: 07 gru 2023, 14:10
Znowu jej się robiła papka z mózgu, najpierw komplement, że wygląda pięknie, jak zawsze a teraz jej wypomina, że wygląda na chorą, i że wolał jej poprzednią wersję? To jaka w końcu była prawda? Jej kobiecy mózg zaczął interpretować wszystko po swojemu i snuć bardzo dziwne teorie spiskowe. Przecież kiedy patrzyła w lustro to podobał jej się ten obrazek, ciuchy leżały lepiej, kości policzkowe były bardziej wyraziste, nie wydawało jej się, że jest chora czy zaniedbana, ale faktycznie schudła kilka kilogramów i jeszcze tego nie nadrobiła po swoim załamaniu nerwowym, chociaż brytyjska kuchnia do najzdrowszych nie należy i teoretycznie dość szybko powinna na niej tyć.
Angelo w ogóle się nie zmienił, jego ciało było perfekcyjne, dbał o siebie, dobrze się odżywiał, chodził na siłownię, brał suplementy a jego półka z kosmetykami była porównywalnych rozmiarów, co ta należąca do Gabrielle. Kiedy jeszcze mieszkali razem ich łazienka była zawalona najróżniejszymi specyfikami. Zabawne było jedno: nastolatka nigdy nie pozwalała Angelo wchodzić do łazienki, kiedy odbywała swoje rytuały pielęgnacyjne, wolała, by widział efekt końcowy niż proces przeobrażania się. Jedyny wyjątek stanowił makijaż, którego nigdy nie nakładała zbyt wiele, bo po jakie licho skoro cera jest idealna, a rzęsy robią największą robotę w całym wizerunku? Jej wystarczyła lekka kreska, trochę różu na policzki, pomadka i już wyglądała jak milion dolarów. Niektórzy mają szczęście urodzić się pięknym, inni muszą na to troszkę popracować, jak Angelo na swoje paskudne zęby, na które Gabi nie zwróciła uwagi, kiedy nie miał licówek.
- Okej, ale później nie marudź, że masz katar. Raz w życiu doświadczyłam męskiego kataru i nie chcę tego przechodzić po raz kolejny. Pretensje będziesz mógł mieć tylko do siebie, żeby nie było, że cię nie ostrzegałam.- wzruszyła ramionami. Jeszcze kilka tygodni temu pewnie by się upierała, że natychmiast po zjedzeniu mają iść do jakiegoś sklepu kupić czapkę i szalik i nie chciałaby słyszeć sprzeciwu, ale uznała, że to i tak nie ma sensu, bo się jej nie posłucha, nigdy się nie słuchał... Byli siebie warci, ona nie słuchała jego dobrych rad, on nie słuchał jej i tak każdy robił swoje, dopóki Gabi nie była zmuszana do tego, żeby jednak posłuchać. Teraz miała pokazane jak na dłoni jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy, chce dla ciebie jak najlepiej, a druga strona podchodzi do tego w taki, a nie inny sposób. To naprawdę mogło irytować na dłuższą metę! Raz, dwa razy, trzy, ale nie dziesięć, dlatego prychnęła cicho i pokręciła głową, już nie drążąc tematu czapki i szalika.
W milczeniu patrzyła jak Angelo dokańcza jej porcję jedzenia, naprawdę nie mogąc wyjść z podziwu, że to wszystko zmieścił. Starała się nie myśleć o tym, jak wielkie i śmierdzące kupsko później zrobi, ale to było silniejsze od niej i w środku skręcała się ze śmiechu, modląc się o to, żeby przypadkiem nie miał biegunki, bo hotelowy sedes może nie wytrzymać takiego ciśnienia. Widać było, że się zamyśliła, a kąciki jej ust drgały nieustannie, ale choćby zapłacił jej milion dolarów, zmuszał łaskotkami czy innymi torturami to nie miała zamiaru zdradzać mu swoich myśli. Ona czasami była niemożliwa, dobrze, że większość z tego co się działo w jej łebku zachowywała dla siebie, bo wtedy bezpowrotnie straciłaby możliwość swobodnego funkcjonowania i zostałaby wsadzona w kaftan bezpieczeństwa, do pokoju bez klamek i okien, obitego materacami.
