pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Lubił być nowym w mieście. Uwielbiał odkrywać niespodzianki danego regionu, przede wszystkim te związane z jedzeniem, niekoniecznie lokalnym. Lorne Bay znał wprawdzie jako dzieciak, ale tylko okolice Sapphire River, gdzie mieszkali jego dziadkowie, poza tym ostatnim razem był tutaj na dłużej kiedy miał trzynaście lat, więc trochę też pewnie zapomniał. W każdym razie, lubił swoje kulinarne wycieczki po nowym miejscu zamieszkania. Upodobał sobie szczególnie Salsa Bar and Grill, wcale nie dlatego, że szefem kuchni był jego kumpel z dzieciństwa Marcello, bo o tym dowiedział się zupełnie niedawno, po pierwszym swoim pobycie w tym miejscu.
Było niesamowicie gorąco i parno i najchętniej poczekałby na jedzenie w swoim domku, ale tam też Mike’owi było za gorąco, bo może i mieścił się ten jego domek w lesie, to jednak nie miał tam żadnej klimatyzacji ani nawet wiatraczka, bo nie zdążył go jeszcze sobie kupić. W ten upał najlepiej siedziało mu się w klimatyzowanym samochodzie i nawet krótka jazda do restauracji i z powrotem stanowiła ulgę.
Zadowolony zaparkował sobie koło restauracji i dopiero kiedy wysiadł z auta zobaczył, że jednak źle wybrał. Ludzie byli wszędzie. Patrząc na pękające w szwach wnętrze restauracji miał wrażenie, że zaraz ono pęknie. No nie tego się spodziewał, wybierając przy internetowym zamówieniu odbiór osobisty. Właściwie to nawet nie był jeszcze w najgorszej sytuacji, bo złożył zamówienie wcześniej i spokojnie mógłby sobie teraz poczekać w samochodzie w towarzystwie swojej ukochanej klimatyzacji i w ogóle nie musiałby umierać z gorąca i natłoku ludzi. Tyle, że niestety nie. Przepchał się do środka, żeby poinformować o swoim odbiorze tylko po to, by w odpowiedzi dowiedzieć się, że kuchnia nic o takim zamówieniu nie wie, a co za tym idzie nikt mu obiadu nie przygotował. Zwiesił więc smętnie głowę i oblizał wyimaginowaną ślinę, bo naprawdę miał ochotę na grillowany obiad. No nic, trudno. Najwyżej pojedzie gdzie indziej.
Uśmiechnął się do kelnerki, która wyglądała na lekko wystraszoną - nie wiedział czy to jej pierwszy dzień w pracy czy w ogóle pierwszy raz stawia czoło takiej sytuacji. Nie zamierzał jednak być bucem i chamem. Sam przecież wiedział jak to jest, był po tej drugiej stronie kiedy po maturze wyjeżdżał na Work and Travel. Może niekoniecznie jako kelner, ale też dostarczał usług niezadowolonym klientom. Podziękował więc ładnie dziewczynie za obsługę, zapewnił, że absolutnie nic się nie stało i on nie ma żalu ani nie żąda zadośćuczynienia i już się odwrócił, by przecisnąć się przez tłum niezadowolonych ludzi, kiedy wpadł mu do głowy pomysł. Może i nie widzieli się z Marcym tych ładnych parę lat i nie przyjaźnili na tyle, by Mike poinformował go o swojej przeprowadzce do Lorne Bay (skoro nie powiedział Stasi, to nikomu innemu też na pewno nie), ale kumpel to kumpel i w kryzysowej sytuacji należało wyciągnąć pomocną dłoń. Tak by zrobił dżentelmen, którym Michael Harrison bezsprzecznie przecież był. Odwrócił się więc, by zaczepić tą samą dziewczynę ale wtedy na jego drodze stanął Marcello.
- O, Marcy - stwierdził jakże odkrywczo i wyciągnął rękę w stronę kumpla, by się z nim przywitać.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
007.
