Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Z kamienną twarzą wysłuchał słów Francisa odnośnie Jane. Wiedział, że ten ją kochał. Miał też świadomość tego, że i ona była dobrą żoną i oddaną partnerką. Obydwoje przeszli przez piekło, ale nadal trwali przy sobie, tylko.... Od śmierci Anthonego minęły już trzy lata, ale ona nadal była żywa dla nich. Przynajmniej Huntington tak uważał i zastanawiał się, czy to tylko przez cierpienie jakiego doświadczyli, czy dlatego, że mały Tony był jedynym co tę dwójkę jeszcze przy sobie trzymało. Oczywiście nie miał odwagi, ani sumienia by podzielić się z kuzynem swoimi przemyśleniami. Nie jemu wchodzić z butami do małżeństwa Francisa. On chciał tylko, aby ten skupił się też trochę na sobie i tym, czego sam potrzebuje.
- Skoro dzięki temu jesteś naprawdę szczęśliwy... W takim razie przepraszam za swoją dociekliwość - rzucił, ale w taki sposób, że łatwo było w nim wyczuć iż słowa niekoniecznie są równe jego odczuciom. - Nie ma prawa. Nikt nie jest winny jego śmierci, ale... Nie czuję się osobą odpowiednią do udzielania takich komantarzy. Nie wiem jak to jest być ojcem, ale sądzę, że poczucie winy sprawia, że nadal czujecie się z nim związani, bo gdybyście pogodzili się z losem jaki go spotkał... Wtedy Anthony przestałby być tak żywy w waszych emocjach. - Jednak podzielił się chociaż kilkoma przemyśleniami. Miał tylko nadzieję, że Francis nie odbierze ich w zły sposób, bo Tony nie miał nic złego na myśli. ręcz przeciwnie starał się pojąć abstrakcyjną dla niego miłość, którą Winfildowie czuli do swojego dziecka.
- Powiedzmy... Dawno nie miałem z nią kontaktu - odpowiedział zgodnie prawdą. Przez pracę zaniedbał Tilly, a po wyprowadzce z Melbourne już kompletnie nie miał dla niej czasu. - W sumie... Odezwę się do niej. Może to dobry... Nie, to najlepszy pomysł - mruknął, po czym opróżnił kieliszek do dna i sięgnął po kolejny, który między czasie zamówił Francis. - Porozmawiał z Tilly, a potem z rodzicami i może jakoś uda mi się dotrzeć do Melisy. Szkoda mi tylko tego, że naprawdę mógłbym już im pomóc, a muszę czekać z założonymi rękami, bo Mel nie przyjmie ode mnie ani centa - westchnął, przecierając dłonią twarz. - Nie wiem jak ty odnajdujesz się w tych wszystkich rodzinnych sprawach... Ja czuję się tym zmęczony bardziej niż pracą - dodał, bo w zasadzie on nigdy nie czuł wielkiego przywiązania do Lorne i rodziny. Owszem kochał ją, ale nie tęsknił będąc setki kilometrów od domu. Natomiast Francis wydawał się być człowiekiem, który mimo swojej opanowanej i powściągliwej natury, otaczał ciepłem i opieką każdego członka ich olbrzymiej familii.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Zrozumiał przesłanie. Wiedział tez, że to, co teraz czuje trudno określić mianem szczęścia, ale nie chciał zanadto się w to zagłębiać. To też nie tak, że był nieszczęśliwy. Miał rodzinę, miał żonę, pracę, pozycję, dom... swoje miejsce na ziemi. Z wielu względów mógł uchodzić za szczęśliwca, po prostu... pewne szczegóły na to nie pozwalały. Kiedy patrzyło się na ogół, naprawdę nie było do czego się przyczepić.
- Ale mogliśmy poświęcać mu więcej czasu - odparł na słowa swojego kuzyna. - Mogłem zrezygnować na jakiś czas z pracy, było nas na to stać, ale nie zrobiłem tego, rozumiesz?! - podniósł niespodziewanie głos, nie jakoś znacząco, ale mimo wszystko w sposób, jaki był dla niego rzadkością. Zmieszał się przez to i natychmiast zreflektował. - Nie masz za co przepraszać, Tony... po prostu to trudny temat - spróbował obdarzyć kuzyna nieco cieplejszym spojrzeniem. - I może masz rację... ale nawet jeśli poczucie winy miałoby utrzymywać moje wspomnienia o synu, to pielęgnowałbym je tak długo, jak długo starczałoby mi na to sił - dodał zgodnie prawdą. Nie chciał zapominać. Nigdy. Może te podejście nie było zdrowym, ale Francis był w stanie dużo znieść i nauczył się już żyć tak, by wiele spraw go przytłaczało. Do obciążenia da się przywyknąć.
