wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
006.
W momencie, gdy ich spotkanie na lekcję gry na gitarze szło jeszcze w miarę dobrze i było na nim całkiem miło, Thea obiecała mu, że rzeczywiście wpadnie zobaczyć na żywo, jak śpiewa w Moonlight. Potem jednak sprawy się skomplikowały i nawet jeśli ostatecznie chyba można było uznać, że nie będą już rzucać w siebie bluzgami, to i tak nie miała zamiaru tutaj wpadać, żeby spełnić swoje słowa — uznała je po prostu za nieaktualne na skutek rozwoju wydarzeń i nie sądziła, aby Freddie jej jakoś to wypominał, gdy nadarzy się ku temu okazja jakaś. Nie byli przecież nawet dobrymi znajomymi, po prostu uznali, że mogą zawiesić broń, przynajmniej chwilowo, bo kto wie, czy jeszcze nie postanowią się czymś w najbliższym czasie wkurwić i nie wywiąże się z tego kolejna drama. Niby nie było takiego planu, ale cóż. Jej być też tu przecież nie miało, a jednak była. Bo skoro zostawił bluzę w jej aucie po tym, jak go podrzucała po drodze z imprezy do mieszkania, to uznała, że najsensowniej będzie, jeśli podrzuci mu ją do pracy, a nie do mieszkania.
Dała mu oczywiście znać, że wpadnie. Zapowiedziała się jednak na trochę później, niż ostatecznie się pojawiła. Jednakże jej plany się na ostatnią chwilę zmieniły i miała wolnego czasu zdecydowanie więcej, dlatego też uznała, że nie będzie wracać do domu. Po prostu wypije sobie drinka i poczeka, aż Fred będzie miał przerwę. Miała w planach być całkiem miła, zamienić z nim kilka słów przy oddawaniu bluzy, a potem po prostu sobie pójść, może jeszcze udałoby się jej później złapać jakąś koleżankę na mieście, a jeśli nie — to wróci grzecznie do domu, ewentualnie odwiedzi Flynna, jeśli ten zdąży wrócić ze swoich dodatkowych zajęć. Opcji było sporo, więc nie musiała się obawiać, że się zanudzi, a on nie musiał się martwić, że tu zostanie, aby jakoś życie mu utrudniać. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu rozbawienia, który zagościł na jej twarzy, gdy Fred zaczął śpiewać kolejną piosenkę. Zdążyła dopiero co usiąść przy barze i aż musiała się lekko odwrócić, aby na niego spojrzeć z odrobinę (ale z umiarem!) złośliwym uśmieszkiem małego chochlika (którym była w momentach, w których nie była upartą kozą, praca na dwa etaty męczy). Musiała przyznać, że Christina Aguilera i utwór Beautiful nie było czymś, co spodziewałą się usłyszeć, ale ludzie na miejscu zdawali się wręcz zachwyceni. Ona… No cóż, musiała przyznać, że sobie radził. Jednak Gdy dwie piosenki później zmierzał w jej kierunku, ocierana przez nią łezka wzruszenia tak naprawdę nie istniała.
Przepiękne, Fred — oznajmiła poważnie, prostując się na swoim barowym stołku, a lekki uśmieszek błądził jej po twarzy, chociaż naprawdę starała się nie dać mu wygrać. — Bardzo ciekawy repertuar, czy można u Ciebie zamawiać piosenki? Pytam dla koleżanki — dodała niedbale nieco i niewinnie, sięgając po swoją szklankę, aby napić się trochę drinka, którego powoli sączyła. — Ale muszę przyznać, że pierwszy refren Beautiful śpiewałeś z największym przekonaniem. Ćwiczyłeś przed lustrem? — nie ukrywał przecież (tak uważała) swojego wysokiego mniemania o sobie, więc chyba nie powinien uznać tego za wredne!

opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
podbijanie wielkiego świata odrobinę komplikuje zwiącek
003.
thea bardzo powoli zaczyna rozumieć, że warto lubić freddiego
{outfit}

Lubił wieczory, które spędzał w Moonlight. Przygrywanie pijanym ludziom nie stanowiło szczytu jego ambicji, ale wynagradzało mu smutne tkwienie w miasteczku, bez możliwości wyrwania się. Freddie nie miał w zwyczaju romantyzować rzeczywistości, więc nie liczył, że któregoś dnia jakaś ładna agentka zahaczy o Lorne Bay i wypatrzy go na tej scenie, gdy jakąś wyśpiewaną balladą ją za serce chwyci. Wychodził za to z założenia, że mogło mu to jakieś pokraczne drzwi do kariery w końcu otworzyć, skoro stale zdarzało się, że ktoś zapraszał go na jakieś imprezy (szkolne bale pewnie). A jeśli nawet miało się nic podobnego nie zadziać, to i tak wystarczała mu myśl, że robi coś poza zwykłą pracą, co było o stokroć bliższe spełnianiu marzeń, niż opiekowanie się kangurami.
