pieprzeni turyści..
Pearl Lagune była drugą dzielnicą, którą poznawał doszczętnie i która była dla niego pewnie równie bliska co i Opal Moonlane. Z racji swej lokalizacji blisko morza i plaży, Buchanan często bywał w tym rejonie korzystając z urokliwych miejscówek gdzie można było zjeść bądź po prostu usiąść i pogapić w rozciągające się daleko ponad horyzont morze. Przynosiło mu to swego rodzaju ukojenie jak i powiew weny, której w ostatnim czasie potrzebował nieco więcej. Zaczął pisać wiersze, do tego wciąż czekało na niego pieprznięte opowiadanie, materiał na książkę, który pasowało wreszcie skończyć. Miał jednak dzisiaj problem z zebraniem myśli, toteż wylądował siłą woli w tym rejonie aby najpierw coś zjeść a potem pewnie pospacerować wzdłuż plaży. Z racji tego, że w Denver nie miał dostępu do morza to aktualnie czerpał z tego niczym dzieciak, ciesząc się na sam widok fal obijających się brzeg czy nawet już tych nieszczęsnych ludzi, turystów. Tych aktualnie namnożyła się zatrważająca liczba, co poniekąd Jordana strasznie irytowała. W teorii sam siebie mógłby nazwać turystą więc czy miał więc prawo do tego aby się unosić? Może trochę, tak myślę. Jakby nie patrzeć gdy tylko otwierała swoje wargi aby coś powiedzieć to od razu pierwsze co się rzucało w "uszy" to jego akcent, typowy dla Amerykańców.
Na dzisiaj planował standardowy seans, gdzieś przy swojej ulubionej miejscówce w tej okolicy. Mała i przyjemna knajpka na styl meksykańska oferowała dosyć dobre taco i inne przysmaki, które to często tutaj zamawiał. Jakoś tak go wzięło na próbowanie wszystkich kuchni świata bo czemuż by nie?
Może też chciał to porównać z tym co jadała w Stanach i był też w sumie ciekawy czy ta kultura kuchni świata była wszędzie podobna albo chociaż zbliżona. Do tej pory wszystko smakowało a jedyne co omijał to zdaje się owoce morza, w tym wszelakich cudów świata charakterystycznych dla tej części świata.
Pojawiając się na miejscu zastał go tłum ludzi oraz przepełnione stoliki na zewnątrz, co poniekąd go zirytowało dosyć mocno. Pogoda i cała aura tego miejsca o tej porze roku powodowała spory ruch w okolicznych knajpkach, sklepikach czy innych takich. Nawet wypożyczalnia z deskami do surfingu przeżywała dobry czas. Wszystko fajnie, ale on jedyne o czym marzył to o jedzeniu i podziwianiu widoku z tej zatoczki, która oddzielała w jakiś sposób przestrzeń miejską od plaży. Zdawało się jednak o spokój i miejsce dzisiaj będzie nie lada ciężko. Trochę zawiódł się też na ludziach i ich kulturze słowa, gdy Ci co przed nim stali wygłupiali się i coś tam żartowali. Jednym zdaniem - hołota wjechała na salony.
- Kurwa mać ile wiary... - mruknął wkurwiony pod nosem, pewnie nie zważając na to, że niedaleko koło niego stała urodziwa dama. Zza swoich okularów pewnie zlustrowała go wzrokiem, biorąc go być może samego za takiego głupiutkiego turystę. Obejrzał się za nią, pewnie próbując ratować sytuacje i się wytłumaczyć ale w sumie czy powinien to robić?
Jakby nie patrzeć i tak będzie tutaj stał do usranej śmierci, więc co mu po tym, że kogoś zaczepi?
- Proszę nie brać mnie za turystę. Jestem tutaj znacznie dłużej niż te dwa tygodnie urlopu, jak niektórzy tutaj.. - powiedział, kierując swoje słowa do nieznajomej. Przykre to było dla niego wszystko, bo ciągle czuł się nieco wyobcowany w Australii nie mając za dużo znajomych, którzy na przykład doradziliby mu o której nie pchać się w tej rejony, kiedy omijać bum turystów i korki w okolicy. Uczył się jednak wszystkiego sam biedny, tak samo tego jak funkcjonowała turystyka w Lorne Bay..