oto jest święto zboża
: 26 paź 2023, 23:12
003.
oto jest święto zboża
oto jest święto chleba
w mej wiosce, którą dzisiaj oglądam na nowo!
dokoła gwar radosny, a blask spływa z nieba
tak biały, że cień każdy barwi się różowo
{outfit}
oto jest święto chleba
w mej wiosce, którą dzisiaj oglądam na nowo!
dokoła gwar radosny, a blask spływa z nieba
tak biały, że cień każdy barwi się różowo
{outfit}
Ostatnimi czasy często wybierał się na spacery. Trochę dlatego, że głupio było mu ciągle tak mocno nie orientować się w tym, co gdzie leżało w tej mieścinie (o ile tak w ogóle można było to nazwać), trochę z konieczności zapełnienia czasu i odnalezienia dobrych warunków do snucia rozmyślań - to pochłaniało mu głowę. Niewątpliwie całe godziny spędzał w zakamarkach własnego umysłu, próbując przy tym rozsądzić, na czym mu zależało, co właściwie czuł do Saula i jak bardzo wbrew sobie czy wszelkiej moralności postępował, całując nieustannie tyle różnych ust i nie zastanawiając się zbędnie nad tym, kim byli ich właściciele, co go do tego skłoniło i jaki miał w tym wszystkim interes. Poczuć się ważnym - na chwilę, na ułamek sekundy. Poczuć się nieskrępowanym - tylko na moment, zupełnie jakby nic w szerszej perspektywie się nie liczyły. Poczuć się w o l n y m.
Rzadko kiedy czuł to wszystko naprawdę. W swojej głowie, wyjazd do Australii przyrównywał właśnie do takiego uwolnienia się, do porzucenia przeszłości daleko za sobą, do niezastanawiania się dalej nad tym, co było. Nie dostrzegał wtedy jeszcze, że to wszystko zupełnie nie leżało w jego naturze. Umartwianie się było jedną z cech jego natury, którą tylko na zewnątrz starał się reklamować jako wyzwoloną. Pośród polnych dróg okalających Lorne Bay, szukał porządku i przejrzystości - dwóch rzeczy, których brakowało mu teraz wyjątkowo mocno. Fizyczny ból - pamiątka po niedawnych doświadczeniach - zdążył zaniknąć już zupełnie, a pomimo tego on nadal czuł się zmarnowany i jakby wypruty z tej swojej naturalnej swobody i niefrasobliwości. Miał wrażenie, że ciągle powinien pozostawać uważnym. To go męczyło.
Nie było żadnego powodu, dla którego miałby zachowywać rozwagę między rozciągającymi się przed nim kratkami pól. Tutaj mógł odetchnąć pełną piersią, mógł zatrzymać się na chwilę, żeby naszkicować coś pospiesznie w noszonym przy sobie notatniku, żeby pozostawić w nim kilka kluczowych słów, które potem mogły mu wypaść z głowy. Bo przecież wciąż próbował tworzyć. Wciąż starał się znaleźć niebanalne wyrażenia, które mogły oddać w jak najlepszy sposób to, co czuł. Wciąż szukał artystycznego wyżycia pośród wiejskich pejzaży, które znał tylko z krótkich dotychczasowych pobytów u wujostwa, względnie jakichś wakacji spędzanych z matką w odosobnieniu w dzieciństwie. Ten zamknięty mentalnie świat, wydawał mu się teraz niezwykle otwartym. Może nie na doświadczenia fizyczne, ale duchowe - jak najbardziej.
Spacerował już solidny kawał czasu, zanim po swojej lewej stronie dostrzegł mężczyznę w asyście kilku koni i krowy. Uśmiechnął się pod nosem. To był jeden z tych widoków, których nie sposób było uświadczyć pośród miejskiego zgiełku. Uspokoił go w jakimś stopniu, więc pozwolił sobie przysiąść w pewnej odległości od ogrodzenia, wyciągnąć szkicownik i naskrobać w nim ogólny zarys tego, co widział - zupełnie nie przeszkadzało mu, że uwieczniane przez niego na papierze obiekty były w ciągłym ruchu. To i tak był niewyraźny szkic, bo kreślony w pośpiechu; miał zamiar wrócić do niego, kiedy znajdzie się z powrotem w domu. Kto wie, może nawet zdecyduje się przełamać i przerzucić go na płótno...? Na razie nie miał żadnej ochoty ruszać się z miejsca, w którym przysiadł. Czuł pocałunki wiosny składane na swoich policzkach, czuł lekkość świata, który zatrzymał się w czasie i nie pędził na złamanie karku przed siebie. Uśmiechnął się znowu.
- Ta krowa chyba za tobą nie przepada - odezwał się po chwili, dostatecznie głośno, żeby mężczyzna na pewno go usłyszał. Nie wiedział czy ten dostrzegł go wcześniej, ale jeśli tak, to do tej pory nie zareagował w żaden sposób na jego obecność. - Dzieciaki mojej kuzynki bardziej się słuchają, a to przedszkolaki - dodał zaraz, nie zmieniając wyrazu twarzy. Na razie nie podnosił się z siadu, ale miał zamiar zrobić to w najbliższym czasie. Wychowywano go wystarczająco surowo, żeby wiedział, że nie wypadało siedzieć, kiedy ktoś inny stał.
Elijah Cooper