: 19 paź 2023, 19:45
- O wszystkim – potwierdziła łagodnym tonem sugerującym, że to nie był wymóg, ale też ów głos otwierał pewne drzwi. To był głos kogoś gotowego wysłuchać, zrozumieć, pocieszyć, doradzić albo pomilczeć. Kogoś, kto dawał możliwość na to wszystko, nawet na odległość. Margarita od zawsze emanowała własną przyjemną energią, ale zaawansowaną sztuką było docierać nią ponad tysiąc pięćset kilometrów dalej.
Nie skomentowała swej cudowności, o której doskonale wiedziała. Teraz skupiła się na Beverly. To ją miała zmotywować, pocieszyć i doładować energią. To ona w tej chwili miała poczuć się cudownie na tyle na ile się dało po ciężkiej rozmowie z żoną. Sprowadzanie tego do siebie nie było w geście Margo, choć była świadoma swej wartości. Nie od zawsze tak się ceniła, ale starszy brat w kółko powtarzał, że była wyjątkowa. Robił to ciągle, raz po raz, aż mu uwierzyła; poczuła, że była coś warta i szlifowała to w zawodzie, który kochała.
Słysząc o rozwodzie zamknęła oczy. Ciężko powiedzieć, co teraz czuła. Mieszankę ulgi, ale też złości. Wiedziała z czym wiązał się proces definitywnego rozstania z drugą połówką. Przechodziła przez to. Trwała w długiej separacji, która wcale nie sprawiła, że odcięcie więzi między nią a Tessą bolało mniej. Zgodnie z tym, co usłyszała od koleżanki psycholożki rozwód przeżywało się jak żałobę. Nagle traciło się osobę, z którą dzieliło się życie. Nie było obok jej osoby, głosu, dotyku, rzeczy, zapachu, ulubionego jedzenia.. to wszystko przepadało, jakby naprawdę ów osoba zmarła i nagle należało odnaleźć się w nowej rzeczywistości (bez niej).
- Rozumiem – Jak trudno było podzielić się nowym planem. – Wiem, jak trudno jest podjąć TĘ decyzję. – Również była w sytuacji, kiedy wreszcie z żoną musiały powiedzieć dość, co było cholernie trudne. – Na pewno nie jest ci łatwo. – Ani z tym, że musiała powiedzieć żonie o rozwodzie ani z pogodzeniem się sama ze sobą. Pomimo tego, co zrobiła Jen oczywistym było rozdarcie, które czułaby Beverly. Z jednej strony miała do czynienia z żoną, która ją okłamywała a z drugiej.. cóż, to była jej żona. Kobieta, którą kocha(ła). Miałaby się teraz od niej odwrócić?
Podczas kolejnych słów Strand do szatni weszły dwie dziewczyny. Margo postanowiła wyjść z pomieszczenia i uznała, że pójdzie do samochodu bez przebierania się. Potrzebowała teraz prywatności, dlatego jedną wolną ręką ściągała uprzęże do wspinaczki jednocześnie spojrzeniem dając Carlowi do zrozumienia, że będzie już iść.
- A czy ona.. – Urwała, bo miała problem z ostatnim zapięciem. – Scusa. Zdejmuje uprząż. – Potrzebowała chwili aby się z nią uporać, po czym od razu ruszyła do wyjścia. – Idę do samochodu. Tam będę miała spokój. – Musiała wyjaśnić to małe zakręcenie po jej stronie słuchawki. Nie chciała aby Beverly poczuła się zignorowana. Wręcz przeciwnie, Margo robiła wszystko aby znaleźć się w otoczeniu odpowiednim do przedłużenia tej rozmowy.
Po otwarciu auta wrzuciła torbę na siedzenie pasażera i zajęła miejsce przed kierownicą wreszcie pozostając w przestrzeni, w której nikt nie powinien jej przeszkadzać.
