szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
002.
Kuchnia była ogarnięta i zamknięta, a on tak naprawdę mógł wyjść z pracy jakąś godzinę temu. I pewnie by to zrobił, gdyby gdziekolwiek mu się spieszyło. Nie miał jednak na ten wieczór żadnych planów, a samotne siedzenie w domu nie działało na niego najlepiej. Mógłby oczywiście wykorzystać ten czas na to, aby w końcu porządnie się wyspać, jednak doskonale wiedział, że to wiązało się z koniecznością wzięcia tabletek, które mu w tym pomogą, a po które sięgał ostatnio nieco zbyt często. Dlatego zamiast zabrać swoje rzeczy i wyjść, zostawiając zamknięcie ekipie, która musiała posprzątać jeszcze salę, wyszedł na papierosa, a potem uznał, że spróbuje przygotować nowe danie, które chodziło mu od jakiegoś czasu po głowie. Właśnie zdążył sprawdzić, czy ma wszystkie składniki, przy okazji dopisując kilka rzeczy do listy zakupów w celu uzupełnienia zapasów, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiła się kelnerka, przestępując z nogi na nogę. Była nowa, podobnie jak on. I podobnie jak on miała spore doświadczenie w gastronomii, ale jednak Marcy dość szybko zauważył, że nie potrafiła być zbyt asertywna w rozmowach z klientami. Dlatego powstrzymał się przed prychnięciem z poirytowaniem, gdy nieśmiało poprosiła go, czy mógłby podejść do faceta, który ewidnetnie się zasiedział i poinformować go, że mają już zamknięte. Może powinien tak naprawdę się cieszyć, że mimo jego gburowatej osobowości wolała poprosić go o to, niż sama podejmować się tego zadania? Trudno stwierdzić.
Odłożył to, co robił, ściągnął fartuch i wyszedł na salę, od razu wyłapując wzrokiem mężczyznę siedzącego przy jednym ze stolików — ostatnim, który został nieposprzątany zapewne. Rozmowy z ludźmi nie był jego mocną stroną i raczej rzadko pojawiał się w tej części restauracji, gdy byli w niej goście. Zdawał sobie jednak sprawę z faktu, że pewnie będzie brzmiał bardziej przekonująco niż młodziutka kelnerka o głosie jak u małej dziewczynki i miłym uśmiechu.
Dobry wieczór — przywitał się bardzo profesjonalnie, podchodząc do klienta. — Pewnie Pan nie zauważył przy tym wspaniałym trunku, ale niestety, godziny otwarcia lokalu już minęły — oznajmił mu tonem neutralnym, pozbawionym jakichkolwiek emocji tak właściwie. Nie zamierzał robić mu przecież sceny. — Także jeśli jeszcze coś możemy dla pana zrobić, to chętnie załatwimy to jak najszybciej, abym mógł odprawić obsługę do domu — wyjaśnił, unosząc lekko brew i przyglądając mu się pytająco. Jednocześnie w swojej głowie próbował połączyć dokładny moment, w którym mieli okazję się poznać. Bo o tym, że mieli, był święcie przekonany. Miał dobrą pamięć do twarzy i ludzi, gorzej niestety szło mu z umiejscowieniem tego w swoim życiu oraz z dopasowaniem do nich imion.

Tarquinn Russo
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
stylówka

Po jednym z treningów Quinn przyszedł zmęczony do jednej z restauracji - bywał tu już kilka razy, bo jedzenie było naprawdę wyśmienite. Tym razem jednak chciał nie tylko zjeść, ale i napić się w spokoju, poukładać sobie wszystko. Wybrał stolik w kącie sali i siedział przy nim już dłuższy czas, domawiając kolejne whisky z colą i lodem, czasem innego drinka. Patrzył przez okno na przechodzących obok ludzi, zastanawiając się, co oni robią i... jakie mogą mieć problemy.
Nie, lepiej nie myśleć o problemach, to nie było dobre. Powinien się wyciszyć i spróbować pokonać doła, który go właśnie dopadł - zapijanie go też nie było niczym dobrym. Ale z drugiej strony: może lepiej korzystać z życia, póki się je miało? I tak niedużo go już zostało, więc niech będzie przynajmniej dobre, niech będzie szczęśliwe, póki się da.
Może powinien faktycznie odpychać od siebie swojego chłopaka...? Może powinien spróbować być z nim tak w pełni, wziąć z nim ten ślub, którego on tak bardzo chciał? Tylko to by było cholernie samolubne: kazać mu patrzyć, jak jego facet umiera, kazać mu być ze sobą do końca. Tylko on twierdził, że tego chce...
Quinn nie zauważył, że wszyscy inni goście już wyszli, nie zwracał uwagi na mycie podłóg. Siedział nadal przy tym cholernym stole mimo, że na dworze było już ciemno, a w środku paliło się coraz mniej lamp: obsługa wyraźnie dawała do zrozumienia, że zamykają. To nie to, że on był bezczelny - naprawdę był tak pogrążony we własnych myślach, że tego nie zauważył. Kelnerka, która chyba też dawała mu subtelne znaki, również nie była na tyle przekonująca, żeby do Quinna dotarło, że ma stąd po prostu wyjść. Zapytał, czy może prosić o kolejnego drinka, a ona mu go przyniosła - ostatecznie to dobra restauracja, tak? Nie wygania się klientów tak bezpośrednio...
