeczy wydawał jej się nagle najbardziej oczywistym kierunkiem i nie sądziła, aby potrafiła z tego miejsca zawrócić i uznać, że było miło, ale powinni wrócić do bycia ziomkami. Gdyby on tak uznał, to pewnie nie do końca wiedziałaby co ma zrobić, bo nie sądziła, aby powrót do tego, co było, ją satysfakcjonował. Chciała więcej, nawet jeśli nie do końca na razie wiedziała, jak to dokładnie powinno wyglądać i nie potrzebowała nazywać tego jakkolwiek teraz. Może za jakiś czas, może szybciej niż później, a może wcale nie — nie chciała się zastanawiać w tym momencie, bo było jej bardzo błogo i przyjemnie i nie chciała tego sobie psuć jakimś tam gdybaniem. Dawna Thea miała tendencję do tego, aby dzielić włos na czworo, a ona aktualnie unikała nawyków sprzed lat, które nigdy jej nic dobrego nie przyniosły.
Dlatego po prostu skupiła się na nim. I na głupotach, które gadał, wplatając w nie jednak czasami całkiem sensowne rzeczy. Lubiła jego poczucie humoru, nawet jeśli czasami było — nazywajmy rzeczy po imieniu, z całą jej słabością do niego — durne, tak samo jak lubiła to, że był cwaniaczkiem jak sam wcześniej określił. No najwyraźniej sporo rzeczy w nim lubiła, nic dziwnego że tak chętnie pozbyła się jego ubrań, pozwalając mu bez większego przemyślenia na zrobienie tego samego ze swoimi.
Więzienny system tym bardziej przekonuje mnie do tego, żeby tego nie robić — przyznała z rozbawieniem, bo jednak zdecydowanie nie był to kierunek, który warto rozwijać. — Równych w sensie wychodzą krzywe, czy jedna jest zawsze dłuższa od drugiej? — zapytała, bardzo poważnie, gdy się od niej odsunął i zanim przedstawił swoją propozycję. Totalnie chciała to wiedzieć, ale chyba nie było jej tego dnia poznać tej tajemnicy. Nie narzekała jednak ani trochę, bo spędzili go prawie nie wychodząc z łóżka, w którym zjedli pizzę i robili dużo innych przyjemnych rzeczy. Zarówno tych, do których brak ubrań był raczej niezbędny, jak i tych, które można niby było robić w ubraniu, ale pewnie uznali, że nie ma co się fatygować, skoro tak było milej.

koniec, frederick hemmings :fox:
ODPOWIEDZ