od cieknącego kranu zaczniemy tą historię..
Jordan odczuwał co raz większy dołek związany ze swoją dziką wyprawą do Australii. Oczami wyobraźni widział to całkiem inaczej niż aktualnie to wyglądało u niego. Miał być spadek po wuju, nowe obiecujące znajomości i przede wszystkim kariera, która mogła nabrać nowego tempa właśnie tutaj. Widział siebie, w końcu szczęśliwego i pokonującego przeciwności losu – wiara a weryfikacja tego wszystkiego to dwie tak bardzo różne rzeczy. Mógłby się śmiać ze swej niedoli, z tego jak szybko z nieba wpadł do piekła, jak życie cholernie z niego drwiło. Był w końcu w momencie gdy chciał rzucić wszystko, wrócić do Ameryki i powiedzieć wszystkim bliskim osobą – przegrałem, nie daje rady, pomóżcie. Nic nie układało się po jego myśli, czuł się fatalnie więc dlaczego nie? Takie rozwiązanie, nawet jeśli ukazywało by jego porażkę, pomogłoby mu znacznie w tym aby wrócić do lepszej kondycji zarówno psychicznej jak i fizycznej.
Miał moment, miał tą chwilę gdy wydawało mu się, że coś ruszy i będzie jeszcze lepiej, naprawdę. Wszystko jednak zależało od kwestii wydawcy, który milczał jak zaczarowany, a co oznaczało, że nie będzie chyba nic dobrego z tego. Odczuwał też inne emocje, takie powiązane z osobą swojej współlokatorki, która o dziwo teraz w jego nabrała innej postaci, niż na początku. Nie wiedział do końca jakie emocje się w nim tlą, ale chyba samo w sobie było to niebezpieczne. Nie wróżyło też dobrze dla ich relacji, stąd więc i pojawiła mu się iskierka w głowie, że powinien się w końcu od niej wyprowadzić, dać ulgę i sobie i jej. Nie żeby coś złego było w tym co czuł – ale chyba lepszym rozwiązaniem było skrócić swoje męki, skrócić te dziwne głosy pojawiające się w jego głowie. Tak, pewnie byłoby mu przykro bo tak dużo jej zawdzięczał, ale potrzebował gwałtownego ruchu i zmiany. Musiał jej poszukać jeśli chciał dalej o swojej przyszłości w Lorne Bay!
Zanim jednak poważne i drastyczne ruchy, jedyne co chciał aby się ustabilizować to jego kariera, znalezienie pracy w jakimkolwiek zawodzie chociaż po to aby mieć swoje pieniądze. Ta myśl pochłaniała go ostatnio najmocniej, na czy cierpiała jego artystyczna dusza i wiersze, które miał pisać i przelewać na papier. Piórem jednak nie wykarmi siebie, a przynajmniej nie prędko. Stąd gdy tylko usłyszał od przyjaznego znajomego o możliwości dorabiania jako złota rączka, chciał spróbować. W duchu szczerze dziękował swojemu dziadkowi, który nauczył go podstaw jakie każdy facet powinien znać przy obchodzeniu się z wiertarką, kluczami i innymi narzędziami. Nie był więc kaleką w kwestii prac fizycznych i o dziwo jak na artystę, potrafił co nieco. Naprawił w końcu parę rzeczy w mieszkaniu, w którym to pomieszkiwał, naprawiał coś sąsiadom z okolicy – ogólnie miał do tego dryg. Gdy więc nadarzyła się okazja na kolejne potencjalne zlecenia – uderzył w to śmiało, przyjmując zadanie na jednej z okolicznych farm. Nie miał auta, więc wynajął taksówkę aby dotrzeć na miejsce, a narzędzia pożyczył natomiast od swojego „kumpla”. Miał adres i szczątkowy obraz sytuacji czy też problemu jaki miał rozwiązać, więc jedyne co należało to przystąpić śmiało do pracy. Na miejscu pojawił się o planowanej porze, ale długo kręcił się po okolicy domu, który nie wylądował na ciekawy już sam z siebie, ale to szczegół. Poszukiwał czyjeś obecności, kogoś kto mu powie co ma naprawić i przede wszystkim mu za to zapłaci. Nie chciał być wścibski i pakować się do środka, więc czekał cierpliwie na zewnątrz, pogwizdując sobie jak prawdziwy Bob Budowniczy.
- Halo, halo.. przepraszam? – rzucił gdy pojawiła się na horyzoncie kobieta, która wyglądała na nieco zaskoczoną jego obecnością tutaj. Obcy facet, który wziął się znikąd? To może zastanawiać. Dobrze jednak, że jego ubranie i wyposażenie samo w sobie dawało do myślenia kim jest i co ma za zadanie. – To tutaj? Przyjechałem coś naprawić, miał mnie polecić znajomy i zastanawiam się czy dobrze trafiłem? – wyjaśnił pokrótce, spoglądając na kobietę. Sam nie pamiętał czy to już chodziło o cieknący kran, a może zatkany odpływ, ale skoro się pojawił to był gotów na wszystko co trzeba, niczym pieprzony Superman.
Diane Mason