Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
001.
{outfit}
Problemów na głowie miał w chuj i jeszcze jeden więcej. Odkąd wrócił do domu nie miał nawet chwili na to, by się czymś nie martwić. Po pierwsze wiadomo, jeszcze nawet nie był w stanie przetrawić tego co stało się na wyjeździe. Wciąż przed oczami miał twarz swojego przyjaciela, z której powoli uchodziło życie. To było chyba najgorsze wydarzenie w jego życiu. To jak bił go ojciec, czy jak się z nim wykłócał, były niczym przy obserwowaniu jak umiera człowiek, który był tak bliski jego sercu. Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, trzymał to głęboko w sobie i nawet narzeczonej nie powiedział za wiele. Musiał poradzić sobie z tym sam, był przecież mężczyzną, a faceci powinni sobie radzić z takimi emocjami. Nie mogli pokazywać słabości, czy nie daj boże płakać przy kimś. Benedict płakał, przy ciele przyjaciela, gdy był już zdany sam na siebie w walce z górą. Później już to się nie wydarzyło. Zszedł na dół, poinformował wszystkich co się stało i od tamtej pory na ten temat nie rozmawiał. Po prostu to było dla niego za trudne.
Po powrocie do domu czekało go kolejne niemiłe zaskoczenie. W końcu dowiedział się co wydarzyło sie z ojcem, zobaczył też pisma z banku, które wskazywały na to, że stary narobił sobie długów, które teraz Benedict miał spłacać. Wkurwił się niemiłosiernie i oczywiście od razu spróbował zasięgnąć porady prawników czy coś może z tym zrobić. Od lat z ojcem nie łączyło go nic poza czystą biologią. Nie miał zamiaru sprzątać jego bałaganu, na który zresztą sobie w stu procentach zasłużył. To jednak nie było pierwsze czym sie martwił. Morgan. O nią martwił sie najbardziej. Dowiedział sie , że matka wyjebała w kosmos i chuj wie gdzie była, a biedna Morgan została z tym wszystkim sama. Spróbował się do niej dodzwonić, ale nie odbierała. Dowiedział sie więc od SĄSIADÓW, gdzie Morgan pracuje i postanowił do niej pójść.
Nigdy nie był w zakładzie pogrzebowym i cóż, teraz to chyba nie był najlepszy moment dla niego na takie odwiedziny, ale nie miał wyjścia. Wszedł do środka i podpytał jakiegoś pracownika, czy Morgan jest w pracy. Okazało sie, że jest więc pracownik ją zawołał. - Cześć - powiedział, gdy tylko zobaczył siostrę. Nawet się do niej uśmiechnął, co nie było takie łatwe patrząc na jego obecny stan psychiczny. Zrobił kilka kroków w jej stronę, bo chciał ją przytulić, ale w połowie drogi zrozumiał, ze to chyba chujowy pomysł więc się zatrzymał. - Możemy pogadać? Masz chwilę? - Zapytał, bo był pewien, ze muszą porozmawiać. Chciał sie dowiedzieć co tu sie odjebało pod jego nieobecność, bo niestety nie o wszystkim wiedział.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
022.
Na tym etapie życie Morgan w końcu zaczynało wyglądać normalnie. Przyzwyczaiła się już do tego, że jej rodzice są spierdoleni. Nie odbiera telefonów od ojca, nie dzwoni do więzienia podpytać jak się tata czuje. Odcięła się od niego. Myślała, że będzie ciężko, ale ostatecznie była to jedna z łatwiejszych rzeczy jakie przyszło jej zrobić. Nadal, od czasu do czasu próbowała się dodzwonić do matki. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mama prawdopodobnie zmieniła numer, bo od kilku tygodni słyszała o tym, że abonent jest niedostępny. Próbowała sobie jednak wmówić, że to nieprawda. Cieszyło ją tylko to, że jeszcze niedawno dzwoniła do niej, żeby błagać ją o powrót, albo żeby chociaż Morgan mogła do niej dołączyć. Teraz już tylko próbowała się dodzwonić, żeby jej wygarnąć jak bardzo jej nienawidzi i że dobrze, że jej tutaj nie ma, bo życie jest milion razy lepsze. Oczywiście nie było, ale Morgan była bliżej wyjścia na prostą niż kiedykolwiek przedtem. Nadal kwestią do ogarnięcia było jej życie uczuciowe, którego ogarniać nie chciała. Inne sprawy były zbyt skomplikowane, żeby zaczęła od ogarniania czegoś takiego. Nie potrzebowała dramatów. Potrzebowała pieniędzy i braku długów za studia. Dobrze, że wpadło jej te piętnaście tysięcy dolarów to przynajmniej mogła spać spokojniej. Chociaż odkąd mieszkała u Cece to sypiało jej się bardzo dobrze. I to nie była zasługa tylko i wyłącznie zajebiście wygodnego materaca.
