dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Pukle nie tyle płowych, co wytłoczonych w najjaśniejszym złocie włosów skrzyły się w popołudniowym, najsilniejszym słońcu; kiedy były mokre (ale przy tym wcale — wbrew logice — nie ciemniejsze) ich szumiący łoskot dało się wyczuć nawet na trzecich od końca szczeblach żeber wsuniętych w plecy. Były piękne, zadbane, dziewczyńskie. Bo Achillesa przez pewien czas także — nazywano d z i e w c z y n ą.
No, może nie tego kołyszącego się teraz swobodnie na szkolnej ławce, choć według prostackich, haniebnych żartów (to ty nie wiesz, że imię masz po dziewczynce? jak nikt nie patrzy, to chodzisz w sukienkach? masz tam w ogóle coś między nogami?) tak trochę też — to jest do czasu, kiedy wątłe i filigranowe ramiona nabrały zdumiewająco okrągłych kształtów, a głos męskiej, niskiej stanowczości.
Achilles nienawidził swojego imienia.
Nienawidził Achillesa z greckiej mitologii.
Nienawidził mężczyzn, którzy ubierali się w sukienki (nikt w szkole nie lubił, ale on najbardziej).
I tylko O N A — nierzeczywista, bezcielesna, niematerialna ona odciśnięta klawiaturą na ekranie szkolnego komputera, zdawała się to rozumieć.
Nie uważam, żeby w kobiecości objawiającej się u mężczyzn było cokolwiek złego — pisała, a on ekscytował się jej dojrzałym spojrzeniem, jakim obejmowała świat (nawet jeśli się z nią nie zgadzał).
Nie zauważyłam, żeby twoje włosy były za jasne, albo za długie — przekonywała, a on przestawał paranoidalnie przekręcać je pod różnymi kątami przy lustrze, sprawdzając, czy ma rację (za nic w świecie nie chciał wyglądać jak ten popapraniec z mitologii).
Wydaje mi się, że moglibyśmy w końcu się spotkać — wyznała kilka dni temu, a on nie odnalazł w jej słowach rozczarowania. Nawet jeśli zamilkła na kilka jesienno-zimowych miesięcy, które on spędzał z Leonem (rozpakowywując się w jego pokoju, poznając z jego rodziną) a ona — w tej komputerowej pustce, zapisanej w krókim “brak nowych wiadomości”. Ale on przecież i wtedy się nie zrażał — wytłuszczał literami te pecyny blokowanych w przełyku żalów, trosk i niepewności, przekonując, że przecież nikogo poza nią nie ma, że nikt nie zrozumie, a i on nikomu już opowiedzieć nie będzie chciał.
Tylko jej. Choć niektórzy uważali, że wcale nią nie jest, a nim; co z tego, że to ze szkolnego serwera, Chilly, ktoś cię może wkręcać! A co jak to jakiś rudy pryszczaty chłopak, na przykład ten Murphy? O mój Boże, a jeśli to w ogóle nikt w naszym wieku, jeśli to jakiś n a u c z y c i e l? Ten stary oblech z przyrody, no, może on? Moja mama mówiła, że on nigdy nie był widywany z żadną kobietą!
Ale przecież Achilles wiedział. Że to jest dziewczyna, że jest w klasie niżej albo wyższej (to nie miało większego znaczenia) i że może jej ufać. Jak nikomu innemu. Nigdy.
I ona mu także mogła — dlatego w końcu, dwa dni przed zamknięciem szkoły na okres świątecznych śniadań, obiadów i kolacji z rodziną (on akurat żadnej nie miał, ale Leon obiecał podzielić się swoją), pokierowała go mailowo do jednej z mniejszych, wciśniętej w kąt korytarza sali lekcyjnej, która zwykle była wywieszona karteczkami z łaciny (ale tutaj nikt przecież nie uczył się łaciny, więc pokój był zawsze cichy i zawsze pusty), a teraz służyła za magazynek dla tych bożonarodzeniowych ornamentów, których nie udało poupychać się w hallu i reszcie klas.