Choć facet, który chwilę później się pojawił, wyraźnie miał na ten temat inne zdanie. Russo spojrzał na niego umęczonym wzrokiem i pokiwał głową.
- Przepraszam, już wychodzę - powiedział, usiłując przypomnieć sobie, skąd go znał. Przyglądał mu się może trochę za długo, szukając w pamięci. Wreszcie znalazł - Był pan kucharzem w innej restauracji kiedyś. Już nie pamiętam, gdzie i kiedy, ale widzieliśmy się już, w innym życiu, przynajmniej z mojego punktu widzenia... Lata temu. Marcel...? Jestem Tarquinn Russo - wstał i podał mu rękę - Wtedy zachowywałem się jak burak, przepraszam. I... zaraz idę. Przepraszam, że się zasiedziałem...
Popatrzył na niedopitego drinka.
- Mogę tylko posiedzieć chwilę i dopić? Jeśli zostawicie mi mopa i ścierę, to sam po sobie posprzątam, obiecuję.
Nie pomyślał, że przecież jeszcze trzeba tę cholerną restauracje zamknąć i on sam nie mógł tego zrobić. Prawdę mówiąc, w tym momencie w ogóle średnio myślał logicznie - był zmęczony i przybity.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Ignorowanie problemów chyba też nie było najlepszym wyjściem. Marcy powinien dojść do takich wniosków jakiś czas temu i przez moment naprawdę był tego świadomy i planował się z nimi wszystkimi zmierzyć, zamiast po prostu o nich nie myśleć. Obecnie jednak nie bardzo wiedział, czy dalej się tego trzyma i po prostu sobie całkiem nieźle poradził, czy może jednak już mocno zboczył z tego kursu, wracając bardzo naturalnie do dawnych nawyków, ignorując to, że kręci się w kółko. Chociaż przecież sam fakt, że działał w okolicach rodzinnej mieściny, w restauracji o znacznie mniejszym prestiżu (który chciał podnieść, ale to chyba normalne) i na mniejszą skalę był sporym plusem, prawda? Chyba. Naprawdę się tego trzymał.
Trudno było mu określić, co dokładnie mężczyzna siedzący naprzeciwko niego przeżywa i co siedzi w jego głowie, jednak trudno było nie dostrzec, że nie jest w najlepszej formie. Być może fizycznej, ale przede wszystkim psychicznej, bo jego umęczenie i smutek były widoczne z daleka.
Ach, to prawda — przyznał, gdy mężczyzna za niego połączył kropki. — Marcy — poprawił go, bo rzadko ludzie mówili do niego Marcel i zdążył się przyzwyczaić do tego, że dla większości był Marcy. Nawet jeśli przez lata spotkał się z wieloma opiniami, że to raczej żeński skrót, niż męski. Nie bardzo robiło to jednak na nim wrażenie, ludzie nazywali dzieci od pory roku i miesięcy, i to wydawało się okej, więc czuł się całkowicie usprawiedliwiony. — Robiliśmy dla Was prywatną kolację po występie — puzzle wskoczyły na odpowiednie miejsca, a on nawet lekko uśmiechnął się do mężczyzny, który okazał się wcale nie aż tak nieznajomy, jak mu się początkowo wydawało.
Daj spokój, to było dawno temu — pokręcił lekko głową na jego przeprosiny, które wydawały mu się zbędne. Nie tylko dlatego, że rzeczywiście minęło sporo czasu od tego momentu. — Poza tym, ja też nie grzeszyłem wtedy kulturą i skromnością — przyznał, a jego uśmiech stał się nieco bardziej krzywy i cierpki. — Więc chyba możemy uznać, że jesteśmy kwita — dodał, bo nie chciał, aby facet dokładał sobie jeszcze jakichkolwiek wyrzutów sumienia. I tak nie wyglądał, jakby miał za sobą najlepszy dzień w życiu. A może miesiąc lub jeszcze więcej, trudno stwierdzić.
Co pijesz? — wskazał ruchem głowy na jego szklankę. — Odprawię resztę ekipy, ale mnie się bardzo nie spieszy, mogę się dosiąść i wypijemy jeszcze ze dwa drinki? — zaproponował, sam nie do końca wiedząc dlaczego. Nie było to raczej w jego stylu, ale najzwyczajniej w świecie po prostu poczuł, że Quinnowi przyda się towarzystwo i może on okaże się nie takim najgorszym. — Poranna zmiana przeżyje, jeśli będzie miała jeden stolik do ogarnięcia przed pracą — i tak musieli wszystko przygotować, więc kilka machnięć ścierką więcej ich nie zbawi.
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Marcy, przepraszam - poprawił się natychmiast i machnął ręką w zakłopotaniu.
