: 12 lis 2023, 14:00
Mimo wszystko Sophie jakoś nie obawiała się, że zostanie z tym wszystkim sama. Ze wszystkich obaw jakie kotłowały jej się w głowie, akurat tym się nie martwiła. Chociaż jasne, nie bardzo liczyła na pomoc dziadków, zarówno ojciec, wraz ze swoją lalą (słowo żona w jej przypadku nigdy nie chciało Sophie przejść przez gardło – mowa tu bowiem o rówieśniczce dziewczyny, a nie kobiecie wiekiem zbliżonej do starego Remingtona) jak i matka wraz ze swoim mężem, mimo zapewne wielkiej radości z wizji przyjścia wnuka/wnuczki na świat mieszkali tysiące kilometrów od Lorne Bay. Ciężko więc tutaj być dziadkami na pełen etat, gdy od jednej wizyty do drugiej dziecko zdąży zapomnieć jak oni właściwie wyglądają… Ale jednak, nie czuła się w tym osamotniona. Wiedziała, że mimo gwałtownej reakcji Dicka na te wieści, mogła liczyć na niego, na Ainsley, była wciąż święcie przekonana, że na Olivera też może liczyć, miała też przecież przyjaciół, którzy liczyła, że się nie rozpłyną po tym jak urodzi dziecko. Okej, może Sophie wciąż była nieco naiwna.
- Lalka to nie prawdziwe dziecko, Dick – zauważyła, jakby uparcie chciała go przekonać do tego, że tak naprawdę ona też wcale na matkę się nie nadawała. Ale to nie do końca tak. Ona po prostu, wbrew przekonaniu brata, miała bardzo dużo wątpliwości do tego, czy aby na pewno była do tego stworzona. Tak, zawsze marzyła o tym, żeby założyć rodzinę, ale… no właśnie. Jej marzenia się trochę posypały, bo przecież nie tak to miało wyglądać! I stąd te wszystkie wątpliwości. Chociaż przecież to ona przed chwilą uparcie próbowała przekonać Dicka, że jakoś to będzie i że dadzą radę. No nie nadążysz za nią, po prostu!
- Wiesz, nie tylko ty masz napięty grafik – obruszyła się i założyła ręce na piersi, jak obrażone dziecko. Ale prawda była taka, że nie podobało jej się ten rozkazujący ton Dicka. Ale przede wszystkim, naprawdę nie miała gwarancji, że wyznaczony przez niego termin będzie pasować Oliverowi. Pracował w szpitalu, mógł mieć dyżur w tamtym czasie… no przecież nie miała prawa rozporządzać się jego czasem! I mimo iż powiedziała, że z nim pogada, trochę z zamiarem zbycia Dicka, to nie zmieniało faktu, że wciąż musiała z nim o tym pogadać. Kropka.
I dobrze, że dziewczyna nie miała wglądu w myśli brata, bo znów by się obruszyła, jak na feministkę przystało, że dziewczynka to już strażakiem nie mogłaby zostać? Tak, miała zamiar wychować swoje dziecko jak najbardziej odchodząc od tych stereotypów związanych z płcią, więc córce nie odmówi kupna autka a synkowi nie zabroni bawić się lalkami, ot co! No ale w końcu z ust Richarda padły inne słowa, na które Sophie parsknęła śmiechem. Tak naprawdę to sama Soph miała wątpliwości czy to o genach to tak naprawdę dobry pomysł, ale z dwojga złego to chyba faktycznie lepsze geny Remingtonów niż Monroe’ów
- Wiesz, mówiąc szczerze, to jeszcze się nad tym wszystkim jakoś nie zastanawiałam, ale na pewno będę musiała o tym pomyśleć. – tym razem spoważniała, ale to Dick zmienił temat na poważniejszy, więc zamierzała podejść do niego już bez żartów. - Jak już sobie to wszystko poukładam w głowie, obgadam wszystko z Oliverem, to zwrócę się do ciebie, jeśli będę potrzebować twoich znajomości lub twojej pomocy. – dodała, po czym posłała mu jeszcze jeden, tym razem jednak nie drwiący, ale całkowicie szczery uśmiech. Jakby nie było, była mu wdzięczna za chęć pomocy i naprawdę nie zamierzała jej odtrącać. Po prostu to wciąż jednak było dość świeże i sama tak naprawdę jeszcze sporo musiała sobie poukładać. No i jak już wspomniała Soph, koniecznie obgadać Ollie ich wizję rodzicielstwa.
Dick Remington
- Lalka to nie prawdziwe dziecko, Dick – zauważyła, jakby uparcie chciała go przekonać do tego, że tak naprawdę ona też wcale na matkę się nie nadawała. Ale to nie do końca tak. Ona po prostu, wbrew przekonaniu brata, miała bardzo dużo wątpliwości do tego, czy aby na pewno była do tego stworzona. Tak, zawsze marzyła o tym, żeby założyć rodzinę, ale… no właśnie. Jej marzenia się trochę posypały, bo przecież nie tak to miało wyglądać! I stąd te wszystkie wątpliwości. Chociaż przecież to ona przed chwilą uparcie próbowała przekonać Dicka, że jakoś to będzie i że dadzą radę. No nie nadążysz za nią, po prostu!
- Wiesz, nie tylko ty masz napięty grafik – obruszyła się i założyła ręce na piersi, jak obrażone dziecko. Ale prawda była taka, że nie podobało jej się ten rozkazujący ton Dicka. Ale przede wszystkim, naprawdę nie miała gwarancji, że wyznaczony przez niego termin będzie pasować Oliverowi. Pracował w szpitalu, mógł mieć dyżur w tamtym czasie… no przecież nie miała prawa rozporządzać się jego czasem! I mimo iż powiedziała, że z nim pogada, trochę z zamiarem zbycia Dicka, to nie zmieniało faktu, że wciąż musiała z nim o tym pogadać. Kropka.
I dobrze, że dziewczyna nie miała wglądu w myśli brata, bo znów by się obruszyła, jak na feministkę przystało, że dziewczynka to już strażakiem nie mogłaby zostać? Tak, miała zamiar wychować swoje dziecko jak najbardziej odchodząc od tych stereotypów związanych z płcią, więc córce nie odmówi kupna autka a synkowi nie zabroni bawić się lalkami, ot co! No ale w końcu z ust Richarda padły inne słowa, na które Sophie parsknęła śmiechem. Tak naprawdę to sama Soph miała wątpliwości czy to o genach to tak naprawdę dobry pomysł, ale z dwojga złego to chyba faktycznie lepsze geny Remingtonów niż Monroe’ów
- Wiesz, mówiąc szczerze, to jeszcze się nad tym wszystkim jakoś nie zastanawiałam, ale na pewno będę musiała o tym pomyśleć. – tym razem spoważniała, ale to Dick zmienił temat na poważniejszy, więc zamierzała podejść do niego już bez żartów. - Jak już sobie to wszystko poukładam w głowie, obgadam wszystko z Oliverem, to zwrócę się do ciebie, jeśli będę potrzebować twoich znajomości lub twojej pomocy. – dodała, po czym posłała mu jeszcze jeden, tym razem jednak nie drwiący, ale całkowicie szczery uśmiech. Jakby nie było, była mu wdzięczna za chęć pomocy i naprawdę nie zamierzała jej odtrącać. Po prostu to wciąż jednak było dość świeże i sama tak naprawdę jeszcze sporo musiała sobie poukładać. No i jak już wspomniała Soph, koniecznie obgadać Ollie ich wizję rodzicielstwa.
Dick Remington