rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
014.
arielle & frankie
There's a real power in heels and a good dress
Ubrała czerwoną sukienkę, którą zaproponowała jej sprzedawczyni. Miła – na oko o dziesięć, maksymalnie piętnaście lat starsza od Frankline – kobieta dwoiła się i troiła, by pomóc dziewczynie znaleźć i d e a l n ą kreację. Czerwony był wspaniałym kolorem, ale dla niej zbyt krzykliwym. Nie chciała aż tak bardzo rzucać się w oczy. Nie chciała również – choćby w najmniejszym stopniu – przyćmiewać swojej matki. Po wszystkim, przez co przeszła, zasługiwała na to, by stać w centrum uwagi i błyszczeć na tle innych kobiet. Włożyła bardzo dużo pracy w organizację wesela matki, podobnie jak ekspedientka, stawała na głowie, by zadbać o każdy najdrobniejszy szczegół przyjęcia. Jedynym, czego się obawiała, było zachowanie p a n a m ł o d e g o.
Obejrzała się w lustrze i niechętnie odsłoniła kotarę.
— Wyglądam jak kokarda na gwiazdkowym prezencie — pożaliła się, siląc się na uśmiech, gdy postanowiła niczym ołowiany żołnierzyk, sztywno, obrócić się wokół własnej osi. — Nie wspominając o tym, że jest za długa — skrzywiła się, przeklinając swój wzrost. Na co dzień nie przeszkadzało jej, że natura poskąpiła jej centymetrów, jednak podczas robienia zakupów metr i pięćdziesiąt osiem centymetrów stawało się przekleństwem. Próbowała nawet robić zakupy na działach dziecięcych, lecz wtedy zrozumiała, że poza wzrostem znaczenie mają również krągłości ciała – biust oraz wysunięte biodra uniemożliwiały swobodne z nich korzystanie.
— Co myślisz? — dopytała, zerkając na Arielle siedzącą w fotelu. — Poza tym, że nudzisz się jak mops — próbowała zażartować, lecz będąc na miejscu przyjaciółki, pewnie również zaczęłaby obgryzać paznokcie lub bezmyślnie skrolować ekran telefonu, byle tylko znaleźć ciekawsze zajęcie od oceniania sukienek. Mimo to była jej piekielnie wdzięczna za obecność; w lustrze nie była w stanie dostrzec tyle, ile osoba patrząca na nią z boku.
— Moja matka szybciej znalazła suknię ślubną, poważnie — westchnęła wyraźnie rozczarowana i nie zdejmując czerwonej sukni, opadła na fotel obok.
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
o s i e m

Wybór idealnej kreacji nie był łatwą sztuką. Arielle przekonała się o tym na własnej skórze, gdy przez długie tygodnie poszukiwała idealnej sukni ślubnej. Teraz wiedziała już, że cała sprawa przeciągała się w nieskończoność, ponieważ tak naprawdę nie chciała jej wybrać. Gdy kilkanaście dni temu uciekła sprzed ołtarza razem z byłym chłopakiem, jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Na razie miała dość tematyki ślubnej, ale kiedy Frankie poprosiła o pomoc w wyborze sukienki na ślub swojej mamy zgodziła się bez wahania. Wiedziała, że dla jej przyjaciółki było to ważne, a Arielle zawsze wspierała swoich bliskich.
Arielle uważnie przyjrzała się Frankie, która prezentowała obecnie czerwoną sukienkę. Musiała przyznać, że była to dość odważna propozycja, która nie do końca pasowała do jej osobowości oraz urody.
— Muszę przyznać, że coś w tym jest. Długość to najmniejszy problem, bo zawsze można by ją skrócić, ale moim zdaniem to nie to, ten kolor Cię przytłacza — przyznała i jeszcze raz spojrzała na sukienkę. Arielle uwielbiała modę, dlatego nie czuła się znudzona. Wręcz przeciwnie, była w swoim żywiole.
— Eee tam, wcale się nie nudzę! Słowo harcerza — oznajmiła i wyszczerzyła zęby. Arielle cieszyła się, że chociaż na chwilę mogła oderwać myśli od tego, co obecnie działo się w jej życiu. Po ucieczce sprzed ołtarza musiała zmierzyć się z konsekwencjami swojego czynu. Choć u boku Colina była szczęśliwa, ludzie wciąż krzywo na nią patrzyli. Dodatkowo jej niedoszły mąż nie odpuszczał.
— Myślę, że powinnaś postawić na kreację w bardziej neutralnym kolorze, mogłabyś też pokazać nogi. Może coś z efektownym rozcięciem? — zaproponowała, trochę głośno myśląc. Chciała wybrać dla Franki kreację, w której będzie prezentowała się zjawiskowo.