Dziwna zgoda, która między nimi zapanowała po pijackiej rozmowie, była w pełni wystarczająca. Nie sądził, chociaż może to tylko kwestia jego naiwności, by miał od tej chwili co i rusz na nią trafiać, testując przy okazji nowo nabytą znajomość, ale nawet jeśli mieli się spotkać raz na przysłowiowe sto lat — to miło było nie krzywić się już na starcie, oczekując jej paskudnych złośliwości. Niby wcześniej nie mieli zbyt wiele okazji do tego, by ze sobą rozmawiać, ale teraz doskonale zdawali sobie sprawę z przyjacielskich powiązań, które ich gdzieś tam łączyły.
Pozwalał zamawiać wymarzone piosenki z jednej, prostej przyczyny — słoik z napiwkami, który stał na blacie baru, z którego, przy wysokim utargu, dostawał swoją część także i Freddie. A nic nie zachęcało do sypania drobnymi dolarami, jak spełnianie muzycznych fantazji, które podpite panie na babskim wieczorze, prosiły o szlagiery silnych kobiet, ballady o złamanym sercu i inny szit, który Freddie posłusznie i pięknie odśpiewywał.
Kiedy zobaczył Amaltheę nawet mu powieka nie drgnęła, chociaż doskonale wiedział, jak bardzo będzie sobie kpiła z wyboru piosenki. Uśmiechnął się za to ładnie na jej słowa, które — gdyby jej nie poznał odpowiednio — byłby w stanie uwierzyć, że nie podszyte były czystą złośliwością.
— Można, ale trzeba rzucić przynajmniej dwadzieścia dolarów do słoika z napiwkami — wyjaśnił. Kwota była zmyślona, ale nie zamierzał ułatwiać jej wykorzystania okazji i wepchnięcia go do zaśpiewania utworu, po którym musiałby wykąpać się we wrzątku, a prawdopodobnie i to nie poradziłoby sobie z uczuciem wstydu. — Nie musiałem. Jestem takim wielkim artystą, że czułem to każdą komórką swojego ciała. Wiesz co… — rzucił nagle, uzmysławiając sobie coś. — Zademonstruję ci to, jeśli chcesz. Po prostu wybiorę piosenkę dla ciebie — zaproponował wspaniałomyślnie. Mógł jej coś zadedykować z głębi serduszka, jeśli tylko chciała.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Opiekowanie się kangurami też nie brzmi jak najgorsza rzecz na świecie, ale jednak można zrozumieć jego chęć spełniania marzeń i zarabiania czegoś za coś, co naprawdę kochał. W sumie zasługiwało to na szacunek, że nie poddawał się mimo wszystko i w tym trwał. Co prawda rzeczywiście, życie to nie film i trudno oczekiwać cudów — tym lepiej chyba, że wybrał śpiewanie w Moonlight, a nie na przykład rzucenie wszystkiego i samotną wyprawę do Hollywood z gitarą i jedną koszulą w plecaku w nadziei, że jego ulubiona wytwórnia wyda jego epkę z marszu, nie mając żadnego planu na przeczekanie. Miał psa, musiał być odpowiedzialny, więc dobrze, że o tym pamiętał. Amalthea nie musiała, więc mogłaby zaszaleć. Szczególnie że była gówniarą z bogatego domu, jakby zadzwoniła zapłakana z lotniska w LA, że nie ma kasy i nie wie, jak wrócić do domu, to któraś z jej sióstr by ją pewnie uratowała albo nawet ojciec, ale mimo iż aktualnie nie można powiedzieć, że żyła jakoś specjalnie rozsądnie i że był w tym cel, to aż tak szalona nie była. Wolała trzymać się na razie dobrze znanego Lorne.
Nie była to wcale aż taka czysta złośliwość, trochę uznania w tych słowach oczywiście też było! Dość skutecznie zostało ono zamaskowane, ale już mu wspominała, że cierpiała na bardzo rzadką chorobę genetyczną (tak rzadką, że nieistniejącą) i nie mogła być zbyt miła. Gdyby tak nie było, mogłaby nawet powiedzieć mu, że bardzo dobrze się tego dnia prezentował, ale było to spostrzeżenie, które zachowała tylko dla siebie.