Nie był nigdy do końca pewien z czego wynikała jego słabość do Australii i dlaczego w tym piekle zdecydował się być jeszcze kucharzem. Temperatura w kuchni była cholernie wysoka i bez upałów panujących na zewnątrz, a latem w Australii trudno liczyć na to, że wychodząc na papierosa człowiek da radę odrobinę się orzeźwić i schłodzić. Wręcz przeciwnie, ale to i tak nie powstrzymywało go przed tym, aby wypalić tego dnia już pół paczki. Chociaż wybitnie mocno pilnował, aby każda odrobina popiołu lądowała w słoiku z wodą, który mieli do tego przeznaczony i który nie mógł zostawać na słońcu, i żeby każdy pet został dobrze zgaszony. Niestety, aktualnie wiedział, że papieros to ostatnie, na co może sobie pozwolić. W kuchni brakowało rąk do pracy, a restauracja była przepełniona. I to nie przez zwykłych klientów, którzy wpadali regularnie na drinka albo maksymalnie dwa, które sączyli przez kilka godzin, aby nie musieć wychodzić z klimatyzowanego pomieszczenia. Tacy już dawno się zmyli przez gwar, który panował we wnętrzu, w którym kotłowali się głodni ludzie czekający na swoje zamówienia i strażacy, którzy przyszli się tu schronić i chwilę odpocząć, gdy zmieniano ich przy gaszeniu pożarów w pobliżu. Którzy też byli głodni i Marcy nie bardzo widział inną opcję jak to, żeby nie tylko zapewnić im dostęp do świeżej wody, ale żeby po prostu ich nakarmić, nawet jeśli miałby potem gęsto tłumaczyć się przed właścicielem lub sam pokrywać koszty.
Wyszedł właśnie na salę, aby zakomunikować, że nie przyjmują już nowych zamówień na posiłki, bo będą organizować jedzenie dla strażaków, gdy zaczepiła go kelnerka, aby powiedzieć o zagubionym zleceniu dla jakiegoś mężczyzny, którego właśnie odprawiła z kwitkiem. Marcy nie był mistrzem kontaktów z ludźmi i sam fakt, że miał za chwilę próbować uspokoić ten tłum przerażał go bardzo mocno, ale jednak uznał, że skoro i tak już tu był, to przeprosi faceta za zaistniałą sytuację. Nieco się zdziwił, gdy zobaczył z kim miał doczynienia.
Mike — rzucił, równie odkrywczo co on w jego kierunku, unosząc lekko kącik ust i uścisnął jego dłoń w ramach powitania. — Cześć, słyszałem że zgubiliśmy gdzieś Twoje zamówienie i nie dostałeś jedzenia — zaczął, zgodnie z posiadaną przez siebie wiedzą. — Obiecuję Ci, że to naprawimy, ale obawiam się, że nie dzisiaj… Wybacz naprawdę, normalnie nam się to nie zdarza, ale sam widzisz, co tu się dzieje — spojrzał na niego przepraszająco. — Planuję zamknąć kuchnię dla klientów i zabrać się za przygotowanie jedzenia dla strażaków, zanim skończą przerwę i będą musieli zmienić innych przy pożarze. Podobno sytuacja jest względnie pod kontrolą, ale to potrwa — wyjaśnił mu sytuację, zdając mu raport, który udało się im uzyskać od jednego ze strażaków. Było naprawdę gęsto i ciężko, a to wcale jeszcze nie koniec.