Do domu pogrzebowego przychodziła już nie tylko do pracy. Przychodziła tutaj posiedzieć z ludźmi. Było to stosunkowo dziwne, bo jednak zakład pogrzebowy nie był młodym i dynamicznie rozwijającym się zespołem. Pracowali tu raczej starsi, bardziej doświadczeni ludzie. Jedynym wyjątkiem była Mia, z którą Morgan dosyć szybko zaczęła się dogadywać. Stała sobie właśnie z jakimś człowiekiem i przeglądali nowy katalog z trumnami, które mają mieć swoją premierę w 2024 roku. Kto by pomyślał, że nawet producenci trumien chcą zaskakiwać ludzi nowymi wzorami i ulepszeniami. Omawiali jakieś tytanowe modele kiedy ktoś poinformował Morgan, że miała gościa. Było to dziwne, bo jednak znała pięć osób i nikt raczej by jej tu nie szukał, a już na pewno by jej nie odwiedzał. Poszła jednak, bo nie wiedziała, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Uśmiech zszedł jej z twarzy kiedy rozpoznała Benedicta. Zatrzymała się nawet w połowie drogi, bo nie wiedziała jak się zachować. – Cześć. – Przywitała się po chwili i wyprostowała się przy tym. Odchrząknęła też, bo chciała, żeby jej głos był naturalny i żeby Benny widział, że radziła sobie doskonale po tym jak ją porzucił w obrzydliwy sposób. – Które z nich zginęło? – Naturalnie założyła, że chodziło o śmierć. W jakim innym przypadku pojawiłby się tutaj? Przecież nie po to, żeby z nią porozmawiać. – Zadźgali go w pierdlu czy znaleźli jej ciało w jakimś kanionie? – Teraz już zniżyła głos do szeptu, żeby nikt nie usłyszał jak niemiło mówi o swoich rodzicach. Wskazała na jakieś pomieszczenie, otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka. No jeżeli już mieli omówić śmierć któregokolwiek z nich to nie wszyscy muszą o tym słyszeć. – Nie mam zniżki pracowniczej jak coś. – Dodała w razie, gdyby liczył na rabat. W sumie nie wiedziała czy to prawda. Pewnie pan Lovecraft by się nad nią zlitował, bo był miłym człowiekiem. Kripi, ale miłym.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Mógłby trochę zazdrościć swojej siostrze normalnego życia. To jego ostatnio przestało być ciekawe. Czuł się jak pusta skorupa. W środku nie było nic oprócz nadmiernego gniewu i smutku, z którym sam nie był sobie w stanie poradzić. A pomoc oczywiście nie prosił, nie miał dobrych wzorców, nikt nie powiedział mu, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Uważa, że musi sobie z tym poradzić jakoś sam. Nie wiedział jak, ale na pewno coś wymyśli. Na razie musiał zająć się ważniejszymi sprawami, niż jego stan psychiczny. Po powrocie z wyprawy okazało się, że stracił nie tylko przyjaciela, ale i wszelką zdolność finansową. Niewiele brakowało, by komornik zapukał do drzwi jego ośrodka i przejął większość sprzętu, który tam się znajdował. Benedict mógł wrócić do niczego, obawiał się, że przez długi ojca będzie zmuszony do sprzedania centrum sportowego, szczególnie teraz, gdy jego wspólnik nie żyje. Wszystko było na jego głowie i czul się tym mocno przytłoczony, ale ponownie… musiał sobie z tym poradzić sam. W końcu był mężczyzną, a to byłą jego rodzina i jego problemy, nie mógł tym obarczać narzeczonej.
Teraz równie istotne było dla niego spotkanie się z młodszą siostrą. Wiedziałam, że może nie być do końca szczęśliwa z jego obecności. To nie zmieniało jednak faktu, że martwił się o nią i chciałby ich relacja była chociaż trochę lepsza niż do tej pory. Widząc jej wyraz twarzy po tym, jak go zobaczyła, mógł wnioskować, że nie była do końca zadowolona. On sam jednak zdziwił się, słysząc to, co ma mu do powiedzenia. Te wszystkie pytania były dla niego szokujące, sądził, że to od niej dowie się co tu się odwaliło podczas jego nieobecności. - Chyba żadne. - Odpowiedział dość sucho, nie za bardzo wiedząc jak na teraz z nią rozmawiać. - Myślałem, że ty mi coś powiesz na ich temat. - Przyznał, przyglądając się jej badawczo. Starał się ocenić, jak bardzo się zmieniła pod wpływem tego, co się wydarzyło. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu zastanawiał się, co takiego zrobił, że jego własna siostra miała o nim tak złe zdanie i prawie się do niego nie odzywała. Starał się być dobrym bratem, nawet po swojej wyprowadzce. Wiedział, że może mieć mu za złe niektóre rzeczy, ale to nie tak, że nie próbował ich naprawić. Rozmawiał z matką, namawiał ją do opuszczenia ojca, ale ta nie chciała go zostawić. Wolała za to urwać kontakt z własnym synem. Nie mógł przecież porwać Morgan od rodziców, nawet jeżeli bywały momenty, gdy to naprawdę rozważał. - Niedawno wróciłem i dopiero dowiedziałem się, co się stało.- W sumie to nie było to zgodne z prawdą, bo nie dowiedział się tak naprawdę zbyt wiele. Nie wiedział, co się wydarzyło, odkąd wyjechał. Nie miał pojęcia, gdzie teraz jest matka, ani jak miewa się ojciec. Zresztą po co się tu oszukiwać? Nie za bardzo obchodził go jego ojciec. – Myślałem, że matka jest z Tobą, że wyjechałyście gdzieś razem – był naprawdę dość mocno niedoinformowany. Nie chciał jej mówić o długach ojca, bo jeszcze pomyślałaby, że to ją tym chce obarczyć. Poradzi sobie z tym. – Morgan muszę wiedzieć więcej o tym co sie wydarzyło. Co się stało z matką? – Niestety, nie miał nikogo innego, kto mógłby mu cokolwiek na ten temat powiedzieć. Jeżeli miał się spotkać z prawnikami, którzy mieli pomóc mu w anulowaniu tego długo, to musiał wiedzieć jak najwięcej o całej sprawie. Siostra była jego jednym źródłem informacji.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
No to „normalne” życie Morgan to było tak naprawdę tylko taką maską dla życia, które było pod spodem, a któremu było daleko do normalności. Musiała jednak kontynuować i przeć do przodu, bo nie była osobą, która się poddawała. Miała jakąś tam skromną wizję swojej przyszłości i chciała zobaczyć czy da radę do tej przyszłości dotrzeć. Co prawda kontury tej wizji bardzo się rozmazywały, ale nie zmieniało to faktu, że Morgan się starała. Coraz bardziej wierzyła, że niestety jej się nie uda, bo opinia, której przysporzył jej ojciec utrzyma się na dłużej. Chciałaby wierzyć, że świat jest zbudowany inaczej, ale Morgan, jak typowa, biała kobieta, bardzo kochała otrzymywać znaki od losu i w nie wierzyć. A znaki, które dostawała były naprawdę tragiczne. Jak ten stojący przed nią w postaci jej brata, o którym nie myślała bardzo dawno. Była pewna, że odjebał to samo co matka – zaczął nowe życie na innej planecie, albo po prostu zmarł i nikt nie został o tym poinformowany. To ostatnie było głupie, bo Morgan dosłownie pamiętała jak dostała swój pierwszy telefon komórkowy z numerem przypisanym do siebie i że wszyscy wpisywali się nawzajem w kontakty ICE. Więc wiedziałaby gdyby Benedict umarł. Tak samo jak pewnie wiedziałaby, że rodzice nie żyją.