- Beverly, po tym co ci zrobiła równie dobrze mogłabyś jej nie odwiedzać i słowem nie wspomnieć o rozwodzie. Dostałaby papiery do więzienia i tyle. – Strand miała do tego święte prawo nadane jej przez zakłamaną Jen. – Tylko, że tego nie zrobiłaś, bo jesteś porządną osobą. Powiadomiłaś ją przed faktem a ona co? Nagle wyskakuje ci z tajemniczym kimś, po kogo telefonie miałaby wyjść na wolność? – To brzmiało jak kolejny przekręt albo niewygodny fakt (od czego lepiej trzymać się z daleka). Nie dość, że Jennifer cały czas okłamywała Beverly to jeszcze podobno miała wysoko postawione znajomości, które również ukrywała przed żoną?
Westchnęła wiedząc, że zbyt dużo powiedziała, ale nie mogła pozostawić kobiety samej z nękającymi ją myślami.
- To twoja żona, kochasz ją i czujesz się za nią odpowiedzialna. Jasne, że jakąś cząstką siebie – Choćby minimalną. – chcesz ją chronić. Być może to się uda. Być może Jen wyjdzie z więzienia, ale co dalej? Czy w tej chwili, gdy zamykasz oczy, jesteś w stanie wyobrazić sobie, że znów zasiadacie do wspólnej kolacji? Że podczas spaceru, rozmowy albo oglądania filmu będziesz w stanie szczerze przed samą sobą przyznać, że znów ufasz tej kobiecie? – Bertinelli spodziewała się, że Jen straciła sporo zaufania w oczach Beverly. Być może nawet całe, więc czy po czymś takim pani oficer znów zaufa swej małżonce?
Oparła głowę o zagłówek i westchnęła wiedząc, że zadawała trudne pytania. Nie czuła się z tym dobrze. Wolałaby mieć możliwość spojrzenia Beverly w oczy, odczytania jej reakcji i złagodzenia tego co czuła w sposób inny niż tylko rozmową (na domiar złego przez telefon).
- Bambina - Łagodność powróciła do jej głosu. Nie umiała w taki sam sposób mówić o Jen. - czego potrzebujesz? Co mogę dla ciebie zrobić? - Postara się, choćby na odległość.
Nie skomentowała swej cudowności, o której doskonale wiedziała. Teraz skupiła się na Beverly. To ją miała zmotywować, pocieszyć i doładować energią. To ona w tej chwili miała poczuć się cudownie na tyle na ile się dało po ciężkiej rozmowie z żoną. Sprowadzanie tego do siebie nie było w geście Margo, choć była świadoma swej wartości. Nie od zawsze tak się ceniła, ale starszy brat w kółko powtarzał, że była wyjątkowa. Robił to ciągle, raz po raz, aż mu uwierzyła; poczuła, że była coś warta i szlifowała to w zawodzie, który kochała.
Słysząc o rozwodzie zamknęła oczy. Ciężko powiedzieć, co teraz czuła. Mieszankę ulgi, ale też złości. Wiedziała z czym wiązał się proces definitywnego rozstania z drugą połówką. Przechodziła przez to. Trwała w długiej separacji, która wcale nie sprawiła, że odcięcie więzi między nią a Tessą bolało mniej. Zgodnie z tym, co usłyszała od koleżanki psycholożki rozwód przeżywało się jak żałobę. Nagle traciło się osobę, z którą dzieliło się życie. Nie było obok jej osoby, głosu, dotyku, rzeczy, zapachu, ulubionego jedzenia.. to wszystko przepadało, jakby naprawdę ów osoba zmarła i nagle należało odnaleźć się w nowej rzeczywistości (bez niej).