Mike Harrison
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
W takie dni jak ten cieszył się, że jednak pracował w zamkniętym pomieszczeniu, które było chłodzone klimatyzacją. Nie zrozumcie źle, uwielbiał swoją poprzednią pracę, w dużej mierze za to, że dzięki niej mógł odkrywać nieznane mu jeszcze tereny i miasta oraz poznawać ich historię, lecz powiedzmy sobie szczerze. Praca na zewnątrz w taki upał w ogóle nie przynosiła żadnej radości ani satysfakcji. A jeszcze jakby miał pracować w restauracji i to na kuchni! Chodził czasem do takich malutkich knajpek gdzie sprzedawali kebaby i nigdy nie mógł się nadziwić, jak ci pracownicy wytrzymywali w takiej duchocie. A pogoda na zewnątrz nie była wtedy nawet w połowie taka jak dzisiaj. Dlatego dziękował losowi, że miał jednak inne zainteresowania niż kulinaria i że jego CV spodobało się właścicielce biura podróży na tyle, że zdecydowała się zatrudnić go właściwie od ręki. Jego dziewięcioletni staż jako przewodnik wycieczek zagranicznych po Europie przechylił szalę na jego korzyść. W końcu bardzo dobrze znał tamte rejony, a przynajmniej te najbardziej popularne wśród wycieczkowiczów, więc nie miał problemów z dobieraniem dla nich miejsc oraz atrakcji. No i biuro podróży nie było tak oblegane jak restauracja, w której aktualnie się zajmował, więc też tłum nie robił duchoty i było czym oddychać. Przeważnie, bo ostatnio zepsuła się w biurze klimatyzacja, akurat jak pomagał starszemu małżeństwu zaplanować jedyną w ich życiu tak daleką wycieczkę. Nie byłoby nawet tak źle, gdyby na samym końcu transakcji starszy pan nie zemdlał. Na szczęście Mike nie był wtedy sam, bo gdyby był to by się mogło i tragedią skończyć. Bo oczywiście linie telefoniczne nie działały, więc nie mógł wezwać pomocy.
W każdym razie, serdecznie współczuł pracownikom restauracji, dlatego nie miał zamiaru jeszcze bardziej utrudniać im pracy. Współczuł również strażakom i nie chciał zajmować im miejsc, bo przecież było widać, że są zmęczeni, głodni i że muszą zaraz wracać i zamienić kolegów, by teraz oni mogli się posilić. Dlatego postanowił zapytać czy restauracja nie potrzebuje dodatkowych rąk do pracy. On już miał na dzisiaj wolne i nigdzie więcej się nie wybierał.
- Marcy, Marcy - pokręcił głową z westchnieniem ciężkim, a potem uśmiechnął się i położył dłonie na ramionach kumpla.
- Mną się nie przejmuj. Ja rozumiem, za złe nie mam i się przecież nie obrażę na moją ulubioną restaurację, bo w kryzysie nie dostałem swojego zamówienia - i mówił szczerze. Był dżentelmenem, a nie jednym z tym upierdliwych klientów najgorszego sortu, który kłóciłby się dosłownie o wszystko. Nie był roszczeniowy, rozumiał, że zdarzają się wydarzenia losowe, na które pracownicy nie mają wpływu i to jest właśnie jedno z nich.
- Ale słuchaj, tak sobie pomyślałem, że może wam jest potrzebna pomoc, co? Nie nadaję się może jakoś szczególnie na szefa kuchni, ale na pewno jest coś, w czym taki kuchenny laik jak ja mógł wam pomóc - zdjął już te swoje łapska z ramion Marcello i tylko patrzył na niego, oczekując odpowiedzi. Gotów był zrobić co tylko było trzeba. Mógł nawet iść do końca dnia na zmywak, jeśli tylko w taki sposób mógł pomóc pracownikom restauracji.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Każde zajęcie miało swoje poświęcenia. Oni teoretycznie w tej kuchni mieli okazję do hartowania się cały rok — byli lepiej przygotowani do upałów panujących latem w Australii, niż wiele innych osób. Niestety, gdy przychodziły te upały, w ich pracy było jeszcze trudniej. I chociaż znoszenie gorąca na zewnątrz okazywało się bułką z masłem, w przeciwieństwie do wysokich temperatur na kuchni, to jednak przeżycie każdego kolejnego dnia wydawało się wręcz niemożliwe. Ale i tak wracali. Marcy nie wyobrażał sobie, aby miał nie wrócić. Gotowanie było całym jego światem. I nawet jeśli uważał, że zawalił to już raz bardzo spektakularnie, to jednak nie oznaczało, że musi z tym skończyć. Musiał po prostu być bardziej wytrwały, bardziej skupiony i zrobić to lepiej. Brzmiało prosto, wykonanie… Cóż, wykonanie było trudne. Szczególnie gdy okazywało się, że na miejscu jest coś albo nawet bardziej ktoś, kto miał spory potencjał do rozpraszania.
