kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
#11

Dzisiaj o dziwo nie był zjarany. Co było ostatnio nie lada wyczynem, bo odkąd ogarnął, że jego koleżanka Mathilda nie jest chyba nim zainteresowana tak jakby tego oczekiwał to humor mu się nieco zjebał i starał się to poprawić jarając trawę na potęgę. Bywały takie momenty, że gdy tylko zaczął odczuwać, że faza mu przechodzi to od razu sięgał po kolejną porcję. Czy było to zdrowe? Absolutnie nie. Przez chwilę nawet wziął sobie urlop żeby z Mati nie mieć za wiele do czynienia. Musiał się od niej odsunąć i wyleczyć z tego dziwnego uczucia. Postanowił więc po prostu się od niej odciąć. Czy to było miłe? No pewnie nie, ale w tym wypadku musiał się też trochę martwić o siebie i swoje serduszko. Po tym ostatnim toksycznym związku, w jakim tkwił nauczył się już, że czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu. Tak właśnie teraz zrobił.
Przez pewien czas siedział na swojej łódce i profilaktycznie wypłynął nią na głębokie wody, gdyby komuś wpadło do głowy go odwiedzić. Czy powinien wtedy palić zioło? Nie. Czy to robił? Tak. Po kilku dniach przybił jednak do swojej stałej miejscówki w porcie i trochę przetrzeźwiał. Postanowił odwiedzić rodziców, a że był eco chłopcem to wpakował się na rower i ruszył w stronę rodzinnego domu. Po jakimś czasie natrafił na grupkę ludzi, która tłoczyła się przed nim. Ciężko było mu ich ominąć, bo dzieciaki, które były tam razem ze swoimi rodzicami zaczęły biegać i robić jakies durnoty. Bruno nie chciał wyklinać na bachory więc tylko uzbroił się w cierpliwość i postanowił ich wyminąć dzwoniąc dzwonkiem, żeby się przesunęły. Niestety, ktoś kto jechał z drugiej strony miał chyba taki sam pomysł i przez to rozległ się najpier wielki huk, a później Bruno ogarnął, że leży na ziemi przygnieciony przez swój rower. Przeklął pod nosem i spróbował się spod tego wszystkiego wydostać. Po chwili stał już na własnych nogach i wtedy ogarnął, że to jakaś typiara na niego wjechała. - Nic Ci nie jest? - Zapytał kucając przy kobiecie, która leżała jeszcze na ziemi. Wyglądała na trochę poturbowaną. - Możesz wstać? - Teraz to się zaczął martwić, czy z dziewczyną jest wszystko ok, bo nie chciałby żeby taki wypadek przemienił się w jakąś grubszą akcję. Z drugiej strony był w stanie zawieźć ją do szpitala, gdyby to jednak było wymagane, bo co jak stało się jej cos poważnego! Miał nadzieję, że zaraz się dowie więcej.

morgan adler
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
002.
You better ask yourself if dying sounds like fun
Cause you can only hide your troubles for so long
{outfit}
Obiecała Cece, że obecna sytuacja jest chwilowa. Nie chciała się jej narzucać na dłużej niż to potrzebne. Potrzebowała jednak stabilizacji. Potrzebowała się ogarnąć, zjeść coś ciepłego i dobrego, znaleźć pracę i wrócić na studia. Takie sobie zrobiła plany. Musiała zmienianie świata odłożyć na później. No i naprawdę nie miała zamiaru się obijać. Wzięła sobie jeden dzień wolnego zanim wzięła się do roboty. Cece była na tyle uprzejma, że wzięła ją pod swój dach, dała ciepłą wodę, czyste ubrania, pralkę, coś do jedzenia i wygodne łóżko do spania. Morgan korzystała z tego wszystkiego przez jeden dzień. Ten jeden dzień pozwoliła sobie na nabranie sił. Skupiła się na tym, żeby wymyślić imię dla psa, ale nie wymyśliła nic fajnego. Przejrzała za to oferty pracy i nawet umówiła się na jedną następnego dnia. Była naprawdę podekscytowana. Uznała, że skoro jakaś firma zaprosiła ją na rozmowę to albo o niej nie słyszeli, albo mieli wyjebane w to jakim człowiekiem jest jej ojciec.