- Rozumiem – Jak trudno było podzielić się nowym planem. – Wiem, jak trudno jest podjąć TĘ decyzję. – Również była w sytuacji, kiedy wreszcie z żoną musiały powiedzieć dość, co było cholernie trudne. – Na pewno nie jest ci łatwo. – Ani z tym, że musiała powiedzieć żonie o rozwodzie ani z pogodzeniem się sama ze sobą. Pomimo tego, co zrobiła Jen oczywistym było rozdarcie, które czułaby Beverly. Z jednej strony miała do czynienia z żoną, która ją okłamywała a z drugiej.. cóż, to była jej żona. Kobieta, którą kocha(ła). Miałaby się teraz od niej odwrócić?
Podczas kolejnych słów Strand do szatni weszły dwie dziewczyny. Margo postanowiła wyjść z pomieszczenia i uznała, że pójdzie do samochodu bez przebierania się. Potrzebowała teraz prywatności, dlatego jedną wolną ręką ściągała uprzęże do wspinaczki jednocześnie spojrzeniem dając Carlowi do zrozumienia, że będzie już iść.
- A czy ona.. – Urwała, bo miała problem z ostatnim zapięciem. – Scusa. Zdejmuje uprząż. – Potrzebowała chwili aby się z nią uporać, po czym od razu ruszyła do wyjścia. – Idę do samochodu. Tam będę miała spokój. – Musiała wyjaśnić to małe zakręcenie po jej stronie słuchawki. Nie chciała aby Beverly poczuła się zignorowana. Wręcz przeciwnie, Margo robiła wszystko aby znaleźć się w otoczeniu odpowiednim do przedłużenia tej rozmowy.
Po otwarciu auta wrzuciła torbę na siedzenie pasażera i zajęła miejsce przed kierownicą wreszcie pozostając w przestrzeni, w której nikt nie powinien jej przeszkadzać.
- Beverly, po tym co ci zrobiła równie dobrze mogłabyś jej nie odwiedzać i słowem nie wspomnieć o rozwodzie. Dostałaby papiery do więzienia i tyle. – Strand miała do tego święte prawo nadane jej przez zakłamaną Jen. – Tylko, że tego nie zrobiłaś, bo jesteś porządną osobą. Powiadomiłaś ją przed faktem a ona co? Nagle wyskakuje ci z tajemniczym kimś, po kogo telefonie miałaby wyjść na wolność? – To brzmiało jak kolejny przekręt albo niewygodny fakt (od czego lepiej trzymać się z daleka). Nie dość, że Jennifer cały czas okłamywała Beverly to jeszcze podobno miała wysoko postawione znajomości, które również ukrywała przed żoną?
Westchnęła wiedząc, że zbyt dużo powiedziała, ale nie mogła pozostawić kobiety samej z nękającymi ją myślami.
- To twoja żona, kochasz ją i czujesz się za nią odpowiedzialna. Jasne, że jakąś cząstką siebie – Choćby minimalną. – chcesz ją chronić. Być może to się uda. Być może Jen wyjdzie z więzienia, ale co dalej? Czy w tej chwili, gdy zamykasz oczy, jesteś w stanie wyobrazić sobie, że znów zasiadacie do wspólnej kolacji? Że podczas spaceru, rozmowy albo oglądania filmu będziesz w stanie szczerze przed samą sobą przyznać, że znów ufasz tej kobiecie? – Bertinelli spodziewała się, że Jen straciła sporo zaufania w oczach Beverly. Być może nawet całe, więc czy po czymś takim pani oficer znów zaufa swej małżonce?
Oparła głowę o zagłówek i westchnęła wiedząc, że zadawała trudne pytania. Nie czuła się z tym dobrze. Wolałaby mieć możliwość spojrzenia Beverly w oczy, odczytania jej reakcji i złagodzenia tego co czuła w sposób inny niż tylko rozmową (na domiar złego przez telefon).
- Bambina - Łagodność powróciła do jej głosu. Nie umiała w taki sam sposób mówić o Jen. - czego potrzebujesz? Co mogę dla ciebie zrobić? - Postara się, choćby na odległość.