it's me, hi, I'm the problem
: 12 gru 2023, 19:20
004.
Ostatnie tygodnie wypełnił pracą na tyle skutecznie, że omal nie brakło mu czasu na to, by skrupulatnie niszczyć swoje zdrowie w podrzędnym barze. Dlatego też, gdy tylko nieco zapanował nad zleceniami, które brał nieco zbyt chętnie — by nie myśleć na przykład o zbliżających się świętach, kolejnych, które miał spędzić bez córki — udał się do jednego z barów. Czuł, że każdego dnia, podczas którego oglądał błyszczące lampki, ludzi niosących prezenty i roześmiane dzieciaki, gorzkniał w środeczku coraz bardziej. Kiedy pchał masywne drzwi, by wejść do środka, miał już lekkie wrażenie nawet, że powoli zaczynał przypominać Scrooge’a.
Nic więc dziwnego, że tego dnia, z pełną świadomością, wybierał samotność. Nie zmieniło się to ani przy pierwszej, ani czwartej kolejce — nawet jeśli ta zaczęła powoli rozmazywać ostrość widzenia, odbiła się ciepłem rozlanym na policzkach i zachęciła do tego, by wdać się w durną bójką. Naprawdę, coś podobnego przeszło mu przez głowę — że gdyby ktoś obił mu gębę, to może poczułby tego dnia coś więcej, niż paskudne odrętwienie, które sprawiało, że coraz trudniej przychodziło mu podnoszenie się z łóżka. Zamówił więc i piątą kolejkę, przekręcając się leniwie na barowym krześle. Dopiero w tym momencie dostrzegł Fawn, która — jak wnioskował po chwiejnym kroku — też nie szczędziła sobie tego wieczora alkoholu. I kiedy oparła się o blat obok niego z zamiarem zamówienie czegoś, Waldo nagle przypomniał sobie o zasadach dobrego wychowania, które pchnęły go do tego, by na nią zerknąć.
— Nie opierałbym się o to — mruknął jedynie, sięgając po szklankę, którą chwilę wcześniej barman ustawił tuż przed nim. Napił się go odrobinę, trzymając Fawn te kilka dodatkowych sekund w zupełnej niepewności. — Wcześniejszy gość wylał na ten bar połowę swojego piwa — poinformował ją wielkodusznie, oszczędzając najwidoczniej nieco bluzkę, którą miała na sobie. Nie wiedział jednak, co innego mógłby do niej powiedzieć — a skoro nadal tworzył dla niej meble, to próba ignorowania jej byłaby co najmniej nieuprzejma. I może Waldo mistrzem kultury nie był, nie słynął też z największej serdeczności, ale nie miał wcale w planach zachowywać się jak skończony buc. To przecież dzięki niej jego ręka jeszcze jako tako funkcjonowała.
— I cześć — mruknął jeszcze, podnosząc się, bo uznał, że może powinien przenieść się do stolika jednak, by zminimalizować szanse na to, że jeszcze ktoś wpadnie na niego w drodze do barmana, u którego planował złożyć swoje zamówienie. Sięgnął więc nawet po szklankę z zamiarem ulotnienia się, skoro już te kilka słów z siebie wypluł. To przecież bardzo dużo, jak na samego Waldo!