Hmmm… Dobrze, będę miała to na uwadze. Mam dużo opcji w głowie i pewnie nie uwierzysz mi w to, ale nie wszystkie są złośliwe — zapewne nie weźmie tych słów na serio, ale tak było. Lubiła dobrą muzykę, więc tak łatwo koszmarnego chłamu nie umiała wygrzebać z pamięci. Jakieś romantyczne ballady Whitney Houston były raczej wyzwaniem, a nie czymś, po czym przechodzą człowieka ciarki żenady.
Myślałam, że w tym akurat pomagał brak skromności, która jest przereklamowana, ale okej, zaufam, że artyści tak mają — sama się na tym nie znała, bo chyba artystka z niej była żadna.
Zmrużyła lekko oczy na jego słowa, przyglądając mu się uważnie przez chwilę, analizując jego pomysł. Nie wiedziała, czy powinna się go bać, czy nie do końca, ale w sumie co jej szkodzi? Tak naprawdę nic.
Okej, czekam — stwierdziła w końcu. — Jest dużo utworów o wrednych i naburmuszonych dziewczynach, więc na pewno znajdziesz coś, co Twoim zdaniem pasuje — dodała, wzruszając ramionami, jakby wcale w żadnym stopniu nie miało jej to obejść. Prawda jednak była taka, że jeśli postanowi być okrutny, to pewnie zrobi jej się przykro, ale nikt nie będzie widział jej łez jak Moniki Brodki, gdy miała brać ślub.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
podbijanie wielkiego świata odrobinę komplikuje zwiącek
Wbrew obiegowej opinii (którą prawdopodobnie Thea, by ochoczo potwierdziła) posiadał resztkę rozsądku w głowie. A ona podpowiadała Freddiemu, że spontaniczne zmienianie życia mogło mu się odbić szybką czkawką. Mogło też rzecz jasna zaowocować sukcesem, po którym zacząłby sceny Hollywood podbijać. Nie miał jednak wystarczająco dużo odwagi, by testować tę teorię, nadal czując odrobinę podcięte skrzydła po porzuceniu przez poprzednią dziewczynę, która butem rozdeptała nie tylko serce Freddiego, ale też i wszystkie nadzieje i plany. Odbierając mu przy okazji zaufanie do ludzi — i czy naprawdę w takich okolicznościach było to szokujące, że tak się na świat i ludzi zamknął, dbając przede wszystkim o własne ego? Niekoniecznie.
Jak łatwo się domyślić, Freddie pozostawał dość łasy na komplementy, dlatego bardzo chętnie przyjąłby wszelkie miłe słowa — zarówno te dotyczące jego wykonania, jak i odnoszące się do wyglądu. Nawet nie umiałby jasno określić, których wysłuchałby chętniej — tym bardziej że dotychczas raczej niewiele ich padło ze strony Amalthei. Przynajmniej on nie pamiętał, by posłała jakiekolwiek pod jego adresem.
— Masz rację. Nie uwierzę — dodał, kiwając głową. Niby należało przyznać, że nie znał jej szczególnie, a nawet nie znał jej prawie wcale. Nie znaczyło to jednak, że nie wysunął już konkretnych wniosków pod jej adresem — a to, że nie było co liczyć na łagodny i niebolesny dobór piosenki, był jednym z nich. Oczywiście mógł zawsze wykręcić się nieznajomością tekstu, bo nie ma się co oszukiwać, że potrafił odśpiewać każdą, dopisaną dotychczas balladę. Nawet Frederick Hemmings nie był na tyle wspaniały.
— Też — przyznał. Uśmiechnął się lekko na jej słowa, nie komentując ich jednak w żaden sposób. Po prostu odwrócił się plecami do niej i wszedł na scenę, by ułożyć na kolanie wygodnie gitarę i poprawić mikrofon, przygotowując się do wykonania piosenki.
— Tę piosenkę dedykuję dziewczynie, która czasami się potrafi nie krzywić. Musicie uwierzyć mi w to na słowo, bo sam widziałem — rzucił, wlepiając oczywiście wzrok w twarz Thei na tyle uporczywie, by nikt nie miał złudzeń co do tego, że śpiewał właśnie dalej. I wcale nie zamierzał odszukiwać w głowie paskudnego repertuaru, wybierając raczej nieco inną broń. Nie miał pojęcia, czy łatwo ją zawstydzić, ale raczej to próbował osiągnąć, wykonując gitarową aranżacją Like a prayer Madonny. A że Freddie na pewno miał deal z barmanem, to na wypadek otwartych dedykacji, ten od razu podsuwał drinka dziewczynie, żeby mogła popijać go, zachwycając się tym, jaki wspaniały Freddie Hemmings stanął na jej drodze.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Nie znała go na tyle, aby móc oceniać, jak jest u niego z rozsądkiem. Wydawał jej się jednak na tyle pewny siebie, że podejrzewała, że gdyby miał okazję, to by się na coś takiego porwał, uznając że sukces to jego przeznaczenie przecież. A w końcu była to jedna z podstawowych cech prawdziwej gwiazdy. Nikt nie był już w tych czasach aż tak naiwny, aby wierzyć, że wystarczy mieć talent, aby odnieść sukces w show-biznesie. Potrzebna była jeszcze siła przebicia. Jedni stawiali na przebojowość i przekraczanie granic albo szokowanie, inni mieli schowanego asa w rękawie o nazwie smutna historia życiowa. Jedno i drugie od lat działało. On najwyraźniej miał jedno i drugie, skoro mógł jeszcze opowiedzieć o swojej smutnej historii z byłą dziewczyną.