- O. – Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Naprawdę uznała, że matka może i spierdoliła z jej życia, ale odnalazła się w życiu Benedicta. Morgan zawsze wiedziała, że matka wolała jego od niej. Zaśmiała się, bo żadna inna reakcja nie przyszła jej do głowy. – Ja mam ci o nich powiedzieć? – Uznała, że sobie teraz z niej żartuje. To on się przecież odsunął od całej rodziny, to on ich wszystkich zostawił. Oczywiście według propagandy, którą była karmiona nastoletnia Morgan. Do dzisiaj nie przeszło jej przez myśl, że rodzice byli na tyle toksyczni, że bez problemu zrobili z Benedicta najgorszego człowieka na ziemi. Tylko dlatego, ze tak było im wygodniej.
- Wróciłeś? – Zapytała udając, że nie wiedziała, że wyjechał. W sumie to nie wiedziała, ale mogła się domyślać, bo do niego dzwoniła i jego abonent był tak samo niedostępny jak matki, a nie chciała żebrać u tej jego dupy, która pewnie wyżej srała niż dupe miała, bo pracowała w szpitalu. Niech tylko Morgan zostanie dyrektorem szpitala. Pierwsze co zrobi to ją zwolni. O tak. – Szczęściarz z ciebie. Też bym się chciała dowiedzieć o wszystkim po fakcie. – Może nie powinna być dla niego taka chamska i niemiła, ale jednak bolało ją to, że on sobie pewnie czilował bombę na Bora Bora, a ona w tym czasie przechodziła przez prawdziwe piekło.
- Benny! – Podeszła do niego i nie wiedziała czy chciała mu przywalić, czy zacząć się z nim „bawić” w zapasy jak za czasów dzieciństwa, ale teraz na poważnie, czy po prostu nim potrząsnąć. – Naprawdę myślisz, że przy chwilowym spotkaniu opowiem ci o wszystkim? – Było tego za dużo. Potrzebowałby butelki wina, trzech kresek kokainy i porządnego ciosu w skroń. – Okazało się, że tata jest gwałcicielem, który gwałtami zapładniał studentki. – To w sumie nie powinno być szokujące skoro w międzyczasie Morgan się dowiedziała, że sama jest dzieckiem pochodzącym z gwałtu. – Jak tylko wszystko wyszło to matka spakowała walizki i wyjechała. Chwilę po tym jak ojca aresztowali. Ja stałam i się na to gapiłam, bo nie wiedziałam co robić. Po kilku dniach zostałam wyrzucona z domu, który już nie był naszym domem. – Rozłożyła bezradnie ramiona i opuściła je tak gwałtownie, że głucho obiły jej się o uda. – Wiesz co było potem? Żyłam sobie na ulicy, bo nie mogłam się dodzwonić do ciebie. – Tutaj wytknęła palec w jego stronę. – Nie wiem co się z nią stało. Wiem tylko, że mnie zostawiła. – Dodała i na koniec objęła się ramionami. Była dumna z siebie, że się nie rozpłakała.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Benedict żałował w swoim życiu bardzo wiele, ale nigdy nie tego, że wyprowadził się z domu. To była jego najlepsza decyzja, kto wie do czego, by doszło, gdyby tam został. Był w końcu nastolatkiem, hormony w nim buzowały, a widok ojca znęcającego się i nad nim i nad matką, był dla niego nie do wytrzymania. Oczywiście Morgan też nie miała lekko, ale jednak starał się jak mógł, by ją chociaż trochę przed tym chronić. Później jednak zrozumiał, że to nie on jest jej rodzicem, zapewnienie jej opieki i spokoju nie było jego obowiązkiem. Nie mógł brać na swoje barki tego, co powinni robić ich rodzice. Jednak łatwiej było to sobie uzmysłowić niż wprowadzić w życie. Nie chciał jej tam zostawić i prosił matkę, by zostawiła ojca, ale ta ignorowała jego prośby, a później zaczęła też ignorować jego samego. Tak samo zresztą jak Morgan. Nie był głupi, widział, że nie jest zadowolona, gdy odbierał ją ze szkoły, albo chciał się z nią zobaczyć w jakiś wolny dzień. Zrozumiał wtedy, że najbliższe osoby w jego życiu nie chciały, by on był obok nich. Spełnił więc ich wolę i starał się jak mógł, by ułożyć sobie życie na nowo. Trochę mu się udało, był szczęśliwy, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że świat ponownie mu się zawalił. – A kto? Zostałyście tam z nim. Wiesz więcej niż ja. – On wiedział tylko tyle, że teraz musiał płacić za długi ojca. Niewiele więcej.
Kiwnął głową. – Byłem w pracy, za granicą – odpowiedział, bo może rzeczywiście nie wiedziała, że wyjechał. Nie dziwiło go to, w końcu nie mieli ze sobą kontaktu przez dość długi okres czasu. Mogła nie wiedzieć. Chociaż pewnie gdyby ze sobą chociaż trochę rozmawiali to byłoby inaczej. – Nie wiem czy taki szczęściarz, bo jedyne o czym się dowiedziałem to o długach ojca, którymi muszę się teraz zająć. Dlatego byłoby dobrze, gdybym wiedział więcej. – Miał jej nie mówić, ale irytowało go to powoli, że uważała tylko siebie za ofiarę tego co się wydarzyło. Nie wiedziała nic o tym jakie miał kontakty z ojcem, a raczej jakich kontaktów już od dawna nie miał.