Na rozmowę o pracę musiała pożyczyć ubrania od przyjaciółki. Dlatego też wyglądała jak wyglądała. Odmówiła pożyczenia pieniędzy na taksówkę, ale przyjęła prezent w postaci starego roweru, z którego Cece rzekomo nie korzystała. Podekscytowana Morgan ruszyła w drogę i nawet sobie nuciła hymn Polski, bo ostatnio czytała o hymnach państw i ten jej jakoś utkwił w głowie. Miała naprawdę dobry humor. Nie pamiętała kiedy ostatni raz miała dobry humor. Może tydzień temu jak Tom jej postawił ciepły posiłek i ignorował fakt, że zaczynała śmierdzieć. Nie chciała mu się jednak przyznać, że żyła na ulicy. Byłoby to głupie, bo nie była ślepa i widziała, że Tom jest kasiasty. Naprawdę nie ogarniała tego, że z nią jest. Nie ogarniała też tego, że ona z nim jest, bo niespecjalnie była zaangażowana w ten związek.
Jechała na rowerze i rozmyślała o tym, że skoro już jest ładnie ubrana to może nawet powinna do Toma napisać i zaproponować jakieś wyjście? Chciałaby rzucić w niepamięć to, że na ich ostatnim spotkaniu zaczynała gnić. Musiała nieco zwolnić, bo wjechała prawie w tłum ludzi. A konkretnie to małych ludzi. Dzieci. Myślała, że coś się ruszy, więc była cierpliwa. A przynajmniej próbowała być. Jak nic nie zaczęło się posuwać do przodu to mruknęła pod nosem jakieś przekleństwa, które słyszała najbliżej stojąca dziewczynka z naszywką Polly na koszulce. Ruszyła rowerem z impetem próbując zręcznie wymijać kaszojady. Nie potrzebowała żadnego przejechać, bo miałaby z tego problemy. Tak manewrowała między dziećmi i ludźmi, że nie zauważyła nadjeżdżającego z naprzeciwka rowerzysty.
Leżała na chodniku i słyszała dzwonienie w uszach i śmiech kaszojada. Ta sama blond dziewczynka, która słyszała jej przekleństwa. Nie zdążyła na dziecko powyklinać, bo widok zasłonił jej jakiś mężczyzna. -Myślę, że nie. - Odpowiedziała powoli przewracając się na plecy. Miała ochotę tu zostać. Już nie chciała rozmowy o pracę, wolała wrócić do domu. -Muszę sprawdzić. - Nie mogła tu leżeć, ludzie się gapili. Zaczęła się powoli podnosić. Nic jej nie bolało. Poza głową i rękoma. Mogła założyć kask, ale nie pasował jej do fryzury. Spojrzała na dłonie, które miały widoczne rany. Mruknęła coś pod nosem i spojrzała na dwa rowery. -O nie. Cholera. Przepraszam. - Spojrzała na niego i złapała go za łokcie. On to chociaż miał kask. -Wszystko w porządku? - Teraz to się zmartwiła o niego. Miała nadzieję, że nie będzie chciał spisywać ubezpieczenia, żeby dostać odszkodowanie za rower. -Przepraszam. Te dzieciaki mi zasłoniły widok. No i się spieszę i wyszło jak wyszło. - Wyjaśniła i zerknęła na swój outfit. Nie chciała nic zniszczyć Claudii.
kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
Bruno serio zaczął się obawiać, że dziewczynie coś się mogło stać. Nie chciałby być przyczyną jakiś jej urazów, chociaż w sumie to ta dziewczynka o niskim ilorazie inteligencji była większą przyczyną ich wypadku niż sam Bruno i jego rower. Był jednak dżentelmenem i nie oskarżałby o coś takiego dziecka. Bardziej skupił się na leżącej na ziemi kobiecie. Czy on zawsze się musiał pakować w takie rzeczy!? Jego kurtka kupiona na stronie fanów sex education była już cała brudna i będzie ją musiał oddać do pralni, gdyż sam absolutnie nie umiałby porządnie wyprać czegoś takiego. Kupował tą kurtkę z Luną, która postanowiła zamówić sobie skórzaną kurtkę Mavis. Oboje byli bardzo szczęśliwi jak dostali swoje przesyłki i co? On tradycyjnie musiał swoją uwalić błotem. Doszedł do wniosku, że popłacze nad tym później, bo teraz wypadałoby skupić się na potrzebującej dziewczynie. - Chyba sobie nie nie złamałaś - stwierdził patrząc na nią jak wstała, bo pewnie miałaby wtedy kończyny jakoś dziwnie ułożone, a wyglądała dość normalnie. Zwykła młoda dziewczyna pokryta brudem. Nic strasznego. - Spokojnie, nic się nie stało - powiedział żeby ją uspokoić i nawet się lekko uśmiechnął. Był twardym mężczyzną, co to dla niego taki upadek. Gorzej z kurtką, ale zacznie za nią płakać dopiero jak się oddali od dziewczyny. Nie chciał sobie narobić wstydu. - No tak... wszystko, by się udało gdyby nie te cholerne dzieciaki - zacytował cytat z jakiejś bajki i znów się do niej uśmiechnął, a później zobaczył, że ma rany na dłoniach. - Chyba trochę Ci leci krew - powiedział łapiąc ją za ręce żeby zobaczyć i pożałował, bo trochę mu się słabo robiło na widok krwi. Wyprostował się jednak, bo musiał być twardy. - Mieszkam niedaleko jakbyś chciała się odświeżyć i może zdezynfekować te rany - nawet wskazał jej, w jaką stronę musieliby się udać. - I jednak dobre jest to przysłowie, że jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy - od razu jak te słowa wyszły z jego ust to ich pożałował, bo zrozumiał, że właśnie wyszedł na dziwaka. Good job. Właśnie sobie też uświadomił, ze skoro miała rany na rękach i dotknęła jego kurtki to pewnie zostawiła na niej krew... a krew się strasznie źle zmywa. - Pomogę Ci z rowerem - stwierdził i napręzył swoje muskuły, albo raczej "muskuły" żeby ten rower jej podnieść i nawet poprawił łańcuch, który spadł z roweru. Umiał naprawiać takie drobne rzeczy.

morgan adler
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
Gdyby Morgan wiedziała kim jest ta mała dziewczynka, przez którą wjechała w innego rowerzystę to by ją pozwała. Chciałaby dostać milionowe odszkodowanie za to, że sobie rozcięła twarz i teraz wygląda jakby po nocach walczyła ze swoimi demonami. Chociaż prawda jest taka, że pewnie prawnicy tej dziewczynki zniszczyliby Morgan zanim ta otworzyłaby kopertę z datą pozwu.
-Raczej nie. – Mogła się poruszać i poza zwykłym bólem spowodowanym upadkiem, nie czuła niczego co mogłoby budzić niepokój.
Uwierzyła w jego zapewnienia, że nic się nie stało. Rozejrzała się po miejscu wypadku, nie widziała innych rannych, żadnych ciał, więc tylko miała potwierdzenie, że byli jedynymi osobami, które brały w tym udziału. Ale, że oboje stali i ze sobą rozmawiali, to wszystko było w porządku. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. –No nie powinno tak być. Co to ma w ogóle być? – Machnęła w stronę grupy dzieciaków, które były tu z jakąś wycieczką. W sumie to nawet dzieciaki poza tym, że się z nich śmiały to nie zainteresowały się niczym. A nauczycielki to nawet nie ogarnęły, bo poszli sobie razem. Gdyby któreś z nich zostało ranne, to byliby pozostawieni sami sobie. A gdyby oboje zostali zranieni to by po prostu umarli.
Odwzajemniła uśmiech i trochę się na niego zagapiła, że aż zapomniała o tym całym wypadku. Dopiero jak wspomniał o krwi i złapał ją za te ręce to spuściła wzrok. –Trochę. – Przyznała patrząc na te rany. Były to otarcia, które pewnie po oczyszczeniu będą wyglądać lepiej. –Ale to nic takiego. – Dodała i przez przypadek ogarnęła jego kurtkę w jej krwi. –O nie. Tylko nie. Zobacz c ci zrobiłam. – Krew rzeczywiście się ciężko spiera. Najlepiej od razu ją potraktować zimną wodą, ale skąd ona taką weźmie?
