But the gateway to the world was still outside the reach of him
: 14 lis 2023, 23:06
Oczywiście cieszył się na spotkanie z Terrym.
Może nie desperacko, gdy nie możesz się już doczekać i od rana nie potrafisz sobie znaleźć miejsca, odliczając godziny do wyjścia. Nie wiercił się na kanapie i nie czuł tej mieszanki ekscytacji i lekkiego zdenerwowania, typowego dla pierwszych randek i - w przypadku ludzi takich jak Leander, którzy mając do wyboru “pomartwić się” lub “nie martwić się” zwykle wybierali to pierwsze - starych przyjaciół, którzy powracają do naszego życia po przerwie.
Przecież Terence nigdzie nie powrócił: był nieustannie, jak bezpieczny punkt w zasięgu wzroku, nawet w tych momentach, gdy kontakt z bratem stawał się utrudniony (bo komuś, na przykład, podczas odwyku schowano telefon do depozytu…). Nie musiał się bać, że Terry zniknie, zamilknie albo weźmie z kogoś przykład i trafi do więzienia za morderstwo. Dlatego nie był podekscytowany tym spotkaniem wyjątkowo mocno: zawsze przecież wiedział, że kolejne i tak nastąpi.
To trochę żenujące, ale ekscytowało go coś innego: sama perspektywa wyjścia z domu - dom to i tak duże słowo, patrząc na jego przyczepę - i spędzenia z kimś czasu. Jasne: powrót do miasteczka, w którym mieszkał jako dzieciak, mogło okazać się trudniejsze niż się spodziewał, skoro dopiero po przyjeździe odkrył, że wcale nie pamięta tych wszystkich sklepów czy ulic tak dobrze, jak mu się wydawało. Główny problem leżał jednak w czymś innym - wciąż nie umiał zagospodarować sobie czasu. Nie miał zbyt wielu pomysłów na to, co się robi, gdy nie idziesz chlać.
Nie miał też zbyt wielu pomysłów na to, co można pić, kiedy nie powinieneś na wejściu prosić o piwo. Po krótkim wahaniu wybrał herbatę, dlatego teraz siedział nisko pochylony nad swoim kubkiem, przyglądając mu się niemal podejrzliwie. Wreszcie zdecydował i był gotów podzielić się uczuciami (tak jak go uczono na terapii) z bratem: - Nienawidzę, kurwa, herbaty.
Jakaś jego część miała ochotę teraz zażartować i spytać Terence’a, czy może jednak zrobiłby mu drinka, ale nawet on czuł, że to byłby raczej kiepski dowcip. Albo zwyczajnie wstydził się tego, że był pijakiem - przynajmniej na tyle, by z tego nie żartować. Posłał herbacie ostatnie spojrzenie, z tych niechętno-pogardliwych i wyprostował się, patrząc prosto na brata. - Terry - powiedział niemal miękko, tonem, który zwykle oznaczał a teraz pogadajmy naprawdę. Stłumił westchnienie. - Jak często o nim myślisz?
Bo on myślał niemal ciągle i potrzebował wiedzieć.
terence burkhart
Może nie desperacko, gdy nie możesz się już doczekać i od rana nie potrafisz sobie znaleźć miejsca, odliczając godziny do wyjścia. Nie wiercił się na kanapie i nie czuł tej mieszanki ekscytacji i lekkiego zdenerwowania, typowego dla pierwszych randek i - w przypadku ludzi takich jak Leander, którzy mając do wyboru “pomartwić się” lub “nie martwić się” zwykle wybierali to pierwsze - starych przyjaciół, którzy powracają do naszego życia po przerwie.
Przecież Terence nigdzie nie powrócił: był nieustannie, jak bezpieczny punkt w zasięgu wzroku, nawet w tych momentach, gdy kontakt z bratem stawał się utrudniony (bo komuś, na przykład, podczas odwyku schowano telefon do depozytu…). Nie musiał się bać, że Terry zniknie, zamilknie albo weźmie z kogoś przykład i trafi do więzienia za morderstwo. Dlatego nie był podekscytowany tym spotkaniem wyjątkowo mocno: zawsze przecież wiedział, że kolejne i tak nastąpi.
To trochę żenujące, ale ekscytowało go coś innego: sama perspektywa wyjścia z domu - dom to i tak duże słowo, patrząc na jego przyczepę - i spędzenia z kimś czasu. Jasne: powrót do miasteczka, w którym mieszkał jako dzieciak, mogło okazać się trudniejsze niż się spodziewał, skoro dopiero po przyjeździe odkrył, że wcale nie pamięta tych wszystkich sklepów czy ulic tak dobrze, jak mu się wydawało. Główny problem leżał jednak w czymś innym - wciąż nie umiał zagospodarować sobie czasu. Nie miał zbyt wielu pomysłów na to, co się robi, gdy nie idziesz chlać.
Nie miał też zbyt wielu pomysłów na to, co można pić, kiedy nie powinieneś na wejściu prosić o piwo. Po krótkim wahaniu wybrał herbatę, dlatego teraz siedział nisko pochylony nad swoim kubkiem, przyglądając mu się niemal podejrzliwie. Wreszcie zdecydował i był gotów podzielić się uczuciami (tak jak go uczono na terapii) z bratem: - Nienawidzę, kurwa, herbaty.
Jakaś jego część miała ochotę teraz zażartować i spytać Terence’a, czy może jednak zrobiłby mu drinka, ale nawet on czuł, że to byłby raczej kiepski dowcip. Albo zwyczajnie wstydził się tego, że był pijakiem - przynajmniej na tyle, by z tego nie żartować. Posłał herbacie ostatnie spojrzenie, z tych niechętno-pogardliwych i wyprostował się, patrząc prosto na brata. - Terry - powiedział niemal miękko, tonem, który zwykle oznaczał a teraz pogadajmy naprawdę. Stłumił westchnienie. - Jak często o nim myślisz?
Bo on myślał niemal ciągle i potrzebował wiedzieć.
terence burkhart