Jedyny komplement, jaki od niej usłyszał, to chyba ten, że mógł być całkiem w porządku, jeśli nie byłby dupkiem. Więc skoro postanowił (chyba) przestać być dla niej dupkiem, to mógł to uznać za komplement, że jest całkiem w porządku. Czy jakieś inne mu prawiła, to trudno stwierdzić, może jak była pijana i nie pamiętała tego dokładnie? Nie wnikała, skoro i on jej tego nie wypominał. Nie mógł jednak liczyć na zbyt wiele, skoro dopiero co powiedziała do niego przepraszam. Nie ma co szaleć z miłymi słowami i gestami, Thea nie była w to najlepsza w takich sytuacjach.
Wzruszyła ramionami na jego słowa, nie mając zamiaru mu udowadniać w tym momencie, że się mylił. Być może będzie ku temu jakaś okazja jeszcze później, a może wcale nie — nie wiedziała jeszcze, bo nie miała żadnego planu na to spotkanie. Poza tym, że miała mu oddać bluzę, czego jeszcze nawet nie zrobiła, nadal leżała obok niej na barowym blacie.
Odprowadziła go wzrokiem, gdy szedł na scenę, a potem powstrzymałą się (z ogromnym trudem) przed tym, aby nie przewrócić oczami, słysząc jego dedykację. Miała w planach zachować kamienną twarz i podejść do sprawy na zimno, albo przynajmniej sprawiać takie wrażenie. Chociaż musiała przyznać, że nie było to coś, czego się spodziewała. Zmrużyła lekko oczy, przyglądając mu się dość buntowniczo, gdy śpiewał, bo wcale nie zamierzała tutaj oblać się rumieńcem i zawstydzona chować za drinkiem. Wręcz przeciwnie, wyprostowała się jeszcze bardziej i lekko głowę nawet zadarła, bo absolutnie przecież nie robiło to na niej wrażenia, popijając sobie nonszalancko swojego drinka, mając nadzieję, że się nim nie obleje. Wyglądała zbyt dobrze, żeby to zrobić. Udało jej się, a gdy skończył ten utwór i pewnie przeszedł do następnego, odwróciła się w kierunku baru, aby dopić swojego drinka i pewnie zamówić jeszcze jednego, czekając aż Fred skończy, żeby w końcu mogła mu oddać bluzę.
Interesujący wybór, chciałeś mi nim coś zasugerować? — zapytałą, gdy pojawił się gdzieś w pobliżu, nawet jeśli może chciał coś od barmana, a nie od niej.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
podbijanie wielkiego świata odrobinę komplikuje zwiącek
Zaśpiewanie jej czegoś złośliwego pasowałoby może i bardziej, ale byłoby jednocześnie na tyle przewidywalne, że przecież nie mógł sobie na to pozwolić. Z uśmiechem pełnym zadowolenia zerkał na nią, dedykując jej każdy pojedynczy wers, który w oryginale wykonywała Madonna. Niewiele mógł mówić o nim z pełnym przekonaniem, ale pozostawał pewien, że nie wyjdzie nagle z baru niczym spłoszona sarenka. Duma nie pozwoliłaby jej na ucieczkę od ciekawskich spojrzeń, które podrzucali jej pijani, zebrani w barze ludzie. Freddie całkowicie to rozumiał — na jej miejscu też stałby tak, jakby jego stopy pozostały przytwierdzone metalowymi śrubami.
Piosenka wreszcie dobiegła końca, więc zeskoczył ze sceny bardzo wesoło, ruszając w stronę baru nie tylko po to, by stanąć zaraz przed Theą, oczekując jakiegoś komentarza, ale i po drinka, który pomógłby mu gardło nieco zwilżyć. Kiedy więc skinął głową na znajomego barmana, sugerując mu, że powinien przygotować to co zawsze — gin z tonikiem — to odwrócił się w końcu swoją zadowoloną gębą w stronę Thei.