Teraz jednak nie było czasu o tym wszystkim myśleć, bo sytuacja wymagała szybkiej adaptacji. Gastronomia była dynamicznym i wymagającym światem nawet wtedy, gdy za oknami świat nie płonął. Byli gotowi na różne scenariusze, ale na takie jednak zawsze było się przygotować najtrudniej. Nikt przecież nie chciał zakładać, że dojdzie do jakiejś tragedii. Co najmniej, jakby miało to oznaczać jakieś przyczynienie się do najczarniejszego scenariusza, skoro się zakładało, że może on wystąpić. Było to głupie, ale jednak, chyba większość ludzi w takich momentach się tak czuła. Nawet Ci, którym daleko było do osób przesądnych. Ale gdy przychodziło co do czego, to trzeba było wyciągnąć wszystkie ręce na pokład i działać jak najszybciej. Marcy teoretycznie przeżywał różne kuchenne kryzysy, ale rzadko zdarzało się, aby dotyczyły one takich sytuacji. Pracował raczej w miejscach o wysokiej renomie, w których niewielu było zwykłych klientów, tylko raczej tacy, którzy mieli za dużo pieniędzy. I albo znali się na kuchni rzeczywiście, albo wiecznie marudzili i się mądrowali, a potem zamawiali czerwone wino do ryby. No ale, nie o tym. Strażacy. Oni wina zdecydowanie nie powinni pić, więc chociaż tyle, że była możliwość zamknięcia baru. Zimne napoje bezalkoholowe w ilościach dużych i tak lepiej było robić w kuchni.
Świetnie, doceniam to — przyznał, uśmiechając się lekko do mężczyzny z wyraźną ulgą na twarzy, która jednak dalej zdradzała zmęczenie. Do końca zmiany jednak było jeszcze dużo czasu, a jeśli pożar nie zostanie ugaszony, to pewnie zostanie tu dłużej. I jego ekipa pewnie też, bo nawet jeśli Marcy nie należał do najbardziej wylewnych osób na świecie, który był super blisko ze swoimi współpracownikami, to jednak potrafił ich wybierać i był całkiem dobry w motywowaniu ich do pracy. Więc wiedział, że mógł na nich liczyć.
Każde ręce się przydadzą, nie będę Cię nawet oszukiwać — przyznał, analizując na szybko, co mógłby zlecić. — Ale na pewno masz czas? — upewnił się. Do kuchni co prawda nie mógł go wpuścić bez ważnych badań i szkolenia z bezpieczeństwa, bo jednak była to kuchnia, było tam jedzenie i tego typu rzeczy — mogło to sprawić właścicielowi tego miejsca sporo kłopotu. Ale było też dużo innych zajęć.
Dziewczyny przygotowują system z numerkami, żebyśmy wiedzieli mniej, więcej ile musimy tego przygotować, a potem strażacy będą z nimi je odbierać, co pozwoli nam zachować porządek — normalnie mieli od tego paragony, ale tutaj siłą rzeczy tego nie było. — Więc jeśli masz czas możesz pomóc im przy organizowaniu tego, są tylko dwie, reszta już na kuchni, więc na pewno im się przyda wsparcie — wskazał ruchem głowy na dwie młode kobiety, które pracowały na sali. — Alma i Freya, Mike Wam pomoże, więc możecie go wdrożyć — zawołał do nich, przedstawiając ich na szybko. A sam przeprosił ich zaraz, aby iść oznajmić reszcie sali, jaki był plan działania.