- Nic się nie stało, naprawdę, wszystko w porządku.- starała się uspokoić sytuację, nie miała za złe temu człowiekowi, że na nią wpadł, to nie była jego wina. Został przez kogoś popchnięty i nie chciał niczego złego, nie zrobił tego specjalnie, a dostał ostrzeżenie od Angelo i jeszcze niewinnemu kazał uważać. To było poniekąd urocze, że staną w jej obronie, mimo iż nie było takiej potrzeby, jakby był gotów stanąć z facetem do walki na gołe klaty tu i teraz. Ech... Faceci! Testosteron wychodzi uszami, zwłaszcza jeśli chodzi o ich kobiety tylko, że... Ona nie była już jego, ani on jej. Nie należeli do siebie. To znów ją uderzyło i zrobiło jej się przykro, bo wiedziała, że tak musi zostać jeśli kiedyś chcą jeszcze normalnie żyć.
Dobrze, że się zebrali, bo przy tym polskim stoisku zaczęło się robić naprawdę tłoczno i ludzie mocno się cisnęli, żeby wbić się do kolejki. Gabi jeszcze kontrolnie sprawdziła, czy Angelo przypadkiem nie zgubił jej kwiatków i czy są one bezpieczne w jego ramionach. Przeciskanie się przez tłum nie było łatwe, ale dobili się w końcu po deser, ku zaskoczeniu Gabi — włoski, a w zasadzie sycylijski. Najpierw ona przywiodła wspomnienia polskim jedzeniem, teraz on robił to sycylijskim.
Jeśli chodzi o jedzenie to nigdzie nie jadła lepiej niż w jego rodzinnym domu we Włoszech, naprawdę... Gdyby to o nią chodziło to z miejsca podjęłaby decyzję o tym, żeby tam zamieszkać na stałe, dać się zamknąć w sypialni i mieć dostarczane jedzonko pod same drzwi dzień w dzień, aż zrobi się okrągłą kulką, która nie jest w stanie się ruszać o własnych siłach. Będąc na Sycylii z jej dwóch żołądków zrobiły się cztery i nigdy nie były w stanie się napełnić. Teraz kiedy wsuwała rurkę z kremem do ust, brudząc sobie nosek nadzieniem i cukrem pudrem musiała stwierdzić, że to się nie umywa do działa rąk Angelo i tego co jadła we Włoszech.
- Twoje cannolo jest najlepsze na świecie. Powinieneś otworzyć własną produkcję, tak samo jak z pizzą. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Była jakaś taka... Wyciszona, spokojna, jakby trochę zgaszona. Może wypaliła się ze wszelkich emocji? Może nauczyła się trochę je odcinać, żeby nie sprawiać sobie bólu? Chciałaby mieć taką umiejętność jak wampiry z TVD, przełączyć w głowie przycisk, pozbawiający człowieczeństwa i wtedy wszystko byłoby dużo prostsze niż teraz.
Nastolatka faktycznie ledwo się ruszała, tak bardzo się napchała jedzeniem, jej kroki były ociężałe i powolne, więc dojście do parku zajęło im trochę więcej czasu niż w normalnych warunkach, co zabawne na jeden krok Angelo przypadały trzy kroczki Gabi, bo przecież różnili się wzrostem i wielkością stóp. To wyglądało trochę tak jakby Angelo był Hagridem a Gabi skrzatem domowym. Przeszli przez bramę, w parku było biało, choć pokrywa śnieżna nie była zbyt gruba. W stawku pływały kaczki, między drzewami biegały szare wiewiórki, gdzieś w oddali było słychać śmiechy dzieciaków bawiących się na placu zabaw i ślizgających się po małym lodowisku. Zrobiło się dziwnie... Atmosfera była taka jakaś niezręczna, a przecież nie powinna, bo wiedzieli o sobie niemal wszystko, choć blondynka miała wrażenie, że każdy dzień przynosił kolejne nową wiedzę. W relacjach międzyludzkich chyba nigdy nie będzie finałowego poziomu wtajemniczenia.
Dziewczyna schowała ręce do kieszeni swojego płaszcza i rozglądała się po parku, tak jakby szukała ratunku albo możliwych dróg ucieczki. Ciszę przerwał Angelo, a jego pytanie wryło ją w ziemię do tego stopnia, że się zatrzymała i otworzyła usta w akcie zdziwienia. Przez chwilkę wbijała spojrzenie w szerokie barki mężczyzny, dopóki ten się nie zatrzymał i nie odwrócił w jej stronę. Nie! Nie było jej lepiej, zdecydowanie nie! Było jej okropnie, czuła się samotna, niepotrzebna, niekochana i w ogóle do dupy. Ona była praktycznie pewna tego, że muszą być razem, że są sobie pisani i nie ma jej bez niego ani jego bez niej. Taka pewność drugiej osoby nie zdarza się często, a w zasadzie... To dzieje się tylko once in a lifetime. Co miała mu jednak powiedzieć? Jasne, że chciała prawdę, ale nie mogło jej to przejść przez usta przez strach, jaki czuła na samą myśl, że mogą do siebie wrócić a później znowu stanie się coś, co sprawi, że on postanowi odejść. Każdy ma jakieś swoje granice wytrzymałości, nawet lojalna do granic możliwoci Gabrielle. Bo ileż można trwać przy kimś, kto tak czy siak, prędzej czy później, kiedy pojawią się jakieś trudności, które powinno się przetrwać wspólnie, postanowi wycofać się z tego, co z takim trudem było już kilka razy odbudowywane cegiełka po cegiełce?
