In the dark of the night evil will brew
Czas upiorów wychodzących na ulicę, wydrążania strasznych pysków w niewinnych dyniach i wszechobecny chaos były idealne do niezobowiązujących spotkań, które wytłumaczyć można było uwielbieniem do święta Halloween. Maverick podchodził do samego zgromadzenia zjaw i szkarad bardzo obojętnie, leniwie obserwując jak przebrane za wampiry albo inne koty kelnerki obsługiwały gości klubu późną porą. Parę dni wcześniej zaproponował jednemu ze striptizerów wspólne świętowanie w postaci wyjścia do Domu Strachów, będącego swoistym escape roomem z dodatkami w postaci aktorów przebranych za kultowe postaci z horrorów albo zagadki do rozwiązania, aby przedostać się do kolejnych pomieszczeń. Dziwnym sposobem miał do Amo niemałą słabość, dlatego zapytany o przebranie zgodził się przywdziać coś bardziej...odświętnego. Poprosił sąsiadkę o pomoc, bo sam nie potrafił wymyślić niczego oryginalnego. Po przeprowadzonej burzy mózgów zdecydowali się na prowizorycznego Frankensteina z dorysowanymi na twarzy oraz szyi szwami. Wzrost sprawiał, że Ashcroft prezentował się nienagannie, prawie przypominając bohatera znanej wszystkim klasyki.
Pojawił się pod domem Di Fiore o umówionej godzinie, wpół do dziesiątej. Nie wiedział dlaczego, ale odczuwał stres. Niepokój, którego jego ciało dawno nie doznawało, od czasów zapraszania zmarłej żony na urokliwe, podtrzymujące związek randki. Nic dziwnego, jego oczom ukazała się włoska piękność odziana w idealnie dopasowany kostium, będący prawdopodobnie najlepszą kreacją wieczoru, jaką mężczyzna ujrzy. Obejrzał całą sylwetkę chłopaka, od stóp aż po głowę, z niedowierzaniem wzdychając w niekontrolowanym zachwycie.
— Wyglądasz... mrocznie — wykrztusił jedyny komentarz, na jaki było go stać w tamtym momencie. Wydawał się chłodny, niewzruszony, ale w rzeczywistości zinternalizowane emocje targały nim jak kruchym przedmiotem porwanym przez potężne tornado. Zaprowadził Amo do samochodu, otworzył mu drzwi, jednak nie potrafiąc podtrzymać rozmowy już podczas jazdy. Ekscytacja wiązała, ba, paraliżowała język starego ochroniarza, który jak młokos kontemplował między tysiącami scenariuszy i odpowiedzi, jeśli pozwoli sobie na jakiekolwiek wtrącenie.
Dom, pod który podjechali, był jak wyjęty rodem z horrorów. Czarny, o gotyckim stylu zabudowy, ogrodzony ostrym, metalowym płotem. Nad trawą unosiła się chłodna mgła, dodająca klimatu. Nagrobki wydawały się realne, choć napisy na nich wiały taniością. Przed wejściem stała kostucha - pierwszy aktor dzierżący w dłoni piękną, długą kosę. Gdy zobaczył dwójkę przybyszy, wyjął zza płaszcza teczkę i wyszukał ich imiona, upewniając się o przeprowadzonej rezerwacji. Po załatwieniu formalności zostali poproszeni o zawiązanie specjalnych, aksamitnych opasek na oczach, aby nie zepsuć sobie niespodzianek czyhających w samym środku ogromnej manory. Maverick zaczął zastanawiać się skąd wytrzasnęli tak wielką chałupę, ale możliwa odpowiedź nie byłaby w żadnym stopniu pocieszająca.
Dwójka pomocników mrocznego kosiarza powoli zaprowadziła ich w głąb domostwa, następnie zostawiając pośrodku ogromnego salonu. Staromodny, z zasłoniętymi czarnymi kotarami oknami, posiadający elegancki i prawdopodobnie zabytkowy kominek. Poprosili Ashcrofta i jego towarzysza, aby poczekali na instrukcje zanim zdejmą materiał z oczu, a później oddalili się ze stukotem obcasów. Z głośników zaczęła lecieć klimatyczna muzyka, a zaraz po wstępie usłyszeli niski, zmodyfikowany specjalnym programem głos:
Amo Di Fiore