Mike Harrison
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Mike nie znał się na żadnej pracy w gastro, a już najmniej na pracy na kuchni, ale wydawało mu się, że jest to strasznie trudna praca. Nawet niekoniecznie pod względem samego gotowania, ale ciężkiej atmosfery, że wszystko trzeba robić perfekcyjnie i szybko, bo inaczej klienci już do restauracji nie wrócą. Właściwie to w każdym lokalu usługowym należało dobrze obsłużyć klienta, żeby wypowiadał się o nim tylko w samych superlatywach, nawet on w swoim biurze podróży nie mógł podejść do sprawy na odwal się. Po prostu w gastro wydawało się to bardziej intensywne. A może za dużo naoglądał się Masterchefa i filmów o tej tematyce? Tam się wszyscy na wszystkich drą, a szefowie kuchni rzucają talerzami z jedzeniem, kiedy coś im się nie podoba albo mają po prostu gorszy dzień. No on nigdy nie był czegoś takiego świadkiem, więc może to nieprawda co w tych filmach pokazują, ale też z drugiej strony nie był przecież nigdy na kuchennym zapleczu.
Każda praca tak naprawdę miała swoje ciemne strony. On też mógł ponarzekać na trudnych klientów, na to, że niektóre sprawy musi załatwiać na ostatnią chwilę, bo coś tam. Albo, że musiał się natrudzić, bo klient miał bardzo wyrafinowany gust i ciężko było w niego trafić. I nie chodziło wcale o to kto miał gorzej, bo Mike nie był głupi żeby porównywać ze sobą pracę w biurze podróży a w kuchni, gdzie cały czas coś się działo i nie było czasu na siedzenie i granie na telefonie.
- Daj spokój, każdy normalny człowiek powinien tak zareagować. Przecież to nie wasza wina, że jest tak gorąco i są pożary - odpowiedział, trochę za głośno niż by wypadało, co miało dać postronnym osobom do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek odważy się skrytykować restaurację i ich pracę w tym momencie, to Mike jest gotowy bronić ich własną piersią, niczym Rejtan protestujący przeciwko Sejmowi Rozbiorowemu. Tylko trochę słabo mu to wyszło, bo aktualnie oprócz niego nie było tu żadnych klientów cywilów, całą salę zajęli odpoczywający, głodni strażacy.
- Pracę swoją skończyłem, a i tak nie mógłbym się na niczym w domu skupić w taki gorąc… Więc no tak, na pewno - potwierdził, kiedy już opisał swój dzisiejszy dzień i kiwał się lekko na piętach w oczekiwaniu na instrukcję. Widział co się dzieje, chciał im pomóc, był zwarty i gotowy. Nawet gdyby Stasia teraz do niego zadzwoniła i chciała się spotkać to by jej grzecznie odmówił. Albo lepiej, zaprosiłby ją do pomocy. Stasia była miłą dziewczyną i chociaż nie potrafiła gotować i pracowała dla bogaczy to Mike wiedział, że nie miałaby nic przeciwko.
- Tak jest - prawie zasalutował, ale jednak powstrzymał się przed tym niepotrzebnym gestem, a potem podszedł do Almy i Freyi, przedstawił im się a potem wysłuchał co ma robić i zabrał się do działania.
Rzeczywiście, z jego pomocą wszystko szło szybciej, aczkolwiek nie tak szybko jak wszyscy by chcieli. System numerkowy na pewno wprowadził porządek, więc nie sądził, żeby mieli sytuacje, w których ktoś pomylił czyjeś zamówienie i afera gotowa. Mimo wszystko, ludzi na kuchni nadal nie było wystarczająco, by tłum w restauracji sprawnie się zmniejszał. W końcu tak się złożyło, że Mike i Marcy znów spotkali się twarzą w twarz.