Nie był pewien, czy potrzebuje towarzystwa, ale szybko doszedł do wniosku, że tak, potrzebuje, i to bardzo - towarzystwo i rozmowa mogły pomóc mu się oderwać od tych cholernych myśli. Mogła też pomóc mu sobie z nimi poradzić przynajmniej na dzisiaj. Nie był jednak pewien, czy powinien zatrzymywać mężczyznę, który przecież był po ciężkim dniu pracy i zapewne chciał iść do domu. Jednak on sam to zaproponował i nie wyglądał, jakby był zły na Quinna, że ten chce jeszcze tylko dopić.
- Dobrze, jeśli ci się rzeczywiście nie spieszy i masz ochotę posiedzieć z burakiem ze starych czasów - zaśmiał się i również zerknął na swojego drinka - Zamówiłem teraz whisky z colą i faktycznie chętnie wypiłbym ich jeszcze ki... ze dwie.
Opadł z powrotem na siedzenie, skoro dostał takie pozwolenie i napił się znowu. Jeszcze nie miał w czubie, ale też pił stosunkowo powoli - siedział tu naprawdę od wielu godzin.
- Ale jeśli chcesz zamknąć i iść do domu, to mnie wywal. Chyba, że faktycznie masz ochotę pogadać, to chętnie przyjmę towarzystwo.
Zastanawiał się, jaki temat nawiązać: nie będzie mu przecież mówił, co go dręczy (na pewno nie z miejsca), bo przecież nikogo nie interesowały jego problemy poza nim samym. Poza tym Quinn nie był typem zwierzającego się ze wszystkiego, nawet kiedy sobie ze sobą nie radził.
- Od dawna jesteś w Lorne? - zagadnął, kiedy już Marcy się do niego przysiadł ze swoim drinkiem. To był głupi początek, ale zawsze jakiś - Bo chyba nie jesteś stąd? Czy po prostu kiedyś wywiało cię gdzieś w świat, a teraz wróciłeś w rodzinne strony?

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu nieco krzywym w ramach podziękowania za zmianę sposobu zwracania się do niego. Nie zamierzał się obrażać o tę pomyłkę, która była raczej dość naturalna, skoro miał na imię Marcello.
Nie znam kucharza, który nie byłby pracoholikiem, nam się nigdy nie spieszy do domu — rzucił pół żartem, pół serio, chociaż cóż. Nie kłamał. Na razie niby trzymał jako taką równowagę, jeśli chodziło o wychodzenie z pracy o czasie i nie siedzenie w kuchni po nocach, tylko widywanie się w wolnym czasie z innymi ludźmi, a nie tylko z garnkami, ale wiedział, że może to nie trwać długo. Wypicie z dawnym znajomym drinka w restauracji jednak jego zdaniem nie podchodziło pod złe nawyki. W końcu mimo wszystko się socjalizował, a nie próbował wymyślić coś nowego. Właściwie Quinn w pewien sposób uratował go przed tym, aby po godzinach pracował nad nową koncepcją jakiejś potrawy z menu, która nadal wydawała mu się nie do końca dopracowana.
Na razie jednak przyjął do wiadomości, co mężczyzna pije i zniknął na chwilę, aby odprawić ekipę i powiedzieć, że on zajmie się zamknięciem i ogarnięciem wszystkiego, gdy będzie się zbierał. Potem wrócił z kolejną whiskey z colą dla Quina i ginem z tonikiem dla siebie.
Ja nie gadam jakoś strasznie dużo — przyznał, gdy wrócił usiąść naprzeciwko. — To nic osobistego, tak już mam — wolał go ostrzec, żeby nie poczuł się nieswojo, gdy jego zdania nie będą specjalnie rozbudowane. — Za to ty, bez urazy, wyglądasz jakby przydało Ci się towarzystwo bo miałeś strasznie gówniany dzień — przyznał zgodnie z prawdą. A on w sumie chętnie w tej roli spróbuje się odnaleźć. Co z tego wyjdzie? Przekonają się pewnie niebawem.
Jestem z Lorne i wywiało mnie w świat — ta opcja w jego przypadku była prawdziwa. — Podejrzewam, że u Ciebie wyglądało to podobnie? — uniósł lekko brew w pytającym geście i napił się swojego drinka. — Lorne nie jest zbyt sprzyjającym miejscem na bycie gwiazdą w jakiejkolwiek dziedzinie, ale jak się już trochę wyblaknie, to idealnie się sprawdza — to stwierdzenie mogło dotyczyć i jednego, i drugiego mężczyzny.

Tarquinn Russo
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Parsknął niewesołym śmiechem słysząc, że wygląda, jakby potrzebował towarzystwa po gównianym dniu. Istotnie - był gówniany, chociaż nie dlatego, żeby konkretnie dziś się cokolwiek wydarzyło. Nie był pewien, czy chce o tym mówić, bo nie chciał kogoś (zwłaszcza kogoś, kogo od dawna nie widział) zadręczać swoimi problemami - to byłoby nie w porządku.