-Nie mogę. Dziękuję, ale nie mogę. – Nie wiedziała co oznaczało to „odświeżenie się”. Miałaby wziąć prysznic? Nadal od niej jechało bezdomnością? –Normalnie bym to totalnie zrobiła, ale mam rozmowę o pracę i naprawdę potrzebuję tej pracy, więc nie mogę sobie odpuścić. A już raz przekładałam. – Wtedy przełożyła, bo dostała okres i nie chciało jej się kombinować, bo była bezdomna. Teraz miała ważniejszy powód, ale wiedziała, że nikt nie będzie na to patrzył przychylnie.
-Dzięki. – Nie chciała stać jak słup kiedy on ogarniał jej rowerem, więc postanowiła się przydać i podniosła jego rower. Chciała go oprzeć o nóżkę, ale ta odpadła przy wypadku, więc po prostu z nim stała i udała, że patrzy czy nie ma innych uszkodzeń. –Można nim dalej jechać? – Dopytała. Pamiętała, że ojciec jej naprawiał raz łańcuch, który spadł i wtedy myślała, że typ zna fizykę kwantową i była pod wrażeniem. To były jednak czasy kiedy nie gwałcił studentek i Morgan myślała, że jej ojciec jest spoko, ale wycofany. –Przepraszam za kurtkę. Jest naprawdę fajna. Taka retro. Ale modna. – Było jej przykro, ze ją ujebała, bo to pewnie jakaś Balenciaga.
kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
Pokręcił głową z dezaprobatą. - Co się stało z dzisiejszymi nauczycielami, w ogóle nie pilnują tych dzieci. Za moich czasów to byłoby niedopuszczalne. - Powiedział, bo dobrze pamiętał te jego czasy, w końcu nie było to aż tak dawno. Na dodatek sam był dużym dzieckiem i pewnie czasem, by mu się przydało chodzenie z pania za rękę. Byle była ładna, miła i inteligentna. Oczywiście pierwsze co w jego głowie się pojawiło to obraz tego jak idzie za rękę z Mathildą i zaczęło go nagle boleć serce. Nie pomyślał, ze aż tak smutno mu będzie z powodu tej dziewuchy. Odchrząknął więc, bo nagle poczuł gule w gardle. - Oj, to nic takiego... jakoś wypiorę, nie przejmuj się - powiedział żeby zabrzmieć tak jakby nic się nie stało, chociaż płakał wewnątrz. Jego biedna kureczka... no mógł mieć tylko nadzieję, że rzeczywiście w pralni jakoś to uda im się usunąć i nie będą pytać o szczegóły dlaczego ma krew na kurtce. Mogłoby z tego wyjść coś nie do końca miłego.
- Ohhh... to w takim razie powodzenia, będę trzymać kciuki... jak już dojadę do domu, bo ciężko tak trzymać kciuki jadąc na rowerze, jeszcze bym się znowu wywalił - dostał nagle jakiegoś durnego słowotoku, który w końcu zatrzymał po prostu się do niej ładnie uśmiechając. - W razie gdyby Ci nie wyszło to zapraszam do Coles, tam ciągle kogoś szukają do pracy - nawet mógłby ją zatrudnić, ale nie chciał tego mówić, nie wypadało. Z drugiej strony nie życzyłby nikomu pracy w Coles, bo już wiedział, że można tam zostawić serce, które później ktoś rozdepcze. Nie życzył tego nawet obcej osobie. Gdy podniósł jej rower to obejrzał go dokładnie okiem znawcy i pokiwał głową jak już naprawił łańcuch. - Tak, powinno być ok - powiedział oddając jej sprzęt. - Ale może tak na wszelki wypadek weź to - dodał i ściągnął z głowy kask żeby go podać dziewczynie. - Ja mieszkam niedaleko więc już raczej mi sie nic nie stanie - jej fryzura już i tak była trochę rozjebana więc równie dobrze mogła się zabezpieczyć. Bruno wiedział, że safety is sexy. - Spokojnie, przeżyje jakoś - uśmiechnął się do niej. - W sumie to czekaj chwilę - dodał i ściągnął z ramion plecak, a później go otworzył i wyciągnął chusteczki higieniczne. - Przydadzą Ci się przed tą rozmową, bo masz trochę błota na twarzy - nie wypadało żeby sam jej to błoto ściągnął z buzi więc podał jej chusteczkę żeby sobie sama z tym poradziła!