— Oczywiście — potwierdził. Powieka mu nie drgnęła, gdy to mówił, a głupi uśmiech zamienił na ten pełen uroku, który zwykle kierował do kobiet, na których chciał zrobić wrażenie. W gruncie rzeczy nie chodziło o próbę zaimponowania, czy poderwania Thei — nie był na tyle naiwny, by wierzyć, że jedna piosenka i miły uśmiech zatarłby tamten spór i sprawił, że mocniej serce by jej zabiło. Tak naprawdę sam nie był do końca pewien, czy by chciał do tego właśnie dążyć. — Uznałem, że muszę cię zaskoczyć trochę. Nie mogłem zagrać czegoś, czego się spodziewałaś — wyjaśnił dumny z siebie, odbierając chwilę później drinka od barmana. Przysiadł później na krześle naprzeciwko, robiąc sobie kolejną przerwę od grania. Napił się alkoholu, nie spuszczając z niej bacznego spojrzenia.
— Wiem, że jeszcze nie robi to na tobie wrażenia, ale — w tym momencie uniósł rękę, zerkając na zegarek, który miał na nadgarstku. Tak, jakby zamierzał wyliczyć, ile czasu potrzebował, by te piękne słowa z głowy Thei, dotarły wprost do serduszka. Opuścił zaraz jednak rękę, kończąc ten teatralny gest. — Żartowałem z tym zegarkiem, nigdzie nie odliczamy. Po prostu kiedyś sama przyjdziesz i poprosisz o piosenkę dla siebie, a ja ci ją zaśpiewam, bo jestem dobrym chłopcem. Wtedy też cofniesz wszystkie nieładne słowa o mnie i nawet nie umrzesz na tę swoją dziwną chorobę — zapewnił ją, bo dokładnie taki scenariusz przewidywał. Jego anielski śpiew zacznie ją w nocy nawiedzać, budząc w niej poczucie tęsknoty! Freddie był co do tego pewny, więc jej samej nie pozostawało nic innego, jak poczekać, aż ten scenariusz faktycznie się zrealizuje.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
To prawda, podejrzewała go właśnie o to, że wybierze jakiś złośliwy utwór, próbując jej dopiec albo zrobić na złość w jakiś dziwny, nie do końca poważny (umówmy się, obydwoje w tych swoich docinkach zachowywali się jak dzieci, ale pewnie żadne tego nie przyzna, bo przecież obydwoje są tacy dorośli) sposób. Zaskoczyło ją to więc nieco, ale nie zamierzała ani uciekać, ani przesadnie okazywać mu tego, że nieco zbił ją z tropu tym wyborem. Dlatego po prostu sobie siedziała. Pijąc drinka i nawet stópka nie drgnęła jej do rytmu, chociaż Thea zdecydowanie była z tych, co tańczą. Musiała jednak zachować powagę, bo przecież nie pozwoli mu triumfować, skoro zrobił to na pewno specjalnie, aby ją zaskoczyć.
Doprawdy? — odwróciła twarz w jego stronę, unosząc lekko brwi. — A cóż takiego? — zapytała bardzo uprzejmie zainteresowaniem, to chyba było idealne określenie jej tonu. Uśmiech mógł mieć rzeczywiście uroczy, ale Thea wcale nie była taka łatwa, żeby jej od niego kolana zmiękły od razu (a nawet jeśli to nadal siedziała, także punkt dla niej). Przyglądała mu się równie intensywnie co on, jakby co najmniej mieli właśnie pojedynek na spojrzenia. Było możliwe, że mieli, bo jak na razie chyba rywalizowali we wszystkim, odkąd zaczęli się kłócić u niego w pokoju na nieudanej grze na gitarze.Zaśmiała się cicho na jego kolejne słowa, kręcąc delikatnie głową. — Trochę Ci się udało, zdecydowanie nie tego się spodziewałam — przyznała, być może tym samym przegrywając jakąś rundę, ale jednak mimo tych wszystkich złośliwości musiała przyznać, że całkiem nieźle się bawiła w jego towarzystwie. A czasami zachowywał się tak, że nie mogła nie przewrócić oczami co zrobiła, gdy zaczął odmierzać czas na zegarku.