Nogi Achillesa mijały się wahadłowo w swobodnym zwisie, kiedy siedząc na ławce ułożonej na jeszcze innej ławce (by zrobić więcej miejsca na ozdoby), skubał wystające nitki przy paznokciach i czekał, aż kilkuletnia znajomość w końcu nabierze czyjejś prawdziwej twarzy.
Ale wtedy do sali wszedł Leon.
Fitzgerald — roześmiał się srebrzyście, nieco bezwiednie — jakby śmiech przyszedł bez udziału umysłu, a wytłumaczenie ów rozbawienia było mu zupełnie nieznane. — Musisz się zmyć na kilka minut, czekam na kogoś. Spóźnia się, więc może przyjść w każdej chwili — poniekąd więc go wyprosił; nawet jeśli według zagorzałych katolików nie należało robić tego pośród upstrzonych w bombki, sztucznych choinek, ani specyficznych, dość dziwacznych obrazków wciśniętych w drewniane ramy, przedstawiających świętego mikołaja bez koszuli, który na desce surfingowej ciągnięty był przez kilka uśmiechniętych delfinów.
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
To miał być żart. Nie kpina. Żart.
Miał patykowate nogi, kilka krost na żuchwie, nosił koszulki polo, a jego włosy niepostrzeżenie ciemniały i lekko się kręciły, podczas gdy rodzice, oboje, posiadali pukle miodowych, aksamitnych nitek. Odkryli z Sawyerem, że ojciec miał w młodości inny kolorów włosów — taki, jak on, a więc niemal kasztanowo brązowy, ale chociaż brat zapewniał go o normalności tego zjawiska, Leon jako jedyny Fitzgerald miał kruczą twarz i krucze oczy, a im starszy się stawał, tym widoczniejsza była jego inność.
Był wściekły. Wtedy, kiedy okładali się z Achillesem pięściami, czy raczej: to Cosgrove wtykał palce w zagłębienia jego twarzy, a także potem, kiedy próbował być taki, jak on. Złość błądziła zakamarkami jego ciała od tak dawna, że brał ją za coś oczywistego, naturalnego; dopiero kiedy w końcu udało się mu zaprzyjaźnić z chłopcem, którego kiedyś się bał, pojął, że jest w stanie bez niej przeżyć. I że nienawiść ta tyczy się wyłącznie jego rodziców, chociaż jeszcze nie potrafił o tym mówić czy dostrzec dlaczego.
Przyjaźń z Achillesem była nieoczekiwana. Wspaniała. Zmieniała go, a on ze zmianami tymi zasypiał zawsze z uśmiechem.
Problemem była o n a.

Powędrował za nim spojrzeniem. Nim sam wstał z drewnianego krzesła, upłynęło kilka minut; wiedział, że powinien z tym skończyć, że nadszedł w końcu moment, w którym należało wyznać Achillesowi prawdę, ale strach trzymał go za gardło, spętał jego nogi i kiedy Leon w końcu się podniósł, kilka dzieciaków zachichotało, bo musiał złapać się ławki, by się nie przewrócić.
To nie była kpina — od tego zamierzał zacząć. Żart, owszem, ale początkowo; zmusiłby go do przyznania, że skrywało się w tym coś zabawnego. Że on sam, być może, postąpiłby tak samo.
Żart.
Wystukane na klawiaturze c z e ś ć.
Nie mógł przecież przewidzieć, że zaczną ze sobą pisać. I że Achilles sam założy, że rozmawia z dziewczyną. A przede wszystkim nie mógł przewidzieć tego, że zatonie w tych rozmowach, że będzie zazdrosny o tę część, którą musiał skrywać przed przyjacielem, o wszystkie tajemnice, które otrzymywał jako nieistniejąca osoba, a nie Leon.
Łudził się, że Achilles go nie znienawidzi.