Pokręcił głową, bo to nie musiało być chwile spotkanie. Znaczy okej, to akurat musiało być, bo ona była w pracy, ale mogli umówić się na później i na spokojnie o wszystkim porozmawiać. Nie musiała mu wszystkiego wykładać teraz. Benedict nawet za bardzo się nie zdziwił słysząc to co ojciec zrobił. Jakoś niczego dobrego się po nim nie spodziewał. – W końcu ma to na co sobie zasłużył. Matka powinna go zostawić już dawno temu, wybrała sobie najgłupszy z możliwych momentów. – Za to już nie odpowiadał. Doradzał jej to dawno temu, posłuchała go z wielkim opóźnieniem. Zdziwił się dopiero, gdy usłyszał dalszy ciąg jej opowieści i poczuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Tego się nie spodziewał. Nie miał pojęcia, że Morgan żyła na ulicy. Gdyby wiedział to pewnie wróciłby szybciej i kto wie, może wtedy udałoby się nie tylko pomóc jego siostrze, ale też ocalić życie jego przyjaciela, bo nie wybraliby się aż na sam szczyt Everestu. – Nie wiedziałem… nie mam zasięgu na 8 tysiącach metrów – musieli tam mieć telefony satelitarne, a na nie nie dało się tak po prostu zadzwonić. Musiałaby dzwonić do bazy, która dopiero później byłaby w stanie mu przekazać wiadomość. – Czemu się nie odezwałaś do mojej narzeczonej? Ona, by Ci pomogła. – Tego akurat był bardziej niż pewien. Na pewno, by jej nie zostawiła z tym wszystkim samej. Nie było takiej opcji. – Przykro mi, że musiałaś przez to przejść sama. Gdybym wiedział to wróciłbym tak szybko jakby się dało. – Teraz tylko tyle mógł powiedzieć. Chciał do niej podejść i ją objąć, ale wątpił w to, by sobie tego życzyła. – Postaram się ją znaleźć – nie pozwoli na to, by i on i Morgan płacili za jej błędy po raz kolejny. Takiego męża sobie wybrała, z takim została pozwalając, by znęcał się i nad nią i nad dziećmi. Niestety karma is a bitch i w tym wypadku Benedict się upewni, żeby dosięgła jego rodziców. Wyciągnął z kiszeni dwa batoniki Tim Tam, które jako dzieci bardzo lubili. Podał jej jeden z nich, bo kto wie może to będzie ich batonik na zgodę. Okej, pewnie nie. – Nie będę nigdzie wyjeżdżał przez dłuższy czas, więc jakbyś czegoś potrzebowała to będę na miejscu – chociaż znając życie, pewnie wcale nie potrzebowała jego wsparcia. Już nie.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Chciała mu wygarnąć, że ona to nie miała wyboru i nie mogła sobie pozwolić na ucieczkę od tego wszystkiego. Wiedziała jednak, że to nie prawda. Mogła wyjść z tego domu dokładnie tak jak zrobił to Benedict. Wyjść i nie oglądać się za siebie i po prostu odejść. Nie wiedziała co dokładnie się wydarzyło, bo rodzice też niespecjalnie chcieli o tym rozmawiać. Gadali tylko o tym jakim to niewdzięcznym gówniarzem jest Benedict, który porzucił całą rodzinę, żeby robić nie wiadomo co. Morgan niby mogła, ale jednocześnie nie mogła sobie na to pozwolić. Dopiero co dostała się na uczelnię, miała plany i marzenia. Nie mogła wyjść i zamieszkać niewiadomo, gdzie, żeby za nimi podążać. Musiała zostać z tymi pajacami. – Co ty właściwie chcesz wiedzieć? Czy się zmienili? Czy im się polepszyło czy co? – Jak się nie zmienili ze względu na dwójkę wspaniałych dzieci, które mieli to jaka jest szansa, że się zmienili przez ostatnie kilka lat? Absolutnie żadna.
- Aha. – No to czyli tata miał rację. Benny rzeczywiście pojechał sobie spełniać swoje marzenia. – Opłaciło się to chociaż? – Bo jednak wrócił więc kto wie? Może zbieranie truskawek w Niemczech nie było wcale takie opłacalne? Może warto było zostawać z rodziną w Australii? Podpyta później Bruna o te truskawki. Mówił ciągle o tych Niemczech więc pewnie się znał. – Ma jeszcze więcej długów? Ja pierdole. – Oparła się o ścianę i ukryła twarz w dłoniach. Myślała, że już skończyła z tym człowiekiem, że skoro siedzi w pierdlu i zabrali im dom to spłacili tym wszystko. – Wynajmował sobie najlepszych prawników, na których nie było go stać. Zabrali dom i wszystko co w tym domu było. – Jak długo będzie się za nimi ciągnął smród zbrodni ich starego? – Zabrałam jego samochód. Ten, który był zapisany na ciebie. Mogę ci go oddać, to go sprzedaż. – Samochód był jej najbardziej wartościową rzeczą. Sama trzymała go na czarną, żeby w razie co go sprzedać. Teraz d czasu do czasu z niego korzystała, ale wolała tego nie robić, chociaż czasami go potrzebowała.
- To prawda. – Nie będzie broniła ojca. Na tym etapie nienawidziła go. Nigdy nie mogła szczerze powiedzieć, że go kochała jako swojego tatę. Teraz jednak nie miała oporów z tym, żeby przyznać, że go nienawidziła. – Szkoda tylko, że jakimś cudem wszystko odbija się na nas. – Najgorzej to odbiło się na niej, bo jednak była tutaj kiedy to wszystko się działo. Nie chciała jednak już jeździć po Bennym. Też miał przesrane skoro stary zostawił mu nowe długi.