- Powiedziałbym raczej, że gówniane kilka miesięcy, ale nieważne, po prostu złapałem dziś trochę doła - machnął ręką i usadowił się wygodniej, opierając kostkę o kolano drugiej nogi. Podziękował za drinka i uniósł go w toaście - Za spotkanie i za to, żeby następne dni nie były tak gówniane?
Jeśli i Marcy uniósł swoją szklankę, Quinn stuknął się z nim i napił się, tym samym opróżniając to szkło, które wcześniej przed nim stało. Samo towarzystwo faktycznie na niego lepiej podziałało - choćby z tego powodu, że miał do kogo gębę otworzyć, ale również dlatego, że silił się teraz na to, żeby nie wyglądać na tak zmarnowanego, jakim w istocie był. To, co mówili wszyscy psychologowie: że uśmiech działa cuda nawet jeśli w niego nie wierzysz, było prawdą - kiedy zaczął się uśmiechać, po chwili zauważył, że faktycznie było mu z tym lepiej i jakby trochę lżej.
- Tak, u mnie podobnie: też tutaj się urodziłem, wychowałem, a potem mnie wywiało w świat - kiwnął głową - ale moja "gwiazda" - zrobił w powietrzu ruch palcami oznaczający cudzysłów - przybladła już kilka lat temu, kiedy musiałem zrezygnować z tańca. Przewróciłem się w jakimś trudnym układzie i uszkodziłem kręgosłup, lekarze zabronili mi tańczyć, więc... robię to nieco mniej. Zająłem się choreografią i trenowaniem młodych. A ty dlaczego tu bledniesz? Bardzo dobrze gotujesz, mógłbyś zyskiwać gwiazdki Michelina, czy jakoś tak to uznanie się chyba nazywa w waszym świecie...?

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Czasami nic nowego nie musiało się wydarzyć, aby dzień był gówniany. A czasami przesądzała o tym kompletna drobnostka, która nie miała większego znaczenia, ale po prostu stanowiła tę kroplę, która przelała czarę goryczy i okazywało się, że człowiek ma dość.
Hm, gówniane kilka miesięcy brzmi jak powód, żeby złapać trochę doła — przyznał zgodnie z prawdą, kiwając lekko głową.
Żeby było mniej gównianie — przyłączył się do toastu, aby chwilę po jego wzniesieniu napić się sporego łyka ze swojej szklanki. Gdy tylko usiadł chwilę wcześniej przy stoliku razem z mężczyzną, poczuł dopiero, jak cholernie jest zmęczony tym dniem. To zawsze tak działało. Być może dlatego tak rzadko siadał w tej pracy — bo wiedział, że gdy już to zrobi pod koniec dnia, to może nie wstać, aby wydać ostatnie dania i sprzątnąć kuchnię. A zawsze był zdania, że bycie szefem kuchni nie zwalnia go z tego obowiązku. O porządek musieli dbać wszyscy, a on był profesjonalistą do bólu.
No proszę, świat jednak jest mniejszy niż nam się wydaje — stwierdził z krzywym uśmiechem. Lorne nie było dużym miastem, w którym żyło jakoś dużo ludzi, a jednak i tak zdarzało się, że drogi lokalsów z tej mieściny przecinały się w naprawdę dziwnych miejscach rozsianych na całym świecie. — Przykro mi — przyznał i naprawdę tak było. Zdecydowanie potrafił to zrozumieć, bo odcięcie od czegoś, co się kocha, przez jakąś swoją… Nieudolność było naprawdę bolesne. Nie chciał sobie wyobrazić, co czułby, gdyby to spotkało jego i nie mógłby teraz wrócić. Nie wyobrażał sobie, aby miał robić cokolwiek innego w życiu. — Trenowanie młodych daje więcej satysfakcji czy frustracji i wkurwienia? — zapytał lekko, zerkając na niego znad swojej szklanki. Był ciekawy, jak mężczyzna się na to zapatrywał i jakie miał zdanie, skoro robił to już jakiś czas.
Zaśmiał się lekko, gdy padło pytanie o to, co się stało, że przyjechał tutaj, aby jego kulinarna gwiazda mogła zblednąć, a jego nazwisko zostało zapominane i pewnie nie będzie wspominane w świecie gastronomii, mimo że utrzymał i zdobył gwiazdki w dwóch restauracjach.
Dokładnie tak to się nazywa w naszym świecie — przytaknął z lekkim rozbawieniem. — Znudziło mi się ich zbieranie — starał się zabrzmieć w tym jak najbardziej niedbale i nonszalancko, jednak i tak widać było, że dość mocno się spiął, gdy ten temat wyszedł. — Chociaż jeszcze nie postanowiłem, czy na stałe — to nie było ani trochę naciągane. — Może ściągnę gwiazdki tutaj? — to już zdecydowanie bardziej i rzucił to raczej żartobliwie.