Blondynka jednak milczała, słuchała tego co do niej mówił bardzo uważnie analizując każde słowo, jednak jej mózg przez to jak bardzo była najedzona działał na spowolnionych obrotach.
W ogóle nie była zdziwiona tym, że ją obserwował to znaczy wiedziała to po tym, że oglądał jej stories i lajkował i komentował zdjęcia na Instagramie. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że ta obserwacja była trochę bardziej radykalna i powiązana z tym, że zwyczajnie ktoś ciągle nad nią czuwał. Nawet nie miała pojęcia, że raz czy dwa została uratowana przed jakąś napaścią, czy choćby nagabywaniem przez bezdomnych albo pijaczków. Jakby wszystkie niebezpieczeństwa były zmiatane z jej drogi jeszcze nim na nią weszły.
I jeszcze ją przepraszał... O wow, on naprawdę się zmienił, bo te słowa mało kiedy padały z jego ust, choć przy Gabi chyba się ich trochę nauczył. Proszę, przepraszam i dziękuję — trzy proste, a jakże magiczne słowa, które powinny gościć w słowniku każdego człowieka. Jej flagowym było przepraszam, przepraszała za wszystko, nawet za to, na co nie miała wpływu. Psychologowie twierdzą, że takie zachowanie wynika z niskiej samooceny, niepewności i potrzeby zadowolenia innych, uniknięcia krytyki, na którą nie jest się gotowym.
Nie do końca wiedziała, co ma ze sobą zrobić, gdzie patrzeć, jaki mieć wyraz twarzy, kiedy on wyrzucał z siebie te wszystkie słowa. Wiedziała, że nie jest mu łatwo, znała go na tyle, że zdawała sobie sprawę, że wolałby stoczyć walkę z wyszkolonym w mordowaniu skrytobójcą niż wyrzucać z siebie to, co właśnie czuje, co siedzi mu w głowie i zżera ostatnie fragmenty duszy, jakie mu pozostały. Ona też miała problem z rozmawianiem o uczuciach, nie potrafiła tego robić, nikt jej tego nie nauczył. Jasne, czuła masę rzeczy, czasami na wyrost, czasami przesadzając, ale ubranie w słowa i opisanie tego co się tam w środku działo graniczyło z cudem z prostej przyczyny: dobro innych ponad swoje własne i strach przed tym, że to co ona czuje może kogoś zranić.
Wzięła głębszy oddech, wyraz jej twarzy nie zdradzał zbyt wielu emocji, może faktczynie udało jej się znaleźć magiczny guzik, który powodował, że się wyłączała? Jednakże była tu, słuchała i słyszała, bo to bardzo ważne. Można słuchać i "słuchać", ona zdecydowanie używała tej pierwszej opcji i każde jego słowo do niej docierało, nie wlatywało jednym uchem i wylatywało drugim tylko zostawało, tam gdzie akurat powinno.
Serce jej waliło, policzki zrobiły się zdecydowanie bardziej czerwone niż jeszcze kilka chwil temu i nie była to wina temperatury powietrza. Teoretycznie powinna uciec spojrzeniem od niego, ale nie odrywała wzroku od jego twarzy.
Z nieba znów zaczął sypać śnieg, zrobiło się jakoś tak dziwnie cicho, jakby byli tu zupełnie sami, bez otaczającego ich świata. Nie było słychać dźwieków ulicy, która biegła nieopodal, głosy bawiących dzieci jakby zostały wyłączone, ptaki nie śpiewały, woda nie szumiała w małej rzeczce nieopodal. To było dziwne, bo przez cały ten czas kiedy on mówił, ona milczała i nie wtrącała swoich trzech groszy w żadnym momencie. Zdecydowanie za dużo działo się teraz w jej głowie, dostała zbyt wiele informacji, które starała się przeprocesować, bo on mówił tak ładnie i tak rozsądnie, jakby wszystko przemyślał. Nie jakby. Właśnie przemyślał i doszedł do konkretnych wniosków. Dotknął jej twarzy swoją skórzaną rękawiczką, powodując dreszcze biegnące po kręgosłupie. Do jej nosa dotarł zapach jego perfum i specyficzny aromat skórzanych dodatków. Zamknęła oczy i przytuliła polik do jego ręki, w tym samym czasie biorąc głęboki oddech. Zapadła cisza, która zdawała się trwać całe wieki. Tik, tak, tik, tak... Dwie sekudny, trzy, pięć... Dziesięć.