- A musisz te pieniądze dawać Mel? - zapytał wprost. Prawdę mówiąc nie rozumiał też siostry Tonego. Duma dumą, ale tak jak jej, tak i jego była ta stadnina, może nie pomagał przy niej, ale potrzebowali teraz pieniędzy, więc dlaczego nie skorzystać z pomocy? Sam nie mógł sobie wyobrazić sytuacji, w której któraś z jego sióstr potrzebuje wsparcia, ale akurat odmawia go od Francisa. - Może daj je bezpośrednio rodzicom? - poddał też taki pomysł. Zaraz też uśmiechnął się nieco smętnie, bo na słowa kuzyna doskonale znał odpowiedź. - Bo w przeciwieństwie do ciebie, ja pamiętam, jak to było nie mieć na tym świecie nikogo - wzruszył ramionami. To było dawno. Miał cztery lata, gdy go adoptowano. Pani Winfield włożyła naprawdę dużo wysiłku w to, by był dziś tym człowiekiem, którym był. Dała mu szansę na rodzinę i uczepił się tej szansy, nie wypuszczając jej z rąk aż do dziś. - Nie jesteście złym rodzeństwem, Tony. Po prostu musicie się jakoś dogadać. Nie zawsze jest łatwo, na przestrzeni lat miałem z Billie więcej spięć, niż sytuacji, w których reprezentowaliśmy te samo stanowisko, ale wiesz... to moja młodsza siostra. Co by nie było, wie, że będę po jej stronie. Mel też na pewno to wie - zakończył i wzniósł szklankę w górę, zanim z niej pociągnął, jakby tym gestem chciał podbić znaczenie swoich słów.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Zaskoczył go nagły, uniesiony głos Francisa, ale nie jakoś bardzo wybitnie. Owszem zwykle WInfield cechował się surowym wręcz opanowaniem i spokojem, ale Tony był przy nim w różnych momentach. Może często się to nie zdarzało, ale Francis jak każdy człowiek, czasem ulegał emocjom.
- Rozumiem, ale czasu nie cofniesz... Udręczanie się tym, co już nigdy nie ulegnie zmianie nic ci nie da. - Nie chciał zabrzmieć bezdusznie, ale nie chciał też zgodzić się w kuzynem w kwestiach, które powinny już wymierać, a nie nadal nadawać bieg życiu Winfielda. - Nigdy nie stracisz wspomnienia o nim - poprawił go. - Ale pozwól mu przekształcić się w pamięć o tych dobrych chwilach, a nie o jego śmierci... Poczucie winy ciebie niszczy, bo sam dobrze wiesz, że poza spędzeniem z Anthonym większej ilości czasu, nic więcej zrobić nie mogłeś.. Ale chcesz się zadręczać, by nie pozwolic wygasnąć tym uczuciom i wiesz, co? Pomyśl o swoich rodzicach... Chciałbyś, żeby po stracie Laury, całe życie cierpieli tak jak ty teraz? - Mówił spokojnym i opanowanym tonem. Naprawdę chciał, aby cokolwiek z jego słów dotarło do kuzyna. Może nie oczekiwał wielkiej zmiany, ale chociażby cienia zrozumienia, które już zasiałoby w umyśle Francisa chociaż odrobinę innego spojrzenia na całą sprawę.
- To nie takie proste... Boję się, że jak dam je rodzicom to ona się wścieknie. Jej chodzi o to, że nie było mnie, gdy oni martwili się ojcem, a teraz... Nie chcę by uważali, że kupuję ich zrozumienie... Wiem, że mnie nie było, ale co mogłem zrobić? Przylecieć na drugi koniec kraju by wraz z resztą postać przy szpitalnym łóżku? - Warknął. Tak naprawdę nie przyjechał, bo się bał. Bał się, że faktycznie zobaczy ojca po raz ostatni. W ogóle nie dopuszczał do siebie takiej wiadomości. Dla niego rodzice niezmiennie pozostawali tacy sami i wiadomość o wylewie ojca, mocno Tonym wstrząsnęła. - Mam nadzieję, że to wie, i że jej przejdzie...
