Pokazać tę drogę przez ciernie ulice gdzie wszystko jest szare
Happy. Kochała go, ale wpływała na niego źle.
Tiago. Kochała go, ale wpływała na niego źle.
Josie. Kochała ją, ale wpływała na nią źle.
W każdej z jej relacji przekopywała się przez multum złych emocji, przez smutek i łzy, przez wściekłość i rzucane przedmioty. W każdej była nie tą osobą, którą powinna, ale co mogła poradzić, że już nie potrafiła być tym kim wymagano by była? Zatracała siebie w tej pogoni za byciem tym kim powinna być, gubiła swoje jestestwo nie wiedząc już do końca co było jego fundamentem. Była wściekła na Santiago, najpierw wygadanie jej największej tajemnicy przed każdym przed kim tylko mógł, a potem odwołany wyjazd w góry, w czasie którego mieli dojść do porozumienia. Jakaś patetyczna wiadomość o potencjalnej rozmowie, na którą zupełnie nie miała ochoty. Była zła na siebie, że nie potrafiła już chronić Happy'ego przed jego demonami. Była zła, że nie potrafiła należycie dobrze zadbać o Josie, aż ta zaczęła podważać sens ich wspólnej relacji. Każda kolejna myśl, która przelatywała przez głowę Sad była coraz smutniejsza i coraz bardziej nieprzyjemna. Każda ją gryzła w zwoje mózgowe i kuła prosto w serce.
W pewnej chwili zadzwonił tachograf informując o konieczności przerwy. Z ciężkim westchnieniem zjechała z drogi na pobliski parking. Po zaparkowaniu tira otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz wyjmując z kieszeni wymęczoną paczkę papierosów. Ostatnio paliła więcej niż powinna, ale nie potrafiła odmówić sobie ostatniej fajki przed snem. Zamknęła drzwi od pojazdu i zaczęła przechadzać się po parkingu.
-Cześć, niunia!
Nie była pewna czy usłyszała ten głos naprawdę czy jedynie w swej głowie, ale nie zważając na to postanowiła zignorować to co do niej dotarło. Zaciągnęła się po raz kolejny fajką jednak zanim zdążyła wydmuchać dym jej uszu doszło:
-Co taka ślicznotka robi tutaj o tej godzinie? Pewnie jesteś tiróweczką, co?
Zanim obróciła głowę by namierzyć właściciela głosu poczuła na swoim ramieniu dotyk. Z powodu przestraszenia trzymany między palcami papieros wylądował na ziemi.
-Chyba nam nie odmówisz, co? Chodźcie, chłopaki!
-Co ty, do chuja robisz?- odpowiedziała twardo, gdy mężczyzna złapał ją za ramiona chwytem tak silnym, że mimo prób nie była w stanie się z niego wyrwać. W chwilę później dopadło ją kolejnych dwóch facetów, którzy w trójkę próbowali położyć ją na ziemi nie zważając na jej wyrywanie się i szarpanie ciałem. Poczuła dotyk zimnych rąk pod swoją koszulką.-Zostawcie mnie, kurwa! Pomocy!-krzyczała na tylko głośno na ile potrafiła próbując uderzyć kopniakiem jednego z facetów w twarz, jednak każdy z nich był stanowczo silniejszy od niej. Była na przegranej pozycji.
Amo Di Fiore