Ona starała się tylko zebrać w sobie, żeby powiedzieć coś równie mądrego, ale nic nie chciało złożyć się w logiczną całość.
- Nie.- odpowidziała bardzo krótko i stanowczo. Ale czego to nie dotyczyło? Znów kilka sekund ciszy, otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz tym swoim ciepłym, pełnym miłości wzrokiem.
- Nie. Nie jest mi lepiej bez ciebie, jest wręcz koszmarnie, tragicznie, depresyjnie, jakby ktoś wyssał z mojego życia całą radość i nadzieje. Jakby jakiś cholerny dementor wchłonął moją duszę.
I już się rozwiały wszelkie wątpliwości, czego dotyczyło to krótkie nie. Wątpiła by Angelo wiedział kim są dementorzy, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, ważne, że ona wiedziała, bardzoej tłumaczyła to sobie niż jemu.
Wiedziała, że przy niej się otworzył, że dopuścił do siebie uczucia, przed którymi bronił się przez długie lata, uznając je za słabość. Wreszcie do niego dotarło to, że miłość nie jest słoabością, a siłą tak gigantyczną, że może przenosić góry i pokonać całe zło tego świata. Znów musiała wziąć głęboki oddech, bo trudno jej było zebrać słowa i się nie poryczeć ze wzruszeia. Wyjęła ręce z kieszeni po to, żeby położyć swoją łapkę na jego ręce, która nadal spoczywała na jej rumianym policzku. Zsunęła ją z siebie i ścisnęła lekko jego dwa palce, bo jakoś tak niefortunnie chwyciła, że całej ręki nie zmieściła w uścisku. Miała w gardle jakąś taką gulę, której nie mogła przełknąć, naprawdę nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Ona niczego sobie w głowie nie układała, nie miała na to szansy, została wrzucona na głęboką wodę i teraz musiała pływać, albo utonąć niczym w betonowych butach.
- Dlaczego ludzie zawsze doceniają coś, dopiero kiedy to stracą?- zapytała zagubiona i wbiła spojrzenie w swoje buty. Przecież ona też go kocha, też jest dla niej najważniejszy na całym świecie, ale ten strach, który w niej drzemał był chyba ponad to uczucie. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, każde mogły go bezpowrotnie zmiażdżyć, złamać, sprawić, że już się nie podniesie i wszystko co przy niej osiągnął pójdzie w diabły. Tyle, że ona nie chciała go miażdżyć ani łamać, ani sprawiać mu bólu, nigdy nie chciała tego robić. Przestąpiła krok do przodu, tak że stykali się teraz czubkami palców u stóp, a ona zadzierała głowę ku górze żeby móc patrzeć mu w oczy, bo inaczej gapiłaby mu się prosto w klatkę piersiową.
- Myślisz, że ja cię nie kocham i nie tęsknię? Kocham tak, że chyba już bardziej się nie da. Nie wiem czy potrafię mocniej. - oparła czoło o jego klatkę piersiową i zamknęłą oczy. Czuła przez materiał jego ubrania jak wali mu serce, jak łomocze, jak próbuje się wyrwać z uwięzi.
- Dlaczego to jest takie trudne? Miłość czasami nie wystaczy wiesz? Nie będziesz ze mną szczęśliwy, nie spełnię twoich marzeń o rodzinie, zawsze będę cię zawodzić, zawsze będę robić nieodpowiednie rzeczy, przynosić ci wtyd tym co robię czy mówię. Zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto stanie na wysokości zadania, a nie kogoś kto ma tylko dobre chęci, którymi jest wybrukowane piekło.- starała się oddychać, ale przychodziło jej to z trudem, jednak jego ciepło i zapach koiło te nerwy no i mówienie tego wszystkiego, kiedy nie patrzyła mu w oczy było zdecydowanie łatwiejsze.