Przez te rozmowy o synu Francisa i o rodzinie Tonego, temat Janey jakoś przygasł. Może to i dobrze, bo jeszcze wywołałby spięcie między kuzynami, chociaż... Anthony z początku chciał jakoś nawiązać konwersacją do niej. Usłyszeć z ust Francisa, niby przypadkiem kilka informacji, ale sam... Sam wprost zapytać nie umiał, bo jakie miał ku temu prawo?

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Wiedział, że Anthony miał rację, ale każda cząstka jego osoby sprzeciwiała się przed tym, aby tę prawdę zaakceptować. Po prostu nie potrafił.
- Pogadamy, jak sam zostaniesz ojcem - ściął niby żartobliwie, o ile z takich spraw dało się żartować. Nie był człowiekiem, który uciekał od niełatwych tematów, ale być może ten jeden miał być wyjątkiem. - Nie chciałbym - zgodził się z nim bez wahania. - Ale rozumiem, że pewne rany nie mogą się wyleczyć. Poza tym... w przeciwieństwie do mnie, oni byli świetnymi rodzicami - dodał nieco kwaśno. Starał się, kochał swojego syna, cieszył się od chwili, w której Janey powiadomiła go o ciąży, nigdy nie było to dla niego nieszczęśliwym zrządzeniem losu. Po prostu... gdzieś po drodze uznał, że zarabiając pieniądze robi dla małego Tonego więcej, niż gdyby poświęcał synowi swój czas. Teraz żałował tego podejścia. No, a wizyta kuzyna, mimo, że bez wątpienia szczęśliwa, tez miała raz po raz przypominać mu o martwym dziecku, skoro oboje nosili to samo imię.
- No cóż... to, że nie przyjechałeś, gdy wasz ojciec był w szpitalu, było akurat słabe - no nie mógł go tylko klepać po ramieniu. Czuł się w obowiązku pogadać z Tonym spokojnie, nie ukrywając niczego. Chciał mu pomóc rozwiązać tą problematyczną sytuację, a nie jedynie poklepać go po plecach. - Poza tym i tak już jest na ciebie wściekła, a pomoc im się przyda - wzruszył ramionami. - Poza tym są z ciebie dumni, poszedłeś drogą, jaką dla ciebie wybrali i nie zawiodłeś, więc nie katuj się tak tym - naprawdę nie uważał Tony'ego za złego syna. Po prostu nie był dzieckiem idealnym, ale nie oszukujmy się - kto takim był? Dzieci były od tego, by czasem rozczarowywać rodziców, to naturalna kolej rzeczy. Tak samo jak to, że rodzeństwo kłóciło się między sobą, ale koniec końców rodzina to rodzina. - Nie myślałeś o tym, żeby wesele urządzić w stadninie? Może to zacieśniłoby nieco wasze relacje? - rzucił też luźno, bo dlaczego by nie. - No chyba, że to niekoniecznie klimaty twoje i Hope... w końcu nie jesteś już tym chłopaczkiem w przydługich włosach - zaśmiał się krótko, szturchając go delikatnie w ramię, mając nadzieję, że dzięki temu kuzyn się nieco rozchmurzy. Napił się też ponownie drinka i chociaż głowę miał mocną, to trzeba przyznać, że alkohol sprzyjał takiemu luźniejszemu tonowi rozmowy. Nie, żeby planował się tu upić, ale raz na jakiś czas mógł sobie pozwolić na nieco więcej.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Czekał tylko, aż usłyszy kwestię odnoszącą się do jego potencjalnego ojcostwa. Z takim argumentem nie chciał nawet dyskutować, więc pokręcił głową na boki z lekkim zrezygnowaniem.
- Też byłeś cudownym ojcem... I nie chcę gdybać, ale podejrzewam, że bez twojego poświęcenia, mielibyście z Tonym jeszcze mniej czasu. - Dobra opieka zdrowotna kosztuje, a Francis dzięki swoim kampaniom i pracy mógł pozwolić sobie na to, by zapewnić ją synowi. Wiadomo, że chłodna kalkulacja w takich sytuacjach może wydawać się okrutna, ale życie z natury jest niesprawiedliwe i podłe, więc trzeba się liczyć z tym, że jeśli samemu czegoś się nie osiągnie, od losu można dostać co najwyżej kolejną kłodę pod nogi.