- Słuchaj, a może podzwonić po innych lokalach i poprosić o pomoc na kuchnię? Jeśli tu są takie tłumy, to nie sądzę, by inni mieli podobne oblężenia. Trzeba sobie pomagać w potrzebie, nie? Tylko czy wy tu macie tyle miejsca - zerknął sobie na kuchnię, by zorientować się w sytuacji. Był nawet gotów podjechać swoim autem po pomoc, bo taki już z niego pomocny chłopak był.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Wszystko oczywiście zależało od tego, jakie to było gastro. Bywały w końcu lokale, w którym można było mieć zdecydowanie większy luz. Gdzie nie biegło się ciągle do przodu, w myśl zasady, że liczy się każda sekunda. I że każdy, nawet najdrobniejszy błąd może kosztować Cię bardzo, bardzo dużo. Utratę gwiazdki lub niezdobycie nowej. Utratę renomy i mniej klientów. Dla Marcy’ego było to też ryzyko utraty jednego z nielicznych filarów, który był jeszcze solidny i stanowił podstawy jego pewności siebie. Wiele innych kwestii już dawno zostało zburzonych. I chociaż gastro zawsze było trudne — szczególnie w takim klimacie — to jednak nie wszyscy szefowie żyli w taki sposób. On jednak inaczej nie umiał i zamiast próbować zwolnić i trochę odpuścić, sama dodatkowo siebie nakręcał, nakładając na siebie coraz większą presję, która pchała go do przodu. Czy powinien być z tego dumny, że wylądował ostatecznie znowu w swoim rodzinnym miasteczku i prowadził restaurację w sąsiedniej miejscowości? Być może. A być może nie. Teraz aktualnie na pewno nie chciał o tym myśleć. A całą odczuwaną dumę przekierować na swoją ekipę, która dzielnie się starała działać w pocie czoła. I na takich ludzi jak Mike, bo przecież to jeden z tych momentów, w których społeczeństwo musiało zacząć funkcjonować jak jeden organizm, żeby pomóc sobie nawzajem.
Uśmiechnął się lekko do mężczyzny — z wdzięcznością i ulgą, bo przynajmniej miał jedną rzecz do obstawienia mniej. W kwestii przywództwa i tego, czy jest urodzonym liderem, często miał wątpliwości i czuł sporą niepewność. Jednak w momentach kryzysowych nie było miejsca na rozczulanie.
Ze ściąganiem tutaj kogoś może być problem — przyznał, analizując jego słowa. — Nie jesteśmy w stanie odpalić wszystkich miejsc do pracy przy tej temperaturze, w kuchni i tak jest piekło i pracujemy rotacyjnie — jedno idą na przerwę się nieco ochłodzić, inni wchodzą za nich i tak w kółko, skoro pracowali tylko na połowie wyposażenia. — Ale może jest to jakiś kierunek… — zmarszczył lekko brwi, starając się jakoś ten pomysł wykorzystać. — Może po prostu jakoś podzielimy robotę z ludźmi z innych miejsc w głąb miasta? — myślał głośno, spoglądając na Mike’a, jakby szukając u niego poparcia lub jakiegoś pociągnięcia tego w lepszym kierunku. — Łatwiej będzie to zrobić w różnych lokalach i dowieźć tutaj jednym autem niż wyrzucać tych ludzi na upał, żeby sami tam dotarli — tak mu się przynajmniej wydawało, jednak w tym momencie już nie był pewien, co było bardziej logiczne, a co mniej. — Nie wiem tylko, czy na pewno jest to wyłącznie nasz problem, ludzie desperacko szukają klimatyzacji — być może większość strażaków była u nich, ale jednak należy wziąć pod uwagę, że byli też ludzie, którzy dla bezpieczeństwa zostali ewakuowani, jakby ogień się rozprzestrzenił i zwykli klienci, którzy po całym dniu upału najzwyczajniej w świecie chcieli odetchnąć w niższej temperaturze i coś zjeść, bez konieczności odpalania własnej kuchenki.