- Boję się... Nie chcę znowu przez to przechodzić, dwa razy wystarczą, więcej nie dam rady. Jak... jak ty sobie teraz to wyobrażasz, kiedy zaczęłam te cholerne studia w obcym kraju, z daleka od domu? Ty w Australii, ja tutaj? Miłość na odległość jest jeszcze trudniejsza niż bycie obok siebie, wiem, bo przez to przechodziłam i nie chcę więcej.- nie miała zamiaru się odsunąć, czuła się teraz jak taka mała, zagubiona dziewczynka, która nie wie co ma ze sobą zrobić i trzeba jej wszystko krok po kroku wytłumaczyć jak ostatniemu głupkowi.
Ares Kennedy
Angelo w ogóle się nie zmienił, jego ciało było perfekcyjne, dbał o siebie, dobrze się odżywiał, chodził na siłownię, brał suplementy a jego półka z kosmetykami była porównywalnych rozmiarów, co ta należąca do Gabrielle. Kiedy jeszcze mieszkali razem ich łazienka była zawalona najróżniejszymi specyfikami. Zabawne było jedno: nastolatka nigdy nie pozwalała Angelo wchodzić do łazienki, kiedy odbywała swoje rytuały pielęgnacyjne, wolała, by widział efekt końcowy niż proces przeobrażania się. Jedyny wyjątek stanowił makijaż, którego nigdy nie nakładała zbyt wiele, bo po jakie licho skoro cera jest idealna, a rzęsy robią największą robotę w całym wizerunku? Jej wystarczyła lekka kreska, trochę różu na policzki, pomadka i już wyglądała jak milion dolarów. Niektórzy mają szczęście urodzić się pięknym, inni muszą na to troszkę popracować, jak Angelo na swoje paskudne zęby, na które Gabi nie zwróciła uwagi, kiedy nie miał licówek.
- Okej, ale później nie marudź, że masz katar. Raz w życiu doświadczyłam męskiego kataru i nie chcę tego przechodzić po raz kolejny. Pretensje będziesz mógł mieć tylko do siebie, żeby nie było, że cię nie ostrzegałam.- wzruszyła ramionami. Jeszcze kilka tygodni temu pewnie by się upierała, że natychmiast po zjedzeniu mają iść do jakiegoś sklepu kupić czapkę i szalik i nie chciałaby słyszeć sprzeciwu, ale uznała, że to i tak nie ma sensu, bo się jej nie posłucha, nigdy się nie słuchał... Byli siebie warci, ona nie słuchała jego dobrych rad, on nie słuchał jej i tak każdy robił swoje, dopóki Gabi nie była zmuszana do tego, żeby jednak posłuchać. Teraz miała pokazane jak na dłoni jak to jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy, chce dla ciebie jak najlepiej, a druga strona podchodzi do tego w taki, a nie inny sposób. To naprawdę mogło irytować na dłuższą metę! Raz, dwa razy, trzy, ale nie dziesięć, dlatego prychnęła cicho i pokręciła głową, już nie drążąc tematu czapki i szalika.
W milczeniu patrzyła jak Angelo dokańcza jej porcję jedzenia, naprawdę nie mogąc wyjść z podziwu, że to wszystko zmieścił. Starała się nie myśleć o tym, jak wielkie i śmierdzące kupsko później zrobi, ale to było silniejsze od niej i w środku skręcała się ze śmiechu, modląc się o to, żeby przypadkiem nie miał biegunki, bo hotelowy sedes może nie wytrzymać takiego ciśnienia. Widać było, że się zamyśliła, a kąciki jej ust drgały nieustannie, ale choćby zapłacił jej milion dolarów, zmuszał łaskotkami czy innymi torturami to nie miała zamiaru zdradzać mu swoich myśli. Ona czasami była niemożliwa, dobrze, że większość z tego co się działo w jej łebku zachowywała dla siebie, bo wtedy bezpowrotnie straciłaby możliwość swobodnego funkcjonowania i zostałaby wsadzona w kaftan bezpieczeństwa, do pokoju bez klamek i okien, obitego materacami.
- Nic się nie stało, naprawdę, wszystko w porządku.- starała się uspokoić sytuację, nie miała za złe temu człowiekowi, że na nią wpadł, to nie była jego wina. Został przez kogoś popchnięty i nie chciał niczego złego, nie zrobił tego specjalnie, a dostał ostrzeżenie od Angelo i jeszcze niewinnemu kazał uważać. To było poniekąd urocze, że staną w jej obronie, mimo iż nie było takiej potrzeby, jakby był gotów stanąć z facetem do walki na gołe klaty tu i teraz. Ech... Faceci! Testosteron wychodzi uszami, zwłaszcza jeśli chodzi o ich kobiety tylko, że... Ona nie była już jego, ani on jej. Nie należeli do siebie. To znów ją uderzyło i zrobiło jej się przykro, bo wiedziała, że tak musi zostać jeśli kiedyś chcą jeszcze normalnie żyć.