- Nie mogłem - uciął krótko. Faktycznie z jednej strony nie mógł, bo praca, a z drugiej nie mógł, bo nie chciał by jego ostatnie wspomnienia z ojcem były tymi ze szpitala. Paraliżowała go taka myśl, ale oczywiście przed nikim nie miał zamiaru się do tego przyznawać. - Zresztą i tak niewiele by moja obecność zmieniła, a tak... Przyspieszyłem przeniesienie się do Cairns i teraz jestem cały czas na miejscu - dopowiedział, by jednak nie wychodzić na aż takiego dupka. Chociaż wątpił, by Francis miał go za kogoś takiego, chociaż wielu ludzi obecnie podtrzymywało takowe zdanie na jego temat. W sumie sam sobie zasłużył, bo jego postawa uległa zmianie. Stał się bardziej wyniosły i wymagający, bo życie go tego nauczyło. Długo pracował na swój sukces i poświęcił wiele, aby go osiągnąć, więc stał się także bardziej apodyktyczny względem innych. - Pewnie masz rację... Boję się tylko jej reakcji, gdy się dowie o tym wszystkim, ale w sumie i tak jest wściekła, więc jaka to różnica? - Zgodził się z kuzynem, ale sam pewnie dalej czekałby na Mel. To też była jego przywara, bo najzwyczajniej w świecie bał się zaangażować w sprawy rodzinne, jakby od wyjazdu z Lorne, one go już nie dotyczyły. - W zasadzie to moje klimaty, ale wiesz.. Już kiedyś z kimś planowałem coś takiego, więc.. Zresztą Hope to inny typ człowieka - Zmienił szybko temat, bo ten już zdążył otrzeć się o osobę, o której rozmawiać w ten sposób nie powinni. Z drugiej zaś strony cały wieczór widomo jej osoby wisiało w umyśle Tonego, czekając na moment, w którym mogłoby stać się bardziej widoczne, wśród plątaniny myśli. - Ma być elegancko, ale też prosto. Organizacja czegoś w takim miejscu wymaga czasu i poświęcenia, a jak wiesz... Nie mamy go zbyt wiele - sprostował zaraz, po czym nieco nerwowo dopił swoje whisky. Kelner niewiele czekając zaraz podszedł zabierając puste szklanki i przyjmując zamówienie na kolejną kolejkę. Cóż.. Niecodziennie toczy się takie rozmowy, a ta wymagała odpowiedniego animuszu, poza tym przy Francisie Tony poczuł się naprawdę dobrze. W sumie nie pamiętał kiedy ostatni raz przyszło mu się tak zrelaksować, chociaż tematy wcale temu nie sprzyjały.

Francis Winfield
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Czy był cudownym ojcem? Nigdy by tak siebie nie nazwał. Faktycznie Tony miał dobrą opiekę, zarówno Francis, jak i Jane dobrze zarabiali, pieniądze nigdy nie były ich problemem, więc życie sprezentowało im całkiem inne. Nie chciał już tego komentować, więc jedynie pokiwał głową. Pogadali już o nim, trochę się wyżalił, jak na niego to i tak dużo, więc mogli teraz skupić się już tylko na blondynie.
- Daj spokój, oczywiście, że mogłeś - stał za kuzynem murem, ale kiedy byli we dwoje, nie zamierzał łykać jego wymówek. Za stary był na to i czuł się odpowiedzialny także o Tony'ego, jak o całą swoją rodzinę. - Twoja obecność zmieniłaby tyle, że Melis nie miałaby o co się na ciebie gniewać - przypomniał mu jeszcze uprzejmie. Wiedział, jak to jest być pracoholikiem i uciekać w obowiązki, sam to robił, dlatego łatwiej było mu zrozumieć Huntigntona. Nie mniej jednak uważał też, że jego obowiązkiem jest wskazanie kuzynowi, że to podejście do życia wiele kosztuje i nie zawsze jest dobrym wyborem. Pokiwał zaraz głową i nawet nieco go rozbawiły słowa blondyna.