- Okej. – Nie miała zielonego pojęcia co to oznacza, że nie miał zasięgu na 8 tysiącach. Była zbyt obrażona z powodu tego, że wrócił jak już wszystko najgorsze było za nią. A przynajmniej tak w to wierzyła. Głównie dlatego, że nie wiedziała, że zostały jakieś długi do spłacenia. – Nie znam jej. Myślałam o tym, ale widziałam ją dwa razy w życiu? Wiesz jakie żenujące było proszenie o pomoc? Jak miałabym prosić o pomoc kogoś takiego jak ona. – Prychnęła, bo przecież ta jego narzeczona to wielka pani chirurg i w ogóle studiowała medycynę i bla bla. W sumie to Morgan nic o niej nie wiedziała, ale po prostu zakładała, że ma kij w dupie i wybujałe ego jak wszyscy chirurdzy. Oglądała 6 sezonów Grey’s Anatomy.
- Mi też jest przykro. – Nie chciała przechodzić przez to wszystko sama. Jakimś cudem dała radę, ale gdyby miała się cofnąć w czasie i przechodzić przez to drugi raz to zdecydowanie by podziękowała. Albo próbowałaby ogarnąć o co chodzi z 8 tysiącami metrów i znalazłaby brata. – Przestań, Benny. Nie ma sensu. Nie chce być znaleziona. – Machnęła ręką. – Poza tym znajdziesz ją i co? – Spojrzała na niego wyczekując jakiejś sensownej odpowiedzi. Ona sama szukała tej matki, próbowała ją odnaleźć na tyle na ile mogła mając ograniczone możliwości. Z czasem jednak zdała sobie sprawę z tego, że sama nie wiedziała po co jej szuka.
Wzięła od niego batonik Tim Tam i przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. – Nie pamiętam kiedy ostatni raz je jadłam. – Dobrze pamiętała kiedy. Jak ją odebrał ze szkoły. Jeden z ostatnich dni kiedy się widzieli i zanim Benedict zniknął z jej życia.
- Mam trochę pieniędzy jak potrzebujesz pomocy z tym długiem. – Może teraz to ona będzie w stanie pomóc jej. Co prawda zostawiała ten hajs na czarną godzinę, albo na spłatę studiów, ale Benedict był jej bratem. Mogłaby się odwdzięczyć za to jak jej pomagał kiedy nawet nie wiedziała, że jej pomaga.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Prychnął trochę i pokręcił głową. – Wiem, że się nie zmienili. Tacy ludzie się już nie zmieniają. – Jego ojciec psychol i matka, która miała najwyraźniej jakieś problemy z czasów dzieciństwa i teraz nie umiała odnaleźć się w innej, niż toksyczna, relacji. Idealnego faceta więc sobie do tego wybrała. Całe szczęście jemu udało się z tego uciec i chyba tylko dzięki temu jakoś wyszedł na ludzi. Ciężko pracował żeby mieć w życiu cokolwiek swojego. Zamiast na pójść na studia, siedział za ladą w sklepie wspinaczkowym. Odkładał pieniądze na to, by móc wynająć sobie mieszkanie i nie siedzieć Parkerowi na głowie. Naprawdę wiele musiał poświęcić, by teraz móc spełniać marzenia to po pierwsze, a po drugie żeby mieć względnie ułożone życie z narzeczoną przy boku. Do tej pory czasem czuł się niewystarczająco dobry dla S***e. Może powinna znaleźć sobie kogoś swojego pokroju? Z porządnym, poważanym zawodem (chociaż jak już wiemy nie każdy lekarz poważanym zawodem).
- Nie za bardzo – uśmiechnął się smutno. Nie chciał wchodzić w szczegóły, ale był już pewien, że jego komercyjna wyprawa na Everest nigdy się nie odbędzie. Był jednak pewien, że chciałby po raz kolejny wejść na tą górę, tylko po to, by móc pochować w trumnie ciało przyjaciela. Do tego potrzebował jednak odpowiedniej ekipy i całego szeregu przygotowań. – Jeszcze więcej? – Myślał, że to co on dostał to było wystarczająco dużo, ale najwyraźniej wcale nie. – Kurwa – warknął pod nosem i pokrecił głową. Nie chciał mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, ale jak widać nie był w stanie się od niego całkowicie odciąć. – Nie, nie chcę nic od tego człowieka. Zatrzymaj samochód, Tobie się przyda. – Jakoś sobie poradzi. Wiedział, że jeżeli uda mu się z prawnikami dogadać i znajdzie matkę to cały ten dług przejdzie na nią. Może nie powinien chcieć tak obarczać własnej mamy, ale... od dawna nie była nią dla niego. Stawał w jej obronie, obrywal za to. Stawała zawsze po stronie męża i coż, teraz niech równiez to robi.
Uśmiechnął się lekko. Nawet nie wiedziała jak wiele się na nich odbijało. – Owszem, szkoda – przytaknął jej. Nie chciał teraz rozmawiac o tym jak bardzo odbiło się to na nim, a jak bardzo na niej. Takie rzeczy pewnie powinno się robić na jakiejś terapii, na którą oczywiście taki Benedict nie zamierzał się udawać. Za to pewnie odreaguje tą rozmowę popijając sobie gdzieś piwo, albo może dwa.
- Kogoś takiego jak ona? Jest normalna. – Teraz tak mówił, ale wiedział o co jej chodzi. Rozumiał Morgan, bo sam czasem czuł się nie godny w ogóle przebywania w jej towarzystwie. – Na pewno, by Ci pomogła i to bez problemu. Wiem, że może się czasem wydawać niedostępna, ale ma serce po właściwej stronie. – Inaczej, by się z nią nie spotykał. Nie był typem, który leciał tylko na wygląd, ani na prestiż i pieniądze.
