Spousal catharsis in the City of Light
: 22 gru 2023, 16:12
ciuch – tylko bez tej durnej, dziadkowej czapki, bo to jakaś pomyłka jest!!!
Ostatnie dni przed urlopem minęły Debenham i Trevisano… Różnie. Szybko, sprawnie ze względu na natłok pracy i innych zajęć w szpitalu, ale jednocześnie wciąż gdzieś w tle, w niedopowiedzeniu wisiał między nimi ten niedawny wieczór, kiedy oboje skończyli zranieni. Elise zranione miała serce, Logan rękę i ego. Choć starali się mocno tego sobie nawzajem nie okazywać – coś się zmieniło. Bear cholernie liczył na to, że ich wyjazd do Europy pomoże w naprawie tego, co spieprzył. Pokładał w tym biednym Paryżu tak ogromne nadzieje…
Właśnie minęła pierwsza noc w samym sercu Francji, w hotelu z idealnym widokiem na najsłynniejszą wieżę na świecie i całą tę typowo paryską atmosferę. Tę dało się poczuć już od momentu, w którym opuścili lokalne lotnisko. Logan obudził się pierwszy, pani doktor jeszcze smacznie i chyba spokojnie spała. Ogarnął się po cichu, bo nie chciał jej zbudzić i poszedł załatwić im jakieś smaczne, typowo tutejsze śniadanie. Ostatecznie po nie więcej niż półgodzinnym spacerze po różnych kawiarniach, żeby wybrać to co najlepsze, wrócił do hotelu z dwiema pełnymi papierowymi torbami. Elise zdążyła się w tym czasie obudzić. – Dzień dobry, pani doktor. – przywitał żonę i na stojącym w centralnej części pokoju stoliku zaczął rozkładać wszystko to, co udało mu się kupić. A było tego… Dużo. Naprawdę dużo. Zdecydowanie ZA dużo, jak na śniadanie dla dwóch osób. – Mam nadzieję, że się pani wyspała… Przyniosłem kawę. I śniadanie. – wziął kubek z kawą przeznaczoną dla Elise i podszedł z nim do łóżka. Usiadł na jego brzegu po tej stronie, którą zajmowała Debenham. Oddał tę naprawdę aromatyczną, intensywnie pachnącą dawkę kofeiny w jej dłonie, ale nie pozwolił żonie od razu się tej kawy napić. Pochylił pysk do jej ładnej buzi, a zawisnąwszy w ledwie centymetrowej odległości od jej warg, uśmiechnął się lekko, pod samym swoim przemądrzałym i bucowatym nosem. – Jak to jest, że nieważne czy dopiero co się obudziłaś, skończyłaś długą i trudną operację albo dopiero co wyszłaś spod prysznica… A zawsze wyglądasz tak cholernie seksownie. – Trevisano miał absolutną świadomość tego, że jego żona jest piękną, seksowną kobietą. Byłby idiotą i to na dodatek ślepym, gdyby tego nie widział. Byłby też nie w porządku z samym sobą, gdyby od czasu do czasu jej o tym nie przypomniał. Bardzo chciał, żeby ona też to wiedziała. Żeby to czuła. Żeby czuła, że jest piękna, seksowna, silna, cholernie inteligentna… Najpierw myślał to, a potem dochodził do wniosku, że Elise zasługiwała na kogoś lepszego, niż finalnie dostała. Kogoś, kto nie krzywdziłby jej w tak kretyński sposób, a w zasadzie kogoś kto nie krzywdziłby jej w ogóle. Wątpił, żeby ciepłe rogale i pachnąca kawa mogły cokolwiek naprawić, ale… Szlag, bardzo tego chciał. – Głodna? – zapytał cicho tuż po tym, jak złożył na wargach pani doktor powitalny, typowo na „dzień dobry”, lekki i spokojny pocałunek. – Pomyślałem sobie, że po śniadaniu możemy pójść na spacer, albo pojechać na jakąś wycieczkę… Wstąpić gdzieś na lekki lunch, a potem wieczorem… Zabiorę cię na randkę. Prawdziwą randkę. Taką na jaką zakochany kundel zabiera swoją cholernie piękną, seksowną żonę. Brzmi w porządku? – nie odmówi mu, prawda? Nie w tych okolicznościach przyrody, nie, skoro już tutaj przyjechali… Musieli to naprawić, musieli poskładać to do kupy. Przecież mieli spędzić ze sobą całe długie życie. Logan nie chciał dłużej czuć tego napięcia i strachu. Nie chciał ciszy, która nagle stała się kłopotliwa, choć nigdy w ich przypadku taka nie była. Chciał odzyskać swoją żonę, najważniejszą istotę w jego życiu i świecie. Chciał i był gotowy na wszystko byle tylko to osiągnąć.