Tarquinn Russo
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Również jego nieco zaskoczyło, że spotkał gdzieś w świecie osobę stąd: w dziwnym miejscu, daleko od Lorne Bay, a tu się nie poznali, ale niezbadane są wyroki... losu? Boskie? Przeznaczenia? Jak zwał, tak zwał - każdemu wedle jego przekonań.
Machnął ręką na stwierdzenie, że Marcy'emu jest przykro, że Quinn musiał zrezygnować z tańca.
- Mnie też, ale było - minęło, nie naprawię tego - stwierdził i upił łyk ambrozji ze swojej szklanki. To właściwie ciekawe, że jeszcze go nie trafiło na tyle mocno, żeby nie zachował trzeźwości umysłu, chociaż zastanawiał się, czy gdyby wstał i próbował iść normalnie do domu czy choćby toalety, to by mu się udało: czasami szło tylko w nogi. Ale ustać na nich mógł normalnie, o czym przekonał się, podając rękę kucharzowi.
Zaśmiał się na pytanie o trenowanie młodych.
- Cóż - to zależy. Jeśli młodzi chcą trenować, przykładają się do tego i nie wkurwiają o to, że jestem ostry i wymagający, że czasem na nich krzyczę i morduję ich czasem jednym fragmentem układu, to daje satysfakcję, bo w końcu widzę efekty, mogę patrzyć, jak dzieciarnia daje czadu na scenie, jak zdobywają nagrody i się z nich cieszą. Gorzej, kiedy czują się zmuszani do tańca, woleliby do tego podejść na luzie albo lepiej: woleliby w ogóle nie chodzić, ale ich rodzice tego od nich żądają, to już raczej się frustruję, bo ciężko mi w ten sposób pracować. Nie ma efektów, a jeśli nawet są, to marne. Czasami i takie dzieciaki chciałyby brać udział w różnych konkursach czy spektaklach, a ja ich do tego nie typuję i oni się wtedy na mnie wkurzają. Przy czym mówiąc o "dzieciakach" mam na myśli różnych młodych, czasem dorosłych, bo są i tacy, którzy chodzą na moje zajęcia z przymusu. Jeszcze jak mam pojedyncze takie osoby albo całą grupę złożoną z tego typu ludzi, to pół biedy - odpuszczam im, chociaż frustruje mnie, jeśli nie mogę od nich wymagać więcej, bo nie ma to sensu.
Westchnął, przypominając sobie kilka takich twarzy. Był dumny z tych, którzy cierpliwie znosili jego zrzędzenie i dzięki temu mógł z radością obserwować, jak stają się coraz lepsi w tym, co robią, ale ci, którym się nie chciało, byli naprawdę denerwujący czasami. Quinn starał się na nich nie wściekać, ale czasem mu się to nie udawało.
- Znudziło ci się zbieranie gwiazdek? - uniósł brwi - To chyba masz ich trochę? Przywieź jakieś tutaj, pewnie - w tej restauracji i tak jest znakomite jedzenie, muszę ci to przyznać, ale gwiazdki na pewno nie zaszkodzą. Elita turystyczna i tutejsze snobistyczne bogactwo na pewno będzie chciało tu bywać częściej, jeśli jakieś przytargasz do Lorne Bay.
Trochę nie mógł zrozumieć znudzenia zbieraniem nagród - sam miał ich trochę na koncie, ale chętnie pozbierałby jeszcze. Może za choreografię do musicali się uda...? A nuż ktoś go postanowi kiedyś docenić.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
W wielu przypadkach okazywało się, że świat był strasznie mały. Byli jednak w różnym wieku, więc w czasach szkolnych się minęli, a zaraz po nich Marcy uciekł z Lorne do Europy, uczyć się pod okiem ludzi, których od dziecka podziwiał i próbował odtwarzać ich przepisy. Chociaż kto wie, może tak naprawdę na siebie gdzieś wpadli, tylko nie pamiętali, bo było to mało znaczące spotkanie i nic ich wtedy nie łączyło, to i nie wywiązała się z tego żadna interakcja.
To rozsądne podejście, podziwiam — pokiwał lekko głową z uznaniem. Oczywiście mogło ono wcale nie wynikać z rozsądku, tylko z poczucia bezsensu i rezygnacji, ale wolał trzymać się tej bardziej optymistycznej wersji tego wszystkiego. — Życzę Ci w takim razie, aby tego pierwszego było jednak więcej — stwierdził, unosząc lekko szklankę jakby na znak toastu, zanim pociągnął z niej kolejnego łyka. — Uczysz w tym studiu tańca w Pearl Lagune? Czy jest jeszcze jakieś gdzieś w okolicy? — było to jedyne, jakie kojarzy, ale był ciekawy, czy Quinn uczył właśnie tam, czy może organizował coś na własną rękę, bazując na swoim znanym nazwisku. — To chyba najlepsze wyjście odpuścić im. Jak nie ma pasji i talentu, to niestety, wyjście ponad przeciętność raczej jest trudne, ciężka praca to nie wszystko — zmrużył lekko oczy, patrząc nieco pytająco na swojego rozmówcę, bo był ciekawy, jakie jest jego zdanie na ten temat. Byli tacy, którzy uważali, że trening czyni mistrza, więc regularna praktyka i ciężka praca była ich zdaniem głównymi składnikami sukcesu. On jednak się z tym nie zgadzał. — Podobnie jak w kuchni — wielu wydawało się, że wystarczy zakodować sobie w głowie kilka przepisów i znać je na pamięć, a w innych przypadkach podążać za instrukcjami, przestrzegać ilości i wszystko mogło się udać, ale to nie była prawda. Każdy produkt był inny, więc żeby z dwóch marchewek przygotować dwa takie same dania, wcale nie zawsze należało dokładnie trzymać się idealnie wszystkich wskazówek. Intuicja była niezwykle ważna. A bez talentu i bez miłości do gotowania raczej trudno oczekiwać, że kucharz wyjdzie przed szereg i wniesie coś nowego, wymyśli rzeczy, których jeszcze nikt nie jadł.