- Teraz pewnie będzie lżej – ona będzie mogła żyć swoim życiem, a on się zajmie resztą, która tym razem spadła na niego. Morgan już swoje przeżyła. – Nie obchodzi mnie obecnie to czego ona chce – tak samo jak matka nigdy się nawet nie zainteresowała czy Benedict w ogóle żyje. – Znajdę ją i wtedy długi ojca będą mogły być przerzucone na nią. Niech się zajmuje swoim mężem. – On nie miał zamiaru płacić za błędy kryminalisty. Nie ma takiej opcji.
- Pewnie dawno – uśmiechnął się – ale jak je zobaczyłem to pomyślałem, że wezmę kilka, na wspomnienie dzieciństwa – to pewnie było jedno z niewielu przyjemnych, które posiadal. Resztę pewnie starał się wymazać z pamięci. – Przyda się odrobina słodyczy w życiu – dodał starając się zabrzmieć wesoło, ale chyba nie za bardzo mu wyszło.
- Nie, daj spokój. Poradzę sobie. – Nie miał zamiaru go przecież i tak spłacać, no chyba, że już naprawdę nie będzie miał innego wyjścia. Oby jednak pojawiło się to światełko w tunelu. – Dlaczego pracujesz tutaj? – Zapytał zerkając na zakład pogrzebowy. – Chyba trochę przygnębiające miejsce nie? – Zapytał i cóż, będąc tutaj myślał o tym, że jego przyjaciel nigdy nie będzie mógł mieć porządnego pogrzebu, a jego rodzina będzie mogła niedługo pochowac tylko pustą trumnę. Przerażała go wizja brania udziału w tym ponurym wydarzeniu, ale nie mógłby pozwolić sobie na ten luksus, by tego uniknąć.

morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Spuściła wzrok. Miał rację. Tacy ludzie jak oni się nie zmieniali. Było im zbyt wygodnie przez ostanie trzydzieści lat życia. Wszystko uchodziło im na sucho. Po co mieliby się zmieniać i z tego rezygnować? Pewnie byłoby im jeszcze lepiej, gdyby przestępstwa ojca nie ujrzały światła dziennego. Wtedy Morgan na luzie mogłaby skończyć studia i z czasem by się wyprowadziła z domu. Dla ojca byłaby to niesamowita ulga, a dla matki piekło po prostu zawęziłoby się do jej osoby. Może wtedy też odnalazłaby w sobie odwagę, żeby w końcu od niego odejść. Nie musiałaby czekać na te dramaty związane z gwałtami. – Troszkę się zmienili. – Powiedziała. – Na gorsze. – Dodała jeszcze ciszej. Mówiła tutaj głównie o matce, która jednak zebrała się w sobie i tym razem uciekła od swojego męża. I to tak dobrze jej to wyszło, że nikt nie wiedział gdzie jest. Nikt nawet nie zauważył jej odejścia. To już było pewnie nieco smutniejsze.
- Przykro mi. – Mówiła szczerze. Nie po to uciekał z domu i zostawiał swoją rodzinę, żeby ostatecznie nie wyszło mu to co sobie zaplanował. Rodzina była niesamowicie chujowa, ale jednak zawsze było można znaleźć jakieś marne pocieszenie w tym, że gdzieś na świecie istniał ktoś z kim człowiek był związany. Morgan tak myślała jak żyła na ulicy i myślała o matce. O Bennym wtedy za bardzo nie myślała, bo ten jednak odszedł na długo przed matką.
- Okej. Dziękuję. Potrzebuję tego samochodu. – Musiała mu to powiedzieć, żeby sobie nie pomyślał, że jest pazerna. Gdyby miała okazję to pozbyłaby się go najszybciej jakby mogła. Samochód jednak był jej jedynym zabezpieczeniem na czarną godzinę. Rzadko kiedy używała go do jeżdżenia w celach prywatnych. Już i tak zabuliła trochę kasy na paliwo, jak ostatecznie sprowadziła ten samochód do Cairns. Teraz się kisił na farmie u Cece pod jakąś starą płachtą.
- Może… ale też kto wie kim bym była w jej oczach? Może nawet by mnie nie rozpoznała. Albo uznałaby, że jestem jakąś oszustką, która potrzebuje wycięcia wyrostka robaczkowego pro bono czy coś. – Oglądała Chirurgów, więc wiedziała, że tajemniczy członkowie rodziny pojawiali się tylko wtedy, kiedy potrzebowali jakiejś randomowej operacji na przepuklinę czy wycięcie czegoś. – Pewnie nasłałaby na mnie ochronę. – Tym bardziej jakby zobaczyła upierdoloną i śmierdzącą Morgan z psem, który też dawno nie widział wody. Już widziała ten scenariusz jak pojawia się w czyściutkim szpitalu, albo czai się i czeka na nią na parkingu szpitalnym. Na bank dostałaby gazem pieprzowym w twarz. Zakładała, że narzeczona Benedicta by jej nie pobiła, bo musiała chronić dłonie.
- Mogę jakoś pomóc? – Nawet nie chodziło o to, że chciała tą matkę odnaleźć. Już jej nie zależało. Bardziej chodziło jej o to, że pojawił się Ben i znowu ogarnęło ją to dziwne uczucie, że nie była sama. Poza tym bała się, że jak teraz brat wyjdzie to już się z nim nie zobaczy.
- W tym momencie tak. – Posłała mu uśmiech i patrzyła na tego batona. Miała na niego ochotę, ale jednocześnie nie byłaby w stanie go przełknąć, nie teraz.
- Wiem, ale mogę pomóc. – Nie wątpiła w to, że sobie poradzi. Był dorosły w przeciwieństwie do niej, iks de. Ale znowu, z jej strony to była desperacka próba zatrzymania go w swoim życiu na dłużej. Co z tego, że kiedyś ją już porzucił? Może to był idealny moment na to, żeby naprawić te relacje. – W żadnym innym mnie nie chcieli. – Nie było sekretem to dlaczego tutaj pracowała. – Nie miałam żadnego doświadczenia i kwalifikacji. Właściciel jest super miły. – Wyjaśniła. – Na początku było. Później się przyzwyczaiłam. – Chciała mu nawet powiedzieć więcej, ale zdała sobie sprawę z tego, że Benny pewnie nawet nie wiedział, że miała męża, ale już go nie miała i teraz była wdową, która na cudzych pogrzebach opłakiwała utraconego ukochanego.