— Ma Pani coś takiego? — uśmiechnęła się i zwróciła się w kierunku sympatycznej ekspedientki, która do tej pory była bardzo miła. Arielle miała nadzieję, że i tym razem posłuży jej pomocą.
— Mam wrażenie, że jesteś trochę spięta. Na rozluźnienie powiem Ci, że to nieco ironiczne, bo kilka tygodni temu wybierałam tu sukienkę dla mojej siostry na mój ślub. Mam nadzieję, że twoja mama nie pójdzie w moje ślady i nie ucieknie sprzed ołtarza — zaśmiała się, kręcąc przy tym głową. Arielle miała spory dystans do całej sprawy i potrafiła z niej żartować.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
— Byłaś h a r c e r k ą? — spytała, przesuwając podejrzliwe spojrzenie z czerwonej sukienki na Arielle. W tonie głosu pojawiło się powątpiewanie, bo chociaż ich znajomość była stosunkowo krótka i wciąż nie wiedziały o sobie wielu rzeczy, Frankline nie mogła dać wiary temu, że przyjaciółka potrafiła odnaleźć się w harcerskiej strukturze. Oczywiście mogła się mylić, lecz zarówno walka o sprawnościowe odznaki jak i sprzedawanie ciasteczek, zdawały się nie pasować do jej osobowości. Co jednak nie miało wpływu na to, że uwierzyła w jej zapewnienia! Poczuła się za ich sprawą znacznie lepiej, bo naprawdę nie chciała, by zakupy okazały się przykrym doświadczeniem.
— Odpada. Definitywnie — zgodziła się. Prawdę mówiąc, już ubierając czerwoną suknię, czuła, że okaże się niewłaściwym wyborem.
— Spróbujmy więc po twojemu — przytaknęła z uśmiechem. Przecież gorzej być nie mogło! No, chyba że sprzedawczyni podsunęłaby jej czarną kreację wyjętą wprost z filmów kostiumowych. Bo chociaż bardzo dobrze czuła się w czarnych ubraniach, nie chciała na ślubie matki wyglądać ponuro ani przytłaczająco. — Mam tylko jeden warunek, musi być długa, ale rozcięcie to dobry pomysł, ułatwi poruszanie się, a będę miała na głowie wiele spraw organizacyjnych. Nie, żebym narzekała! Cieszę się, że będę miała w co włożyć ręce tego dnia — powiedziała. Kiedy obsługująca je kobieta zniknęła, by poszukać kolejnej propozycji, Frankie zniknęła za kotarą. Zdjęcie sukni wymagało mniej wysiłku niż jej ubranie, a mimo to czuła, że porządnie się przy tym zmęczyła. Liczyła, że przypadkiem nie pobrudziła materiału, choć nie zdziwiłaby się, gdyby raz lub dwa nadepnęła na rąbek.
— Myślałam, że nie chcesz o tym rozmawiać — rzuciła zza zasłony. Domyślała się, że dla Arielle nie była to w pełni komfortowa sytuacja, dlatego uznała, że najlepiej będzie nie poruszać drażliwego tematu. To nie tak, że bała się z nim zmierzyć, po prostu nie chciała prowokować niezręczności. — Sama nie wiem. Czasami mam wrażenie, że byłoby lepiej, gdyby jednak uciekła. Harold… Początkowo wydawał się w porządku, ale im dłużej go znam, tym mniej go lubię — odparła, wystawiając głowę poza kotarę. — A może mówię tak, tylko ze względu na Sidney’a? W każdym razie chciałabym mieć to z głowy.
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
— Nie do końca, ale w podstawówce sprzedawałam ciasteczka! To chyba też się liczy, nie? — spytała i w zabawny sposób uniosła jedną brew ku górze. Uśmiechnęła się, wspominając jak razem z grupą koleżanek chodziła po domach sąsiadów. Z najsłodszym i najbardziej niewinnym uśmiechem na ustach wciskała im wspaniałe ciasteczka szczęścia, które zapewne kosztowały fortunę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miała wtedy swój własny cel, ale nawet po latach nie dręczyły ją wyrzuty sumienia. No może trochę, ale tylko troszeczkę!