Elise Trevisano
Ostatnie dni przed urlopem minęły Debenham i Trevisano… Różnie. Szybko, sprawnie ze względu na natłok pracy i innych zajęć w szpitalu, ale jednocześnie wciąż gdzieś w tle, w niedopowiedzeniu wisiał między nimi ten niedawny wieczór, kiedy oboje skończyli zranieni. Elise zranione miała serce, Logan rękę i ego. Choć starali się mocno tego sobie nawzajem nie okazywać – coś się zmieniło. Bear cholernie liczył na to, że ich wyjazd do Europy pomoże w naprawie tego, co spieprzył. Pokładał w tym biednym Paryżu tak ogromne nadzieje…
Właśnie minęła pierwsza noc w samym sercu Francji, w hotelu z idealnym widokiem na najsłynniejszą wieżę na świecie i całą tę typowo paryską atmosferę. Tę dało się poczuć już od momentu, w którym opuścili lokalne lotnisko. Logan obudził się pierwszy, pani doktor jeszcze smacznie i chyba spokojnie spała. Ogarnął się po cichu, bo nie chciał jej zbudzić i poszedł załatwić im jakieś smaczne, typowo tutejsze śniadanie. Ostatecznie po nie więcej niż półgodzinnym spacerze po różnych kawiarniach, żeby wybrać to co najlepsze, wrócił do hotelu z dwiema pełnymi papierowymi torbami. Elise zdążyła się w tym czasie obudzić. – Dzień dobry, pani doktor. – przywitał żonę i na stojącym w centralnej części pokoju stoliku zaczął rozkładać wszystko to, co udało mu się kupić. A było tego… Dużo. Naprawdę dużo. Zdecydowanie ZA dużo, jak na śniadanie dla dwóch osób. – Mam nadzieję, że się pani wyspała… Przyniosłem kawę. I śniadanie. – wziął kubek z kawą przeznaczoną dla Elise i podszedł z nim do łóżka. Usiadł na jego brzegu po tej stronie, którą zajmowała Debenham. Oddał tę naprawdę aromatyczną, intensywnie pachnącą dawkę kofeiny w jej dłonie, ale nie pozwolił żonie od razu się tej kawy napić. Pochylił pysk do jej ładnej buzi, a zawisnąwszy w ledwie centymetrowej odległości od jej warg, uśmiechnął się lekko, pod samym swoim przemądrzałym i bucowatym nosem. – Jak to jest, że nieważne czy dopiero co się obudziłaś, skończyłaś długą i trudną operację albo dopiero co wyszłaś spod prysznica… A zawsze wyglądasz tak cholernie seksownie. – Trevisano miał absolutną świadomość tego, że jego żona jest piękną, seksowną kobietą. Byłby idiotą i to na dodatek ślepym, gdyby tego nie widział. Byłby też nie w porządku z samym sobą, gdyby od czasu do czasu jej o tym nie przypomniał. Bardzo chciał, żeby ona też to wiedziała. Żeby to czuła. Żeby czuła, że jest piękna, seksowna, silna, cholernie inteligentna… Najpierw myślał to, a potem dochodził do wniosku, że Elise zasługiwała na kogoś lepszego, niż finalnie dostała. Kogoś, kto nie krzywdziłby jej w tak kretyński sposób, a w zasadzie kogoś kto nie krzywdziłby jej w ogóle. Wątpił, żeby ciepłe rogale i pachnąca kawa mogły cokolwiek naprawić, ale… Szlag, bardzo tego chciał. – Głodna? – zapytał cicho tuż po tym, jak złożył na wargach pani doktor powitalny, typowo na „dzień dobry”, lekki i spokojny pocałunek. – Pomyślałem sobie, że po śniadaniu możemy pójść na spacer, albo pojechać na jakąś wycieczkę… Wstąpić gdzieś na lekki lunch, a potem wieczorem… Zabiorę cię na randkę. Prawdziwą randkę. Taką na jaką zakochany kundel zabiera swoją cholernie piękną, seksowną żonę. Brzmi w porządku? – nie odmówi mu, prawda? Nie w tych okolicznościach przyrody, nie, skoro już tutaj przyjechali… Musieli to naprawić, musieli poskładać to do kupy. Przecież mieli spędzić ze sobą całe długie życie. Logan nie chciał dłużej czuć tego napięcia i strachu. Nie chciał ciszy, która nagle stała się kłopotliwa, choć nigdy w ich przypadku taka nie była. Chciał odzyskać swoją żonę, najważniejszą istotę w jego życiu i świecie. Chciał i był gotowy na wszystko byle tylko to osiągnąć.
Elise Trevisano