Problem z naszymi gwiazdkami jest taki, że nie wystarczy ich zdobyć — przyznał, dokańczając swoją szklaneczkę i wstając, aby po prostu przynieść im butelkę whiskey i coli, a potem polał. — Nie dostajemy ich na zawsze, nie możemy ich postawić na półce jako wyróżnienie, bo tak naprawdę nie dostają ich do końca kucharze, tylko restauracja — to nie była praca jednego człowieka, więc nie fair byłoby inaczej, ale było to też nieco gorzkie uczucie. — A to wiąże się z ogromną presją i strasznym zapierdolem kosztem wielu innych rzeczy — było to zadziwiająco szczere jak na to, jak dużo Marcy mówił o swoim życiu z ostatnich kilku lat, bo w sumie nie mówił o nim prawie wcale. A już na pewno nie o tym, jak się czuł z tym okrutnym wyścigiem szczurów, spaniem nad garnkami, bo nie było czasu iść do domu położyć się do łóżka i traktowaniem, które w każdym innym miejscu byłoby uznane za skrajny mobbing, a w kuchni było na porządku dziennym.

Tarquinn Russo
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaśmiał się lekko, gdy usłyszał, że ma rozsądne podejście i Marcy je podziwia.
- Nie, to nie rozsądek, tylko raczej po prostu realizm: nie naprawię swojego kręgosłupa i tyle, musiałem znaleźć sobie inne zajęcie. Ale i tak niedługo bym wypadł z biznesu, bo jednak nie młodnieję, więc może nie stało się nic aż tak strasznego. Kilka lat w tę czy w tamtą...
Prawdę mówiąc gdyby się nad tym zastanowił, to jednak więcej w jego podejściu było rezygnacji, niż czegokolwiek innego. Gdy usłyszał, że ma już nigdy nie tańczyć zawodowo, załamał się: kochał taniec, to było jego życie, jego pasja, na scenie czy parkiecie czuł się wolny, płynął, a cały świat przestawał istnieć. Mordercze treningi tez uwielbiał, nawet mimo tego, że zdarzało mu się być wykończonym i nie mieć sił poruszyć palcem - ale robił to, co sprawiało mu radość. A teraz zostało mu to odebrane. Tak naprawdę nie powinien też się przemęczać, trenując dzieciaki, nie powinien chodzić do klubów, ale po prostu nie wytrzymywał bez choćby odrobiny tańca.
Uniósł swoją szklankę w odpowiedzi na toast i tym samym opróżnił ją.
- Tak, uczę w Pearl Lagune, to moje studio tańca - kiwnął głową - Miło, że je kojarzysz. Zdarza mi się też gościnnie robić choreografie i trenować ludzi w teatrach, ostatnio robimy musical w Cairns Performance Art Centre. Tam też nie powinienem za dużo się ruszać, ale nie mogę - uśmiechnął się do Marcy'ego porozumiewawczo - Tak naprawdę kij w... odwłok tym lekarzom: póki kręgosłup mi nie siada, to będę robił, co chcę, zachowując tylko tyle rozsądku, ile jest konieczne. I - tak, odpuszczam tym, którzy nie chcą się uczyć albo widzę, że nie są w stanie osiągnąć więcej, niż to, ile z nich wyciągam. Ale z tych, którzy chcą, wyciągam tyle, ile się da.
Tez był zdania, że nie ma sensu próbować zrobić gwiazdy z kogoś, kto nie ma do tego zamiłowania i talentu, bo to się nie uda: mógł człowieka wytrenować technicznie, ale jeśli ten nie miał w sobie tego czegoś, to nic i tak by z niego nie było. Obserwował to zresztą na różnych płaszczyznach sztuki: widział obrazy, które teoretycznie były dobre technicznie, ale nie miały duszy; słyszał muzykę dobrą technicznie, ale nudną, bez iskry; widział taniec dobry technicznie, ale bez polotu, nie porywający. Nie da się robić czegoś dobrze, jeśli się tego nie czuje i nie kocha.