- Zostajesz na dłużej? – Zapytała uznając, że może zabawa w podchody nie była odpowiednia.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Uśmiechnał się niemrawo, bo nie wiedział jakim cudem mogliby się zmienić na gorsze. W sensie matka no definitywnie rzeczywiście spadła jeszcze w dół, skoro zostawiła córkę samą ze wszystkimi problememami, ale ojciec? Zawsze był beznadziejnym człowiekiem. Nie było chyba rzeczy, która sprawiłaby, że Benedict miałby zmienić o nim zdanie. To nie było w ogóle chyba możliwe. Odkąd tylko zrozumiał, że to jakim człowiekiem jest jego ojciec, nie jest normalnym zachowaniem każdej głowy rodziny, to tylko ta jego niechęć do niego się pogłębiała. W końcu sięgnęła zenitu i szczerze mówiąc myślał, że po tym jak wyniósł się z domu to coś się zmieni. Być może matka pójdzie po rozum do głowy, albo ojciec ogarnie, że jest beznadziejnym typem... ale nic takiego się nie stało. W zamian za to dostał tylko w twarz ich olewczym stosunkiem do jego osoby i propagandą jaką karmili jego siostrę. On stał się wrogiem rodziny numer jeden, a nie ten prawdziwy oprawca.
- W porządku – chociaż wcale nie było w porządku. Nie chciał jej jednak mówić dlaczego nie było w porządku. Mieli zbyt wiele rzeczy do nadrobienia, żeby dyskutował o swoich problemach. Teraz liczyło się coś innego. Chciał ogarnąc sprawę z rodzicami. To było ważne, jego żałoba po przyjacielu musiała zejść na boczny tor. Poza tym, chyba nawet dobrze, że się tak złożyło. Przynajmniej nie będzie musiał chociaż na sekundę o tym myśleć i obwiniać się za to co się stało. Będzie mieć inne rzeczy, o które się może obwiniac.
- Jasne, jak czegoś będziesz jeszcze potrzebować to powiedz, spróbuje coś zorganizować. – Może będzie jej potrzebny nie wiem... skuter? Może też załatwi. Weźmie na firmę, to zawsze jakoś przyoszczędzi. Chciał jej nawet zaproponować, że mogłaby u niego pracować zamiast w tym zakładzie pogrzebowym, ale wiedział, że pewnie i tak, by się nie zgodziła.
- Mogłabyś jej pokazać dowód jakby miała jakieś wątpliwości. – Odpowiedział, bo łatwo było jednak w obecnym czasie potwierdzić czyjąś tożsamość. Poza tym szczerze wątpił żeby Sadie zrobiła coś takiego. To do niej nie pasowało. Na pewno, by jej pomogła. – Zresztą, poradziłaś sobie – nie ma teraz co już dyskutować nad rozlanym mlekiem. – Gdzie się zatrzymałaś? – Zapytał, bo to było też ważne. Jeżeli spała w jakimś przytułku, albo w mieszkaniu z narkomanami to nie było nawet mowy o tym żeby Benny nie próbował jej wyciągnąć z takiego miejsca. Musiałaby zamieszkać z nim i z Sadie.
- Hmmm... masz jakieś domysły, gdzie mogłaby pojechać? – No jednak mieszkała z nimi dłużej niż on, miała z nimi lepszy kontakt, bo on przecież z matką nie rozmawiał już lata. Może Morgan miała jakiś pomysł, gdzie kobieta mogłaby wyjechac. Może miała jakies koleżanki po drugiej stronie kraju. Benny noe znał własnej matki, to było też strasznie smutne uczucie. Miał jednak nadzieje, że teraz, gdy co prawda w tragicznych warunkach, ale jednak, Morgan uwolniła się od głupich ideologii ich ojca, to na nowo zostana tym rodzeństwem, jakim byli kiedyś.
- Wystaczająco dużo przez nich wycierpiałaś, teraz moja kolej się tym wszystkim zająć. Nie martw się. – Powiedział i nawet obdarzył ją delikatnym uśmiechem, jakby chciał ją w ten sposób jakoś podnieśc na duchu. W końcu, po tym jak ostatnio było chujowo, musiało się im nieco polepszyć... chyba. Pokiwał głową słysząc jej słowa i zmarszczył nieco czoło. – Jak chcesz to możesz pracowac u mnie... będe mieć teraz sporo rzeczy na głowie, bo... zwolniło się jedno stanowisko i muszę się tym zająć. Przydałaby mi się pomoc. – Powiedział, bo no może jednak będzie chciała spróbować czegoś innego niż praca w domu pogrzebowym.
- Tak – odpowiedział wprost. Nie wiedział czy kiedykolwiek będzie chciał jeszcze wyjechać w góry. Poza oczywiście tym momentem, w którym zorganizuje pogrzeb przyjaciela, tam gdzies, pod szczytem największej góry świata. Bolało go to, że pasja, którą tak bardzo kochał przyniosła mu jednocześnie tyle bólu i cierpienia. – Mam teraz tu dużo pracy i powinniśmy też z Sadie wyznaczyć datę ślubu – chociaż nie wiedział czy w jego obecnym stanie byłby w stanie nawet cieszyć się własnym weselem. Miał nadzieję, że tak, bo w końcu to powinien być jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu i Sadie zaslugiwała zresztą na wszystko co najlepsze, a on tak obawiał się, że on dla niej tym nie jest. – A jak studia? – Zapytał, bo nie ogarniał za bardzo, czy Morgan już je skończyła, czy jeszcze nie.