Po co mam prosić, skoro sam z siebie mi ją zaśpiewałeś? — zapytała nieco bezczelnie, ale cóż. On też był odrobinę bezczelny w tym momencie. — I wcale nie mówiłam o Tobie jakoś bardzo nieładnie — wytknęła mu, bo halo. Uznała tylko, że jest dramatyczny i trochę dupkiem. — Jesteś w porządku, teraz mogę to powiedzieć nawet w czasie teraźniejszym — przyznała. Wcześniej było to bardziej przypuszczenie, ale teraz nie był już dla niej aż takim dupkiem. w sumie wcale nie był, po prostu nie byli dla siebie słodko mili, ale tego by nawet nie chciała, bo wzdrygało ją przez takich ludzi. I im nie ufała, bo ludzie nigdy nie mogli być wiecznie mili. Jeśli tacy się wydawali, to albo byli najgorsi, gdy tylko się człowiek odwracał albo mieli trupy w piwnicy. — I całkiem nieźle śpiewasz, chociaż Madonna byłaby zawiedziona, że nie masz odpowiedniego układu tanecznego do jej utworów — tak, nie byłaby sobą, gdyby ten komplement nie zakończył się jakąś drobną, żartobliwą uszczypliwością.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
podbijanie wielkiego świata odrobinę komplikuje zwiącek
Gdyby zaczęła tańczyć w rytm śpiewanej piosenki, to Freddie kupiłby jej trzy kolejne drinki. Słowo. Dwoma kolejnymi nagrodziłby siebie, bo chociaż — jak łatwo się domyślić — Freddie uważał, że ma wystarczająco dużo sukcesów życiowych i można mu przyklaskiwać z byle powodu, to jednak takie osiągnięcie byłoby jednym z najwyżej punktowanych w jego życiu. Nawet mogłoby stanowić odpowiednie wynagrodzenie dla tego bólu, wynikającego z boleśnie zszarganej dumy, w związku z niepamięcią Thei.
— Och nie, Thea, to tak nie działa — wyjaśnił poważnym tonem, gdy kręcił lekko głową na boki. — Jeśli sugeruję ci coś piosenką, to musisz sama to rozczytać. Wiesz, sięgnąć do głębi twojego serduszka — wyjaśnił i nawet udało mu się nie skrzywić na zdrobnienie, którego użył. Nie mógł jej zaśpiewać piosenki o tak pięknym przekazie, a później na czynniki pierwsze rozkładać interpretację, niczym najpilniejszy student literatury. Sama powinna wiedzieć, co też takiego mógł między tymi słowami chcieć ukryć Freddie, a że za bystrą ją całkiem miał, to wierzył, że sobie poradzi! Uśmiechnął się na jej słowa tak szeroko, by nie pozostawać złudzeń, że triumfował w środku niczym małe dziecko, które pokonało najłatwiejszą rundę w grze komputerowej. Chociaż jeszcze godzinę temu nie miał pojęcia, że na liście jego marzeń do spełnienia, znajdzie się zaskoczenie Thei.
— Bo to jeszcze nie jest maksimum moich wspaniałych umiejętności — wyjaśnił. Zdradził dopiero niewielki ułamek, po którym Amalthea zatęskni jeszcze za jego anielskim śpiewem, niepowtarzalnym repertuarem i dedykacją, która ściąga na nią wzrok ciekawskich ludzi. — W porządku to takie bardzo od niechcenia określenie. Nie chcesz powiedzieć mi czegoś ładniejszego jeszcze? — podsunął. Tak naprawdę wcale jej słowami nie gardził. Udawał, że marudził po to jedynie, by po tej miłej chwili pchnąć ją jednak do tego, by dorzuciła złośliwy komentarz. Nie ma co się oszukiwać, zwykłe podziękowanie byłoby co najmniej niezręczne. Dlatego zadbał, by żadne z nich nie poczuło się nagle dziwnie z tymi wnioskami!
Uśmiechnął się pobłażliwie na jej kolejne słowa i nawet przekręcił lekko głowę — w geście, który wykonałby, gdyby ktoś wygadywał głupoty i kłamstwa, które dawno rozczytał. Prawie pasowało! — Oczywiście, że mam. Ale to pokazuję na prywatnych pokazach w moim mieszkaniu. Mam życiową umowę, by nigdy nie demonstrować tego tak, by Hotdog nie mógł tego podziwiać, skoro ćwiczę przed nim — wyjaśnił. Teraz powinna zachodzić w głowę co zrobić, by jednak znowu się w jego mieszkaniu znaleźć. Mogła zapytać, Freddie podpowie i może nawet zaoferuje wspólny spacer. W końcu miał wiele zalet — w tym serce wystawione na dłoni!

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Trochę miała wrażenie, że z jakiegoś powodu dość szybko zapomnieli o co się kłócili tak dokładnie, a po prostu zaczęli sobie docinać nieco bo tak. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo przecież na co dzień dokładnie tak do świata i ludzi podchodziła. W większości. Wyjątków, dla których potrafiła być naprawdę miła i pokazywała się od tej bardziej wesołej strony było niewiele i cóż, Fred do nich nie należał — jak się łatwo domyślić. Dlatego też o tańcu na razie nie było mowy. Ale podobno nie należy nigdy mówić nigdy i te sprawy.