- Zgadzam się, że podobnie jest w kuchni - kiwnął głową - zresztą uważam gotowanie za formę sztuki. Sam nie jestem w tym jakiś świetny, czasem tylko coś wpadnie mi do głowy i zwykle kiedy ugotuję, to ludziom smakuje, ale na pewno nie uważam się za dobrego. Tak czy inaczej: jest to sztuka. Moja mama kiedyś powiedziała, że nie rozumie wynoszenia na piedestał kucharzy i pokazywania ich w telewizji jako celebrytów - bo kto to jest: kuchta. Wkurzyła mnie wtedy niewąsko. Ona też nieźle gotuje, ale na pewno nie mogłaby się równać z kucharzami zawodowymi, bo tu też trzeba mieć tę iskrę, intuicję... No i wasze dania często są podane w taki sposób, że aż szkoda to ruszać, bo sam wygląd to dzieło sztuki.
Sam czasem wymyślał własne rzeczy - raczej nie kierował się przepisami, bo te i tak wychodziły zawsze inaczej, bo Quinn coś dodał, coś odjął, coś dosypał i wychodziło zupełnie inne danie. Ale zazwyczaj po prostu patrzył, co ma w mieszkaniu i co może z tego zrobić, ewentualnie szedł do sklepu z jakimś zamysłem, a tam nie było tego składnika, tamtego... Więc wymyślał coś zupełnie innego. Wychodziły mu dobre dania, ale nie śmiałby z tego powodu mówić, że nie warto kucharzy pokazywać w telewizji, bo to nie jest nic szczególnego. Wręcz przeciwnie: chyba właśnie dlatego, że sam wiedział, że nie jest to łatwe: wymyślić coś, co rzeczywiście będzie miało smak i będzie czymś wyjątkowym, to wiedział też, że kucharze zasługują na uznanie i cieszył się, mogąc pooglądać jakiegoś Master Chefa czy - lepiej - Hell's Kitchen.
- Rozumiem - pokiwał głową i podziękował uśmiechem za dolewkę - No, to... jeśli masz jeszcze ochotę je zdobywać, to zdobądź jakieś dla tej restauracji. Ona jest twoja, czy pracujesz dla kogoś?
Zdawał sobie sprawę z tego, że na kuchni zawsze jest zapierdol - jedna sprawa, że widział to w telewizji, a druga, że sam pracował za młodu na zmywaku, więc widział, co się wokół niego wtedy działo na kuchni. Wrzaski, przekleństwa, zmęczenie, przegrzanie, bolące nogi, bolące plecy.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Zamyślił się na moment, po czym wzruszył lekko ramionami, bo dla niego niewiele to zmieniało.
Niby tak, ale jak dla mnie to nadal rozsądne podejście, że jesteś tego świadomy — stwierdził. — Wielu innych uznałaby, że lekarze pierdolą głupoty i nie ma sensu przestrzegać ich zaleceń, skoro zabierają najważniejszą rzecz w ich życiu — czy on byłby taką osobą, gdyby teraz ktoś mu powiedział, że ze względu na jakiś uraz fizyczny nie może wrócić do gotowania, bo na przykład jego kręgosłup właśnie nie wytrzyma zbyt długo takiego trybu życia? Trudno stwierdzić. Naprawdę chciał wierzyć, że nie. Ale z drugiej strony w kwestii swojej psychiki nie wykazał się żadnym poszanowaniem do zaleceń terapii i przystopowania z trybem życia, skoro aktualnie wpadał coraz bardziej w dawne nawyki. No ale, psychikę łatwiej ignorować niż ból kręgosłupa, który byłby nie do zniesienia. Albo to, że nogi odmawiają posłuszeństwa ze względu na jakiś ucisk.
Uniósł lekko kąciki ust w krzywym uśmiechu, doskonale rozumiejąc, co mężczyzna ma na myśli. Napił się swojego drinka, a po chwili, słuchając jego kolejnych słów, zaśmiał się lekko. — O tym właśnie mówiłem — przyznał, nawiązując do swoich słów sprzed chwili. — Ale szanuję to. Czasami trzeba sobie odpuścić, żeby nie zwariować z tymi ograniczeniami, poza tym… — zaczął, marszcząc lekko brwi. — Co to za życie, w którym nic się nie może? — czy to było wtedy jeszcze w ogóle życie? Naprawdę wątpił. Zawsze uważał, że życie jako osoba w stu procentach uzależniona od innych, niesamodzielna z powodów psychicznych lub fizycznych ograniczeń, to coś, z czym nie umiałby sobie poradzić. A jeśli miały po prostu egzystować, porzucając swoją największą pasję nie dlatego, że chciał, ale dlatego, że ktoś lub coś go do tego zmusiło… Cóż, to miało się z celem.
Życzę Ci w takim razie więcej tych, którym się chce — to było mniej frustrujące, zresztą w jego pracy też. W gastronomii może nie było osób, które był zmuszane przez rodziców, żeby miały jakąś szanowaną pasję na poziomie, ale jednak było naprawdę sporo osób z przypadku, które przychodziły do restauracji tylko po to, aby sobie dorobić i nie przywiązywały dużej wagi do tego, jaki ich praca ma wpływ na całość, bo po prostu im nie zależało.