— Wiesz, kiedyś byłam na weselu, gdzie dziewczyna omal nie zabiła się przez brak rozcięcia w sukience. Z perspektywy czasu ta sytuacja wydaje się zabawna, ale wtedy prawie nie złamała obu nóg — przyznała i skrzywiła się na samo wspomnienie tamtej imprezy. Od tamtej pory sama unikała bardzo obcisłych kreacji, które skutecznie krępowały ruchy, zwłaszcza z niebotycznie wysokimi butami na obcasie. Arielle lubiła ładnie wyglądać. W miasteczku uchodziła za bardzo zadbaną kobietę, ale ceniła sobie również wygodę. Obecnie coraz częściej zamiast szpilek wybierała płaskie obuwie, które było wręcz zbawienne dla jej stóp.
— Bo tak jest, ale staram się nie robić z tego wielkiej sprawy i przejść do porządku dziennego. Chociaż umówmy się, ucieczka sprzed ołtarza to jest wielka sprawa — przyznała z westchnieniem. Arielle starała się unikać tematu swojego niedawnego ślubu, ale wiedziała, że nie mogła do końca życia udawać, że nic się nie stało. Sama nie myślała za wiele o tamtym dniu, ponieważ obecnie układała sobie życie na nowo. Była szczęśliwa i cieszyła się, że Colin postanowił o nią zawalczyć. Choć niektórzy sceptycznie podchodzili do ich związku, Arielle starała się nie zwracać uwagi na złośliwe komentarze i przytyki. Nie miała pięciu lat, jako dorosła kobieta sama wiedziała, co było dla niej najlepsze.
Kiedy Franka zniknęła za zasłoną, Arielle kątem oka zerknęła na ekran telefonu. Chciała upewnić się, czy nikt pilnie jej nie potrzebował. Na szczęście wszyscy milczeli. — Dlaczego? Chodzi tylko o Sid’a czy może dostrzegasz jakieś czerwone flagi w jego zachowaniu? — zapytała zaintrygowana. Była ciekawa, co dokładnie Frankie miała na myśli. Nie wiedziała, czy przez jej słowa powinna czuć się zmartwiona.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
— Bez wątpienia! — zgodziła się natychmiast. Sama nie miała podobnych doświadczeń, ponieważ z powodu częstych przeprowadzek nigdzie nie zagrzała miejsca na tak długo, by związać się z jakąś organizacją lub uczniowskimi klubem. Nawet nie próbowała, bo bała się, że kiedy zdąży polubić grupę ludzi, przywiąże się, Emilia oznajmi, że przenoszą się do innego miasta. Ponownie. Raz jeszcze. Wciąż.
— Teraz to próbujesz mnie nastraszyć — mruknęła, lecz prędko uśmiechnęła się na znak, że żartuje. Doceniała wszystkie rady oraz przestrogi. W ferworze weselnych przygotowań łatwo było zapomnieć o wygodzie, która podczas takiego długiego wieczora powinna być priorytetem. — W życiu nie złamałam nic poza paznokciem — dodała, mimowolnie zerkając na dłonie, które również czekały na swoją kolej, by ktoś zajął się ich pielęgnacją.
Uśmiechnęła się subtelnie, lecz ciepło. — Nie wyobrażam sobie, przez co teraz przechodzisz — przyznała. Nie miała pojęcia, czy byłaby w stanie znaleźć w sobie tyle odwagi, by zdecydować się na podobny krok w imię miłości. Może po prostu nie spotkała jeszcze uczucia, które pchnęłoby ją ku takim czynom? A może była t c h ó r z e m? — Wielka — powtórzyła zza kotary i zaczęła wciągać na siebie kolejną suknię. Tym razem propozycja była w znacznie przyjemniejszym kolorze i nie ściągała na siebie uwagi krwawą czerwienią. — Rozmawiałaś z narzeczonym? To znaczy, byłym narzeczonym? Porzuconym? Och, wiesz, kogo mam na myśli — zagadnęła, a to że wciąż znajdowała się za zasłoną, jedynie pomogło w pociągnięciu tego trudnego tematu. Nie chciała naciskać. Arielle miała prawo zmienić zdanie, wybrać własne szczęście zamiast cudzego. Ale to wcale nie oznaczało, że nie czuła smutku z powodu porzucenia mężczyzny przed ołtarzem. Frankie mogła jedynie zgadywać, jakie emocje towarzyszyły przyjaciółce.
— Co myślisz? — spytała, wysuwając się zza kotary. — Co myślisz o sukience? — sprecyzowała, bo tematy zaczynały się mnożyć. Obróciła się powoli, trochę sztywno. Czuła się lepiej, lecz wciąż nie było i d e a l n i e. — Sidney ciągle mnie przed nim ostrzega. I już sama nie wiem, czy przesadza, bo tak wielki ma do niego żal, czy naprawdę Harold po ślubie zmieni się w bestię — jęknęła. — Z drugiej strony to decyzja mojej matki. Nie mogę jej mówić, co powinna robić. Za kogo wyjść — wzruszyła ramionami z lekką bezradnością. Nie chciała się mieszać, szczególnie że widziała szczęście w obliczu Emilii, która nigdy wcześniej nie zaznała tak długiego i poważnego związku.