Ugh — wzdrygnęła się dość teatralnie. — Do głębi mojego czego? — zapytała skrzywiona niczym dziecko, któremu matka odmówiła paczki ulubionych chipsów w sklepie, bo już wybrał kinder czekoladę, a miało być tylko jedno. Nie zamierzała wcale doszukiwać się drugiego dna w tej piosence, bo po prostu uznała, że tak naprawdę go nie ma. Wybrał coś, co przyszło mu przypadkowo do głowy, a że była to akurat Madonna i to ta Madonna… No cóż, tak wyszło. Ona nie będzie się przecież głowić, a na pewno nie teraz, żeby nie pomyślał, że ją to jakoś przesadnie interesuje.
Dobrze, Fred — pokręciła lekko głową, ale spoważniała za chwilę. — Gdy będę gotowa na maksimum Twoich umiejętności to przyjdę tutaj i wrzucę do tego słoika stówkę, a Ty będziesz wtedy wiedział, że musisz zaśpiewać mi wyjątkową piosenkę, okej? — zaproponowała, mówiąc całkiem poważnie. Głównie dlatego, że raczej nie brała pod uwagę, że to kiedykolwiek się zdarzy. Mogła być bogata z domu, ale sto dolarów do słoika z tipami? Trochę szaleństwo, mogła dużo fajnych rzeczy za to kupić. Zabawek dla psów ze schroniska, na przykład. — Taką wiesz, z głębi Twojego serduszka — powtórzyła praktycznie po nim, patrząc na niego wyczekująco, czy się zgadza. I nawet nie było w jej głosie ironii ani nic takiego. Mogli mieć przecież taki układ, który nigdy nie dojdzie do skutku, bo Thea nigdy nie będzie gotowa.
Jesteś strasznie upierdliwy. Czy to ładne? — zapytała, jakby co najmniej nie wiedziała naprawdę, czy to się uznaje za komplement, czy nie do końca. Owszem, jakby jej podziękował, to byłoby dziwnie i nie wiedziałaby, co dalej. Oznaczałoby to, że naprawdę była dla niego miła. Dziwne. — Och prawie mi szkoda, że nadal nie poszłam na ten spacer, żeby się przemyśleć, więc nie mogę chyba tam wrócić — zakryła usta dłonią w teatralnym geście, jakby co najmniej odkryła jakiś straszny fakt, który zniszczył życie całej jej rodziny. Czy coś. — Wierzę, że Hotdog docenia Twoje występy wystarczająco i obsypuje Cię po nich smaczkami — dodała bardzo uprzejmie, bo oczywiście życzyła mu jak najlepiej. I była na tyle miła, że w tym momencie powstrzymała się od pytania, czy jego pies ma zapewnioną terapię i odpowiednią opiekę specjalistów, skoro był świadkiem tych jego występów w stylu Madonny.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
podbijanie wielkiego świata odrobinę komplikuje zwiącek
Wymiana kłótni na ograniczone złośliwości była ciekawsza. Kiedy wiedział, że wszystko jest podszyte żartem, nie czuł się zniechęcony na myśl o rozmowie z nią — w przeciwieństwie do tego, co odczuwał przy ich ostatnim spotkaniu. Wtedy brakowało jakiegokolwiek rozbawienia, bo zastąpione było irytacją i zmęczeniem. Nic dziwnego, że wolałby jednak do tego nie wracać tak długo, jak to tylko możliwe.
— Zapomniałem — przyznał, kiwając powoli głową. Wyleciało mu z głowy, że przecież Amalthea nie posiadała serca, chociaż miał okazję się o tym przekonać. — Wierzę jednak, że je odnajdziesz. Z moją pomocą — zadeklarował podniośle, jakby naprawdę zamierzał poruszać w niej skrywane głęboko uczucia, by przekonała się, że jednak posiadała serce. Tak naprawdę wcale nie zamierzał, bo i nie planował żadnych przedłużających się relacji z nią. Zdecydowanie gotów był ograniczyć się do tego jednego spotkania i nawet nie obraziłby się, gdyby miało być ostatnim, w jakim oboje uczestniczą. Nie było co kusić losu, testując granice ich wytrzymałości i tolerancji na siebie.