morgan adler
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
żałobniczka / instruktorka boksu — The Last Goodbye / LB Gym
24 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
you are too nostalgic, you want memory to secure you, console you
-Dokładnie! Dziękuję! Zgadzam się. – No zupełnie jakby czytał jej w myślach. Już w sumie nie chciała nawet wspominać o tym, że za jej czasów jej ojciec był profesorem, który wykorzystywał seksualnie uczennice. Nie chciała takich tematów zaczynać randomowo z nieznajomymi. –Mogło dojść do tragedii. W sumie już doszło. – Tutaj wskazała na siebie i na niego. Tylko cudem mogli nazywać to, że nikomu nic się nie stało. No poza kurtką Bruna.
-Tylko pamiętaj, żeby nie trzeć za mocno. Krew się wżera. – Dodała i niby było jej lżej, że nie musiała się przejmować, ale z drugiej strony czuła się fatalnie z tym, że mu ją zrujnowała. Nawet nie mogła mu zaoferować wyprania kurtki, bo nie miała pralki, a ile może naciągać biedną Cece. Trochę obawiała się też tego, że może Bruno ją weźmie za jakąś seryjną morderczynie, że wie jak spierać krew. A ona po prostu była zwykłą dziewczyną, której kiedyś okres przeciekł na ulubione jeansy.
-Pewnie zanim tam dojadę to zdążysz dotrzeć do domu, więc się wyrówna. – To bardzo miło z jego strony, że chciał trzymać kciuki za typiarę, której nie znał i która mu zrujnowała pewnie dzień. –O. Dzięki. Zapamiętam. Jadę alfabetycznie po firmach z okolicy i jeszcze nie dotarłam do C. – Wyjaśniła, żeby sobie nie pomyślał, że specjalnie ominęła Coles. Nie chciałaby być brana za typiarę, która gardzi takim miejscem pracy. Na chwilę obecną praca w Coles byłaby spełnieniem marzeń. Opieka medyczna, stomatolog i stała praca. Coś fajnego. Chociaż może z tym stomatologiem nieco przesadziła. Żadna firma tego nie miała.
-Oj, naprawdę nie trzeba. – Mimo zaprzeczenia, jej ręce jakimś cudem sięgnęły po kask i nawet go na siebie założyła. –Dziękuję bardzo. To naprawdę bardzo miłe z twojej strony. – Zapięła kask i pociągnęła za zapięcie, żeby upewnić się, że wszystko leży poprawnie. –To może lepiej poprowadź rower. – Zaproponowała. Jak miał tak blisko to bezpieczniej będzie się przejść. Tym bardziej, że oddał jej swój kask. –Dzięki. Byłby niezły przypał. – Zaśmiała się i wzięła chusteczkę i zobaczyła, że to taka bogata, haftowana, pewnie z wyhaftowaną swastyką czy coś. Czad. Otarła sobie twarz, ale tak na szybko, bo w sumie to nie wiedziała, gdzie to błoto miała, a nie chciała go już prosić o pomoc.
-Dobra. Serio muszę spadać. Dzięki bardzo. Za wszystko. Kask i chusteczkę i pomoc i za naprawienie roweru. Dzięki. – Z tymi prezentami od niego to czuła się jakby wychodziła z targów pracy, gdzie dostawało się za darmo różne pierdoły.
-Do zobaczenia czy coś! – Powiedziała jeszcze, machnęła mu, niezdarnie wsiadła na rower (bo jednak ją bolało biodro) i pojechała przed siebie nie ogarniając, że z koszyczka wypadł jej portfel i paczka słonecznika.

/ztx2
ODPOWIEDZ