Dobrze, że się zebrali, bo przy tym polskim stoisku zaczęło się robić naprawdę tłoczno i ludzie mocno się cisnęli, żeby wbić się do kolejki. Gabi jeszcze kontrolnie sprawdziła, czy Angelo przypadkiem nie zgubił jej kwiatków i czy są one bezpieczne w jego ramionach. Przeciskanie się przez tłum nie było łatwe, ale dobili się w końcu po deser, ku zaskoczeniu Gabi — włoski, a w zasadzie sycylijski. Najpierw ona przywiodła wspomnienia polskim jedzeniem, teraz on robił to sycylijskim.
Jeśli chodzi o jedzenie to nigdzie nie jadła lepiej niż w jego rodzinnym domu we Włoszech, naprawdę... Gdyby to o nią chodziło to z miejsca podjęłaby decyzję o tym, żeby tam zamieszkać na stałe, dać się zamknąć w sypialni i mieć dostarczane jedzonko pod same drzwi dzień w dzień, aż zrobi się okrągłą kulką, która nie jest w stanie się ruszać o własnych siłach. Będąc na Sycylii z jej dwóch żołądków zrobiły się cztery i nigdy nie były w stanie się napełnić. Teraz kiedy wsuwała rurkę z kremem do ust, brudząc sobie nosek nadzieniem i cukrem pudrem musiała stwierdzić, że to się nie umywa do działa rąk Angelo i tego co jadła we Włoszech.
- Twoje cannolo jest najlepsze na świecie. Powinieneś otworzyć własną produkcję, tak samo jak z pizzą. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Była jakaś taka... Wyciszona, spokojna, jakby trochę zgaszona. Może wypaliła się ze wszelkich emocji? Może nauczyła się trochę je odcinać, żeby nie sprawiać sobie bólu? Chciałaby mieć taką umiejętność jak wampiry z TVD, przełączyć w głowie przycisk, pozbawiający człowieczeństwa i wtedy wszystko byłoby dużo prostsze niż teraz.
Nastolatka faktycznie ledwo się ruszała, tak bardzo się napchała jedzeniem, jej kroki były ociężałe i powolne, więc dojście do parku zajęło im trochę więcej czasu niż w normalnych warunkach, co zabawne na jeden krok Angelo przypadały trzy kroczki Gabi, bo przecież różnili się wzrostem i wielkością stóp. To wyglądało trochę tak jakby Angelo był Hagridem a Gabi skrzatem domowym. Przeszli przez bramę, w parku było biało, choć pokrywa śnieżna nie była zbyt gruba. W stawku pływały kaczki, między drzewami biegały szare wiewiórki, gdzieś w oddali było słychać śmiechy dzieciaków bawiących się na placu zabaw i ślizgających się po małym lodowisku. Zrobiło się dziwnie... Atmosfera była taka jakaś niezręczna, a przecież nie powinna, bo wiedzieli o sobie niemal wszystko, choć blondynka miała wrażenie, że każdy dzień przynosił kolejne nową wiedzę. W relacjach międzyludzkich chyba nigdy nie będzie finałowego poziomu wtajemniczenia.
Dziewczyna schowała ręce do kieszeni swojego płaszcza i rozglądała się po parku, tak jakby szukała ratunku albo możliwych dróg ucieczki. Ciszę przerwał Angelo, a jego pytanie wryło ją w ziemię do tego stopnia, że się zatrzymała i otworzyła usta w akcie zdziwienia. Przez chwilkę wbijała spojrzenie w szerokie barki mężczyzny, dopóki ten się nie zatrzymał i nie odwrócił w jej stronę. Nie! Nie było jej lepiej, zdecydowanie nie! Było jej okropnie, czuła się samotna, niepotrzebna, niekochana i w ogóle do dupy. Ona była praktycznie pewna tego, że muszą być razem, że są sobie pisani i nie ma jej bez niego ani jego bez niej. Taka pewność drugiej osoby nie zdarza się często, a w zasadzie... To dzieje się tylko once in a lifetime. Co miała mu jednak powiedzieć? Jasne, że chciała prawdę, ale nie mogło jej to przejść przez usta przez strach, jaki czuła na samą myśl, że mogą do siebie wrócić a później znowu stanie się coś, co sprawi, że on postanowi odejść. Każdy ma jakieś swoje granice wytrzymałości, nawet lojalna do granic możliwoci Gabrielle. Bo ileż można trwać przy kimś, kto tak czy siak, prędzej czy później, kiedy pojawią się jakieś trudności, które powinno się przetrwać wspólnie, postanowi wycofać się z tego, co z takim trudem było już kilka razy odbudowywane cegiełka po cegiełce?