— Tak. Będę czekał, szukając już na tę okazję specjalną kompozycję w głowie — obiecał jej. Nie do końca wiedział, czy istniała piosenka, która przebiłaby jego wykonanie Madonny, ale jeśli przyszłaby tutaj, by wrzucić stówkę do słoika z napiwkami, to na pewno by taką propozycję odszukał, a później jej ją odpowiednio ładnie zademonstrował — by przekonała się, że było to warte każdej ceny. Chociaż samo oglądanie Freda wynagradzało to poświęcenie. Chwycił się zaraz potem ręką za serce, zanim pokiwał poważnie głową. — Oczywiście. Z samego jego środka, dedykowana najbardziej naburmuszonej dziewczynie w barze o włosach niczym iskrząca w słońcu smoła — wyrecytował, dając jej słowo. A warto wiedzieć, że całkiem dobrze radził sobie zazwyczaj z dotrzymywaniem go, więc wszystko zostawało w rękach Thei. To do niej, kiedyś, będzie należał ostateczny ruch przecież.
Pokręcił głową w odpowiedzi na zadane pytanie. Dopasowałby do swojej osoby zdecydowanie inne słowa — bardziej przyjazne przede wszystkim. Podpowiedziałby jej, gdyby był na tyle łaskawy, by ułatwić jej życie, ale nie sądził, by na to w tej chwili już sobie zasłużyła. — Długo ci to zajmuje — zauważył. Nie powinien być zaskoczony jednak, bo przecież całkiem sporo rzeczy powinna w tym układzie przemyśleć, układając je sobie w tej upartej główce. — Oczywiście, to bardzo dobry pies — przytaknął. Podzieliłby się z Freddiem smaczkami, wdzięczny, że mu się taki wspaniały właściciel trafił, ale Fred tego nie wykorzystuje, pozwala Hotdogowi zjadać wszystkie przysmaki, słowo.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Uśmiechnęła się lekko rozbawiona, nie przewracając nawet na niego oczami, co zdarzało jej się stosunkowo często. Trudno jednak było się od tego powstrzymać, skoro gadanie totalnych bzdur i głupot przychodziło mu z taką łatwością.
Myślę, że lepiej już wierzyć w to, że czuwa nad nami stary typ z brodą w białym prześcieradle — stwierdziła całkiem poważnie, chociaż bez problemu znalazłaby sporo osób, które potwierdziłyby to, że Thea jednak serduszko miała i całkiem sporo empatii w sobie również. Fred jednak nie był człowiekiem w potrzebie, a jej się przyjemnie go irytowało odrobinę i utrzymywało ten obraz naburmuszonej dziewuchy (który aż tak do końca nie rozmija się z prawdą, bo przecież nie była żadnym promyczkiem), więc nie planowała tego aktualnie zmieniać.
Świetnie. Tylko nie wypatruj mnie za bardzo, jeszcze Ci coś w karku przeskoczy, jak będziesz ciągle odwracał się przez ramię, a mnie nie będzie — przestrzegła go, jakby co najmniej się o niego troszczyła. Obydwoje jednak wiedzieli, że nie traktowała tego poważnie oraz że on również i wcale nie będzie zerkał tęsknie w stronę wejścia, licząc na to, że się tam pojawi.
Poniosło Cię Fred — stwierdziła, gdy tutaj jej poetyckie opisy jej osoby zaczął tutaj wygłaszać. — Uspokój się może trochę, bo jeszcze pomyślę, że mnie podrywasz na te piękne słówka — dodała, kręcąc lekko głową, absolutnie nie traktując poważnie tego, co powiedziała.
Potrzebuję czasu, możesz mnie nie poganiać? — oburzyła się lekko, bo co to za ocenianie jej tempa w życiu. Prychnęła nawet nieco, jak poirytowana gwiazda telenoweli, a potem dopiła swojego drinka. — W to akurat wierzę — przyznała, gdy wspomniał o swoim psie. — Więc chyba powinieneś wrócić na scenę, żeby zarobić na jego godne życie, zasługuje na to — wystarczy, że typ nazwał go Hotdog, niech chociaż ma inne formy docenienia. — Proszę, to Twoja bluza — przesunęła mu ją pod nos, aby przypadkiem nie zapomniał albo nie powiedział, że mu jej nie oddała. — Oddałam, więc na mnie czas — stwierdziła, wrzucając jeszcze jakiś banknot do słoika na tipy (nie ten, który obiecała, to nie ten moment), bo była porządnym człowiekiem, uśmiechnęła się do barmana, który miała wrażenie, że ich podsłuchiwał, a potem zebrała się do wyjścia. — Baw się dobrze, Fred — rzuciła jeszcze na odchodne i nawet mu pomachała, zanim rzeczywiście skierowała się do wyjścia i naprawdę poszła. Nie podsłuchiwałą pod drzwiami, co tam sobie Freddie dalej śpiewał.
koniec <33
ODPOWIEDZ