- Boisz się złości młodszej siostry? Co te narzeczeństwo z tobą zrobiło? - parsknął, nieco sobie z niego żartując, ale tylko po to by dodać otuchy Anthony'emu. Wiedział że ten się przejmuje i martwi tym wszystkim, ale dla Francisa naprawdę potrzebowali po prostu kilku szczerych rozmów. Dobry humor jednak nie miał utrzymać się zbyt długo na jego twarzy. Od razu wiedział do kogo Tony nawiązywał. - To dobrze wam wróży, jeśli Hope jest od niej inna - zawyrokował być może zbyt szybko, ale co tu dużo mówić, nie był fanem wspomnianej osoby. Na przestrzeni ostatnich lat jej opinia w oczach Francisa nie miała się zbyt dobrze. Pokiwał kolejny raz głową. Prosto i elegancko brzmiało rozsądnie. Sam Winfield był fanem takich klimatów. - Musicie trochę czasu wygospodarować mimo wszystko... ciesz się, że Hope nie jest w ciąży, wtedy musielibyście się spieszyć - znów wolał wrócić na nieco lżejszy tor rozmowy, pozwalając sobie na taki żarcik. Chociaż z drugiej strony trochę się przy tej myśli zawahał i posłał kuzynowi nieco podejrzliwe spojrzenie. - Bo nie jest, prawda? To nie tak, że spieszycie się z uwagi na tego typu okoliczności? - nie, żeby było to coś złego, zwyczajnie się interesował, a w razie czego mógłby być jedną z pierwszych osób, które pogratulowałyby kuzynowi. Nie miał już dwudziestu lat, więc mógł spokojnie myśleć o powiększaniu rodziny, w zasadzie może wówczas też zbliżyłby się do tego pojęcia i poczuł siłę więzów krwi. Aktualnie chyba miał z tym pewnego rodzaju problem, ale dla Francisa było to kwestią, która teraz szybko będzie ulegać zmianie, gdy miał przy sobie kobietę z którą chciał spędzić resztę życia.

Anthony Huntington
sumienny żółwik
Lilka
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Czy bał się Melis? Raczej nie... Bardziej denerwowało go jej podejście, bo nie pojmował tej emocjonalnej logiki. Jego obecność nic by nie zmieniła, a obecnie finansowo może pomóc rodzinie, więc powinna z tego skorzystać, a nie robić niepotrzebne problemy i sobie i jemu. Niestety akurat to podejście Huntingtona wskazywało na to, że obecnie w życiu kierował się dość hedonistycznym podejściem i niwelował nieprzyjemności, które ten jego idealny ład psuły. Tylko, że po powrocie do Lorne Bay nie było to już tak proste.
- Bardziej jej nie rozumiem niż się boję... - Przyznał więc lekko znudzony, po czym upił nieco whisky. Na słowa o Jope pokiwał lekko głową, zgadzając się z Frencisem. Faktycznie niesamowicie różniła się od Laurissy. W tym momencie też podniósł wzrok na kuzyna i już miał otworzyć usta, aby zapytać "co tam u niej?", ale powstrzymał się, ponownie sięgając do kieliszka.
Kuzyn ten czas wykorzystał, by podjąć kolejny temat, przez który Tony kompletnie zgubił nurt rozmyślań jakim podążał. Wizja posiadania potomka kompletnie go nie kręciła. Nie myślał o dziecku, w sumie nie chciał go chyba nawet mieć, więc pytanie Francisa wydało mu się kompletną abstrakcją.
-Nie! - Odpowiedział, wręcz nazbyt energicznie. Z drugiej strony, chyba nie powinien tak reagować nie tylko ze względu na Hope, ale także Francisa, którego syn odszedł kilka lat temu. - Znaczy się, on w ciąży nie jest i w ogóle nie myślimy o dzieciach to chyba.... - Nie wiedział jak ubrać to w słowa, więc zrobił krótką przerwę. - To chyba nie w naszym styku - dokończył i ponownie sięgnął do szklanki.
Temat ślubu i Hope pogrążył ich w rozmowie na jeszcze trochę. W tym czasie kelner przyniósł im kolejne drinki i tak minął cały wieczór. A chociaż Tony kilkukrotnie bliski był, aby zapytać o to, czy kuzyn wie cokolwiek o losie Rissy, to udało mu się trzymać język za zębami, aczkolwiek myślami uciekał do jej osoby coraz częściej.

zt <3
Francis Winfield
ODPOWIEDZ