morgan adler
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Morgan tylko cieszyła się z tego, że ojciec ostatecznie skończył w tym więzieniu i będzie miała od niego spokój na kilka lat. W sumie to nawet jeżeli z tego więzienia wyjdzie, to ona nie miała zamiaru wdawać się z nim w żadne relacje. Nawet teraz jak do niej dzwonił, a potrafił dzwonić bardzo często, nie odbierała telefonu. Nie przyjmowała połączeń jak zdarzyło jej się odebrać, bo zapomniała, że mogą do niej dzwonić z więzienia. Wiedziała o co będzie prosił. O odwiedziny i o to, żeby Morgan w jego imieniu prosiła o obniżenie wyroku. Prosiłby ją o kontakt z matką, którą prosiłby o to samo. Próbowała cieszyć się szczęściem matki, która się od tego uwolniła. Nie rozumiała tylko dlaczego Morgan musiała zostać w tym wszystkim tak poszkodowana.
Pokiwała delikatnie głową. Chciałaby go przytulić i dodać mu jakoś otuchy, ale odnosiła wrażenie, że bliższy był dla niej jej przełożony niż własny brat. Miała okres w życiu gdzie naprawdę nienawidziła Benedicta za to, że tak uciekł i ją zostawił. Teraz mu zazdrościła. Teraz wiedziała, że powinna zrobić to sama jak tylko skończyła osiemnaście lat. Nie potrzebowała ich, i tak żyła właściwie w pojedynkę. Poradziłaby sobie bez ich wsparcia.
- Nie, nie. Samochód mi wystarczy. Ale dziękuję. – Nie czułaby się komfortowo z tym, żeby prosić go o cokolwiek. Nie chciałaby, żeby pomyślał, że teraz będzie go wykorzystywać jak już pojawił się w mieście. Nawet jak była na dnie, to głupio było jej myśleć o tym, że mogłaby go prosić o wsparcie. W końcu nadal głęboko wierzyła, że się odciął od nich, że uciekł.
- Nie miałam żadnych dokumentów. – Podrapała się po nosie. Miała, ale bardzo szybko została okradziona na ulicy. Pewnie ktoś już sobie wziął na nią kredyt, a ona nawet nie wiedziała. – Na ulicy. – Odpowiedziała, ale ogarnęła, że chodziło mu o teraźniejszość. – U Cece Callaway. Ma farmę. Pamiętasz ją. Przyjaźniłyśmy się. – Nie chciała, żeby się o nią martwił. Rzeczywiście dała sobie radę. Jak się okazywało nie potrzebowała przy tym nikogo.
- Może u ciotki Bennice w Streaky Bay. – Zaproponowała. – Kilka razy dzwoniłam do ciotki i pytałam czy mama u niej jest. Początkowo odpowiadała i była cierpliwa, ale w końcu przestała odbierać telefony. Jestem pewna, że mnie zablokowała. – Ostatnie zdanie dodała szeptem, bo trochę była zażenowana tym, że męczyła ciotkę Bennice tak intensywnie, że kobieta wolała zablokować Morgan niż odbierać od niej telefony. Pewnie była zażenowana tym, że dorosła kobietą, którą Morgan była tak desperacko próbowała znaleźć swoją matkę. Pewnie nawet usłyszała od ciotki chamski tekst „wychodzi na to, że ona po prostu nie chce zostać znaleziona”. No i może była to prawda. Dla Morgan nadal to była jej matka, która rozpłynęła się w powietrzu.
Skinęła głową. Mimo wszystko nie chciałaby zostawić go z tym samego. Wiedziała jakimi emocjonalnymi pijawkami byli ci ludzie. Nie chciałaby, żeby cierpiał w samotności. Tym bardziej, że ona już była przyzwyczajona do tego jak beznadziejni byli. – Mówisz poważnie? – Aż oparła się o jakąś ścianę, bo oczywiście taka propozycja byłaby spełnieniem marzeń. – Jasne, że chętnie pomogę. – Pewnie, że się zgodziła. Dopiero jednak po chwili dotarło do niej, że w sumie to nie wie na co się zgodziła. – A czym właściwie się zajmujesz? – No była między nimi ta przepaść, która może nie tyle ich poróżniła, ale po prostu rozdzieliła. W domu nie można było mówić o Benedictcie po jego odejściu.
Poczuła jak jej ciało zalewa fala przyjemnego ciepła. Benny zostaje. Będzie miała w mieście przyjazną twarz i rodzinę. Nie będzie sama. – Bierzesz ślub! – Szczerze się ucieszyła na tą informację. – Gratulacje. Ta twoja pani doktor wydaje się być fajną partią. – W sumie to jej nie znała, ale widziała ją czasami i widziała, że wydaje się być ostra, ale jednocześnie delikatna i była chirurgiem, więc na bank była super. Ah ci lekarze.
- Musiałam przerwać. – Nie był to łatwy temat. – Nie miałam pieniędzy na spłatę kredytu. Więc wzięłam rok przerwy, żeby popracować i uzbierać trochę pieniędzy. Został mi ostatni rok. Ale to tam pikuś. – Machnęła ręką. Jak propozycja Benedicta była szczera to będzie miała teraz trzy prace i zero życia towarzyskiego, na bank da radę spłacić swój dług wobec uczelni. – Skoro zostajesz… to… myślisz, że…. Myślisz, że moglibyśmy… nie wiem… zjeść razem jakąś kolację… czy coś? – Zaproponowała zacinając się przy tym niesamowicie. Nie chciała wyjść na zdesperowaną, ale chciała mieć z nim kontakt. Teraz jak nie było rodziców, to nie miał ich kto zatruwać.
No i jeszcze chwilę pogadali, ale okazało się, że Morgan musi wracać do pracy, więc pożegnała się z Benem mając nadzieję, że jeszcze go zobaczy kiedyś.

/ ztx2
ODPOWIEDZ