Drunk words are sober thoughts
: 17 lis 2023, 12:58
#1
Gilbert Zeimer był ambitnym człowiekiem, jednak wiedział, że nie od razu Rzym zbudowano. Wiedział też, że na całe szczęście, dramaty ludzkie nie zdarzają się na każdym kroku i nie będzie dostawał na co dzień zleceń, aby pomagać w odnalezieniu człowieka, zabójcy czy czegoś takiego. On bardzo chętnie zajmowałby się takimi rzeczami, poważnymi sprawami, aby czuć, że faktycznie komuś pomaga, że jest w stanie uratować życie, zdrowie czy coś takiego. Niestety, tak to nie wyglądało, może ze względu na to, że mieszkał w nudnym Lorne Bay, a pracował w nieco mniej nudnym Cairns? Może, jednak on pragnął jakiś emocji! Niespecjalnie bawiło go śledzenie niewiernych mężów, czy żon, ale najczęściej się zajmował właśnie takimi sprawami. Płatnymi, rozwiązywalnymi, ale prostymi i polegającym na jeżdżeniu po okolicy i ewentualnie robieniu zdjęć.
Dlatego też, chwilami próbował znaleźć sam jakieś zlecenia. Trzymał rękę na pulsie na różnych okolicznych forach, czytał gazety i szukał tematów. Wtedy sam trochę się interesował sprawą, może próbował skontaktować się z rodziną, proponując swoje usługi. Nie często kończyło się to faktycznie podpisaniem umowy i sprowadzeniem klienta do agencji, w której pracował. Zdarzyło mu się jednak usłyszeć też, że jest dupkiem, że próbuje wykorzystać cudzy dramat i w ogóle nikt go tam nie chce. Cóż, nie było to dalekie od prawdy, nie bójmy się powiedzieć. Jednak nie zrażał się, teraz znowu coś wywęszył, więc próbował rozpracować sprawę samodzielnie. Na razie chciał tylko ogarnąć o co tak naprawdę chodzi, więc można śmiało powiedzieć, że w ostatnim czasie nad wyraz dużo czasu spędzał w Moonlight, a wcale nie miał problemu z alkoholem. Jeszcze, bo każda wizyta kończyła się przynajmniej jednym piwkiem. I obserwowaniem członków rodziny Fitzgerald, bo to oni go w tym momencie interesowali. A raczej fakt, że jeden z ich przestał się pojawiać, a wszyscy inni się zastanawiali o co chodzi. Łącznie z policją.
Czy to nie brzmiało, jak akcja typowo dla ambitnego prywatnego detektywa, który miał bardziej doświadczonych kolegów, którzy by go wsparli, jeśli sam nie dawałby rady? No przecież to była akcja, która mogła być wielkim przełomem dla niego. Szansa, jaka nie zdarza się dwa razy w życiu. Tylko Fitzgeraldowie nie bardzo kwapili się do tego, aby się zgłosić do niego! Teraz więc siedział w barze i obserwował świat. Niektórzy pracownicy baru już go powoli rozpoznawali, bo bywał często, zawsze sam i nie pił nigdy za wiele, co mogło wydawać się nieco dziwne, ale to nic. On się niczym nie przejmował. Teraz jednak jego szklanka z piwem była dość pusta, więc szybko ją wyzerował i odszedł od swojego stoliczka, by przysiąść się do baru do jednej kobiety z rodzeństwa Fitzgerald, którą obserwował od paru minut.. -Cześć-powiedział jak gdyby nigdy nic, sadzając swoją dupkę na krzesełku obok. Miał nadzieję, że nie będzie bardzo przeszkadzać. Nie sądził. -Dla mnie piwo, a dla Ciebie?-zapytał zwracając się do Blanche, chcąc jej postawić drineczka. Na dobry początek znajomości.
Blanche Fitzgerald
Gilbert Zeimer był ambitnym człowiekiem, jednak wiedział, że nie od razu Rzym zbudowano. Wiedział też, że na całe szczęście, dramaty ludzkie nie zdarzają się na każdym kroku i nie będzie dostawał na co dzień zleceń, aby pomagać w odnalezieniu człowieka, zabójcy czy czegoś takiego. On bardzo chętnie zajmowałby się takimi rzeczami, poważnymi sprawami, aby czuć, że faktycznie komuś pomaga, że jest w stanie uratować życie, zdrowie czy coś takiego. Niestety, tak to nie wyglądało, może ze względu na to, że mieszkał w nudnym Lorne Bay, a pracował w nieco mniej nudnym Cairns? Może, jednak on pragnął jakiś emocji! Niespecjalnie bawiło go śledzenie niewiernych mężów, czy żon, ale najczęściej się zajmował właśnie takimi sprawami. Płatnymi, rozwiązywalnymi, ale prostymi i polegającym na jeżdżeniu po okolicy i ewentualnie robieniu zdjęć.
Dlatego też, chwilami próbował znaleźć sam jakieś zlecenia. Trzymał rękę na pulsie na różnych okolicznych forach, czytał gazety i szukał tematów. Wtedy sam trochę się interesował sprawą, może próbował skontaktować się z rodziną, proponując swoje usługi. Nie często kończyło się to faktycznie podpisaniem umowy i sprowadzeniem klienta do agencji, w której pracował. Zdarzyło mu się jednak usłyszeć też, że jest dupkiem, że próbuje wykorzystać cudzy dramat i w ogóle nikt go tam nie chce. Cóż, nie było to dalekie od prawdy, nie bójmy się powiedzieć. Jednak nie zrażał się, teraz znowu coś wywęszył, więc próbował rozpracować sprawę samodzielnie. Na razie chciał tylko ogarnąć o co tak naprawdę chodzi, więc można śmiało powiedzieć, że w ostatnim czasie nad wyraz dużo czasu spędzał w Moonlight, a wcale nie miał problemu z alkoholem. Jeszcze, bo każda wizyta kończyła się przynajmniej jednym piwkiem. I obserwowaniem członków rodziny Fitzgerald, bo to oni go w tym momencie interesowali. A raczej fakt, że jeden z ich przestał się pojawiać, a wszyscy inni się zastanawiali o co chodzi. Łącznie z policją.
Czy to nie brzmiało, jak akcja typowo dla ambitnego prywatnego detektywa, który miał bardziej doświadczonych kolegów, którzy by go wsparli, jeśli sam nie dawałby rady? No przecież to była akcja, która mogła być wielkim przełomem dla niego. Szansa, jaka nie zdarza się dwa razy w życiu. Tylko Fitzgeraldowie nie bardzo kwapili się do tego, aby się zgłosić do niego! Teraz więc siedział w barze i obserwował świat. Niektórzy pracownicy baru już go powoli rozpoznawali, bo bywał często, zawsze sam i nie pił nigdy za wiele, co mogło wydawać się nieco dziwne, ale to nic. On się niczym nie przejmował. Teraz jednak jego szklanka z piwem była dość pusta, więc szybko ją wyzerował i odszedł od swojego stoliczka, by przysiąść się do baru do jednej kobiety z rodzeństwa Fitzgerald, którą obserwował od paru minut.. -Cześć-powiedział jak gdyby nigdy nic, sadzając swoją dupkę na krzesełku obok. Miał nadzieję, że nie będzie bardzo przeszkadzać. Nie sądził. -Dla mnie piwo, a dla Ciebie?-zapytał zwracając się do Blanche, chcąc jej postawić drineczka. Na dobry początek znajomości.
Blanche Fitzgerald