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
Dzieciństwo Arielle też było skomplikowane, ale na swój własny sposób. Choć całą młodość spędziła w Lorne Bay, jej rodzice rozwiedli się, kiedy chodziła jeszcze do podstawówki. Wcześniej w domu panowała raczej gęsta atmosfera. Pan Adams był specyficznym człowiekiem, wszystkich wokól chciał trzymać krótko i wychowywał swoje córki raczej twardą ręką. W tamtym czasie Arielle była za mała, aby zrozumieć pewne zachowania. Głównie dlatego wspomnienia, które wiązały się z jej ojcem były mocno zamglone.
Kiedy Franka zapytała o jej narzeczonego, Arielle westchnęła i twierdząco skinęła głową. Na chwilę wróciła pamięcią do rozmowy sprzed kilku dni. Jak łatwo można się domyśleć, nie była ona przyjemna. Przy okazji ich rozstania wypłynęły pewne niewygodne fakty.
— Tak, rozmawialiśmy i jak pewnie się domyślasz, nie była to miła pogawędka. Nick ma do mnie żal, co w pełni rozumiem. Zdradziłam go, a wcześniej udawałam, że go kocham. Nigdy nie powinnam przyjąć jego oświadczyn — Arielle wiedziała, że popełniła błąd. Powinna rozegrać to wszystko inaczej. Gdzieś w środku od dłuższego czasu wiedziała, że wciąż kocha Colina. Kiedy Nicholas padł przed nią na jedno kolano, powinna powiedzieć “nie”. To załatwiłoby sprawę. Dzięki temu uniknęłaby niepotrzebnych komplikacji, ale mleko się rozlało. Teraz mogła jedynie wyciągnąć wnioski na przyszłość. — Chciałabym, żeby to wszystko było mniej skomplikowane, ale cieszę się, że wróciłam do Colina. Tak naprawdę pragnęłam tego, odkąd się rozstaliśmy — przyznała z rozbrajającą szczerością. Choć nie znały się długo, ufała Frankie i wiedziała, że mogła wyznać jej całą prawdę. Traktowała ją jak przyjaciółkę i nie chciała niczego przed nią ukrywać.
Gdy Frnakie wychyliła się zza zasłony, Arielle uważnie zbadała ją swoimi ciemnymi oczami. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ta sukienka podoba jej się zdecydowanie bardziej, niż poprzednia.
— Wyglądasz świetnie, podkreśla twoje atuty. Pytanie tylko czy tego szukasz? — Arielle trochę głośno myślała. Sukienka była świetna, pasowała do Frankie, lecz nie była pewna, czy to właśnie idealna propozycja na wesele matki.
— To trudny temat. Tak naprawdę możesz go tylko wysłuchać. Twoja mama sama podjęła decyzję i to ona będzie musiała zmierzyć się z jej konsekwencjami. Osobiście mam nadzieję, że Harold to doby facet. Wiem, że pozory mylą, ale wygląda na nieszkodliwego — przyznała, bo pewnie kojarzyła go z widzenia. — Ale na twoim miejscu czułabym się podobnie — przyznała z delikatnym uśmiechem. W końcu pani Adams też mogła ponownie wyjść za mąż.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Mimo krzywdy wyrządzonej byłemu narzeczonemu, Arielle miała prawo być z siebie dumna. Miała bowiem odwagę zawalczyć o własne szczęście! W przeciwieństwie do niej, Frankie b i e r n i e przyjmowała to, co oferowało jej życie. Bo kiedy zdecydowała się przejechać prawie połowę kraju (może nieco przesadzała, bo Australia rozciągała się na olbrzymi terenie), by odwiedzić chłopaka, na którym – czego przyznanie nawet przed samą sobą przychodziło jej z trudem – jej zależało, spotkała się z odrzuceniem. Obiecała sobie wtedy, że nigdy więcej nie zrobi z siebie i d i o t k i, nie zaryzykuje wyjawienia uczuć i wystawienia się na zranienie. Całe szczęście, że nie była tak głupia, by zacząć na prawo i lewo rozpowiadać, że z a k o c h a ł a się w synu przyszłego męża swojej matki – to jedyny plus, jaki w tej sytuacji dostrzegała.