Och — wymamrotał z zakłopotaniem, kiedy niby przypadkiem wsunął najpierw bladą twarz, a potem, mimo zakazu, resztę ciała do cichej, skrytej przed ciekawością świata sali. Oparł się plecami o ścianę, dociskając do niej także wnętrza dłoni, by pochwycić chłód bijący z jej struktury. — A na kogo czekasz? — spytał ostrożnie, choć z lekkim oskarżeniem: jakby upominając się o prawo do tej wiedzy, choć znał jej wszystkie szczegóły. I znów poczuł tę palącą, absurdalną zazdrość. Bo Achilles czekał na dziewczynę.
Bo Achilles nigdy nie czekałby tak na niego.
leoś
belzebub
benjamin | jude | pericles | othello | rome | cassius | vincent | dante | hyacinth
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Czasem coś wspominał, mimochodem i z trudem utrzymywaną obojętnością. Kiedy z samego rana pędził do sali informatycznej, zanim zauważyłby go pan Gardell i kazał wyłączyć komputer, albo kiedy spędzał w niej pół godziny po skończeniu zajęć, zanim sprzątaczka wykonując zawsze tę samą rundę: od najwyższego piętra i klas biologicznych, przez korytarz, schody, aż w końcu stojącą na środkowym piętrze salę komputerową, wypraszała go niskim, niekobiecym głosem i ostrą wonią cytrynowych detergentów. Mówił wówczas Leonowi, że sekretnie się z kimś spotyka. Mówił na tyle głośno, że w końcu cała szkoła przejęła jego plotki, wymyślając niestworzoną dziewczynę, dla której Achilles stracił głowę. W końcu plotka eskalowała do takiego stopnia, że kilka dziewcząt uparcie utrzymywało, że to właśnie z nimi chłopiec uchodzący wówczas za najbardziej nieokrzesanego i prowokacyjnego w całej szkole spędza w sekrecie popołudnia i że to do nich szepcze czułe słówka. I tylko nieliczna garstka znała prawdę, czy raczej s z c z ą t k i prawdy, bo przecież pełne wyjaśnienie skomplikowanej sytuacji przechowywał w swoim sercu jedynie Leon. Inni byli świadomi tylko tego, że Achilles skłonny był przepaść dla nieokreślonego kogoś (szczęśliwie: dziewczynę, w najgorszych przewidywaniach okraszonych śmiechem: nauczyciela przyrody) wyłącznie poprzez kilka pieczołowicie wymienionych elektronicznych wiadomości. A choć niestworzona Ona używała znajomych zwrotów i charakterystycznych manier układania zdań, Achilles nie potrafił połączyć puzzli w jeden klarowny obrazek, ukazujący mu postać Leona. Bo to przecież było niedorzeczne.
Cholera, ale jesteś wścibski. Na d z i e w c z y n ę. I nic więcej ci nie powiem — postanowił z uśmiechem, nieco niezgrabnie (jako że postawione na sobie szkolne ławki nie były najstabilniejszą konstrukcją) zeskakując z lśniącej drewnianej powierzchni, na której ktoś, zapewne cyrklem, wyrył obcesowe: matka Gabriela daje pod latarnią. Może zrobił to Achilles, nie pamiętał.
Nie jesteś chyba zazdrosny, co? Wiem, że wszystko chcesz robić razem, ale tego raczej nie możemy — śmiech ponownie wydobył się spomiędzy jego rumianych ust; był delikatny i dźwięczny, wcale nie taki, jakim posługiwał się w towarzystwie, próbując kogoś jedynie wyśmiać, a nie się do niego zaśmiać. A Leon, przecież, naprawdę we wszystkim pragnął mu towarzyszyć — na przykład w tych niedumnych, wątpliwych interesach, jakie Achilles z braku większej gotówki, przeprowadzał z osobami uchodzącymi w okolicach Lorne Bay za najbardziej podłe i niebezpieczne. Ale o tym Cosgrove także jeszcze nie wiedział.
ODPOWIEDZ