Mike Harrison
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Gdyby byli bliższymi kumplami, to Mike pewnie mówiłby mu cały czas żeby zwolnił, bo całe życie przeleci mu przez palce, ale z drugiej strony rozumiał. On sam nie należał do tych pracowników, którzy robili wszystko na odwal się, byle było zrobione. W swojej pracy był odpowiedzialny za to, by jego klienci spędzili idealne albo przynajmniej przyzwoite wakacje za granicą przez te dwa tygodnie. Denerwował się, kiedy coś mu nie wychodziło z ustaleń i może nie zostawał w pracy po godzinach, tak jak pewnie zdarzało się Marcy’emu, ale czasem zabierał pracę do domu. Ze dwa razy zdarzyło mu się nawet osobiście polecieć na miejsce, by wszystkiego dopilnować, ale wtedy jego szefowa zrobiła mu pogadankę, że nie może takich rzeczy robić, aż tak się angażować. Przyjął ze skruchą i faktycznie już później nie zdarzył mu się podobny epizod. Aczkolwiek nadal - w gastro wszystko wyglądało zupełnie inaczej, specyfika pracy była inna. Więc tak, możliwe, że nie do końca Mike wszystko rozumiał.
Jeśli nie chciał być żadnym fancy szefem kuchni w najlepszych restauracjach świata, to Mike uważał, że wcale nie musiał myśleć o sobie nisko, bo ostatecznie wylądował w Lorne. Mike co prawda nie wiedział jak wcześniej prezentowała się restauracja, którą prowadził Marcello, jednak śmiało mógł powiedzieć, że jej to nie zaszkodziło. Szczerze mówił o tym, że Salsa Bar and Grill to jego ulubiona restauracja. Zapraszałby nawet tutaj swoich znajomych, gdyby tylko ich w Lorne Bay miał. Znaczy, no była Stasia i miał tu przecież swoich kuzynów Zeimerów, ale jakoś jeszcze się nie złożyło, by poszli razem zjeść coś na mieście, ani w Lorne ani w Cairns.
Tak naprawdę to te kryzysowe sytuacje pokazywały ukryte dotąd w człowieku zalety. Zdarzało się przecież, że wybrani w czasach pokoju liderzy nie potrafili sprostać swoim zadaniom w trakcie kryzysu, za to ci, którzy z reguły nie wychodzili naprzód, nagle posiadali niezwykłe zdolności przywódcze. Nie wiedział jak Marcy pracuje na co dzień ani, że ma wątpliwości co do swojego bycia liderem, jednak w tym momencie nie powiedziałby, że kumpel ma takie rozterki. Przede wszystkim zachowywał zimną krew, co w takim upale i takim tłumie w środku restauracji oraz na zewnątrz, na pewno nie było łatwe. Zwłaszcza z myślą, że to on jest za wszystko odpowiedzialny i gdyby coś poszło nie tak, to on poniesie odpowiedzialność. Według Mike radził sobie sprawnie, a że potrzebował pomocy, bo było dużo ludzi, no to przecież jest normalne. Typowe wydarzenie losowe, na które żadne z nich nie miało wpływu.
- O, to nawet lepszy pomysł - ucieszył się, że jego pierwotny plan przeszedł takie modyfikacje, bo to… To naprawdę miało szansę się powieść! Istniała tylko jedna przeszkoda, o której Mike pomyślał, ale miał nadzieję, że Marcy o niej nie wspomni, bo jak wspomni to i z nią trzeba będzie się jakoś uporać. Wspomniał niestety i mina Mike’owi nieco zrzedła.