Blondynka jednak milczała, słuchała tego co do niej mówił bardzo uważnie analizując każde słowo, jednak jej mózg przez to jak bardzo była najedzona działał na spowolnionych obrotach.
W ogóle nie była zdziwiona tym, że ją obserwował to znaczy wiedziała to po tym, że oglądał jej stories i lajkował i komentował zdjęcia na Instagramie. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że ta obserwacja była trochę bardziej radykalna i powiązana z tym, że zwyczajnie ktoś ciągle nad nią czuwał. Nawet nie miała pojęcia, że raz czy dwa została uratowana przed jakąś napaścią, czy choćby nagabywaniem przez bezdomnych albo pijaczków. Jakby wszystkie niebezpieczeństwa były zmiatane z jej drogi jeszcze nim na nią weszły.
I jeszcze ją przepraszał... O wow, on naprawdę się zmienił, bo te słowa mało kiedy padały z jego ust, choć przy Gabi chyba się ich trochę nauczył. Proszę, przepraszam i dziękuję — trzy proste, a jakże magiczne słowa, które powinny gościć w słowniku każdego człowieka. Jej flagowym było przepraszam, przepraszała za wszystko, nawet za to, na co nie miała wpływu. Psychologowie twierdzą, że takie zachowanie wynika z niskiej samooceny, niepewności i potrzeby zadowolenia innych, uniknięcia krytyki, na którą nie jest się gotowym.
Nie do końca wiedziała, co ma ze sobą zrobić, gdzie patrzeć, jaki mieć wyraz twarzy, kiedy on wyrzucał z siebie te wszystkie słowa. Wiedziała, że nie jest mu łatwo, znała go na tyle, że zdawała sobie sprawę, że wolałby stoczyć walkę z wyszkolonym w mordowaniu skrytobójcą niż wyrzucać z siebie to, co właśnie czuje, co siedzi mu w głowie i zżera ostatnie fragmenty duszy, jakie mu pozostały. Ona też miała problem z rozmawianiem o uczuciach, nie potrafiła tego robić, nikt jej tego nie nauczył. Jasne, czuła masę rzeczy, czasami na wyrost, czasami przesadzając, ale ubranie w słowa i opisanie tego co się tam w środku działo graniczyło z cudem z prostej przyczyny: dobro innych ponad swoje własne i strach przed tym, że to co ona czuje może kogoś zranić.
Wzięła głębszy oddech, wyraz jej twarzy nie zdradzał zbyt wielu emocji, może faktczynie udało jej się znaleźć magiczny guzik, który powodował, że się wyłączała? Jednakże była tu, słuchała i słyszała, bo to bardzo ważne. Można słuchać i "słuchać", ona zdecydowanie używała tej pierwszej opcji i każde jego słowo do niej docierało, nie wlatywało jednym uchem i wylatywało drugim tylko zostawało, tam gdzie akurat powinno.
Serce jej waliło, policzki zrobiły się zdecydowanie bardziej czerwone niż jeszcze kilka chwil temu i nie była to wina temperatury powietrza. Teoretycznie powinna uciec spojrzeniem od niego, ale nie odrywała wzroku od jego twarzy.
Z nieba znów zaczął sypać śnieg, zrobiło się jakoś tak dziwnie cicho, jakby byli tu zupełnie sami, bez otaczającego ich świata. Nie było słychać dźwieków ulicy, która biegła nieopodal, głosy bawiących dzieci jakby zostały wyłączone, ptaki nie śpiewały, woda nie szumiała w małej rzeczce nieopodal. To było dziwne, bo przez cały ten czas kiedy on mówił, ona milczała i nie wtrącała swoich trzech groszy w żadnym momencie. Zdecydowanie za dużo działo się teraz w jej głowie, dostała zbyt wiele informacji, które starała się przeprocesować, bo on mówił tak ładnie i tak rozsądnie, jakby wszystko przemyślał. Nie jakby. Właśnie przemyślał i doszedł do konkretnych wniosków. Dotknął jej twarzy swoją skórzaną rękawiczką, powodując dreszcze biegnące po kręgosłupie. Do jej nosa dotarł zapach jego perfum i specyficzny aromat skórzanych dodatków. Zamknęła oczy i przytuliła polik do jego ręki, w tym samym czasie biorąc głęboki oddech. Zapadła cisza, która zdawała się trwać całe wieki. Tik, tak, tik, tak... Dwie sekudny, trzy, pięć... Dziesięć.