Starsze pokolenia mają z tym większy problem, szczególnie że często matki całe życie spędził zajmując się domem i gotując dla całej rodziny — można było więc trochę to zrozumieć, ale mimo wszystko nie lubił umniejszania zasługom kucharzy, którzy naprawdę dużo znaczyli w branży i osiągnęli niesamowite rzeczy, wprowadzając wiele innowacji czy reinterpretacji klasyki. Albo sami stawali się klasyką. — Ale bliżej mi do Twojego podejścia — dla niego gotowanie było sztuką i mocno to łączył. Dlatego jego menu dla ekipy zawsze było wyposażone w szczegółowe wytyczne i dokładne rysunki tego, jak to dzieło sztuki ma zostać przedstawione na talerzu.
To na pewno, ale zobaczymy co z tego wyjdzie — starał się, przynajmniej pozornie i oficjalnie, nie narzucać na siebie zbyt dużej presji. To, co działo się w środku, to jednak zupełnie inna sprawa. — Pracuję dla kogoś. Nigdy nie ciągnęło mnie do tego, żeby zajmować się całą resztą spraw finansowych i administracyjnych, zostaje mało czasu na kuchnię — może kiedyś. Chociaż aktualnie w to wątpił, skoro szanse na to, że osiągnie tak dużo, jak mu się marzyło, były niewielkie.

Tarquinn Russo
Tancerz, choreograf, trener — Dance your way out
40 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnął się i pokiwał głową zgadzając się ze stwierdzeniem, że wielu ludzi olałoby zalecenia lekarzy.
- Prawdę mówiąc - też miałem ochotę, ale powiedzmy, że leżenie w łóżku bez ruchu, a potem rehabilitacja mnie do tego skutecznie zniechęciły: nie mam ochoty tego powtarzać, więc... nie wiem, może i jakiś rozsądek gdzieś tam się czai w moim mózgu. Ostatecznie jestem stary, więc może wypadałoby też trochę myśleć.
Napił się, a po chwili, przełykając alkohol, skinął szklanką w stronę Marcy'ego.
- O, to to, dokładnie! - wykrzyknął, po raz kolejny się z nim zgadzając - jeśli nie można nic robić i wciąż pilnuje się, żeby tylko coś nie poszło źle, to nie jest życie, tylko wegetacja. Życie jest śmiertelną chorobą, jak to powiedział chyba jakiś reżyser. Film był taki: "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową". Nie oglądałem, ale podobno dobry.
Stanowczo nie chciałby czegoś takiego doświadczyć: nie miałoby to sensu. Gdyby miał być przykuty do łóżka albo chociażby nawet i móc się ruszać, ale nie mógłby robić nic, co daje mu w życiu radość - zwłaszcza gdyby w ogóle już nie mógł tańczyć - to nie chciałby w ogóle już żyć, bo nie miałoby to sensu. Oczywiście: taniec nie był jedynym, co go przy życiu trzymało, bo ważniejszy (nawet ważniejszy, niż Quinn sam chciał przed sobą przyznać) był Call, ale wciąż: życie bez tańca byłoby wegetacją. Nie chciałby czegoś takiego doświadczyć.
- Wiesz, zajmowanie się domem i gotowanie dla całej rodziny, to oczywiście dużo pracy - nie ujmuję im tego i jak najbardziej uważam feministycznie, że ta praca powinna być doceniana. Fajnie, gdyby była wynagradzana, tylko nie mam pomysłu, na jakiej zasadzie - ale to długi temat. Tak czy inaczej: gotowanie dla całej rodziny to nie to samo, co gotowanie zawodowe i jest mi przykro, kiedy ktoś tego nie rozumie i nie docenia, a wypowiada się, jakby wszystkie rozumy pozjadał.
W ogóle bardzo nie lubił, kiedy czyjakolwiek praca była niedoceniania, ale zwłaszcza jeśli dotyczyło to jakiejś formy sztuki - być może dlatego, że sam był artystą, a ci zwykle byli przez ludzi niedoceniani. Najbardziej liczyli się aktorzy i piosenkarze, resztą była przez większość społeczeństwa niedostrzegana; ale nawet artyści między sobą potrafili gnoić jedni drugich i ujmować im zasług - choćby orkiestra, charakteryzatorzy, kostiumografowie, oświetleniowcy... Czy ktoś ich znał? Nie. Czy inni artyści dostrzegali, że to również sztuka: dobrze coś oświetlić? Nie, nie bardzo.
Uśmiechnął się znów i kiwnął głową, popijając whisky.
- Racja - sprawy administracyjne zajmują dużo czasu i nerwów, czasami sam tego nie wytrzymuję. Ale hej! Można zatrudnić od tego ludzi, wiesz? - zaśmiał się - Są księgowi i inni tacy, którzy siedzą w papierach i lubią to robić, tylko trzeba jeszcze wiedzieć, co robią.

marcello f. reddington
ODPOWIEDZ