- To chyba nie mamy innego wyjścia jak zadzwonić i zapytać. Nie chciałbym porzucać naszego planu, bo to po prostu dobry plan. A jeśli znajdziemy chociaż jedną restaurację, to już będzie sukces - stwierdził. Mógłby nawet pobawić się w dostawcę jedzenia. Z tego co widział, dziewczyny całkiem dobrze dawały sobie radę, jak już puścili numerki w ruch.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Chociaż słysząc te wszystkie motywujące hasła o kochaniu swojej pracy i o tym, że jak się naprawdę ją uwielbia, to nie przepracuje się ani jednego dnia, parsknąłby śmiechem, to jednak był skłonny przyznać, że samo kochanie tego, co się robi było istotne. Dla niego kuchnia była całym światem od dziecka, nie potrzebował tak właściwie nic więcej, chociaż życie zweryfikowało jego priorytety w tym zakresie dość mocno. I chociaż prawie skończyło się to dla niego tragicznie, to i tak nadal kochał to, co robił, dlatego nie miał problemu, żeby angażować się bardziej. Niestety miał raczej problem z tym, żeby nie angażować się za bardzo. Mike zapewne doskonale by to zrozumiał, skoro sam też nie był osobą, która wykonywała swoje zadanie, bez jakiejkolwiek refleksji, wypełniając tylko procedury i nie próbując zrobić czegoś lepiej i nie zaangażować się bardziej. Tak to już było i tak właściwie chyba było to całkiem miłe. Czuć się potrzebnym, widzieć efekty swojej pracy i poświęcenia czegoś na rzecz pracy. Po prostu trzeba znaleźć równowagę i nie zacząć poświęcać zbyt dużo. I chociaż specyfika była inna, to każdy z nich miał najwyraźniej swoje za uszami w tej kwestii.
To wyzwanie, zupełnie niespodziewane i na pewno bardzo trudne, było jedną z takich sytuacji, gdy należało zrobić coś więcej, coś inaczej i zaangażować się bardziej. Było ono szczególne i mocno wyjątkowe, bo nawet tutaj pożary nie zdarzały się codziennie i wszyscy wierzyli, że susza niedługo się skończy, przynosząc wytchnienie. Dlatego tym bardziej musieli się spiąć i to wszystko ogarnąć. Pokonując swoje osobiste słabości, żeby stanąć na wysokości zadania dla — jakkolwiek banalnie i sztampowo by to nie brzmiało — większego dobra.
Okej, myślę że jesteśmy w stanie zrobić dość szybko listę lokali, które są od tej strony miasta i podzwonić — co prawda czas był ograniczony, ale jednak naprawdę trudno było to tutaj ogarnąć bez wsparcia, dlatego rzeczywiście, brzmiałoby to — Okej, sprawdzę tylko na kuchni, czy wszyscy mają co robić i wiedzą, co robić i możemy się za to zabrać — pokiwał lekko głową, a potem rzeczywiście zniknął na chwilę, aby się upewnić, że sprawy idą tak, jak powinny, a potem wrócił z notesem. — Mam numery do knajp, z którymi mamy dobry kontakt i jakąś współpracę, więc powinni być na tak. Więc możesz przejrzeć jeszcze na szybko, kto mógłby się nadawać, a ja zacznę dzwonić? — zaproponował, biorąc telefon do ręki nawet. — Może jak uda nam się coś ustalić i stworzyć taką listę lokali chętnych jakoś się angażować w pomoc, to będzie łatwiej w przyszłości dostarczyć wsparcie na miejsce zdarzenia i jakoś to usystematyzować — tak mu wpadło do głowy, że można było przygotować jakąś listę i w razie kolejnej takiej akcji zacząć reagować szybciej i wiedzieć, do kogo zwrócić po ewentualną pomoc. Dzięki temu mogłoby wszystko to działać o wiele sprawniej, a przecież było to niesamowicie ważne w takich sytuacjach.

Mike Harrison
ODPOWIEDZ