Ona starała się tylko zebrać w sobie, żeby powiedzieć coś równie mądrego, ale nic nie chciało złożyć się w logiczną całość.
- Nie.- odpowidziała bardzo krótko i stanowczo. Ale czego to nie dotyczyło? Znów kilka sekund ciszy, otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz tym swoim ciepłym, pełnym miłości wzrokiem.
- Nie. Nie jest mi lepiej bez ciebie, jest wręcz koszmarnie, tragicznie, depresyjnie, jakby ktoś wyssał z mojego życia całą radość i nadzieje. Jakby jakiś cholerny dementor wchłonął moją duszę.
I już się rozwiały wszelkie wątpliwości, czego dotyczyło to krótkie nie. Wątpiła by Angelo wiedział kim są dementorzy, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, ważne, że ona wiedziała, bardzoej tłumaczyła to sobie niż jemu.
Wiedziała, że przy niej się otworzył, że dopuścił do siebie uczucia, przed którymi bronił się przez długie lata, uznając je za słabość. Wreszcie do niego dotarło to, że miłość nie jest słoabością, a siłą tak gigantyczną, że może przenosić góry i pokonać całe zło tego świata. Znów musiała wziąć głęboki oddech, bo trudno jej było zebrać słowa i się nie poryczeć ze wzruszeia. Wyjęła ręce z kieszeni po to, żeby położyć swoją łapkę na jego ręce, która nadal spoczywała na jej rumianym policzku. Zsunęła ją z siebie i ścisnęła lekko jego dwa palce, bo jakoś tak niefortunnie chwyciła, że całej ręki nie zmieściła w uścisku. Miała w gardle jakąś taką gulę, której nie mogła przełknąć, naprawdę nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Ona niczego sobie w głowie nie układała, nie miała na to szansy, została wrzucona na głęboką wodę i teraz musiała pływać, albo utonąć niczym w betonowych butach.
- Dlaczego ludzie zawsze doceniają coś, dopiero kiedy to stracą?- zapytała zagubiona i wbiła spojrzenie w swoje buty. Przecież ona też go kocha, też jest dla niej najważniejszy na całym świecie, ale ten strach, który w niej drzemał był chyba ponad to uczucie. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, każde mogły go bezpowrotnie zmiażdżyć, złamać, sprawić, że już się nie podniesie i wszystko co przy niej osiągnął pójdzie w diabły. Tyle, że ona nie chciała go miażdżyć ani łamać, ani sprawiać mu bólu, nigdy nie chciała tego robić. Przestąpiła krok do przodu, tak że stykali się teraz czubkami palców u stóp, a ona zadzierała głowę ku górze żeby móc patrzeć mu w oczy, bo inaczej gapiłaby mu się prosto w klatkę piersiową.
- Myślisz, że ja cię nie kocham i nie tęsknię? Kocham tak, że chyba już bardziej się nie da. Nie wiem czy potrafię mocniej. - oparła czoło o jego klatkę piersiową i zamknęłą oczy. Czuła przez materiał jego ubrania jak wali mu serce, jak łomocze, jak próbuje się wyrwać z uwięzi.
- Dlaczego to jest takie trudne? Miłość czasami nie wystaczy wiesz? Nie będziesz ze mną szczęśliwy, nie spełnię twoich marzeń o rodzinie, zawsze będę cię zawodzić, zawsze będę robić nieodpowiednie rzeczy, przynosić ci wtyd tym co robię czy mówię. Zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto stanie na wysokości zadania, a nie kogoś kto ma tylko dobre chęci, którymi jest wybrukowane piekło.- starała się oddychać, ale przychodziło jej to z trudem, jednak jego ciepło i zapach koiło te nerwy no i mówienie tego wszystkiego, kiedy nie patrzyła mu w oczy było zdecydowanie łatwiejsze.
- Boję się... Nie chcę znowu przez to przechodzić, dwa razy wystarczą, więcej nie dam rady. Jak... jak ty sobie teraz to wyobrażasz, kiedy zaczęłam te cholerne studia w obcym kraju, z daleka od domu? Ty w Australii, ja tutaj? Miłość na odległość jest jeszcze trudniejsza niż bycie obok siebie, wiem, bo przez to przechodziłam i nie chcę więcej.- nie miała zamiaru się odsunąć, czuła się teraz jak taka mała, zagubiona dziewczynka, która nie wie co ma ze sobą zrobić i trzeba jej wszystko krok po kroku wytłumaczyć jak ostatniemu głupkowi.
Ares Kennedy