— Wiesz, że cię nie potępiam, prawda? — dopytała, na moment wysuwając głowę zza zasłony. — Oczywiście, mogłaś powiedzieć mu wcześniej lub w ogóle nie przyjmować pierścionka, ale myślę, że właśnie to, że tak daleko zabrnęłaś z Nickiem, pozwoliło ci zrozumieć, że tak naprawdę nie chcesz spędzić z nim życia — stwierdziła, wiedząc, z jaką siłą potrafiło działać wrażenie kontrastu. — Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa. To znaczy, że dobrze wybrałaś — dodała ciepło i ponownie schowała się za kotarą. Przebyła trudną drogę, ale dotarła do miejsca, które było jej pisane. Frankline widziała, że przyjaciółka ma pewne wyrzutu sumienia w związku z tym, jak potraktowała narzeczonego, ale jeszcze większe sprawiało to, że w głębi duszy wiedziała, że nie mogła postąpić inaczej, wbrew sobie.
Przyjrzała się sobie krytycznie, bo choć sukienka wyglądała o niebo lepiej od poprzedniej, nie spełniała wszystkich oczekiwań Frankie. Za to kolejna, którą zobaczyła – nie miała pojęcia, kto podał ją jej do przymierzalni – wyglądała fantastycznie. Była jasna, z długim rozcięciem i złotymi elementami ozdobnymi. Może odrobinę p r z e s a d z o n a, ale podobała się jej.
— To będzie ona — stwierdziła jeszcze zanim ją przymierzyła.
— Czasami żałuję, że nie potrafię się nie przejmować. Może życie byłoby wtedy dużo prostsze — rzuciła, trochę zniechęcona i zmęczona zamieszaniem wokół Harolda i jego – podobno – drugiego oblicza.
Ubrała ostatnią kreację i wyszła z przymierzalni, by pokazać się Arielle.
— Myślisz, że to ta? — spytała, chcąc się upewnić, że dokonuje słusznego wyboru. Wychodzi na to, że nawet sukienki nie potrafiła wybrać sama…
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
Arielle miała ciężki charakter. Była impulsywna, emocjonalna i absolutnie nieprzewidywalne. Te trzy cechy stanowiły chwilami prawdziwą mieszankę wybuchową. Kiedy tamtego dnia zobaczyła Colina, po prostu nie mogła zachować się inaczej. Gdyby z nim nie poszła, postąpiłaby wbrew sobie. Przez kilka miesięcy żyła w zaprzeczeniu. Biernie akceptowała swój los, szykując się do ślubu z mężczyzną, którego nigdy szczerze nie kochała. Na całe szczęście wzięła los w swoje ręce i odeszła. Zazwyczaj tak właśnie postępowała. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, kiedy coś jej nie pasowało, starała się nie zmienić. Wierzyła bowiem w swoje poczucie sprawczości. Pewnie uważała, że jest kreatorem swojego własnego życia czy coś w ten deseń, chociaż sama raczej nie podchodziła do tego tak filozoficznie. Dlaczego? Ponieważ Arielle za dużo nie myślała. Przeważnie najpierw coś robiła, a dopiero później myślała o konsekwencjach
— Wiem i jestem Ci za to naprawdę wdzięczna — przyznała i posłała w jej kierunku pokrzepiający uśmiech. Dla Arielle było ważne to, że Frankie jej nie oceniała. Cała sytuacja była dla niej trudna i cieszyła się, że jej bliscy ją wspierali. Kilka osób powiedziało jej parę gorzki słów, ale byli to raczej ludzie, których nie uznawała za swoich przyjaciół.
— Myślę, że podjęłam dobrą decyzję, ale czas pokaże, czy miałam rację. Na razie wszystko układa się zgodnie z planem — wypowiadając te słowa, uśmiechnęła się szerzej. W tamtej chwili sprawy z Colinem miały się doskonale. Oboje zdecydowali, że nie chcą się z niczym śpieszyć. Zdecydowali jednak, że razem zamieszkają. Ta decyzja wynikała w dużej mierze z faktu, że Arielle została bez dachu nad głową i musiała się gdzieś podziać.
— Też zazdroszczę ludziom, którzy mają kompletnie wywalone. Nie jestem największym overthinkerem na świecie, ale czasem za bardzo się martwię — przyznała. Z doświadczenia wiedziała, jak nadmierne rozkminianie czasem utrudnia życie.
— Tak, to ta! Wyglądasz zjawiskowo — oznajmiła i klasnęła w ręce. Kiedy znalazły idealną sukienkę, poszły coś zjeść, trochę pogadały i każda z nich rozeszła się w swoją stronę.

/ zt.

Frankie M. Gardner
ODPOWIEDZ